– To co teraz? – zapytał Reynald, gdy udało
nam się dotrzeć do stolicy. – Jaki jest plan?
– Plan? – przeraziłam się i w jednej chwili poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.
– Plan? – przeraziłam się i w jednej chwili poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.
– No przecież masz plan, nie? – strapił się.
– Wiedziałeś? – jęknęłam, zerkając nerwowo w
stronę Callana, ale nie wyglądał na chętnego do pomocy.
– Nie jestem idiotą, wiesz? – naburmuszył się
Reynald. – Oczywiście, że się zorientowałem.
– Kiedy?
– Gdy dotarliśmy nad jezioro. Słyszałem twoją
rozmowę z Viviane.
– Och, no popatrz – zaśmiał się Callan.
– Zresztą to było widać, że macie jakiś plan
– stwierdził Rey.
– I nic nie powiedziałeś? – zdziwiłam się.
– To, co mówiłaś brzmiało ryzykownie, ale
sensownie, a Viviane była przekonana, że twój plan wypali. Zaplanowałyście to,
żeby Ejvald porwał Viviane, tym samym uśpiłyście jego czujność. Masz jakiś
dalszy plan, prawda? Więc postanowiłem wam ZAUFAĆ – wyraźnie zaakcentował
ostatnie słowo, powodując u mnie poczucie winy.
– Dobra, dobra – skapitulowałam, unosząc ręce
w geście poddania. – Następnym razem o wszystkim się dowiesz. Na swoje
usprawiedliwienie mam tyle, że Callan specjalnie też o niczym nie wiedział.
– No jeszcze tego by brakowało – mruknął
Reynald.
– Do rzeczy – upomniał nas Callan z miną
niezadowolonego rodzica (wierzcie mi, wiem coś w tej kwestii).
– Viviane powiedziała mi, którędy możemy
dostać się do zamku. Pomocy mamy szukać u drobnej, energicznej blondyneczki,
Meeri. Jest służącą Viv i jej przyjaciółką – wyjaśniłam, gdy kierowaliśmy się
pod mury zamku od strony lasu.
Zgodnie z wytycznymi Viviane.
Znaleźliśmy tam niewielką wyrwę w murze, która prowadziła do różanego ogrodu, a
stamtąd dostaliśmy się do bocznego wejścia, zapewne dla służby i weszliśmy do
zamku. Tam ktoś już na nas czekał. Meeri uśmiechnęła się do nas radośnie i
dygnęła na powitanie.
– Czekałam na was – oznajmiła. – Jesteście w
samą porę.
– Skąd wiedziałaś, że zjawimy się właśnie
teraz?
– Viviane powiedziała mi, gdzie byliście. Nie
trudno było wyliczyć, ile czasu zajmie wam dotarcie tutaj. Zresztą wzięłam
poprawki na to, sugerując się jej opowieściami o was. Jak widać, nie myliła
się. Przyszliście.
– Gdzie Viviane? – zapytał Reynald, wychodząc
na przód.
– Spokojnie. Dajcie jej chwilę – powiedziała
Meeri, uśmiechając się tajemniczo. – Ona też miała plan. Nie próżnowała,
czekając na was. Ta podróż naprawdę ją zmieniła.
– Jaki?
– Mówiłam, że jesteście w samą porę –
powtórzyła Meeri i dodała: – Viviane została właśnie zaproszona na obiad w
towarzystwie Ejvalda. Są zupełnie sami, bez straży, a ona niedawno poprosiła
mnie o jakieś środki nasenne. Lepszej okazji nie będzie na zabicie Ejvalda.
– Prowadź – poprosił Reynald i skłonił się
lekko.
– Zapomniałeś „moja pani” – mruknęłam pod
nosem i razem z Callanem parsknęliśmy cichym śmiechem. – Widać, że naszemu
rycerzowi zmieniły się zwyczaje.
Meeri szła pierwsza, sprawdzając
drogę. Udało nam się dostać na wyższą kondygnację, ale tam napotkaliśmy
przeszkodę w postaci straży. Nie mieliśmy, dokąd uciekać. A gdy koło nas
przeszedł dostojnie wyglądający, młody mężczyzna, który pojawił się dosłownie
znikąd, byłam pewna, że już po nas. Ale nieznajomy nie zwrócił na nas uwagi,
zupełnie jakbyśmy byli powietrzem. Podszedł do ludzi Ejvalda i odesłał ich
gdzieś. Dopiero wtedy spojrzał na nas i uśmiechnął się szarmancko, po czym sam
oddalił się w sobie tylko znanym kierunku.
– Kto to był? – zapytałam zaciekawiona.
– Lord Joshua, dobry przyjaciel Viviane –
wyjaśniła Meeri.
– Och. Fajnie, że nam pomógł – skwitowałam i
popatrzyłam pytająco na Callana, czując na sobie jego spojrzenie.
Pospiesznie ruszyliśmy dalej, aż
dotarliśmy do dużych, ciężkich drzwi podwójnych, za którymi miała być Viviane z
Ejvaldem. Reynald nie zastanawiając się dłużej, wparował do środka. Callan
kazał mi i Meeri poczekać na zewnątrz.
Nagle wszystko zniknęło. Zapanował
mrok, ale nie czułam strachu. Miałam wrażenie, że trwam zawieszona pomiędzy
światami. Nie byłam zaskoczona, gdy pojawiła się przede mną Jaelle. Spojrzała
na mnie z troską i uśmiechnęła się ciepło, mówiąc:
– Świetnie sobie poradziłaś.
– Jeaell…
– Miło cię widzieć, Dagmaro, a może powinnam
powiedzieć, Nigmet...? – zaśmiała się z nutą kpiny i rozbawienia, po czym
spytała: – Nauczyła cię czegoś ta podróż?
– Żeby nigdy nie ufać wróżkom, a zwłaszcza
tym, które chcą ci opowiedzieć jakąś historię – odgryzłam się, mrużąc oczy. –
Tak, wiele mnie to nauczyło.
– Rozumiesz, dlaczego tu trafiłaś, prawda? –
stwierdziła Jaelle, a ja skinęłam potakująco głową. – Dam ci tym razem
możliwość wyboru. Możesz wrócić do domu, to twoja jedyna szansa, ale wiedz, że
jeśli stąd odejdziesz, już nigdy tu nie wrócisz. Natomiast jeśli zdecydujesz
się tu zostać, możesz na zawsze pożegnać się ze swoim światem.
Zamarłam. Czułam jak krew odpływa mi z głowy,
a może kompletnie wyparowała. Przerażała mnie ta wizja. Miałam wybór, wrócić do
domu albo zostać. Waga tego wyboru przytłaczała mnie kompletnie, a jednak
zacisnęłam dłonie w pięści. Znałam już przecież odpowiedź.
– Czy to nie oczywiste? – prychnęłam,
uśmiechając się złośliwie. – Tęsknię za domem – ciągnęłam dalej. – Ale zostaję
tutaj.
– Jesteś tego pewna?
– Mam tu jeszcze sporo do zrobienia – mruknęłam.
– Bardzo wiele do zrobienia. Nie mogę odejść. Znajdę inny sposób na powrót do
domu. Bez twojej pomocy.
W jednej chwili wszystko zniknęło i
znów stałam z Meeri tuż przed drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i wparowałam do
środka krzycząc:
– Nie zabijajcie go!
Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
Ejvald siedział w fotelu nieprzytomny, lecz wciąż żywy. Rozmowa z Jaelle w
rzeczywistości nie trwała nawet sekundę. Dla wiedźmy wymiarów czas i przestrzeń
nie stanowiły problemu.
Rozumiałam ideę pokonania Ejvalda. W
końcu był zdrajcą, złym człowiekiem, czy jakkolwiek chciałoby się go nazwać –
wszystko brzmiało równie banalnie. Natomiast śmierć sama w sobie nie wyzwalała
we mnie żadnej większej reakcji. Jednak nie chciałam, by moi przyjaciele zabili
Ejvalda dla zemsty. Śmierć jest absolutnym końcem. Nie mogłam pozwolić im na
coś takiego. Zemsta zatruwa życie. I chociaż wydawałoby się, że przyniesie
ukojenie, dokonana staje się jedynie przekleństwem.
– Nigmet…
– Nie chcę, żebyście zniżali się do jego
poziomu. Zawładnięci chęcią zemsty nie będziecie szczęśliwi, jeśli go teraz
zabijecie – stwierdziłam. – Możliwe, że nie potrafię zrozumieć, jak się
czujecie. Ja również żywię do tego człowieka same negatywne uczucia oraz emocje
i uważam, że powinien zostać ukarany za swoje czyny, ale nie w taki sposób.
Powinien stanąć przed sądem, czymkolwiek i otrzymać sprawiedliwy wyrok, nawet
jeśli będzie nim śmierć.
Nie umiałam tego wyjaśnić, ale czułam,
że nie mogę im na to pozwolić. Wydawało mi się, że jeśli sami dokonają
egzekucji, w przyszłości wydarzy się coś bardzo złego. Sama tego nie
pojmowałam, ale wierzyłam swojej intuicji.
Wszyscy milczeli, ja również. Stałam
wyprostowana, pełna determinacji i z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Patrzyłam w
oczy każdemu z nich z nadzieją, że mnie posłuchają.
– Wygrałaś, Nigmet – odparł Reynald i
westchnął ciężko, po czym z pomocą Callana przywiązał złego generała do
krzesła. – Przypuszczaliśmy, że jednak będziesz protestować…
***
Joshua, używając swojego autorytetu,
pomógł Viviane względnie opanować sytuację panującą w zamku. Jeszcze tego
samego dnia Ejvald wraz ze swoimi poplecznikami, został oskarżony o liczne
popełnione zbrodnie, a dwa dni później skazany na śmirć. Egzekucję wykonano
zaraz po tym, w obawie, że ktoś uwolni go z lochów.
Byłam przy tym obecna. Byłam tam dla
swoich przyjaciół. Nie uciekłam. Wręcz przeciwnie, nalegałam, by im
towarzyszyć, gdy po raz setny powtarzali mi, że nie powinnam iść. Nie
zamierzałam ich słuchać. Patrzyłam uważnie przez cały czas. Nie odwróciłam się
nawet wtedy, gdy głowa Ejvalda potoczyła się po ziemi.
Wraz z Reynaldem i Callanem
zostaliśmy zakwaterowani na tym samym piętrze, co Viviane, chociaż w innym
skrzydle. Jednak to był dopiero początek kłopotów. Nie trudno było się
domyślić, że w zamku zostało jeszcze wiele osób, które popierały rządy Ejvalda.
Nikt bowiem nie oponował, gdy próbował przymusić Viviane do ślubu z nim. Ale
teraz wszyscy się tego wypierali.
Pewnego dnia Meeri przyszła po mnie,
oznajmiając, że Viviane pragnie ze mną porozmawiać. Było to oficjalne wezwanie
od księżniczki, a zarazem przyszłej królowej tego królestwa. W swojej komnacie
przywitała mnie z niezwykle poważną miną i zaproponowała, żebym usiadła.
Posłusznie zajęłam miejsce naprzeciw niej przy małym, okrągłym stoliku i
zapytałam:
– O co chodzi?
– Przede wszystkim chciałam ci z głębi serca
podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś do tej pory – zaczęła. – Wspierałaś
mnie odkąd się spotkałyśmy i uratowałaś. Nie raz. Stałaś się drogą mi
przyjaciółką, za co również jestem ci bardzo wdzięczna, bo w trakcie naszej
podróży przekonałam się, że mogę ci w pełni zaufać. Jesteś do bólu szczera. Tacy
ludzie jak ty są bardzo cenni dla takich jak ja. Nie łatwo jest znaleźć kogoś
szczerego i bezinteresownego, gdy w grę wchodzą pieniądze czy władza.
– A kto powiedział, że ja to bezinteresownie
zrobiłam? – zaśmiałam się radośnie. – Również uważam cię za przyjaciółkę i to
już samo w sobie jest dla mnie wystarczającym powodem. Ale nie jest to
bezinteresowne. Właściwie bardzo samolubne, bo niewiele obchodzi mnie los
obcych ludzi, w porównaniu do tych, którzy są mi bliscy.
– Tak jest dobrze. W związku z tym, mam
nadzieję, że zgodzisz się pomóc mi raz jeszcze – oznajmiła Viviane, biorąc moją
dłoń w swoje i wlepiając we mnie spojrzenie fiołkowych oczu.
– Chodzi ci o sytuację w zamku? – zapytałam,
marszcząc brwi. – Bez wątpienia nie dzieje się tu najlepiej. Słyszałam już
wiele niedobrych plotek.
– Właśnie. Chciałabym, żebyś została moim
doradcą.
– Już nim jestem – odparłam spokojnie.
– Nie zrozumiałaś… Chciałabym, żebyś została
oficjalnie moim doradcą – powtórzyła Viviane, a ja zamarłam. – Wiąże się to
oczywiście z różnymi obowiązkami, ale także przywilejami.
– To nie tak, że się boję – rzekłam z powagą.
– I nie zamierzam odmówić ci pomocy, ale nie jestem pewna, czy to dobre
posunięcie. Mało wiem o tym świecie i królestwie. Dla tych ludzi pojawiłam się
znikąd i jestem nikim. Uważasz, że coś takiego obejdzie się bez echa? –
zapytałam, dając jej do zrozumienia, iż powinna przemyśleć swoją decyzję.
– Jestem świadoma konsekwencji tego
postanowienia, ale chcę się otaczać tylko zaufanymi ludźmi. Jestem pewna, że
świetnie sobie poradzisz, o ile nie uważasz tego za zbyt duży kłopot.
– Nie. Tak długo jak jesteś przekonana, że
tego chcesz, zgadzam się zostać twoim doradcą z całym ciężarem, jaki to za sobą
niesie. Nie, żeby mnie to nie przerażało, ale to drobny szczegół. I tak
spodziewałam się, że może jednak się tutaj przydam – stwierdziłam, starając się
zachować spokój. – Toteż odmówiłam Jaelle, gdy dała mi możliwość powrotu do
domu – wyznałam.
– Kiedy? – przeraziła się Viviane.
– Wtedy przy pojmaniu Ejvalda – odparłam
beznamiętnie. – Stwierdziłam, że nawet ja mogę się jeszcze przydać.
– Zrezygnowałaś dla mnie z powrotu do domu? –
strapiła się Viviane.
– Nie dla ciebie tylko dla tego złota, posady
doradcy i własnego rycerza – zażartowałam dla rozluźnienia atmosfery. –
Profesjonalne usługi kosztują – dodałam, pocierając palcami.
– Oczywiście – zaśmiała się Viviane. –
Właściwie znalazłam dla ciebie już zaufaną pomoc. Eili pracuje w zamku już od
wielu lat. Jest dla mnie jak starsza siostra. Jej zadaniem będzie udzielić ci
wszelkich możliwych informacji, pomóc w poruszaniu się po zamku, dopóki się nie
przyzwyczaisz oraz zorganizować cokolwiek będzie ci potrzebne. Ręczę za nią.
– Skoro tak uważasz, wierzę, że jest godna
zaufania.
– Pomoże ci się także przygotować do
ceremonii koronacyjnej, po której mianuję Reynalda i Callana na rycerzy gwardii
królewskiej, a tobie nadam tytuł królewskiego doradcy. Po wszystkim odbędzie się
bal.
– Ceremonia, bal? Co? Kiedy? – jęknęłam. –
Tego nie było w umowie. Stanowczo protestuję!
– Za tydzień. Do tego czasu, masz szansę
nieco się przygotować i obyć z tutejszym życiem.
– No… dobra… Muszę się przygotować
psychicznie. Bardzo.
– Jeszcze możesz się wycofać – powiedziała
Viviane. – Wiem, że proszę o wiele.
– Cóż… Planowałam pracować po cichu, ale z
drugiej strony, wywołanie burzy wcale może nie być takie złe. Zależy tylko, jak
wykorzystamy ten efekt zaskoczenia.
Po rozmowie z Viviane byłam w lekkim
szoku, chociaż starałam się jej tego nie okazać. Wyszłam na korytarz i z wolna
ruszyłam w stronę swojego pokoju, ale ktoś zagrodził mi drogę. Westchnęłam
ciężko i spojrzałam groźnie na delikwenta.
– Och, Callan – zdziwiłam się. – Też
przyszedłeś pogadać z Viv?
– Nie… Znaczy tak – w jego głosie dostrzegłam
wyraźnie wahanie.
– Nie dość, że wredny to jeszcze
niezdecydowany – zaśmiałam się pod nosem.
– Słyszałem waszą rozmowę – oznajmił z
grobową miną.
– To szalone nie? Ja doradcą – skwitowałam i
uśmiechnęłam się. – Też myślę, że to dość nagły pomysł ze strony Viv, ale
zgodziłam się, skoro jest tego pewna.
– Mówię o Jaelle – zagrzmiał Callan. – Miałaś
szansę wrócić do domu – dodał wyraźnie wściekły, czego nie potrafiłam
zrozumieć.
– Jesteś zły?
– Oczywiście! Miałaś szansę wrócić do domu, a
ty od tak z tego zrezygnowałaś. To było bezmyślne i głupie. Jak większość
rzeczy, które robisz!
– Uznałam, że mogę się przydać –
stwierdziłam, marszcząc brwi. – Myślałam, że się ucieszycie…
To brzmiało zupełnie jakbym nie była już
dłużej potrzebna w tym świecie. Zaskoczenie. Właśnie to uczucie dominowało,
kiedy usłyszałam tak niemiłe słowa ze strony kogoś, kogo uważałam za
przyjaciela. A jednak… Czyżbym się pomyliła? Pomimo tak długiej, wspólnej
podróży, smutnych i wesołych chwil. Może łączyło nas mniej, niż sądziłam?
Powiedziałam sobie – tak się zdarza.
Nie wszyscy musieli mnie lubić, miałam tego całkowitą świadomość. Może właśnie,
dlatego udało mi się zachować względny spokój, niezależnie od tego, jak
zabolały mnie słowa Callana.
– Nie należysz do tego świata. Bez ciebie też
byśmy sobie poradzili – fuknął, gdy przez chwilę nie odzywałam się, patrząc w
jego ciemne, wciąż nieprzeniknione dla mnie oczy.
– Callan – syknęłam groźnie. – Tak się
składa, że decyzja należała do mnie i nikt nie ma prawa w to ingerować. Ale!
Przepraszam, jeśli moja obecność tutaj tak ci przeszkadza – dodałam, marszcząc
brwi. – Skoro tak bardzo cię to denerwuje, proszę bardzo. Będę się trzymać od
ciebie z daleka. Ale zrób coś dla mnie i też się do mnie nie zbliżaj. Nie
wchodźmy sobie przynajmniej w drogę.
– Kochani, co się dzieje? – zaniepokoiła się
Viviane, wychylając się ze swojej komnaty.
– Właśnie się dowiedziałam, że moja obecność
Callanowi przeszkadza i że nie jestem tu potrzebna – wyjaśniłam, siląc się na
uprzejmy ton głosu.
– Jestem pewna, że to nie prawda. Nie,
Callan? – zwróciła się do niego Viviane, ale tylko prychnął, patrząc gdzieś w
bok.
– I wszystko jasne – stwierdziłam,
uśmiechając się półgębkiem. – W porządku. Nie chcę już dłużej przeszkadzać,
więc idę sobie – oznajmiłam i ruszyłam dalej, prychnąwszy pod nosem.
Naprawdę nie spodziewałam się czegoś
takiego. Ale może dobrze, że dowiedziałam się o tym teraz, a nie jeszcze
później. Zawsze lepiej wiedzieć, jeśli ktoś mnie tu nie chce. Nie zamierzałam
się tym przejmować, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Było mi naprawdę
przykro. Na dodatek po drodze spotkałam Reynalda, który od razu zorientował
się, że coś jest nie tak. Zatrzymał się na mój widok i spojrzał na mnie
pytająco, ale nie odezwałam się ani słowem.
– Co się stało, że masz taką minę?
– Nic… – wydukałam, walcząc ze łzami, które
cisnęły mi się do oczu.
– Przecież widzę – stwierdził Reynald,
marszcząc brwi.
– To nic takiego.
– Nigmet – odezwał się stanowczo, patrząc na
mnie z troską. – Co się stało?
– Callan… Powiedział, że nie powinnam była
wracać do swojego świata i że nie jestem tu już potrzebna… – powiedziałam
cicho.
– Przecież to nie prawda, a Callan na pewno
tak nie myślał. Wiesz, że czasem gada, co mu ślina na język przyniesie.
– Ale to i tak boli, wiesz? – wyszeptałam i przygryzłam
wargę, starając się nie rozpłakać. Callan wciąż mógł być w pobliżu. – Dlaczego?
Akurat teraz, gdy poczułam się, jakbym wreszcie znalazła swoje miejsce na
ziemi? A moja obecność przeszkadza komuś, komu ufałam. Nie sądziłam, że aż tak
mnie nie lubi…
– To na pewno nieporozumienie – odparł
Reynald, przytuliwszy mnie do siebie i delikatnie pogładził po włosach. – Nie
martw się. Wiesz, że Callan taki już jest. Nie powinnaś się tym przejmować.
– Mam tego wszystkiego dość – jęknęłam. –
Powiedziałam, że nie będę mu wchodzić w drogę, ale też ma się ode mnie trzymać
z daleka, skoro mu przeszkadzam.
– No oczywiście. Też nie mogłaś odpuścić. Ale
nie dziwię ci się w tej sytuacji. Może dobrze, że mu przygadałaś.
Dzięki za streszczenie, bo przyznam, że choć planowałam, nie zrobiłam sobie powtórki poprzedniej części. Pamiętasz, byłam niezadowolona z końcówki, ale początek tego rozdziału mi to wynagrodził. Pomysł bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńZdziwiło mnie nieco, że Nig zrezygnowała z powrotu do domu. Mimo wszystko sądziłam, że bardziej się na to uprze. Mimo to cieszę się, że została z Viv i resztą. Jej inne spojrzenie na świat z pewnością pomoże przyszłej królowej. Natomiast nie wiem, co ugryzło Callena. Może niekoniecznie wierzę, że tak rzeczywiście myśli, ale mógłby nie robić z siebie takiego dupka.
Pozdrawiam
Pomyślałam, że to nie jest głupi pomysł, żeby ciut streścić. Tak jak zrobiłaś na AL :) Mimo, że to ten sam blog.
UsuńWiem, że byłaś niezadowolona, dlatego mówiłam: poczekaj. Bo ja mam całą serię zaplanowaną i logicznie podzieloną :) kwestia powrotu Nig też się z czasem wyjaśni :D Na spokojnie.
A ja wiem co bedzie salej a ja wiem a ja wieeeeem! *wywala jezor*
OdpowiedzUsuńTch, a ja tam callana rozumiem! Oczywistym jest dla mnie iz powiedzial tak, poniewaz byl wsciekly ze nig znarnowala, w jego oczach, szanse powrotu do domu. Moze mysli, ze povtakich slowach nastepnym razem nig podejmie inna decyzje, a moze po prostu byl wsciekly i go ponioslo ale mysle ze nie wywodzi sie to z jego dupkowatej natury, ktoreNie odmówić mu nie mozna, lecz z jakiejs troski - w koncu poniekad taki tez cel miala nig, wrocic do domu. A ze wyszlo jak zwykle i po chamsku... coz, niektorzy ludzie nie umieja wyrazac uczuc inaczej niz w szorstki sposob :D tak mysle ja, istota bez serca.
Ejvald skazany na egzekucje. No kurwa nareszcie. I ta przemowa nig ktora ochronila przyjaciol przed zostaniem mordercami niczym Harry ktory przez taka decyzje pozwolil uciec peterowi a w konsekwencji odrodzic sie sama wiesz komu wiec naprawde odczulam ulge widzac ejva martwego. Cieszy.
Zaczyna sie tak jakby sie konczylo, jestem niemozliwie ciekawa dalszych przygod.
Też się cieszę, że odnalazłaś w Callanie bratnią duszę. Ale za to masz w zasadzie rację, co do interpretacji jego zachowania :)
UsuńNo Ejvald by się raczej nie odrodził :D
Na pewno jesteś bardzo ciekawa, zwłaszcza jak zdążyłaś się już dobrać do 2 rozdziału :D