Bez korekty. Miałam problemy techniczne, skasował mi się rozdział, dobrze, że miałam chociaż surową wersje zostawioną na komputerze, ale zabrakło czasu na ponowne poprawki.
– Zatem proszę za mną – powiedziałam,
otwierając drzwi. Jednak ledwo wyszłam na korytarz, natknęłam się na Viviane w
towarzystwie Nukkiego i Reynalda. – O wilku mowa. Viviane, nasi gości właśnie
pragnęli się z tobą zobaczyć.
– Gdy tylko usłyszałam o waszym przybyciu,
postanowiłam wyjść na spotkanie z wami – powiedziała i dygnęła z gracją. – To
zaszczyt gościć was w moim zamku, królu Rongvaldzie, księżniczko Laurette.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł
szarmancko Rongvald i ucałował grzbiet jej dłoni. – Jesteś jeszcze piękniejsza,
niż to sobie wyobrażałem, królowo Viviane.
Reynald
odchrząknął cicho.
– Jesteśmy radzi, mogąc tutaj być – dodała
Laurette. – Nigmet wiele nam o tobie opowiadała.
– Mi o was również – zaśmiała się Viviane. –
To jest Reynald – oznajmiła. – Nukkiego, jak mniemam, już poznaliście.
– Oczywiście.
– Jeśli pozwolicie, chciałabym zaprosić was do
moich komnat – wyjaśniła z powagą Viviane. – Wierzę, że jest to
najbezpieczniejsze miejsce, do omawiania wszelkich ważnych spraw.
– Rozumiem – zgodził się Rongvald.
Toteż
Viviane ruszyła jako pierwsza, prowadząc Rongvalda oraz Laurette. My
podążaliśmy na końcu. Podejrzewałam, że nikt nie będzie protestował przeciw
naszej obecności przy rozmowie władców.
– Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko
obecności moich przyjaciół – zapytała Viv, gdy dotarliśmy na miejsce. – Tak się
składa, że doskonale wiedzą o wszystkim, co dzieje się wokół. I tak samo jak
Nigmet, służą mi dobrą radą.
– Zatem gratuluję tak licznego grona
przyjaciół – odparł z uśmiechem Rongvald i przepuścił nas wszystkie w drzwiach.
– Godne pozazdroszczenia, jako że władcy nie mają zbyt wiele zaufanych ludzi, a
tym bardziej tych, których mogliby nazwać przyjaciółmi.
– Ty również, Rongvaldzie, mówiłeś, że
powierzyłeś pewne sprawy swoim zaufanym ludziom – zauważyłam.
– Nie są oni jednak moimi przyjaciółmi. Darzę
ich, rzecz jasna, zaufaniem. Są bardzo lojalni, lecz daleko im do przyjaciół.
Tylko Laurette mógłbym tak określić.
– Schlebiasz mi, bracie – roześmiała się. –
Ale nie mogę się z tobą zgodzić. Masz przyjaciół, tylko nie chcesz ich uznać,
biorąc na siebie cały ciężar związany z władzą.
– Laurette ma racje – stwierdziłam z powagą,
ale nie dokończyłam myśli, przenosząc wzrok na Viviane.
– Dokładnie – przytaknęła, uśmiechając się
łagodnie. – Mam nadzieję, że niebawem i my możemy stać się twoimi przyjaciółmi,
gdyż wierzę, że sprzymierzeńcami już jesteśmy.
– Racja. Proszę mi wybaczyć to zarozumialstwo,
królowo Viviane – poprosił Rongvald.
– Porzuć proszę te formalności. Przyjaciele,
jak zapewne zauważyłeś, zwracają się do mnie po imieniu i jak już rzekłam,
pragnę byście oboje z Laurette dołączyli do tego grona – oznajmiła Viviane, otwierając
szeroko ramiona. – A teraz… Nie stójcie tak, proszę, rozgośćcie się.
– Zatem mam nadzieję, że nasz przyjaźń dobrze
wpłynie na losy naszych królestw.
– Nigmet mówiła o was same dobre rzeczy, więc
nie mam żadnych wątpliwości, że będzie to wspaniały i owocny sojusz.
– To pokazuje nam, jakim ogromnym zaufaniem
darzysz Nigmet – skwitował radośnie Rongvald.
– To prawda – przyznała Viviane. – Jak i
pozostałych tu obecnych, choć zdaje się brakuje tu jednej osoby.
– Orlaith zapewne siedzi w bibliotece i
zapomniała o bożym świecie – mruknął Nukki, ale w jego głosie nie było ani
krzty złośliwości.
– Nie chciałabym przerywać tej sielanki –
odezwałam się. – Wydaje mi się jednak, że mamy ważniejsze sprawy do omówienia i
to twoje własne słowa, Rongvaldzie – zwróciłam się do niego.
Lecz
zanim zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi. Reynald otworzył je,
jako że stał najbliżej. Stała tam Meeri z ogromną taca z poczęstunkiem.
– Wejdź proszę, Meeri – zaprosiła ją Viviane. –
Nie bój się.
– Może ja to wezmę – zaproponował Reynald,
najwyraźniej nie mogąc patrzeć na drobną dziewczynę z ogromną i pewnie równie
ciężką tacą.
– Ach… Nie… – zaprotestowała. – Nie mogę na to pozwolić.
– Nie przejmuj się – powiedział, zabierając z
jej rąk cały ciężar. – Zajmę się tym.
– Dziękuję bardzo – odparła i spojrzawszy na
Rongvalda oraz Laurette, ukłoniła się nisko.
– Dziękuję, Meeri – oznajmiła Viviane i
położyła dłoń na jej ramieniu. – Możesz odejść. Dam ci znać, jeśli będziemy
czegoś potrzebować.
– Oczywiście, do usług – rzuciła w odpowiedzi
i ukłoniwszy się raz jeszcze, pospiesznie wyszła.
– Jest kochana – zaśmiała się Viviane.
– Chyba się nas przestraszyła – zauważył
rozbawiony Rongvald. – Czyżbym wyglądał tak przerażająco?
– Nie… Wcale a wcale – odpowiedziałam z miną
niewiniątka.
– Do rzeczy – warknął Callan i odchrząknął
znacząco.
– Call ma rację – przyznałam niechętnie. –
Jest coś, czego mi jeszcze nie powiedziałeś, Rongvaldzie. Kim byli, a raczej za
kogo podawali się szpiedzy?
– Głównie służba, jeden szlachcic.
– Służba? – zdziwiła się Viviane.
– Cóż… To ma sens – stwierdziłam, marszcząc
brwi. – Niepozorni, nikt nie zwracał na nich uwagi…
Wtedy
coś mnie tknęło, ale nie zapytałam. To nie była dobra pora.
– Niestety to wszystko, co wiem.
– Nie szkodzi. Mam jednak nadzieję, że poinformujesz
nas, jeśli wyniknie coś nowego – powiedziała spokojnie Viviane.
– Mam natomiast pewną propozycję –
uśmiechnął się szeroko – bo jesteś tak ciekawą osobą, jak mówiła Nigmet. W
dodatku niezwykle urodziwą.
– O nie… – jęknęłam cicho.
– Nie miałbym nic przeciwko przypieczętowania
sojuszu na przykład ślubem.
– Ojej, to bardzo niespodziewana propozycja. Pozwól
proszę mi o tym pomyśleć.
– Oczywiście, przepraszam, że tak nagle.
– Nie! – zaprotestowałam żywo i spojrzenia
wszystkich obecnych skierowały się na mnie. – Odpada! – Dopiero po chwili
dotarło do mnie, że krzyczę i ukłoniłam się nisko. – Z całym szacunkiem, królu
Rongvaldzie – powiedziałam oficjalnie. – Ale jako królewski doradca nie mogę
się na to zgodzić. Wierzę, że przyjaźń obu królestw jest silna i bez tak
drastycznych środków. Nie wiemy czym poskutkowałoby takie połączenie obu
królestw. Mogłoby się to spotkać ze sporą opozycją z obu stron, na co nie
możemy sobie pozwolić w chwilach konfliktu z Legionem.
Wszyscy
milczeli, oczekując decyzji Rongvalda.
– Bardzo dobrze, zatem. Zgadzam się z tobą.
Zresztą propozycja zostaje aktualna, tak samo jak ta, którą uczyniłem jeszcze
podczas waszej wizyty w naszym zamku.
– Jaka propozycja? – zdziwił się Reynald.
– W ramach umocnienia więzi naszych królestw
mógłbym znaleźć wśród naszej szlachty wspaniałego męża dla Nigmet.
– W tym momencie ja muszę się nie zgodzić.
Nigmet jest moim do radcą, nie po to, by odciążać mnie z powinności.
– Szczerze mówiąc, chyba raz jeszcze przemyślę
tą propozycję – mruknęłam. – Sporo się zmieniło od naszego ostatniego
spotkania.
– Nigmet, chyba nie mówisz poważnie? –
Callan wpatrywał się we mnie z wyrzutem. – Dobrze wiesz, że w obecnej sytuacji…
– No właśnie przez wzgląd na obecną sytuację –
powiedziałam. – Daj spokój, sami swoi. Nie musimy tutaj udawać narzeczeństwa.
– Udawać?
– Przepraszam cię Laurette, mieliśmy tutaj
drobne problemy i na razie udajemy z Callanem narzeczonych.
– W takim razie ślub z jednym z moim zaufanych
ludzi załatwiłby sprawę. Zresztą mogłabyś zostać tu w stolicy Silvaterry.
– Ale ja się nie zgadzam – powiedział
stanowczo Callan.
– Ale mnie to mało obchodzi – odparłam,
marszcząc gniewnie brwi. – Jestem pewna, że wyraziłam się już wcześniej jasno w
tej kwestii.
– Dobrze, na razie zostawmy tą kwestię –
roześmiał się Rongvald, klasnąwszy w dłonie. – Widzę, że musicie razem omówić
pewne sprawy.
– Może skorzystacie z okazji, by odpocząć? –
zaproponowała Viviane. – Callan, odprowadzisz naszych gości?
– Oczywiście.
– A z tobą Nigmet, chciałabym zamienić kilka
słów – zwróciła się do mnie.
Zostałyśmy
same. Nukki i Reynald wyszli na zewnątrz.
– To… co tam? – zapytałam.
– Nigmet, co w ciebie wstąpiło?! – ofuknęła
mnie Viviane. – Nawet jeśli Rongvald i Laurette są przyjaciółmi, są też
władcami sąsiedniego królestwa. Nie możesz się tak zachowywać. Co to miało być?
– Nie pozwolę ci wyjść za kogoś dla dobra
królestwa.
– Nie do ciebie należy decyzja.
– Jestem twoim doradcą do cholery – warknęłam,
rozeźlona. – Jak to sobie wyobrażasz? Szlachta w życiu się na to nie zgodzi.
Nie wiemy tez jakie konsekwencje miała by ta decyzja.
– Ale nie możesz w ten sposób zwracać się do
króla Rongvalda.
– Poznałam go jako Gvaldiego, dziwka z miasta.
Jesteśmy na stopie przyjacielskiej i wierzę, że zrozumie, jeśli mu wszystko
wyjaśnimy. Zresztą poprawiłam się zaraz.
– Ale nie możesz tak robić.
– Więc co z Reynaldem? Tak po prostu to
wszystko rzucisz? Nie pozwolę moim przyjaciołom zniszczyć sobie życia. Nie
zmuszaj mnie do sabotażu, jeśli postanowisz zrobić coś głupiego.
– Nigmet, nie masz prawa! To ja jestem królową
i to ja decyduję.
– A myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami i że
jestem od tego by ci doradzać!
– Najważniejsze jest dla mnie dobro królestwa.
– I unieszczęśliwisz siebie i Reynalda z tego
powodu? Nawet jeśli można inaczej. I przy okazji przyjaciół, którzy się o was
troszczą?
– Jeśli tak będzie trzeba, to tak.
– Świetnie. Więc Heku jednak miał rajcę, że
wybierzesz królestwo ponad wszystko. Nie dbasz o nic więcej. To głupie.
– Nie dbam – odparła chłodno Viviane. – A
teraz wyjdź proszę.
Reynald
stał nieopodal z nietęgą miną. Musiał słyszeć nasze krzyki.
– Pokłóciłam się z Viviane – jęknęłam smutno. –
Rey, musisz coś zrobić. Nie pozwól jej popełnić tak strasznego błędu.
– To nie od nas zależy – westchnął. – Do
niczego jej nie zmuszę.
– Ale nie próbujesz jej nawet przekonać.
Dlaczego nie powiesz jej, co czujesz?
– To tylko utrudni jej sprawę.
– I oto chodzi. Pozwolisz jej popełnić życiowy
błąd, bo nie wypada?! – oburzyłam się. – Weź się w garść i zrób co należy.
Kochacie się do cholery, ale oboje się boicie.
– A ty i Callan to co?
– To inna sprawa. On mnie nie kocha. A ja nie
kocham jego.
– Kogo próbujesz oszukiwać? – Reynald spojrzał
na mnie z politowaniem. – Wszyscy wiemy co się dzieje.
– Nie o tym teraz mówimy.
– A dlaczego nie?
– Przemyśl to Rey. Wszyscy razem jesteśmy w
stanie coś wymyślić, co by się nie działo. Ja chcę tylko waszego szczęścia…
– Wiem Nigmet, ale czasem tak się nie da.
– To tylko wymówka.
– Jestem rycerzem Gwardii, ale nie zmieni się
fakt, że jestem nikim i pojawiłem się znikąd. Nie mam prawa…
– Takie gadanie, „nie mam prawa” – prychnęłam
wściekle. – Rób co chcesz, tchórzu!
Po
rozmowie z Reynaldem to jeszcze nie był koniec. Callan dopadł mnie kawałek
dalej. Tylko tego było mi trzeba. Zagrodził mi drogę do pokoju, ale nic nie
powiedział. Jednak gdy spróbowałam go wyminąć, złapał mnie za nadgarstek.
– Dlaczego?
– Dlaczego co? – zapytałam beznamiętnie.
Nawet
jeśli chciałam pójść za radą Reynalda i szczerze z nim porozmawiać, nie
potrafiłam. Nie potrafiłam z siebie wykrzesać nic poza kpiącym uśmiechem. A
zarazem było mi przykro, że tak to teraz wygląda.
– Naprawdę chcesz rozważyć jego propozycje?
– Może.
– Dlaczego? – padło.
– Naprawdę o to pytasz po tym wszystkim? –
warknęłam, ale nawet na niego nie patrząc. – Nie byłby to chyba wcale głupi
pomysł. Viviane straciłaby pretekst do ucieczki.
– Nigmet…
– Przecież żartuję – powiedziałam w końcu,
choć z pewnym trudem. – Powiedziałam tak, bo mnie wkurzyłeś. Wszyscy mnie
wkurzacie. Viviane upiera się przy swoim, Rey też, a ty…
– Wiem.
– Swoją drogą… Chciałam o coś zapytać –
przypomniałam sobie i spojrzałam na Callana. – Rongvald powiedział, że
większość szpiegów to służba. Czy zniknięcie Eili ma coś w tym wspólnego? –
Cisza. – Odpowiedz mi.
– Tak.
– Była jedną z nich?
– Tak.
– Wiedziałeś o tym? I nic mi nie powiedziałeś.
Nic nie zrobiłeś.
– Nie mogłem.
– Nie mogłeś, czy nie chciałeś?
– Nie mogłem. Gdybym ci powiedział, byłabyś w
jeszcze większym niebezpieczeństwie – wyznał. – Już i tak byłaś i to z mojej winy.
– Powiesz mi wreszcie prawdę? O wszystkim, czy
nadal będziesz się upierał przy swoim?
Pokręcił
przecząco głową.
– Rozumiem. Zapomnij.
No proszę, jaki obrót przybrały sprawy. Królewski ślub z pewnością dałby impuls całemu światu, że coś się dzieje, a nawet zmienia. To by było ciekawe, choć też bardzo smutne, bo przecież Viv i Rey nie mieliby już wtedy szansy. Choć ta i tak jest niewielka. Skomplikowane to to. Za to nie dziwię się Vivienne, że wkurzyła się na Nigmet. Rzeczywiście trochę przesadziła, przyjaźń przyjaźnią, ale są jakieś zasady. No tak, wszyscy zapomnieli, że Nig nie pochodzi z tego świata.
OdpowiedzUsuńCallan jest głupi. Zresztą z poprzednich rozdziałów wychodziło, że powiedział Reyowi prawdę, więc Rey też jest głupi. Masz beznadziejnych głównych bohaterów męskich w tej opowieści, naprawdę. Już te poboczne są ciekawsze i sympatyczniejsze. Niedobrze.
Czekam na następny.
Pozdrawiam