Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



czwartek, 20 października 2016

Królestwo: Rozdział 2

             – Callan! Jak mogłeś się tak zachować? – oburzyła się Viviane, zaskakując go swoją stanowczością. – Wiem, że wcale tak nie myślisz, więc tym bardziej nie rozumiem, dlaczego powiedziałeś Nigmet coś takiego? Myślisz, że jak ona się poczuła? Została tutaj dla nas, dla mnie, też jestem trochę zła, że tak łatwo zaprzepaściła szansę na powrót, ale bardziej jestem jej wdzięczna. Zresztą decyzja należała do niej, a teraz i tak jest już po fakcie. Myślisz, że nie zabolały jej twoje słowa? Została tutaj, a ty jej teraz mówisz, że jest niepotrzebna?!
             – Miałaś do mnie jakąś sprawę – powiedział beznamiętnie Callan. – Jeśli nie to wracam do siebie.
             – Masz ją przeprosić – rozkazała Viviane. – Rany. Jesteś beznadziejny czasami. Jeszcze nie widziałam, żeby zrobiła taką minę jak przed chwilą, a oboje dobrze wiemy, że ma dość różnorodną mimikę twarzy. I to ty do tego doprowadziłeś.
             – Skończyłaś? – Callan zgromił dziewczynę spojrzeniem.
             – Dlaczego się tak zachowujesz? – westchnęła Viviane, kręcąc głową z dezaprobatą. Nawet Callana zaskoczyła jej stanowczość. Wcześniej taka nie była. – Przecież wiem, że też się cieszysz, że jest z nami.
             – Idę sobie – mruknął Callan i odszedł, ale w sekundę później natknął się na Reynalda. – Ty też?
             – Co ja też?
             – Viviane właśnie mi nawtykała. Dorzucisz coś od siebie? – zakpił Callan, wywracając ostentacyjnie oczami.
             – Stary, jesteś do bani – zaśmiał się Reynald. – Zupełnie spaprałeś sprawę. W dodatku nawet Viviane ci dogadała, przegrałeś to starcie – dodał, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.         – Dobrze wiem, że cieszysz się, że Nigmet została z nami. I nawet nie potrafisz się do tego przyznać. Porażka mój przyjacielu. Na całej linii.
             – Nie wiem, o co ci chodzi – burknął Callan.
             – Jasne! Masz się z nią pogodzić! – rzucił za nim Reynald i ruszył na spotkanie z Viviane.

***

             Eili była szczupłą szatynką o zielonych oczach i bardzo miłym usposobieniu. Była ode mnie dobrych kilka lat starsza. Z początku tylko trochę upierała się, że powinnam nosić suknie, tak jak reszta kobiet na dworze, ale w końcu skapitulowała. Przyszykowała dla mnie piękne ubrania, który były zarazem bardzo wygodne. Oprócz tego odpowiadała na wszystkie moje pytania odnośnie życia w zamku, szybko zyskując moje zaufanie i sympatię.
             Pomogła mi również w przygotowaniu się do ceremonii, po której miał się odbyć bal. Wyjaśniła mi najważniejsze zasady savior vivre, pomogła wybrać odpowiedni strój i służyła dobrą radą oraz słowem, gdy zaczęłam się denerwować.
             Towarzyszyła mi także podczas ceremonii. Pierwsza część ceremonii koronacji zupełnie mnie nie dotyczyła i chociaż byłam niezmiernie ciekawa przebiegu, nie miałam możliwości, by stać obok Viviane, dodając jej otuchy. Toteż postanowiłam skupić się na zbieraniu informacji.
             – Eili, długo tu już pracujesz?– spytałam cicho.
             – Jakieś cztery lata. Może pięć?
             – Czyli pewnie znasz już trochę tych ludzi – stwierdziłam i dodałam: – Chciałabym wiedzieć coś na ich temat. Co plotkują inne służące? Na kogo najbardziej uważać?
             – Cóż… Z przodu, czwarta osoba od prawej to hrabia Tonnes. Osobiście nie miałam z nim nigdy do czynienia, ale słyszałam, że jest dalekim kuzynem generała Ejvalda. Straszny z niego kobieciarz, ale gdy któraś mu odmówiła, bardzo się wściekł. Nienawidzi sprzeciwu. Nikt nie wie, co stało się z dziewczyną, która go zdenerwowała.
             – A to ciekawe. Ktoś jeszcze?
             – Hrabia Oddstein, stoi tam na środku…
             – Ten grubas?
             – Strasznie nie lubi, gdy ktoś krytykuje jego wygląd. Słyszałam plotki, że robi różne szemrane interesy. Podejrzewano go nawet o okradanie królewskiego skarbca, ale nie udowodniono mu winy – wyjaśniła Eili. – Uważaj też na hrabinę Irmagardę, swego czasu miała jakieś zatargi z byłym królem. Mówi się, że uważa się ona za prawowitą królową. Zawsze wygląda, jakby planowała coś złego… Przyprawia wszystkich o dreszcze.
             – Dzięki. Tego było mi trzeba – mruknęłam. – No, a ten cały Joshua?
             – Lord Joshua?
             – Dlaczego jako jedyny jest Lordem, a nie Hrabią?
             – Lord Joshua nie posiada tytułu szlacheckiego. Jest synem przyjaciół króla Leontiusa, dlatego dostał pozwolenie, żeby tu mieszkać. Bardzo szybko zyskał sympatię mieszkańców dworu i wyrobił sobie wśród nich autorytet. Nazywanie go Lordem to wyraz szacunku.
             – Rozumiem. Coś jeszcze powinnam wiedzieć? Na kogoś zwrócić uwagę?
             – Nie, raczej nie.
             – Drodzy zebrani – odezwała się Viviane, złota korona świetnie prezentowała się na białych włosach. – To zaszczyt, nosić koronę, która kiedyś należała do mojej matki. Mam nadzieję, że moi rodzice, będą nade mną czuwać, bym mogła godnie wypełnić swą powinność i chronić to królestwo.
 Po tym wszyscy zaczęli bić brawo, a ja wywróciłam oczami i westchnęłam.
             – O co chodzi? – zaniepokoiła się Eili.
             – Nic. Przedstawienie zaraz się zacznie – oznajmiłam z powagą i zaśmiałam się nerwowo.
             – Przedstawienie?
             – W sumie już się zaczęło. Wszyscy biją brawa, ale nikt nie bierze nowej królowej na poważnie – wyjaśniłam, marszcząc brwi. – Po tym jak mianuje dwóch nowych, nieznanych nikomu rycerzy i nowego doradcę, będzie tylko gorzej. Chociaż z drugiej strony, wtedy ja wkraczam na scenę. Przed nami ciężki czas, będzie wiele pracy. Nadejdzie burza.
             Z uśmiechem na ustach obserwowałam, jak Viviane mianuje Reynalda i Callana na rycerzy. No, przynajmniej Reynalda, bo widok Callana wyjątkowo działał mi nerwy. W swojej głowie znów usłyszałam jego słowa sprzed kilku dni i zagryzłam wargę.
             Nowo mianowani rycerze klęczeli przed Viviane, dumnie wyprostowani, ubrani odświętnie. Królowa dotknęła ich ramion mieczem i kazała im powtórzyć przysięgę, po czym oznajmiła:
             – Reynaldzie, Callanie, gratuluję dołączenia do Gwardii Królewskiej.
             – To zaszczyt, wasza wysokość – odpowiedzieli zgodnie.
             – A na koniec… – dodała Viviane, a po sali przeszedł szmer. – Chciałabym nadać tytuł królewskiego doradcy osobie, która również bardzo mi pomogła. Wykazała się niesamowitą odwagą i do tej pory stała po mojej stronie. Mam nadzieję, że będzie robić to dalej, służąc już nie tylko mi, ale dbając o dobro Silvaterry.
             – Dziękuję, wasza wysokość – powiedziałam, podchodząc bliżej i ukłoniłam się z gracją. – To ogromny zaszczyt – dodałam i dygnęłam twarzą do ludzi.
 W końcu ćwiczyłam to z Eili godzinami.
             – Kobieta? – padło gdzieś w tłumie.
             – To jakiś żart? – oburzył się Oddstein. – Młoda dziewczyna, nieznanego pochodzenia, ma piastować tak ważne stanowisko? Z całym szacunkiem wasza wysokość, ale nie mogę tego zaakceptować.
             – Ach. Hrabia Oddstein… To zaszczyt poznać – odparłam niewzruszona. Przynajmniej z pozoru, bo w rzeczywistości wszystko się we mnie kotłowało. Nie byłam urodzonym mówcą, a wystąpienia publiczne doprowadzały mnie do czarnej rozpaczy. Teraz jednak zamknęłam te uczucia głęboko w sobie. – Właściwie… Jestem zaszczycona mogąc poznać wszystkich zgromadzonych, tak wspaniałe osobistości. Liczę na naszą owocną współpracę w oczyszczaniu królestwa
             Cóż… Podejrzewałam jednak, że nie trudno zgadnąć, iż do wybitnych mówców nie należę. W zasadzie byłam nawet pewna, co do tego, że wypadłam fatalnie. Z drugiej zaś strony, czy miałam jakiekolwiek szanse zrobić dobre wrażenie? I czy w ogóle o to chodziło?
             Kątek oka dostrzegłam niezadowoloną minę Callana. Nie była dla mnie specjalnym zaskoczeniem, ale na pewno nie dodawała mi otuchy. Na moment nasze spojrzenia się spotkały, ale nie umiałam rozszyfrować, o czym myślał. Uśmiechnęłam się sztucznie i zerknąwszy na Viviane, poprawiłam swoją posturę, znów skupiając się na tłumie.
             – To niedopuszczalne wasza wysokość – odezwała się Irmagarda.
             – Dajmy przynajmniej szansę nowemu doradcy – odezwał się Tonnes. – Jestem pewien, że ta urocza dama doskonale poradzi sobie w nowej roli. W końcu królowa Viviane wybrała ją osobiście.
             – Nie ma mowy, żebym zaakceptował coś takiego – burzył się Oddstein.
             – Decyzja należy do królowej i nie mamy prawa w to ingerować – zauważył Joshua, skutecznie uciszając protesty. – Wierzę w osąd królowej.
             – Nigmet tak samo jak nowo mianowani rycerze gwardii królewskiej pomogła mi powrócić na należne mi miejsce. Jej światły umysł pomoże nam odbudować zniszczone przez Ejvalda królestwo – oznajmiła Viviane i spojrzała na mnie.
             – Przyrzekam wiernie służyć królowej Viviane i królestwu – zadeklarowałam. – A wszystkich zwolenników Ejvalda czekać będzie surowa kara – uśmiechnęłam się drapieżnie.

***

             Bal trwał w najlepsze. Wszyscy goście z fałszywą uniżonością witali nową królową. Przynajmniej ja tak to widziałam. Wszystkie te uprzejmości wydawały mi się sztuczne, zwłaszcza, że sama byłam traktowana bardzo podobnie, jako doradca królowej. Piastowałam teraz wysokie stanowisko, a sama królowa traktowała mnie po przyjacielsku. Biorąc też pod uwagę moje ostatnie wystąpienie, którym wywołałam burzę w murach zamku, ani trochę nie dziwiła mnie ta sytuacja.
             Wrogie nastawienie arystokracji było w tym wypadku oczywistą oczywistością. Trzeba było jednak zachować pozory. Ale czułam się przez to zwyczajnie śmieszna, szczerząc zęby do obcych ludzi, jakbym świetnie się bawiła. Zwłaszcza, że bawiłam się fatalnie. Byłam zmęczona i znudzona, a gorset utrudniał mi oddychanie i krępował ruchy. Co gorsza nie mogłam tak po prostu wyjść. Bycie doradcą traktowałam jak najbardziej poważnie.
             Toteż poświęciłam się obserwacjom. Masa ludzi kłaniała się zarówno nowej królowej jak i mi, próbując nam się przypodobać. Ale nie wierzyłam w ani jeden ich uśmiech. Poza tym nie czułam się zbyt pewnie. Mimo wielu rad, których udzieliła mi Eili, a także Viviane, wciąż obawiałam się, że nie pasuję do takiego miejsca.
             – Czy zaszczyci mnie pani tańcem? – znajomy głos wyrwał mnie z zamyślenia, a gdy uniosłam wzrok, ujrzałam Callana. Wyciągnął do mnie dłoń i uśmiechnął się blado. – Więc?
             – O, nagle przestała ci przeszkadzać moja obecność? – mruknęłam, a on zmarszczył brwi.
             – Nie – odparł, krzywiąc się. – Ale trzeba, chociaż sprawiać pozory. Poza tym moim zadaniem jest cię chronić.
             – Co? – oburzyłam się. – Viviane przegięła. Jutro zamierzam ją poprosić, żeby to odwołała. Nie potrzebuję twojej ochrony.
             – A chciałem być miły i nawet poprosiłem cię do tańca, ale ty jesteś taka niewdzięczna – westchnął Callan, kręcąc głową z dezaprobatą, ale w jego zachowaniu nie było wrogości, której się spodziewałam.
 Właściwie wyglądało to jakoś nadzwyczaj zawadiacko, zwłaszcza jak na niego.
             – Och, przepraszam, że nie widzę powodu, żeby tańczyć z kimś, kto mnie nienawidzi. To hipokryzja.
             – Hipokrytką jesteś tutaj ty – warknął Callan. – Nigdy nie powiedziałem, że cię nienawidzę – dodał i pociągnął mnie za sobą na parkiet. – Jesteś po prostu denerwująca.
             – Co ty wyprawiasz? – syknęłam, ale całkowicie zignorował moje słowa.
             Ujął moją dłoń w swoją, a drugą rękę oplótł wokół mojej talii i przyciągnął bliżej. Zamarłam, gdy znalazłam się tak blisko niego. Rozbrzmiała muzyka, a on prowadził w mnie w tańcu. Chcąc nie chcąc położyłam lewą dłoń na jego ramieniu i poczułam, że zacieśnia nieco uścisk, ale nie za mocno. W jego ramionach czułam się bezpiecznie.
             – Wcale nie przeszkadza mi twoja obecność – usłyszałam i spojrzałam na niego zaskoczona.
             Nawet na mnie nie patrzył.
             – Powtórz, bo nie usłyszałam – poprosiłam, wpatrując się w niego wyczekująco. Milczał dłuższą chwilę, udając, że mnie nie słyszy. – No powtórz.
             – Wiesz, co powiedziałem. Nie będę się powtarzał.
             – Złośliwy rycerz…

***

             – Widzę, że oboje doskonale się bawimy – zauważyła rozbawiona Viviane i dodała: – Aż emanujesz entuzjazmem i energią, Reynaldzie. To dziwne, bo byłam pewna, że doskonale odnajdziesz się tutaj. Niemal wszystkie damy patrzą w twoją stronę, tylko czekając, aż poprosisz którąś z nich do tańca.
             – W takim razie obawiam się, że się nie doczekają – odparł Reynald. – Moim zadaniem jest mieć cię na oku… Królowo – zauważył i uśmiechnął się szarmancko. – W końcu wybrałaś mnie na swojego osobistego obrońcę. Własnego rycerza, a to spory zaszczyt i nie odstąpię go nikomu.
             – W takim razie, może, chociaż mi nie odmówisz tej przyjemności? – zapytała z nadzieją Viviane.
             – Nie – padło w odpowiedzi, a Viviane uśmiechnęła się przepraszająco.
 Musiała przyznać, że nie spodziewała się takiej reakcji. Nie ze strony Reynalda. Chociaż wiedziała, że na pewno ma jakiś powód, zrobiło jej się smutno. Nie zamierzała tego jednak okazać.
             Reynald niemal od razu poczuł się winny i już chciał cos dodać, ale nie zdążył.
             – Rozumiem… Na pewno jesteś zmęczony. W końcu to dzień pełen wrażeń, a zazdrosna szlachta nie ułatwia sprawy.
             – Nie, przepraszam. Ja… – zaczął, ale wyraźnie nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
             – Nic nie szkodzi – powiedziała pospiesznie Viviane i uśmiechnęła się, by ukryć swoje zażenowanie i smutek. – Masz przecież prawo odmówić. Mam świadomość tego, że mężczyźni proszą mnie do tańca ze względu na mój status społeczny. Nie robią tego z sympatii. A ty przynajmniej jesteś szczery, jak przystało… Na przyjaciela.
             – Viviane… – jęknął Reynald. – Posłuchaj proszę…
             – Nie, nie, nic się nie stało. Chyba się trochę rozgadałam – stwierdziła, chichocząc trzpiotowato. – Zostanę tu jeszcze trochę, a potem udam się do siebie. Tu nic mi nie grozi, więc możesz odpocząć.
             – Viviane, dasz mi wreszcie coś powiedzieć, czy nie? – spytał rozeźlony i chwycił dłoń jej dłoń, by ją zatrzymać. Szybko jednak puścił, obawiając się, że to niestosowne, zważając na ich status i sytuację. – Chciałbym z tobą zatańczyć, ale… ja nie umiem – wyznał, wzrok wbijając w podłogę.
             – Nie mogłeś powiedzieć tego szybciej? – westchnęła Viviane. – Myślałam, że…
             – Źle myślałaś. Nie marzę teraz o niczym innym, niż tańcu z tobą, ale zwyczajnie nie umiem.
             – Nauczę cię, Reynaldzie – zaproponowała Viviane i uśmiechnęła się promiennie.
             – Teraz?
             – Spokojnie, nikt się nie zorientuje. Jestem pewna, że dobrze sobie poradzisz – zapewniła go.
             – Zatem… Czy zechcesz zatańczyć ze swoim rycerzem, wasza wysokość? – zapytał      Reynald, kłaniając się szarmancko, a Viviane podała mu dłoń i razem ruszyli na parkiet.
             – Prawa dłoń na talii, lewa o tak, doskonale – tłumaczyła cicho Viviane. – Krok do tyłu i teraz dwa kroki do przodku, a potem lekki obrót. Świetnie ci idzie – mówiła łagodnie.
 Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, że są obserwowani przez swoich przyjaciół.

1 komentarz:

  1. ahaha, ey,
    – Stary, jesteś do bani
    i utorzsamiam sie z callanem :D serio, czemu wczsniej tego nie zrobilam?
    "ide sobie" cos popularne ostatnio :D i popieram, wymowka w choj dobra.
    "Co plotkują inne służące? Na kogo najbardziej uważać?" a Ty? zrobilas taki wywiad w rewalu? L:D
    "mu odmówiła, bardzo się wściekł. Nienawidzi sprzeciwu. " -.- tak tak, personalnie. bo ja sie z bohaterami naprawde luubie! no, rozne rzeczy z nimi lubie robic.
    " W końcu ćwiczyłam to z Eili godzinami. " bo juz sie balam!

    " Z całym szacunkiem wasza wysokość, ale nie mogę tego zaakceptować.
    – Ach. Hrabia Oddstein… To zaszczyt poznać – odparłam niewzruszona."
    serio zazdro i serio gratuluje tego opanowania. dawnno bym mu kazala isc na areobik
    '
    – Czy zaszczyci mnie pani tańcem? – znajomy głos wyrwał mnie z zamyślenia, a gdy uniosłam wzrok, ujrzałam Callana. Wyciągnął do mnie dłoń i uśmiechnął się blado. – Więc?
    – O, nagle przestała ci przeszkadzać moja obecność?
    ŁDŁDŁDŁDŁDŁ klawiatura mi sie pojebala1 ŁDŁDŁDŁ chuj! w kaydzm rayie, banan wsyyzscy!
    Ale trzeba, chociaż sprawiać pozory. - czy ja wiem czy ten przecinek?
    NO KURWA! JUz bylam pewna ze chuja z tego tanca bedzie!!!'
    " – Wcale nie przeszkadza mi twoja obecność – usłyszałam i spojrzałam na niego zaskoczona.
    Nawet na mnie nie patrzył.
    – Powtórz, bo nie usłyszałam – poprosiłam, wpatrując się w niego wyczekująco. Milczał dłuższą chwilę, udając, że mnie nie słyszy. – No powtórz.
    – Wiesz, co powiedziałem. Nie będę się powtarzał.
    – Złośliwy rycerz"
    <3 <3 <3 i chuj, wzruszam sie! i sie do tego przyznaje ! to jest moj poziom love story. chce!
    "Czy zechcesz zatańczyć ze swoim rycerzem, wasza wysokość? – zapytał Reynald, " chyj tam, ten poziom tez mi dzisiaj wchodi. ech. za duzo devilow. chyba i masz. jestem ugotowana.

    Słit! dopoki nie przeczytalam, nie zdawalam sobie sprawy ze az tajk tesknilam za Nigmet. wiesz, ja nie mowie.. ale ja czuje.
    <3
    Jestem ukontentowana. o ile po porzeczkowce dalej tak to sie pisze.

    OdpowiedzUsuń