Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



sobota, 20 stycznia 2018

Legion Nowego Świata: Rozdział 17


            Nabroiłam. Pokłóciłam się chyba z każdym, z kim tylko mogłam. W przypadku Viviane nie czułam się do końca winna. Robiłam to, co uważałam za słuszne. Nie mogłam pozwolić Viviane na zrobienie takiej głupoty. Rongvald na pewno dobrze by się nią zaopiekował, ale nieśmiało rozwijało się uczucie między nią a Reyem.
            Niemniej zrozumiałam też stanowisko Viviane. Dbała o dobro królestwa, a nie o siebie. To przypomniało mi słowa Heku. Przejrzał nas na wylot. Trzeba było mu to przyznać, choć robiłam to raczej niechętnie. Miał rację.
            Wszyscy spotkaliśmy się na uroczystym obiedzie jeszcze tego samego dnia. Meeri osobiście nalała wszystkim wina. Gdy wyszła, odezwałam się jako pierwsza, zwracając się do Viaiane:
            – Czy mogę coś powiedzieć?
            Viviane zmarszczyła brwi, ale skinęła głową na znak aprobaty. Wstałam wtedy i skłoniłam się w stronę Rongvalda. Zapewne domyślał się, o co mi chodzi, jednak zachował powagę.
            – Królu Rongvaldzie – zaczęłam oficjalnym tonem. – Chciałam najmocniej przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. To co zrobiłam, było bardzo nie stosowne. Pokornie proszę o wybaczenie i wyznaczenie mi należytej kary, jako że przyniosłam wstyd mojej królowej, działając na własną rękę.
            Zaległa głucha cisza. Reynald zbaraniał, słysząc moje słowa. Choć wiedział o mojej kłótni z Viviane, nie spodziewał się zapewne takiego rozwoju wydarzeń. A wynikało to z mojej czystej złośliwości wobec Viviane. Miała rację, to prawda, przynajmniej w pewnych kwestiach.
            Niemniej byliśmy wszyscy przyjaciółmi, co sama zawsze powtarzała. Postanowiłam zatem dać jej nauczkę. Bo tym, co dziś powiedziała, odsunęła mnie od siebie, tworząc dystans. Chciałam by poczuła na własnej skórze konsekwencje takiego postępowania. Przypomniała mi, że jest królową, więc zamierzałam jej pokazać, jak to jest.
            Teraz wszystko zależało od reakcji Rongvalda. Mógł udawać, że źle zrobiłam lub mógł mnie poprzeć, co mogłoby trochę namieszać.
            – Nie! – zaoponowała Viviane, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. – Nie musisz przepraszać, Nigmet.
            – O tym to chyba ja powinienem zadecydować.
            – Nie. To ja przepraszam za zachowanie Nigmet, jako że to ja wybrałam ją na swojego doradcę. Właśnie dlatego, że jest szczera i mówi co myśli – oznajmiła stanowczo Viviane. – Dzięki temu sprowadza mnie na ziemię, kiedy trzeba i pilnuje bym nie zrobiła czegoś pochopnie.
            Rongvald roześmiał się na to, zbijając ją z tropu.
            – Zaniepokoiła mnie nieco ta sytuacja – wyznał po chwili. – Fakt, że Nigmet teraz przepraszała wydawał mi się dziwny i nienaturalny. Zaprzeczał nieco temu, co Nigmet opowiedziała mi o tobie podczas wizyty w moim królestwie. Niemniej, Viviane, udowodniłaś, że mówiła prawdę.
            – Nie rozumiem?
            – Bez obaw, nie mam Nigmet za złe tego, co powiedziała. Ja również doceniam jej szczerość i zazdroszczę ci takiego doradcy, Viviane.
            – To prawda, że poszczęściło mi się.
            Teraz to ja czułam się zdezorientowana, bo nie do końca nadążałam za sytuacją. Co tam się tak właściwie właśnie stało? Wyglądało na to, że Rongvald testował Viviane, a tego się nie spodziewałam.
            – Niemniej obie moje propozycje są nadal aktualne – stwierdził wesoło Rongvald. – Zarówno dla ciebie jak i Nigmet.
            – Schlebia mi to Rongvaldzie, ale jak już mówiłam, nie pozwolę Nigmet na ślub z rozsądku.
            – Nie, nie! Proponowałem jedynie pomoc, zważając na fakt, że niezamężna kobieta z tak wysoką pozycją, będzie przyciągać kandydatów. Miałem raczej na myśli małżeństwo na papierze z dogodnymi warunkami.
            – Doceniam troskę, Rongvaldzie – stwierdziłam i westchnęłam ciężko. – Ale poradziliśmy sobie z tą sytuacją. Znaczy… Niektórzy sobie poradzili bez zgody innych – dodałam.
            – W takim razie nie będę nalegać – roześmiał się.
            – Czy masz jakieś życzenia odnośnie dzisiejszego popołudnia? – zapytała Viviane. – Jest coś, co w szczególności chciałbyś zobaczyć?
            – Ciekawi mnie wasze wojsko, jako że znam je jedynie z opowiadań Callana. Chętnie też zmierzyłbym się z trójką obecnych tu rycerzy.
            – To nie powinno stanowić problemu, prawda? – mruknęła Viviane, patrząc wymownie na Callana i Reynalda. Tylko na nich, jako że Nukki kiwał energicznie głową. – Doskonale.
            – To będzie zaszczyt – rzekł Nukki.
            – A ty, Laurette? Masz jakieś życzenia, moja droga?
            – Chciałabym się udać po obiedzie do biblioteki. Interesują mnie wasze zbiory.
            – Orlaith – zwróciła się do niej Vivian. – Czy możesz?
            – Oczywiście! Pozwól, że będę ci towarzyszyć, księżniczko Laurette.
            – Och, wystarczy Laurette. Wszyscy jesteśmy równi.

***

            – To kto pierwszy się ze mną zmierzy? – zapytał wesoło Rongvald, patrząc na trzech stojących przed nim rycerzy. Jako że żaden nie zgłosił się na ochotnika, zmrużył oczy i wycelował ostrzem miecza w stronę Callana. – Callanie? Zdaje się, że nie mieliśmy okazji spróbować swoich sił, podczas twojej wizyty w moim zamku.
            – To prawda – mruknął Callan, występując do przodu. Wyciągnął swój miecz i rzucił do przyjaciół: – Odsuńcie się.
            – Wyczuwam kłopoty – westchnął Nukki.
            – No co ty – mruknął Reynald. – Call jest wściekły jak diabli.
            – O co?
            – Ach, nie było cię wtedy z nami. Rongvald zaproponował Nigmet, że zaaranżuje jej ślub z kimś z Flosterry.
            – Ouu…
            Tymczasem Callan i Rongvald mierzyli się spojrzeniami, oceniając siłę drugiego. O ile króla Flostery zdawało się bawić drażnienie Callana, o tyle sam Callan nie był tym zbyt zadowolony. Nie chciał atakować pierwszy, ale stoicki spokój Rongvalda działał mu na nerwy.
            Zamachnął się mieczem, ale nie zaatakował. Wolał zmylić przeciwnika i zaatakować od boku. Jednak Rongvaldowi udało się zablokować cios. Bez cienia wątpliwości był on wprawionym szermierzem. Ale Callan też posługiwał się bronią nie od dziś.
            Bez problemu obronił się przed atakami Rongvalda i gdy tylko wyczekał dobry moment, celował w jego klatkę piersiową.
            – Nie powstrzymujesz się – zauważył król i uśmiechnął się złowieszczo. – Celujesz by zabić.
            – Wierzę, że mam do czynienia z doświadczonym szermierzem i nie muszę dawać królowi forów.
            – Bardzo dobrze. Wolę wygrywać o własnych siłach.
            – O ile dasz radę mnie pokonać – prychnął Callan i wykonał poziome cięcie. Zaraz po tym skoczył, atakując mieczem z góry. – Jedno trzeba ci oddać, umiesz robić uniki. To jednak nie przyniesie ci zwycięstwa.
            W odpowiedzi na tą prowokację, Rongvald nagle zniknął i momentalnie pojawił się za Callanem. Omal nie skrócił go o głowę, ale Callan dał radę obronić się i tym razem. Był pewny swoich umiejętności, więc nie bał się wykonywać ryzykownych ruchów.
            – Obaj są dobrzy – przyznał cicho Nukki.
            Reynald skinął głową.
            – Tak, ale uważam, że Callan przegra – stwierdził Reynald. Gdy Nukki spojrzał na niego zdziwiony, ciągnął dalej: – Rongvald świetnie się bawi, tymczasem Callan jest wkurzony. To go ogranicza. Nie powinno się walczyć w gniewie.
            – To prawda. Ale czy myślisz, że zaślepia go to do tego stopnia?
            – W końcu chodzi o Nigmet – zaśmiał się Reynald.
            Dalej obserwowali walkę już w ciszy przerywanej jedynie szczękaniem oręża. Była to zażarta walka, a szala zwycięstwa przechylała się raz w jedną raz w drugą stronę.
            – Co do Nigmet… – odezwał się nagle Rongvald. Mówił cicho, by nikt poza Callanem nie mógł go usłyszeć. – Dlaczego nie pozwolisz jej odejść? Jest bardzo ciekawa. Skoro Viviane odrzuciła moją propozycję, zadowoliłbym się Nigmet.
            – Zadowolił? – powtórzył Callan. – Nigmet nie jest kimś, kim można się zadowolić – wycedził przez zęby. – Nie jest zastępstwem za Viviane.
            Powiedziawszy to, uderzył z całej siły. Zdziwił się, gdy jego miecz poszybował w powietrzu. To właśnie to czekał Rongvald. Jeden nieprzemyślany ruch Callana wystarczył, by przynieść królowi zwycięstwo.
            – Dziękuję, to był bardzo interesujący pojedynek.
            – Ta… Gratuluje wygranej – mruknął Callan i mijając Rongvalda, położył dłoń na jego ramieniu. – Trzymaj się z dala od Nigmet.
            – Oszałamiające zwycięstwo.
            – Do samego końca nie było wiadomo, kto wygra.
            – Sprowokowałem go – wyznał Rongvald, oglądając się w kierunku, w którym zniknął Callan. – Gdyby nie to, bez wątpienia bym przegrał.
            – A więc nie chodziło o walkę? – podchwycił Rey.
            – O to też chodziło, choć z Callanem… Chciałem coś sprawdzić.
***

            – Już chcecie wracać? – zawyłam, nie kryjąc rozczarowania. – Aleeee czemuuuu?
            – Już? – zaśmiała się Laurette. – Spędziliśmy tu ponad tydzień! Odpoczywając i dobrze się bawiąc, a mamy jeszcze masę obowiązków!
            – Ale nie możecie jeszcze trochę zostać? – upierałam się.
            – Nigmet ma rację. Jeden dzień wam nie zaszkodzi – przytaknęła z uśmiechem Viviane.
            – Nam nie, ale co z Flosterrą? – zapytał Rongvald. – Staruszek i tak marudził, gdy usłyszał o tym wyjeździe. Załamie się, jeśli przeciągniemy to jeszcze dłużej. To był cudowny czas, cudowna wizyta. Zobaczyłem piękne królestwo i poznałem lepiej wasze zwyczaje. Omówiliśmy też warunki współpracy, więc nie pozostało nam nic, jak tylko wdrażać postanowienia w życie.
            – Nie zostaniecie chociaż na obiad? – podsunęłam z nadzieją. – Nie możecie wracać głodny.
            – Moja droga, tak się objadłem na śniadaniu, że przez kolejny tydzień nie dam rady nic zjeść.
            – Nie martw się, Nigmet – odezwała się Laurette i przytuliła mnie na pożegnanie. – Spotkamy się jeszcze. Nie rozstajemy się na zawsze.
            – No ja mam nadzieję.
            – Zatem bezpiecznej podróży – powiedziała Viviane. – Do zobaczenia ponownie.
            – Dziękujemy. Za wszystko. To był niezapomniany czas.