Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



czwartek, 4 stycznia 2018

Legion Nowego Świata: Rozdział 16



Bez korekty. Miałam problemy techniczne, skasował mi się rozdział, dobrze, że miałam chociaż surową wersje zostawioną na komputerze, ale zabrakło czasu na ponowne poprawki.



             – Zatem proszę za mną – powiedziałam, otwierając drzwi. Jednak ledwo wyszłam na korytarz, natknęłam się na Viviane w towarzystwie Nukkiego i Reynalda. – O wilku mowa. Viviane, nasi gości właśnie pragnęli się z tobą zobaczyć.
             – Gdy tylko usłyszałam o waszym przybyciu, postanowiłam wyjść na spotkanie z wami – powiedziała i dygnęła z gracją. – To zaszczyt gościć was w moim zamku, królu Rongvaldzie, księżniczko Laurette.
             – Cała przyjemność po mojej stronie – odparł szarmancko Rongvald i ucałował grzbiet jej dłoni. – Jesteś jeszcze piękniejsza, niż to sobie wyobrażałem, królowo Viviane.
            Reynald odchrząknął cicho.
             – Jesteśmy radzi, mogąc tutaj być – dodała Laurette. – Nigmet wiele nam o tobie opowiadała.
             – Mi o was również – zaśmiała się Viviane. – To jest Reynald – oznajmiła. – Nukkiego, jak mniemam, już poznaliście.
             – Oczywiście.
             – Jeśli pozwolicie, chciałabym zaprosić was do moich komnat – wyjaśniła z powagą Viviane. – Wierzę, że jest to najbezpieczniejsze miejsce, do omawiania wszelkich ważnych spraw.
             – Rozumiem – zgodził się Rongvald.
            Toteż Viviane ruszyła jako pierwsza, prowadząc Rongvalda oraz Laurette. My podążaliśmy na końcu. Podejrzewałam, że nikt nie będzie protestował przeciw naszej obecności przy rozmowie władców.
             – Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko obecności moich przyjaciół – zapytała Viv, gdy dotarliśmy na miejsce. – Tak się składa, że doskonale wiedzą o wszystkim, co dzieje się wokół. I tak samo jak Nigmet, służą mi dobrą radą.
             – Zatem gratuluję tak licznego grona przyjaciół – odparł z uśmiechem Rongvald i przepuścił nas wszystkie w drzwiach. – Godne pozazdroszczenia, jako że władcy nie mają zbyt wiele zaufanych ludzi, a tym bardziej tych, których mogliby nazwać przyjaciółmi.
             – Ty również, Rongvaldzie, mówiłeś, że powierzyłeś pewne sprawy swoim zaufanym ludziom – zauważyłam.
             – Nie są oni jednak moimi przyjaciółmi. Darzę ich, rzecz jasna, zaufaniem. Są bardzo lojalni, lecz daleko im do przyjaciół. Tylko Laurette mógłbym tak określić.
             – Schlebiasz mi, bracie – roześmiała się. – Ale nie mogę się z tobą zgodzić. Masz przyjaciół, tylko nie chcesz ich uznać, biorąc na siebie cały ciężar związany z władzą.
             – Laurette ma racje – stwierdziłam z powagą, ale nie dokończyłam myśli, przenosząc wzrok na Viviane.
             – Dokładnie – przytaknęła, uśmiechając się łagodnie. – Mam nadzieję, że niebawem i my możemy stać się twoimi przyjaciółmi, gdyż wierzę, że sprzymierzeńcami już jesteśmy.
             – Racja. Proszę mi wybaczyć to zarozumialstwo, królowo Viviane – poprosił Rongvald.
             – Porzuć proszę te formalności. Przyjaciele, jak zapewne zauważyłeś, zwracają się do mnie po imieniu i jak już rzekłam, pragnę byście oboje z Laurette dołączyli do tego grona – oznajmiła Viviane, otwierając szeroko ramiona. – A teraz… Nie stójcie tak, proszę, rozgośćcie się.
             – Zatem mam nadzieję, że nasz przyjaźń dobrze wpłynie na losy naszych królestw.
             – Nigmet mówiła o was same dobre rzeczy, więc nie mam żadnych wątpliwości, że będzie to wspaniały i owocny sojusz.
             – To pokazuje nam, jakim ogromnym zaufaniem darzysz Nigmet – skwitował radośnie Rongvald.
             – To prawda – przyznała Viviane. – Jak i pozostałych tu obecnych, choć zdaje się brakuje tu jednej osoby.
             – Orlaith zapewne siedzi w bibliotece i zapomniała o bożym świecie – mruknął Nukki, ale w jego głosie nie było ani krzty złośliwości.
             – Nie chciałabym przerywać tej sielanki – odezwałam się. – Wydaje mi się jednak, że mamy ważniejsze sprawy do omówienia i to twoje własne słowa, Rongvaldzie – zwróciłam się do niego.
            Lecz zanim zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi. Reynald otworzył je, jako że stał najbliżej. Stała tam Meeri z ogromną taca z poczęstunkiem.
             – Wejdź proszę, Meeri – zaprosiła ją Viviane. – Nie bój się.
             – Może ja to wezmę – zaproponował Reynald, najwyraźniej nie mogąc patrzeć na drobną dziewczynę z ogromną i pewnie równie ciężką tacą.
             – Ach… Nie…  – zaprotestowała. – Nie mogę na to pozwolić.
             – Nie przejmuj się – powiedział, zabierając z jej rąk cały ciężar. – Zajmę się tym.
             – Dziękuję bardzo – odparła i spojrzawszy na Rongvalda oraz Laurette, ukłoniła się nisko.
             – Dziękuję, Meeri – oznajmiła Viviane i położyła dłoń na jej ramieniu. – Możesz odejść. Dam ci znać, jeśli będziemy czegoś potrzebować.
             – Oczywiście, do usług – rzuciła w odpowiedzi i ukłoniwszy się raz jeszcze, pospiesznie wyszła.
             – Jest kochana – zaśmiała się Viviane.
             – Chyba się nas przestraszyła – zauważył rozbawiony Rongvald. – Czyżbym wyglądał tak przerażająco?
             – Nie… Wcale a wcale – odpowiedziałam z miną niewiniątka.
             – Do rzeczy – warknął Callan i odchrząknął znacząco.
             – Call ma rację – przyznałam niechętnie. – Jest coś, czego mi jeszcze nie powiedziałeś, Rongvaldzie. Kim byli, a raczej za kogo podawali się szpiedzy?
             – Głównie służba, jeden szlachcic.
             – Służba? – zdziwiła się Viviane.
             – Cóż… To ma sens – stwierdziłam, marszcząc brwi. – Niepozorni, nikt nie zwracał na nich uwagi…
            Wtedy coś mnie tknęło, ale nie zapytałam. To nie była dobra pora.
             – Niestety to wszystko, co wiem.
             – Nie szkodzi. Mam jednak nadzieję, że poinformujesz nas, jeśli wyniknie coś nowego – powiedziała spokojnie Viviane.
             – Mam natomiast pewną propozycję   – uśmiechnął się szeroko – bo jesteś tak ciekawą osobą, jak mówiła Nigmet. W dodatku niezwykle urodziwą.
             – O nie…  – jęknęłam cicho.
             – Nie miałbym nic przeciwko przypieczętowania sojuszu na przykład ślubem.
             – Ojej, to bardzo niespodziewana propozycja. Pozwól proszę mi o tym pomyśleć.
             – Oczywiście, przepraszam, że tak nagle.
             – Nie! – zaprotestowałam żywo i spojrzenia wszystkich obecnych skierowały się na mnie. – Odpada! – Dopiero po chwili dotarło do mnie, że krzyczę i ukłoniłam się nisko. – Z całym szacunkiem, królu Rongvaldzie – powiedziałam oficjalnie. – Ale jako królewski doradca nie mogę się na to zgodzić. Wierzę, że przyjaźń obu królestw jest silna i bez tak drastycznych środków. Nie wiemy czym poskutkowałoby takie połączenie obu królestw. Mogłoby się to spotkać ze sporą opozycją z obu stron, na co nie możemy sobie pozwolić w chwilach konfliktu z Legionem.
            Wszyscy milczeli, oczekując decyzji Rongvalda.
             – Bardzo dobrze, zatem. Zgadzam się z tobą. Zresztą propozycja zostaje aktualna, tak samo jak ta, którą uczyniłem jeszcze podczas waszej wizyty w naszym zamku.
             – Jaka propozycja? – zdziwił się Reynald.
             – W ramach umocnienia więzi naszych królestw mógłbym znaleźć wśród naszej szlachty wspaniałego męża dla Nigmet.
             – W tym momencie ja muszę się nie zgodzić. Nigmet jest moim do radcą, nie po to, by odciążać mnie z powinności.
             – Szczerze mówiąc, chyba raz jeszcze przemyślę tą propozycję – mruknęłam. – Sporo się zmieniło od naszego ostatniego spotkania.
             – Nigmet, chyba nie mówisz poważnie?   – Callan wpatrywał się we mnie z wyrzutem. – Dobrze wiesz, że w obecnej sytuacji…
             – No właśnie przez wzgląd na obecną sytuację – powiedziałam. – Daj spokój, sami swoi. Nie musimy tutaj udawać narzeczeństwa.
             – Udawać?
             – Przepraszam cię Laurette, mieliśmy tutaj drobne problemy i na razie udajemy z Callanem narzeczonych.
             – W takim razie ślub z jednym z moim zaufanych ludzi załatwiłby sprawę. Zresztą mogłabyś zostać tu w stolicy Silvaterry.
             – Ale ja się nie zgadzam – powiedział stanowczo Callan.
             – Ale mnie to mało obchodzi – odparłam, marszcząc gniewnie brwi. – Jestem pewna, że wyraziłam się już wcześniej jasno w tej kwestii.
             – Dobrze, na razie zostawmy tą kwestię – roześmiał się Rongvald, klasnąwszy w dłonie. – Widzę, że musicie razem omówić pewne sprawy.
             – Może skorzystacie z okazji, by odpocząć? – zaproponowała Viviane. – Callan, odprowadzisz naszych gości?
             – Oczywiście.
             – A z tobą Nigmet, chciałabym zamienić kilka słów – zwróciła się do mnie.
            Zostałyśmy same. Nukki i Reynald wyszli na zewnątrz.
             – To… co tam? – zapytałam.
             – Nigmet, co w ciebie wstąpiło?! – ofuknęła mnie Viviane. – Nawet jeśli Rongvald i Laurette są przyjaciółmi, są też władcami sąsiedniego królestwa. Nie możesz się tak zachowywać. Co to miało być?
             – Nie pozwolę ci wyjść za kogoś dla dobra królestwa.
             – Nie do ciebie należy decyzja.
             – Jestem twoim doradcą do cholery – warknęłam, rozeźlona. – Jak to sobie wyobrażasz? Szlachta w życiu się na to nie zgodzi. Nie wiemy tez jakie konsekwencje miała by ta decyzja.
             – Ale nie możesz w ten sposób zwracać się do króla Rongvalda.
             – Poznałam go jako Gvaldiego, dziwka z miasta. Jesteśmy na stopie przyjacielskiej i wierzę, że zrozumie, jeśli mu wszystko wyjaśnimy. Zresztą poprawiłam się zaraz.
             – Ale nie możesz tak robić.
             – Więc co z Reynaldem? Tak po prostu to wszystko rzucisz? Nie pozwolę moim przyjaciołom zniszczyć sobie życia. Nie zmuszaj mnie do sabotażu, jeśli postanowisz zrobić coś głupiego.
             – Nigmet, nie masz prawa! To ja jestem królową i to ja decyduję.
             – A myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami i że jestem od tego by ci doradzać!
             – Najważniejsze jest dla mnie dobro królestwa.
             – I unieszczęśliwisz siebie i Reynalda z tego powodu? Nawet jeśli można inaczej. I przy okazji przyjaciół, którzy się o was troszczą?
             – Jeśli tak będzie trzeba, to tak.
             – Świetnie. Więc Heku jednak miał rajcę, że wybierzesz królestwo ponad wszystko. Nie dbasz o nic więcej. To głupie.
             – Nie dbam – odparła chłodno Viviane. – A teraz wyjdź proszę.
            Reynald stał nieopodal z nietęgą miną. Musiał słyszeć nasze krzyki.
             – Pokłóciłam się z Viviane – jęknęłam smutno. – Rey, musisz coś zrobić. Nie pozwól jej popełnić tak strasznego błędu.
             – To nie od nas zależy – westchnął. – Do niczego jej nie zmuszę.
             – Ale nie próbujesz jej nawet przekonać. Dlaczego nie powiesz jej, co czujesz?
             – To tylko utrudni jej sprawę.
             – I oto chodzi. Pozwolisz jej popełnić życiowy błąd, bo nie wypada?! – oburzyłam się. – Weź się w garść i zrób co należy. Kochacie się do cholery, ale oboje się boicie.
             – A ty i Callan to co?
             – To inna sprawa. On mnie nie kocha. A ja nie kocham jego.
             – Kogo próbujesz oszukiwać? – Reynald spojrzał na mnie z politowaniem. – Wszyscy wiemy co się dzieje.
             – Nie o tym teraz mówimy.
             – A dlaczego nie?
             – Przemyśl to Rey. Wszyscy razem jesteśmy w stanie coś wymyślić, co by się nie działo. Ja chcę tylko waszego szczęścia…
             – Wiem Nigmet, ale czasem tak się nie da.
             – To tylko wymówka.
             – Jestem rycerzem Gwardii, ale nie zmieni się fakt, że jestem nikim i pojawiłem się znikąd. Nie mam prawa…
             – Takie gadanie, „nie mam prawa” – prychnęłam wściekle. – Rób co chcesz, tchórzu!
            Po rozmowie z Reynaldem to jeszcze nie był koniec. Callan dopadł mnie kawałek dalej. Tylko tego było mi trzeba. Zagrodził mi drogę do pokoju, ale nic nie powiedział. Jednak gdy spróbowałam go wyminąć, złapał mnie za nadgarstek.
             – Dlaczego?
             – Dlaczego co? – zapytałam beznamiętnie.
            Nawet jeśli chciałam pójść za radą Reynalda i szczerze z nim porozmawiać, nie potrafiłam. Nie potrafiłam z siebie wykrzesać nic poza kpiącym uśmiechem. A zarazem było mi przykro, że tak to teraz wygląda.
             – Naprawdę chcesz rozważyć jego propozycje?
             – Może.
             – Dlaczego? – padło.
             – Naprawdę o to pytasz po tym wszystkim? – warknęłam, ale nawet na niego nie patrząc. – Nie byłby to chyba wcale głupi pomysł. Viviane straciłaby pretekst do ucieczki.
             – Nigmet…
             – Przecież żartuję – powiedziałam w końcu, choć z pewnym trudem. – Powiedziałam tak, bo mnie wkurzyłeś. Wszyscy mnie wkurzacie. Viviane upiera się przy swoim, Rey też, a ty…
             – Wiem.
             – Swoją drogą… Chciałam o coś zapytać – przypomniałam sobie i spojrzałam na Callana. – Rongvald powiedział, że większość szpiegów to służba. Czy zniknięcie Eili ma coś w tym wspólnego? – Cisza. – Odpowiedz mi.
             – Tak.
             – Była jedną z nich?
             – Tak.
             – Wiedziałeś o tym? I nic mi nie powiedziałeś. Nic nie zrobiłeś.
             – Nie mogłem.
             – Nie mogłeś, czy nie chciałeś?
             – Nie mogłem. Gdybym ci powiedział, byłabyś w jeszcze większym niebezpieczeństwie – wyznał.  – Już i tak byłaś i to z mojej winy.
             – Powiesz mi wreszcie prawdę? O wszystkim, czy nadal będziesz się upierał przy swoim?
            Pokręcił przecząco głową.
             – Rozumiem. Zapomnij.

1 komentarz:

  1. No proszę, jaki obrót przybrały sprawy. Królewski ślub z pewnością dałby impuls całemu światu, że coś się dzieje, a nawet zmienia. To by było ciekawe, choć też bardzo smutne, bo przecież Viv i Rey nie mieliby już wtedy szansy. Choć ta i tak jest niewielka. Skomplikowane to to. Za to nie dziwię się Vivienne, że wkurzyła się na Nigmet. Rzeczywiście trochę przesadziła, przyjaźń przyjaźnią, ale są jakieś zasady. No tak, wszyscy zapomnieli, że Nig nie pochodzi z tego świata.
    Callan jest głupi. Zresztą z poprzednich rozdziałów wychodziło, że powiedział Reyowi prawdę, więc Rey też jest głupi. Masz beznadziejnych głównych bohaterów męskich w tej opowieści, naprawdę. Już te poboczne są ciekawsze i sympatyczniejsze. Niedobrze.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń