Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



wtorek, 4 października 2016

Królestwo: Rozdział 1


  – To co teraz? – zapytał Reynald, gdy udało nam się dotrzeć do stolicy. – Jaki jest plan?
  – Plan? – przeraziłam się i w jednej chwili poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.
  – No przecież masz plan, nie? – strapił się.
  – Wiedziałeś? – jęknęłam, zerkając nerwowo w stronę Callana, ale nie wyglądał na chętnego do pomocy.
  – Nie jestem idiotą, wiesz? – naburmuszył się Reynald. – Oczywiście, że się zorientowałem.
  – Kiedy?
  – Gdy dotarliśmy nad jezioro. Słyszałem twoją rozmowę z Viviane.
  – Och, no popatrz – zaśmiał się Callan.
  – Zresztą to było widać, że macie jakiś plan – stwierdził Rey.
  – I nic nie powiedziałeś? – zdziwiłam się.
  – To, co mówiłaś brzmiało ryzykownie, ale sensownie, a Viviane była przekonana, że twój plan wypali. Zaplanowałyście to, żeby Ejvald porwał Viviane, tym samym uśpiłyście jego czujność. Masz jakiś dalszy plan, prawda? Więc postanowiłem wam ZAUFAĆ – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo, powodując u mnie poczucie winy.
  – Dobra, dobra – skapitulowałam, unosząc ręce w geście poddania. – Następnym razem o wszystkim się dowiesz. Na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że Callan specjalnie też o niczym nie wiedział.
  – No jeszcze tego by brakowało – mruknął Reynald.
  – Do rzeczy – upomniał nas Callan z miną niezadowolonego rodzica (wierzcie mi, wiem coś w tej kwestii).
  – Viviane powiedziała mi, którędy możemy dostać się do zamku. Pomocy mamy szukać u drobnej, energicznej blondyneczki, Meeri. Jest służącą Viv i jej przyjaciółką – wyjaśniłam, gdy kierowaliśmy się pod mury zamku od strony lasu.
          Zgodnie z wytycznymi Viviane. Znaleźliśmy tam niewielką wyrwę w murze, która prowadziła do różanego ogrodu, a stamtąd dostaliśmy się do bocznego wejścia, zapewne dla służby i weszliśmy do zamku. Tam ktoś już na nas czekał. Meeri uśmiechnęła się do nas radośnie i dygnęła na powitanie.
  – Czekałam na was – oznajmiła. – Jesteście w samą porę.
  – Skąd wiedziałaś, że zjawimy się właśnie teraz?
  – Viviane powiedziała mi, gdzie byliście. Nie trudno było wyliczyć, ile czasu zajmie wam dotarcie tutaj. Zresztą wzięłam poprawki na to, sugerując się jej opowieściami o was. Jak widać, nie myliła się. Przyszliście.
  – Gdzie Viviane? – zapytał Reynald, wychodząc na przód.
  – Spokojnie. Dajcie jej chwilę – powiedziała Meeri, uśmiechając się tajemniczo. – Ona też miała plan. Nie próżnowała, czekając na was. Ta podróż naprawdę ją zmieniła.
  – Jaki?
  – Mówiłam, że jesteście w samą porę – powtórzyła Meeri i dodała: – Viviane została właśnie zaproszona na obiad w towarzystwie Ejvalda. Są zupełnie sami, bez straży, a ona niedawno poprosiła mnie o jakieś środki nasenne. Lepszej okazji nie będzie na zabicie Ejvalda.
  – Prowadź – poprosił Reynald i skłonił się lekko.
  – Zapomniałeś „moja pani” – mruknęłam pod nosem i razem z Callanem parsknęliśmy cichym śmiechem. – Widać, że naszemu rycerzowi zmieniły się zwyczaje.
           Meeri szła pierwsza, sprawdzając drogę. Udało nam się dostać na wyższą kondygnację, ale tam napotkaliśmy przeszkodę w postaci straży. Nie mieliśmy, dokąd uciekać. A gdy koło nas przeszedł dostojnie wyglądający, młody mężczyzna, który pojawił się dosłownie znikąd, byłam pewna, że już po nas. Ale nieznajomy nie zwrócił na nas uwagi, zupełnie jakbyśmy byli powietrzem. Podszedł do ludzi Ejvalda i odesłał ich gdzieś. Dopiero wtedy spojrzał na nas i uśmiechnął się szarmancko, po czym sam oddalił się w sobie tylko znanym kierunku.
  – Kto to był? – zapytałam zaciekawiona.
  – Lord Joshua, dobry przyjaciel Viviane – wyjaśniła Meeri.
  – Och. Fajnie, że nam pomógł – skwitowałam i popatrzyłam pytająco na Callana, czując na sobie jego spojrzenie.
         Pospiesznie ruszyliśmy dalej, aż dotarliśmy do dużych, ciężkich drzwi podwójnych, za którymi miała być Viviane z Ejvaldem. Reynald nie zastanawiając się dłużej, wparował do środka. Callan kazał mi i Meeri poczekać na zewnątrz.
         Nagle wszystko zniknęło. Zapanował mrok, ale nie czułam strachu. Miałam wrażenie, że trwam zawieszona pomiędzy światami. Nie byłam zaskoczona, gdy pojawiła się przede mną Jaelle. Spojrzała na mnie z troską i uśmiechnęła się ciepło, mówiąc:
  – Świetnie sobie poradziłaś.
  – Jeaell…
  – Miło cię widzieć, Dagmaro, a może powinnam powiedzieć, Nigmet...? – zaśmiała się z nutą kpiny i rozbawienia, po czym spytała: – Nauczyła cię czegoś ta podróż?
  – Żeby nigdy nie ufać wróżkom, a zwłaszcza tym, które chcą ci opowiedzieć jakąś historię – odgryzłam się, mrużąc oczy. – Tak, wiele mnie to nauczyło.
  – Rozumiesz, dlaczego tu trafiłaś, prawda? – stwierdziła Jaelle, a ja skinęłam potakująco głową. – Dam ci tym razem możliwość wyboru. Możesz wrócić do domu, to twoja jedyna szansa, ale wiedz, że jeśli stąd odejdziesz, już nigdy tu nie wrócisz. Natomiast jeśli zdecydujesz się tu zostać, możesz na zawsze pożegnać się ze swoim światem.
         Zamarłam. Czułam jak krew odpływa mi z głowy, a może kompletnie wyparowała. Przerażała mnie ta wizja. Miałam wybór, wrócić do domu albo zostać. Waga tego wyboru przytłaczała mnie kompletnie, a jednak zacisnęłam dłonie w pięści. Znałam już przecież odpowiedź.
  – Czy to nie oczywiste? – prychnęłam, uśmiechając się złośliwie. – Tęsknię za domem – ciągnęłam dalej. – Ale zostaję tutaj.
  – Jesteś tego pewna?
  – Mam tu jeszcze sporo do zrobienia – mruknęłam. – Bardzo wiele do zrobienia. Nie mogę odejść. Znajdę inny sposób na powrót do domu. Bez twojej pomocy.
        W jednej chwili wszystko zniknęło i znów stałam z Meeri tuż przed drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i wparowałam do środka krzycząc:
  – Nie zabijajcie go!
          Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Ejvald siedział w fotelu nieprzytomny, lecz wciąż żywy. Rozmowa z Jaelle w rzeczywistości nie trwała nawet sekundę. Dla wiedźmy wymiarów czas i przestrzeń nie stanowiły problemu.
         Rozumiałam ideę pokonania Ejvalda. W końcu był zdrajcą, złym człowiekiem, czy jakkolwiek chciałoby się go nazwać – wszystko brzmiało równie banalnie. Natomiast śmierć sama w sobie nie wyzwalała we mnie żadnej większej reakcji. Jednak nie chciałam, by moi przyjaciele zabili Ejvalda dla zemsty. Śmierć jest absolutnym końcem. Nie mogłam pozwolić im na coś takiego. Zemsta zatruwa życie. I chociaż wydawałoby się, że przyniesie ukojenie, dokonana staje się jedynie przekleństwem.
  – Nigmet…
  – Nie chcę, żebyście zniżali się do jego poziomu. Zawładnięci chęcią zemsty nie będziecie szczęśliwi, jeśli go teraz zabijecie – stwierdziłam. – Możliwe, że nie potrafię zrozumieć, jak się czujecie. Ja również żywię do tego człowieka same negatywne uczucia oraz emocje i uważam, że powinien zostać ukarany za swoje czyny, ale nie w taki sposób. Powinien stanąć przed sądem, czymkolwiek i otrzymać sprawiedliwy wyrok, nawet jeśli będzie nim śmierć.
         Nie umiałam tego wyjaśnić, ale czułam, że nie mogę im na to pozwolić. Wydawało mi się, że jeśli sami dokonają egzekucji, w przyszłości wydarzy się coś bardzo złego. Sama tego nie pojmowałam, ale wierzyłam swojej intuicji.
         Wszyscy milczeli, ja również. Stałam wyprostowana, pełna determinacji i z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Patrzyłam w oczy każdemu z nich z nadzieją, że mnie posłuchają.
  – Wygrałaś, Nigmet – odparł Reynald i westchnął ciężko, po czym z pomocą Callana przywiązał złego generała do krzesła. – Przypuszczaliśmy, że jednak będziesz protestować…

***

           Joshua, używając swojego autorytetu, pomógł Viviane względnie opanować sytuację panującą w zamku. Jeszcze tego samego dnia Ejvald wraz ze swoimi poplecznikami, został oskarżony o liczne popełnione zbrodnie, a dwa dni później skazany na śmirć. Egzekucję wykonano zaraz po tym, w obawie, że ktoś uwolni go z lochów.
           Byłam przy tym obecna. Byłam tam dla swoich przyjaciół. Nie uciekłam. Wręcz przeciwnie, nalegałam, by im towarzyszyć, gdy po raz setny powtarzali mi, że nie powinnam iść. Nie zamierzałam ich słuchać. Patrzyłam uważnie przez cały czas. Nie odwróciłam się nawet wtedy, gdy głowa Ejvalda potoczyła się po ziemi.
          Wraz z Reynaldem i Callanem zostaliśmy zakwaterowani na tym samym piętrze, co Viviane, chociaż w innym skrzydle. Jednak to był dopiero początek kłopotów. Nie trudno było się domyślić, że w zamku zostało jeszcze wiele osób, które popierały rządy Ejvalda. Nikt bowiem nie oponował, gdy próbował przymusić Viviane do ślubu z nim. Ale teraz wszyscy się tego wypierali.
           Pewnego dnia Meeri przyszła po mnie, oznajmiając, że Viviane pragnie ze mną porozmawiać. Było to oficjalne wezwanie od księżniczki, a zarazem przyszłej królowej tego królestwa. W swojej komnacie przywitała mnie z niezwykle poważną miną i zaproponowała, żebym usiadła. Posłusznie zajęłam miejsce naprzeciw niej przy małym, okrągłym stoliku i zapytałam:
  – O co chodzi?
  – Przede wszystkim chciałam ci z głębi serca podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś do tej pory – zaczęła. – Wspierałaś mnie odkąd się spotkałyśmy i uratowałaś. Nie raz. Stałaś się drogą mi przyjaciółką, za co również jestem ci bardzo wdzięczna, bo w trakcie naszej podróży przekonałam się, że mogę ci w pełni zaufać. Jesteś do bólu szczera. Tacy ludzie jak ty są bardzo cenni dla takich jak ja. Nie łatwo jest znaleźć kogoś szczerego i bezinteresownego, gdy w grę wchodzą pieniądze czy władza.
  – A kto powiedział, że ja to bezinteresownie zrobiłam? – zaśmiałam się radośnie. – Również uważam cię za przyjaciółkę i to już samo w sobie jest dla mnie wystarczającym powodem. Ale nie jest to bezinteresowne. Właściwie bardzo samolubne, bo niewiele obchodzi mnie los obcych ludzi, w porównaniu do tych, którzy są mi bliscy.
  – Tak jest dobrze. W związku z tym, mam nadzieję, że zgodzisz się pomóc mi raz jeszcze – oznajmiła Viviane, biorąc moją dłoń w swoje i wlepiając we mnie spojrzenie fiołkowych oczu.
  – Chodzi ci o sytuację w zamku? – zapytałam, marszcząc brwi. – Bez wątpienia nie dzieje się tu najlepiej. Słyszałam już wiele niedobrych plotek.
  – Właśnie. Chciałabym, żebyś została moim doradcą.
  – Już nim jestem – odparłam spokojnie.
  – Nie zrozumiałaś… Chciałabym, żebyś została oficjalnie moim doradcą – powtórzyła Viviane, a ja zamarłam. – Wiąże się to oczywiście z różnymi obowiązkami, ale także przywilejami.
  – To nie tak, że się boję – rzekłam z powagą. – I nie zamierzam odmówić ci pomocy, ale nie jestem pewna, czy to dobre posunięcie. Mało wiem o tym świecie i królestwie. Dla tych ludzi pojawiłam się znikąd i jestem nikim. Uważasz, że coś takiego obejdzie się bez echa? – zapytałam, dając jej do zrozumienia, iż powinna przemyśleć swoją decyzję.
  – Jestem świadoma konsekwencji tego postanowienia, ale chcę się otaczać tylko zaufanymi ludźmi. Jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz, o ile nie uważasz tego za zbyt duży kłopot.
  – Nie. Tak długo jak jesteś przekonana, że tego chcesz, zgadzam się zostać twoim doradcą z całym ciężarem, jaki to za sobą niesie. Nie, żeby mnie to nie przerażało, ale to drobny szczegół. I tak spodziewałam się, że może jednak się tutaj przydam – stwierdziłam, starając się zachować spokój. – Toteż odmówiłam Jaelle, gdy dała mi możliwość powrotu do domu – wyznałam.
  – Kiedy? – przeraziła się Viviane.
  – Wtedy przy pojmaniu Ejvalda – odparłam beznamiętnie. – Stwierdziłam, że nawet ja mogę się jeszcze przydać.
  – Zrezygnowałaś dla mnie z powrotu do domu? – strapiła się Viviane.
  – Nie dla ciebie tylko dla tego złota, posady doradcy i własnego rycerza – zażartowałam dla rozluźnienia atmosfery. – Profesjonalne usługi kosztują – dodałam, pocierając palcami.
  – Oczywiście – zaśmiała się Viviane. – Właściwie znalazłam dla ciebie już zaufaną pomoc. Eili pracuje w zamku już od wielu lat. Jest dla mnie jak starsza siostra. Jej zadaniem będzie udzielić ci wszelkich możliwych informacji, pomóc w poruszaniu się po zamku, dopóki się nie przyzwyczaisz oraz zorganizować cokolwiek będzie ci potrzebne. Ręczę za nią.
  – Skoro tak uważasz, wierzę, że jest godna zaufania.
  – Pomoże ci się także przygotować do ceremonii koronacyjnej, po której mianuję Reynalda i Callana na rycerzy gwardii królewskiej, a tobie nadam tytuł królewskiego doradcy. Po wszystkim odbędzie się bal.
  – Ceremonia, bal? Co? Kiedy? – jęknęłam. – Tego nie było w umowie. Stanowczo protestuję!
  – Za tydzień. Do tego czasu, masz szansę nieco się przygotować i obyć z tutejszym życiem.
  – No… dobra… Muszę się przygotować psychicznie. Bardzo.
  – Jeszcze możesz się wycofać – powiedziała Viviane. – Wiem, że proszę o wiele.
  – Cóż… Planowałam pracować po cichu, ale z drugiej strony, wywołanie burzy wcale może nie być takie złe. Zależy tylko, jak wykorzystamy ten efekt zaskoczenia.
        Po rozmowie z Viviane byłam w lekkim szoku, chociaż starałam się jej tego nie okazać. Wyszłam na korytarz i z wolna ruszyłam w stronę swojego pokoju, ale ktoś zagrodził mi drogę. Westchnęłam ciężko i spojrzałam groźnie na delikwenta.
  – Och, Callan – zdziwiłam się. – Też przyszedłeś pogadać z Viv?
  – Nie… Znaczy tak – w jego głosie dostrzegłam wyraźnie wahanie.
  – Nie dość, że wredny to jeszcze niezdecydowany – zaśmiałam się pod nosem.
  – Słyszałem waszą rozmowę – oznajmił z grobową miną.
  – To szalone nie? Ja doradcą – skwitowałam i uśmiechnęłam się. – Też myślę, że to dość nagły pomysł ze strony Viv, ale zgodziłam się, skoro jest tego pewna.
  – Mówię o Jaelle – zagrzmiał Callan. – Miałaś szansę wrócić do domu – dodał wyraźnie wściekły, czego nie potrafiłam zrozumieć.
  – Jesteś zły?
  – Oczywiście! Miałaś szansę wrócić do domu, a ty od tak z tego zrezygnowałaś. To było bezmyślne i głupie. Jak większość rzeczy, które robisz!
  – Uznałam, że mogę się przydać – stwierdziłam, marszcząc brwi. – Myślałam, że się ucieszycie…
          To brzmiało zupełnie jakbym nie była już dłużej potrzebna w tym świecie. Zaskoczenie. Właśnie to uczucie dominowało, kiedy usłyszałam tak niemiłe słowa ze strony kogoś, kogo uważałam za przyjaciela. A jednak… Czyżbym się pomyliła? Pomimo tak długiej, wspólnej podróży, smutnych i wesołych chwil. Może łączyło nas mniej, niż sądziłam?
          Powiedziałam sobie – tak się zdarza. Nie wszyscy musieli mnie lubić, miałam tego całkowitą świadomość. Może właśnie, dlatego udało mi się zachować względny spokój, niezależnie od tego, jak zabolały mnie słowa Callana.
  – Nie należysz do tego świata. Bez ciebie też byśmy sobie poradzili – fuknął, gdy przez chwilę nie odzywałam się, patrząc w jego ciemne, wciąż nieprzeniknione dla mnie oczy.
  – Callan – syknęłam groźnie. – Tak się składa, że decyzja należała do mnie i nikt nie ma prawa w to ingerować. Ale! Przepraszam, jeśli moja obecność tutaj tak ci przeszkadza – dodałam, marszcząc brwi. – Skoro tak bardzo cię to denerwuje, proszę bardzo. Będę się trzymać od ciebie z daleka. Ale zrób coś dla mnie i też się do mnie nie zbliżaj. Nie wchodźmy sobie przynajmniej w drogę.
  – Kochani, co się dzieje? – zaniepokoiła się Viviane, wychylając się ze swojej komnaty.
  – Właśnie się dowiedziałam, że moja obecność Callanowi przeszkadza i że nie jestem tu potrzebna – wyjaśniłam, siląc się na uprzejmy ton głosu.
  – Jestem pewna, że to nie prawda. Nie, Callan? – zwróciła się do niego Viviane, ale tylko prychnął, patrząc gdzieś w bok.
  – I wszystko jasne – stwierdziłam, uśmiechając się półgębkiem. – W porządku. Nie chcę już dłużej przeszkadzać, więc idę sobie – oznajmiłam i ruszyłam dalej, prychnąwszy pod nosem.
           Naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego. Ale może dobrze, że dowiedziałam się o tym teraz, a nie jeszcze później. Zawsze lepiej wiedzieć, jeśli ktoś mnie tu nie chce. Nie zamierzałam się tym przejmować, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Było mi naprawdę przykro. Na dodatek po drodze spotkałam Reynalda, który od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Zatrzymał się na mój widok i spojrzał na mnie pytająco, ale nie odezwałam się ani słowem.
  – Co się stało, że masz taką minę?
  – Nic… – wydukałam, walcząc ze łzami, które cisnęły mi się do oczu.
  – Przecież widzę – stwierdził Reynald, marszcząc brwi.
  – To nic takiego.
  – Nigmet – odezwał się stanowczo, patrząc na mnie z troską. – Co się stało?
  – Callan… Powiedział, że nie powinnam była wracać do swojego świata i że nie jestem tu już potrzebna… – powiedziałam cicho.
  – Przecież to nie prawda, a Callan na pewno tak nie myślał. Wiesz, że czasem gada, co mu ślina na język przyniesie.
  – Ale to i tak boli, wiesz? – wyszeptałam i przygryzłam wargę, starając się nie rozpłakać. Callan wciąż mógł być w pobliżu. – Dlaczego? Akurat teraz, gdy poczułam się, jakbym wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi? A moja obecność przeszkadza komuś, komu ufałam. Nie sądziłam, że aż tak mnie nie lubi…
  – To na pewno nieporozumienie – odparł Reynald, przytuliwszy mnie do siebie i delikatnie pogładził po włosach. – Nie martw się. Wiesz, że Callan taki już jest. Nie powinnaś się tym przejmować.
  – Mam tego wszystkiego dość – jęknęłam. – Powiedziałam, że nie będę mu wchodzić w drogę, ale też ma się ode mnie trzymać z daleka, skoro mu przeszkadzam.
  – No oczywiście. Też nie mogłaś odpuścić. Ale nie dziwię ci się w tej sytuacji. Może dobrze, że mu przygadałaś.

4 komentarze:

  1. Dzięki za streszczenie, bo przyznam, że choć planowałam, nie zrobiłam sobie powtórki poprzedniej części. Pamiętasz, byłam niezadowolona z końcówki, ale początek tego rozdziału mi to wynagrodził. Pomysł bardzo dobry.
    Zdziwiło mnie nieco, że Nig zrezygnowała z powrotu do domu. Mimo wszystko sądziłam, że bardziej się na to uprze. Mimo to cieszę się, że została z Viv i resztą. Jej inne spojrzenie na świat z pewnością pomoże przyszłej królowej. Natomiast nie wiem, co ugryzło Callena. Może niekoniecznie wierzę, że tak rzeczywiście myśli, ale mógłby nie robić z siebie takiego dupka.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślałam, że to nie jest głupi pomysł, żeby ciut streścić. Tak jak zrobiłaś na AL :) Mimo, że to ten sam blog.
      Wiem, że byłaś niezadowolona, dlatego mówiłam: poczekaj. Bo ja mam całą serię zaplanowaną i logicznie podzieloną :) kwestia powrotu Nig też się z czasem wyjaśni :D Na spokojnie.

      Usuń
  2. A ja wiem co bedzie salej a ja wiem a ja wieeeeem! *wywala jezor*
    Tch, a ja tam callana rozumiem! Oczywistym jest dla mnie iz powiedzial tak, poniewaz byl wsciekly ze nig znarnowala, w jego oczach, szanse powrotu do domu. Moze mysli, ze povtakich slowach nastepnym razem nig podejmie inna decyzje, a moze po prostu byl wsciekly i go ponioslo ale mysle ze nie wywodzi sie to z jego dupkowatej natury, ktoreNie odmówić mu nie mozna, lecz z jakiejs troski - w koncu poniekad taki tez cel miala nig, wrocic do domu. A ze wyszlo jak zwykle i po chamsku... coz, niektorzy ludzie nie umieja wyrazac uczuc inaczej niz w szorstki sposob :D tak mysle ja, istota bez serca.
    Ejvald skazany na egzekucje. No kurwa nareszcie. I ta przemowa nig ktora ochronila przyjaciol przed zostaniem mordercami niczym Harry ktory przez taka decyzje pozwolil uciec peterowi a w konsekwencji odrodzic sie sama wiesz komu wiec naprawde odczulam ulge widzac ejva martwego. Cieszy.
    Zaczyna sie tak jakby sie konczylo, jestem niemozliwie ciekawa dalszych przygod.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że odnalazłaś w Callanie bratnią duszę. Ale za to masz w zasadzie rację, co do interpretacji jego zachowania :)
      No Ejvald by się raczej nie odrodził :D
      Na pewno jesteś bardzo ciekawa, zwłaszcza jak zdążyłaś się już dobrać do 2 rozdziału :D

      Usuń