Nabroiłam.
Pokłóciłam się chyba z każdym, z kim tylko mogłam. W przypadku Viviane nie
czułam się do końca winna. Robiłam to, co uważałam za słuszne. Nie mogłam
pozwolić Viviane na zrobienie takiej głupoty. Rongvald na pewno dobrze by się
nią zaopiekował, ale nieśmiało rozwijało się uczucie między nią a Reyem.
Niemniej
zrozumiałam też stanowisko Viviane. Dbała o dobro królestwa, a nie o siebie. To
przypomniało mi słowa Heku. Przejrzał nas na wylot. Trzeba było mu to przyznać,
choć robiłam to raczej niechętnie. Miał rację.
Wszyscy
spotkaliśmy się na uroczystym obiedzie jeszcze tego samego dnia. Meeri
osobiście nalała wszystkim wina. Gdy wyszła, odezwałam się jako pierwsza,
zwracając się do Viaiane:
– Czy mogę
coś powiedzieć?
Viviane
zmarszczyła brwi, ale skinęła głową na znak aprobaty. Wstałam wtedy i skłoniłam
się w stronę Rongvalda. Zapewne domyślał się, o co mi chodzi, jednak zachował
powagę.
– Królu
Rongvaldzie – zaczęłam oficjalnym tonem. – Chciałam najmocniej przeprosić za
moje wcześniejsze zachowanie. To co zrobiłam, było bardzo nie stosowne.
Pokornie proszę o wybaczenie i wyznaczenie mi należytej kary, jako że
przyniosłam wstyd mojej królowej, działając na własną rękę.
Zaległa
głucha cisza. Reynald zbaraniał, słysząc moje słowa. Choć wiedział o mojej
kłótni z Viviane, nie spodziewał się zapewne takiego rozwoju wydarzeń. A
wynikało to z mojej czystej złośliwości wobec Viviane. Miała rację, to prawda,
przynajmniej w pewnych kwestiach.
Niemniej
byliśmy wszyscy przyjaciółmi, co sama zawsze powtarzała. Postanowiłam zatem dać
jej nauczkę. Bo tym, co dziś powiedziała, odsunęła mnie od siebie, tworząc
dystans. Chciałam by poczuła na własnej skórze konsekwencje takiego
postępowania. Przypomniała mi, że jest królową, więc zamierzałam jej pokazać,
jak to jest.
Teraz
wszystko zależało od reakcji Rongvalda. Mógł udawać, że źle zrobiłam lub mógł
mnie poprzeć, co mogłoby trochę namieszać.
– Nie! –
zaoponowała Viviane, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. – Nie musisz przepraszać,
Nigmet.
– O tym to
chyba ja powinienem zadecydować.
– Nie. To
ja przepraszam za zachowanie Nigmet, jako że to ja wybrałam ją na swojego
doradcę. Właśnie dlatego, że jest szczera i mówi co myśli – oznajmiła stanowczo
Viviane. – Dzięki temu sprowadza mnie na ziemię, kiedy trzeba i pilnuje bym nie
zrobiła czegoś pochopnie.
Rongvald
roześmiał się na to, zbijając ją z tropu.
–
Zaniepokoiła mnie nieco ta sytuacja – wyznał po chwili. – Fakt, że Nigmet teraz
przepraszała wydawał mi się dziwny i nienaturalny. Zaprzeczał nieco temu, co
Nigmet opowiedziała mi o tobie podczas wizyty w moim królestwie. Niemniej,
Viviane, udowodniłaś, że mówiła prawdę.
– Nie
rozumiem?
– Bez obaw,
nie mam Nigmet za złe tego, co powiedziała. Ja również doceniam jej szczerość i
zazdroszczę ci takiego doradcy, Viviane.
– To
prawda, że poszczęściło mi się.
Teraz to ja
czułam się zdezorientowana, bo nie do końca nadążałam za sytuacją. Co tam się
tak właściwie właśnie stało? Wyglądało na to, że Rongvald testował Viviane, a
tego się nie spodziewałam.
– Niemniej
obie moje propozycje są nadal aktualne – stwierdził wesoło Rongvald. – Zarówno
dla ciebie jak i Nigmet.
– Schlebia
mi to Rongvaldzie, ale jak już mówiłam, nie pozwolę Nigmet na ślub z rozsądku.
– Nie, nie!
Proponowałem jedynie pomoc, zważając na fakt, że niezamężna kobieta z tak
wysoką pozycją, będzie przyciągać kandydatów. Miałem raczej na myśli małżeństwo
na papierze z dogodnymi warunkami.
– Doceniam
troskę, Rongvaldzie – stwierdziłam i westchnęłam ciężko. – Ale poradziliśmy
sobie z tą sytuacją. Znaczy… Niektórzy sobie poradzili bez zgody innych –
dodałam.
– W takim
razie nie będę nalegać – roześmiał się.
– Czy masz
jakieś życzenia odnośnie dzisiejszego popołudnia? – zapytała Viviane. – Jest
coś, co w szczególności chciałbyś zobaczyć?
– Ciekawi
mnie wasze wojsko, jako że znam je jedynie z opowiadań Callana. Chętnie też
zmierzyłbym się z trójką obecnych tu rycerzy.
– To nie
powinno stanowić problemu, prawda? – mruknęła Viviane, patrząc wymownie na
Callana i Reynalda. Tylko na nich, jako że Nukki kiwał energicznie głową. –
Doskonale.
– To będzie
zaszczyt – rzekł Nukki.
– A ty,
Laurette? Masz jakieś życzenia, moja droga?
–
Chciałabym się udać po obiedzie do biblioteki. Interesują mnie wasze zbiory.
– Orlaith –
zwróciła się do niej Vivian. – Czy możesz?
–
Oczywiście! Pozwól, że będę ci towarzyszyć, księżniczko Laurette.
– Och,
wystarczy Laurette. Wszyscy jesteśmy równi.
***
– To kto
pierwszy się ze mną zmierzy? – zapytał wesoło Rongvald, patrząc na trzech
stojących przed nim rycerzy. Jako że żaden nie zgłosił się na ochotnika,
zmrużył oczy i wycelował ostrzem miecza w stronę Callana. – Callanie? Zdaje
się, że nie mieliśmy okazji spróbować swoich sił, podczas twojej wizyty w moim
zamku.
– To prawda
– mruknął Callan, występując do przodu. Wyciągnął swój miecz i rzucił do
przyjaciół: – Odsuńcie się.
– Wyczuwam
kłopoty – westchnął Nukki.
– No co ty
– mruknął Reynald. – Call jest wściekły jak diabli.
– O co?
– Ach,
nie było cię wtedy z nami. Rongvald zaproponował Nigmet, że zaaranżuje jej ślub
z kimś z Flosterry.
– Ouu…
Tymczasem
Callan i Rongvald mierzyli się spojrzeniami, oceniając siłę drugiego. O ile
króla Flostery zdawało się bawić drażnienie Callana, o tyle sam Callan nie był
tym zbyt zadowolony. Nie chciał atakować pierwszy, ale stoicki spokój Rongvalda
działał mu na nerwy.
Zamachnął
się mieczem, ale nie zaatakował. Wolał zmylić przeciwnika i zaatakować od boku.
Jednak Rongvaldowi udało się zablokować cios. Bez cienia wątpliwości był on
wprawionym szermierzem. Ale Callan też posługiwał się bronią nie od dziś.
Bez
problemu obronił się przed atakami Rongvalda i gdy tylko wyczekał dobry moment,
celował w jego klatkę piersiową.
– Nie
powstrzymujesz się – zauważył król i uśmiechnął się złowieszczo. – Celujesz by
zabić.
–
Wierzę, że mam do czynienia z doświadczonym szermierzem i nie muszę dawać
królowi forów.
– Bardzo
dobrze. Wolę wygrywać o własnych siłach.
– O ile
dasz radę mnie pokonać – prychnął Callan i wykonał poziome cięcie. Zaraz po tym
skoczył, atakując mieczem z góry. – Jedno trzeba ci oddać, umiesz robić uniki.
To jednak nie przyniesie ci zwycięstwa.
W
odpowiedzi na tą prowokację, Rongvald nagle zniknął i momentalnie pojawił się
za Callanem. Omal nie skrócił go o głowę, ale Callan dał radę obronić się i tym
razem. Był pewny swoich umiejętności, więc nie bał się wykonywać ryzykownych
ruchów.
– Obaj
są dobrzy – przyznał cicho Nukki.
Reynald
skinął głową.
– Tak,
ale uważam, że Callan przegra – stwierdził Reynald. Gdy Nukki spojrzał na niego
zdziwiony, ciągnął dalej: – Rongvald świetnie się bawi, tymczasem Callan jest
wkurzony. To go ogranicza. Nie powinno się walczyć w gniewie.
– To
prawda. Ale czy myślisz, że zaślepia go to do tego stopnia?
– W
końcu chodzi o Nigmet – zaśmiał się Reynald.
Dalej
obserwowali walkę już w ciszy przerywanej jedynie szczękaniem oręża. Była to
zażarta walka, a szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną raz w drugą
stronę.
– Co do
Nigmet… – odezwał się nagle Rongvald. Mówił cicho, by nikt poza Callanem nie
mógł go usłyszeć. – Dlaczego nie pozwolisz jej odejść? Jest bardzo ciekawa.
Skoro Viviane odrzuciła moją propozycję, zadowoliłbym się Nigmet.
–
Zadowolił? – powtórzył Callan. – Nigmet nie jest kimś, kim można się zadowolić
– wycedził przez zęby. – Nie jest zastępstwem za Viviane.
Powiedziawszy
to, uderzył z całej siły. Zdziwił się, gdy jego miecz poszybował w powietrzu.
To właśnie to czekał Rongvald. Jeden nieprzemyślany ruch Callana wystarczył, by
przynieść królowi zwycięstwo.
–
Dziękuję, to był bardzo interesujący pojedynek.
– Ta…
Gratuluje wygranej – mruknął Callan i mijając Rongvalda, położył dłoń na jego
ramieniu. – Trzymaj się z dala od Nigmet.
–
Oszałamiające zwycięstwo.
– Do
samego końca nie było wiadomo, kto wygra.
–
Sprowokowałem go – wyznał Rongvald, oglądając się w kierunku, w którym zniknął
Callan. – Gdyby nie to, bez wątpienia bym przegrał.
– A więc
nie chodziło o walkę? – podchwycił Rey.
– O to
też chodziło, choć z Callanem… Chciałem coś sprawdzić.
***
– Już
chcecie wracać? – zawyłam, nie kryjąc rozczarowania. – Aleeee czemuuuu?
– Już? –
zaśmiała się Laurette. – Spędziliśmy tu ponad tydzień! Odpoczywając i dobrze
się bawiąc, a mamy jeszcze masę obowiązków!
– Ale
nie możecie jeszcze trochę zostać? – upierałam się.
– Nigmet
ma rację. Jeden dzień wam nie zaszkodzi – przytaknęła z uśmiechem Viviane.
– Nam
nie, ale co z Flosterrą? – zapytał Rongvald. – Staruszek i tak marudził, gdy
usłyszał o tym wyjeździe. Załamie się, jeśli przeciągniemy to jeszcze dłużej.
To był cudowny czas, cudowna wizyta. Zobaczyłem piękne królestwo i poznałem
lepiej wasze zwyczaje. Omówiliśmy też warunki współpracy, więc nie pozostało
nam nic, jak tylko wdrażać postanowienia w życie.
– Nie
zostaniecie chociaż na obiad? – podsunęłam z nadzieją. – Nie możecie wracać
głodny.
– Moja
droga, tak się objadłem na śniadaniu, że przez kolejny tydzień nie dam rady nic
zjeść.
– Nie
martw się, Nigmet – odezwała się Laurette i przytuliła mnie na pożegnanie. –
Spotkamy się jeszcze. Nie rozstajemy się na zawsze.
– No ja
mam nadzieję.
– Zatem
bezpiecznej podróży – powiedziała Viviane. – Do zobaczenia ponownie.
–
Dziękujemy. Za wszystko. To był niezapomniany czas.