Wszystko
zostało zaplanowane, a następnie przygotowane na przyjazd
Rongvalda i Laurette, która miała mu towarzyszyć. Najlepsze pokoje, służba,
która spełni ich
zachcianki oraz najlepsi kucharze z królestwa mający zadbać o wyborne
menu. Oczywiście wiedziałam, że połowa tych rzeczy jest zbędna, ale wymagały
tego konwenanse, z którymi byłam coraz bardziej obyta.
Bezpieczeństwo
od granicy zapewnić miał im Nukki na czele swojego
pododdziału. Na ten czas wstrzymać musieliśmy moją naukę szermierki, która
ostatnimi czasy i tak wisiała na włosku. Poszłam więc ćwiczyć sama. Nie
chciałam wypaść z formy. Mówi się przecież, że praktyka czyni mistrza. Trochę
trwało, nim zorientowałam się, że nie jestem tam sama.
Ktoś obserwował mnie od samego początku.
Zmarszczyłam brwi, patrząc
gniewnie na Callana. Wkurzał mnie tym ciągłym łażeniem za mną. Wiedziałam, że
udajemy teraz zakochanych, ale wszystko powinno mieć granice. A on dawno już je
przekroczył. Im bardziej się starał, tym sztuczniej to wyglądało.
–
Przeszkadzasz mi – stwierdziłam z powagą. – Nie masz, co robić?
–
Przyszedłem popatrzeć na moją piękną narzeczoną.
Głupie
serce i tak zabiło szybciej. Choć dobrze wiedziałam, że wszystko było na pokaz.
– Daruj
sobie – prychnęłam, mierząc go lodowatym spojrzeniem.
– Nie
przeszkadzaj sobie, kontynuuj.
Idzie ci coraz lepiej.
–
Rozpraszasz mnie – stwierdziłam, wbijając miecz w ziemię. – Idź sobie.
– A w
jaki to sposób rozprasza cię moja obecność? – zapytał z miną
niewiniątka. – Czyżby twoje serce biło szybciej w mojej
obecności.
–
Prędzej wcale nie bije – zawarczałam, ponownie chwytając broń i kierując
ostrze w jego stronę. – Uświadom sobie, że nigdy nie
zgodziłam się na realizację
tego planu. To wyście się wszyscy zmówili i aż dziwię
się, że nawet ty.
– No,
zaatakuj.
– Idź
sobie.
– Co?
Myślisz, że Nukki tak cię wytrenował, że nie dam rady się obronić? – zakpił Callan
i tego było już za wiele. Miarka się przebała. – Myślisz, że jest taki dobry?
– Wal
się – syknęłam wściekle, wzmacniając uścisk na rękojeści miecza. – On
przynajmniej nie jest skończonym dupkiem.
– Dupek?
To nowe – zaśmiał się Callan. – Czy to słownictwo z twojego świata?
Tym
razem zamachnęłam się. Sparował atak, co nie było dziwne. Chwilę później to ja
musiałam się bronić. Całkowicie zepchnął mnie do defensywy. I nie wiedziałam,
czy jest całkowicie poważny, w co wątpiłam, ale jego ciosy spadały
na mnie z ogromną siłą. Cudem tylko dawałam radę zablokować jego ataki.
– O co ci
chodzi, co?! – krzyknęłam pomiędzy jego atakami. – Najpierw jesteś
draniem, potem za mną łazisz, a teraz próbujesz mnie
zabić? Skoro tak bardzo
chcesz się ode mnie uwolnić, postaram się coś wymyśleć.
Tylko daj mi spokój.
– Ja
chcę się uwolnić, czy ty?
– A co?
Nie chcesz? – prychnęłam, wreszcie atakując. – Nie udawaj – wyprowadziłam cios
z prawej, który oczywiście zablokował. – Wiem, że
masz mnie dość, a znów jesteśmy na siebie skazani.
– Masz
rację – przyznał po chwili milczenia, obrzuciwszy mnie lodowatym
spojrzeniem. – Szkoda, że nie wróciłaś wtedy do swojego
świata. Byłoby tyle kłopotów mniej.
Moje życie byłoby o wiele łatwiejsze.
Tego się
nie spodziewałam. Tych słów… Świat na moment stanął w miejscu, a
one zdawały się rozbrzmiewać echem w mojej głowie. Sama
go sprowokowałam, a
teraz dostałam za swoje. Wiedziałam, że nie wolno mi darzyć
go uczuciem, ale
głupie serce zapomniało. Biło szybciej za każdym razem,
gdy mówił mi coś miłego.
Miałam nadzieję, że jego ostre słowa odświeżą mi pamięć.
Ale to zabolało bardziej,
niż sądziłam. Wypuściłam miecz z dłoni, nie potrafiąc się
już dłużej bronić.
– Czyś
ty oszalała?! – ofuknął mnie Callan. Ostrze jego miecza było zaledwie
centymetry ode mnie. – Chcesz zginąć?
Wzruszyłam
ramionami, bo w tamtej chwili było mi już wszystko jedno. Chwycił mnie za
nadgarstek, ściskając mocno. Spojrzałam na niego z wyrzutem, ale nic nie
powiedziałam, widząc jego minę. A on po prostu mnie przytulił. Zamarłam, nie
spodziewając się takiego obrotu sytuacji. Przez chwilę staliśmy tak, ale w
końcu odzyskałam zmysły i odepchnęłam go.
– Callan
– powiedziałam, marszcząc brwi, ale wyraz jego twarzy sprawiał, że
naprawdę nie potrafiłam się złościć.
Poza
tym, że serce miałam niemal w gardle i w efekcie nie mogłam wykrztusić ani
słowa.
–
Przepraszam… Przekroczyłem granicę. Wiesz, że ja… Że wcale tak nie myślę.
– To
nowość – prychnęłam, udając oburzoną. – Wcale tak nie myślisz? A usłyszałam to
z twoich ust już drugi raz.
–
Przepraszam, wcale nie miałem tego na myśli…
– Ależ
miałeś, mój drogi, inaczej dlaczego byś to powiedział? – zapytałam,
wywracając oczami. Ale to nie jemu próbowałam wbić kołek
w serce, tylko sobie. – Powiedziałeś
to zarówno wtedy jak i teraz. I nigdy w to nie zwątpiłam, że lepiej,
gdyby mnie tu nie było. Ale musisz się z tym pogodzić, nie pozbędziesz się mnie
tak łatwo.
–
Nigmet, nie. Nie rozumiesz.
– Masz
rację, nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego tak strasznie przeszkadza ci moja
obecność. Nie rozumiem, za co tak mnie nienawidzisz. Nie rozumiem, dlaczego za
każdym razem zachowujesz się inaczej. Ale nie winię cię za to... Domyślam się,
że coś w moim zachowaniu sprawia, że tak bardzo mnie znosisz.
– Nie,
zaczekaj do cholery – powiedział, wciąż trzymając mnie za nadgarstek.
– Nie chodzi o to, że masz zniknąć. Po prostu… Nie masz pojęcia, ile rzeczy
było by
prostszych, gdybym cię nie spotkał. Przewróciłaś wszystko
do góry nogami… Wszystko, co planowałem, poszło się pieprzyć w dniu, w którym
uratowałem cię przed ludźmi Ejvalda. I gdybym wiedział, jak ważna się dla mnie
staniesz, nie wiem co bym zrobił.
Spojrzałam
na niego zaskoczona, ale szybko zmarszczyłam brwi.
– Och,
ależ podejrzewam, że moje zniknięcie rozwiązałoby wiele twoich
problemów. Może następnym razem nauczę się takiej
sztuczki – ciągnęłam dalej i pstryknęłam palcami. – Pyk i mnie nie ma.
Może Orlaith nauczy mnie trochę magii. Pójdę zapytać – mruknęłam, próbując
odejść, ale nie pozwolił mi na to.
–
Nigmet, do cholery. Zawsze musisz wszystko komplikować.
– Masz
rację. Niczego nie zamierzam ci ułatwiać – przyznałam szczerze. –
Niczego. Taką oto podłą kreaturą jestem. A teraz puść mnie.
– Nie.
– Callan
– warknęłam. – Puść mnie.
–
Myliłem się – powiedział nagle, a ja zamarłam. – Myślałem, że trzymanie cię na
dystans jest lepsze, rozumiesz? Że jeśli cię od siebie odepchnę, znienawidzisz
mnie, ale ci przejdzie. Trochę pocierpisz, ale z czasem zapomnisz. Myślałem, że
wtedy będziesz bezpieczna. Ale ty zawsze musisz pakować się w kłopoty.
– O czym
ty do licha pleciesz, Call? – zapytałam zniecierpliwiona i zaniepokojona
zarazem. – Nawdychałeś się czegoś? Zjadłeś coś? Te grzybki z kropkami nie są
jadalne, nie jedz tego, bo chyba ci szkodzi – próbowałam zażartować.
– Nadal
coś do mnie czujesz, prawda? Wiem, że tak… To dlatego wciąż się na mnie
gniewasz.
Czułam
jak krew odpływa mi z twarzy. Nie rozumiałam, dlaczego on to teraz
wywleka.
– Nie –
odparłam beznamiętnie. – Ustaliliśmy już, że mi się przecież tylko
wydawało.
Załapał aluzję.
– Nie
rozumiesz. Nie mogłem inaczej. Nigdy nie powinienem był się do ciebie zbliżać…
Ale nie umiałem. A wtedy ty…
– Cały czas marszczył brwi, szukając odpowiednich słów. Wyglądał na naprawdę
zagubionego. – Ja naprawdę
sądziłem, że tak będzie lepiej. Byłem głupi. Nie doceniłem twojej zdolności do
pakowania się w kłopoty. Nie minęło dużo czasu, a ty zostałaś otruta. Nie masz
pojęcia, jak się wtedy czułem – jęknął, a mi żal ścisnął gardło. – Co mam
jeszcze powiedzieć? Paść na kolana? Przy wszystkich ludziach przyznać, jak
cholernie się myliłem? Ale tego nie było w planach. Ciebie nie było w planach…
Nie masz o niczym pojęcia.
Nie jestem człowiekiem, w którym ktokolwiek powinien się zakochać. Powinnaś
mnie nienawidzić, a nie... Nie masz pojęcia.
– Nie
mam pojęcia – przytaknęłam dużo spokojniej. – Nigdy nie mam pojęcia, co
myślisz, ani czujesz. Wiem
natomiast, co ja czuję. I na pewno nie jest to miłość – dodałam.
– W tym momencie jedyne, co czuję patrząc na ciebie to, nawet nie gniew, a
litość.
–
Kłamiesz – stwierdził, patrząc mi prosto w oczy, ale twardo odwzajemniłam
spojrzenie.
– Nie,
Call. Miałeś swoją szansę – powiedziałam, uśmiechając się smutno. –
Zmarnowałeś ją. Zresztą wiem, że nic do mnie nie czujesz. To ja głupia łudziłam
się
przez ten jeden moment, tamtego wieczoru – dodałam i
zagryzłam wargę. – Ale w bardzo jasny sposób uświadomiłeś mi, jak bardzo to ja
byłam głupia. Ale czas mija i wszystko się zmienia. Nie dam ci szansy znów mnie
zranić. Czy wyraziłam się jasno?
– Nie
zrobię tego. Chcę tylko
być przy tobie i cię chronić.
– Nie
zrobisz. Nie pozwolę ci na to.
– W
takim razie muszę sprawić, żebyś zakochała się we mnie na nowo –
zadeklarował, a jego twarz rozjaśnił złowieszczy uśmiech.
Nachylił
się niespodziewanie i poczułam na ustach jego pocałunek. Chciałam
się wyrwać, ale wciąż mnie trzymał. Wolną ręką zaś objął mnie w talii. Nie
miałam szans na ucieczkę.
Tylko chwilę dał mi na złapanie oddechu, nim ponowił
pocałunek, a ja czułam, jak uginają się pode mną nogi. Ale trzymał mnie mocno.
Rozpaczliwie zacisnęłam dłoń na jego ubraniach. Odsunął się, śmiejąc cicho i
wreszcie mnie puścił.
Tylko
przez chwilę stałam tam całkowicie oszołomiona. Potem czułam już tylko
narastający gniew i ręka sama omsknęła się. Wymierzyłam mu siarczysty policzek.
Obiecałam sobie przecież, że nie dam się już więcej omamić. I zamierzałam słowa
dotrzymać. Zaprzeczył wtedy moim uczuciom. I nawet jeśli naprawdę coś do mnie
czuł, nie obchodziło mnie to. Nie chciałam się nad tym nawet zastanawiać.
– Za co…
W jego
oczach widziałam głębokie niezrozumienie.
– „Za
co”? – powtórzyłam, marszcząc brwi. – Za co? A mam ci z drugiej strony
poprawić? Mam dość twoich gierek! Raz zachowujesz się jak
skończony dupek,
potem mnie ratujesz, a potem mówisz, że powinnam była
wracać do swojego świata.
Może powinnam. Może masz rację. Ale to nie dla ciebie tu
zostałam. Nie wiem, jaki
masz ze sobą problem, ale dopóki nie zdecydujesz się, o
co ci chodzi, nawet się do
mnie nie zbliżaj – zagrzmiałam, trzęsąc się ze złości. –
Sam jesteś sobie winien. To ty wszystko zniszczyłeś.
I jeśli myślisz, że kilka słodkich słów coś zmieni, to wiedz, że pokarzę ci,
jak bardzo się mylisz. Nie jestem dobrą, naiwną dziewczynką. Jestem mściwa i
pożałujesz tego, jak mnie potraktowałeś.
Chyba
chciał coś jeszcze powiedzieć, ale na dziedziniec zajechał Nukki, a
zaraz za nim powóz. Nie dałam Callanowi szansy nic więcej
powiedzieć, pospiesznie czmychnęłam gdzieś, gdzie nie będzie mnie widać.
Musiałam przywitać naszych gości, ale nie mogłam tego zrobić w takim stanie.
Cała się trzęsłam i nie mogłam tego opanować.
Przez niego straciłam tyle czasu… A i Rongvald z Laurette przybyli dużo szybciej
niż się spodziewałam. Ale nic dziwnego, skoro my do nich dotarliśmy głównie
pieszo.
Wzięłam
kilka głębszych oddechów i poszłam zmierzyć się z rzeczywistością. Jednakże
Callan, który uparcie się we mnie wpatrywał, nie ułatwiał sprawy.
–
Rongvaldzie, Laurette – powiedziałam, dygnąwszy. – Witajcie w stolicy
Silvaterry. To zaszczyt gościć was tutaj.
– Och,
przyjemność po mojej stronie – odparł z uśmiechem król i ucałował
moją dłoń. – Czyżbyś stała się jeszcze piękniejsza, od
naszego poprzedniego
spotkania?
–
Przestań – roześmiałam się, choć zdradziła mnie ta jedna fałszywa nuta.
– Widzę,
że przerwaliśmy ci trening, moja droga – zauważyła Laurette,
spoglądając na miecz, który miałam przy boku.
– Nie,
nie wy – skwitowałam, przeklinając Callana w myślach. – Właściwie, zjawiliście
się w idealnym momencie.
Wstyd mi tylko, że witam was w takim stanie.
Powinnam była ubrać się lepiej na tą okazję.
Powinnam była ubrać się lepiej na tą okazję.
– Och?
Doprawdy? – Rongvald uśmiechnął się pod nosem, chyba dostrzegł
Callana stojącego nieopodal z niezbyt zadowoloną miną. –
W takim razie cieszę się.
–
Chodźcie, nie stójcie tak – rzekłam, zapraszając ich gestem dłoni. –
Zapraszam do środka, wszystko już gotowe – dodałam i
zwróciłam się do Callana: –
Poinformuj Viviane, a ja zajmę się naszymi gośćmi.
– Nukki
już poszedł – usłyszałam w odpowiedzi i wywróciłam oczami. –Potowarzyszę
wam.
– Nie ma
takiej potrzeby – ucięłam stanowczo. – Możesz natomiast zająć się
rzeczami króla Rongvalda i księżniczki Laurette, przecież
nie będą tego nieść sami. Tędy proszę –
zwróciłam się ponownie do nich.
Odpowiedzieli
uśmiechem na moje słowa i dali poprowadzić się do swoich
komnat.
– Są to
osobne pokoje – oznajmiłam z uśmiechem. – Choć połączone wspólnym salonem.
Pomyślałam, że będziecie czuć się lepiej, mogąc swobodnie przemieszczać się
pomiędzy nimi.
–
Dziękuję, Nigmet – skwitował Rongvald, przyglądając mi się. – Ale teraz mam coś
ważniejszego do
powiedzenia do omówienia, niż pokoje – dodał z powagą.
– Coś
się stało? – zaniepokoiłam się.
– Udało
nam się schwytać szpiegów Legionu – wyszeptał konspiracyjnie.
–
Powiedzieli coś?
Wstrzymałam oddech, wyczekując odpowiedzi.
–
Jeszcze nie.
– Więc
skąd ta pewność, że należą do Legionu? – zapytałam, patrząc na niego
szeroko otwartymi oczami.
– Co
prawda to jedynie nasze podejrzenia, ale po tym, co nam powiedziałaś,
zauważyłem pewne podejrzane zachowania. Na ten moment moi
zaufani ludzie przesłuchują
szpiegów. Jeśli czegoś się dowiedzą, przyślą mi orła.
–
Rozumiem. To chyba dobre wieści.
– Zależy
od tego, czego i czy w ogóle czegoś się dowiemy.
–
Obawiam się, że to może być niełatwe zadanie – stwierdziłam ze smutkiem.
– Mieliśmy już ludzi z Legionu i nie trudno było im zbiec.
– Wierz
mi, moja droga Nigmet, ale stamtąd nie uciekną – zapewnił mnie
Rongvald. – Osobiście zadbałem o zablokowanie wszelkiego sposobu, ale widzę, że
nie wyglądasz na przekonaną.
– Wybacz
mój sceptycyzm, ale dotychczas Legion wymykał się między
naszymi palcami.
– Po to
ma się sprzymierzeńców – zauważyła Laurette. – Jeśli wam się nie udało, to może
my damy radę.
– Masz
rację – przyznałam z uśmiechem. – Callan i jego ludzie przyniosą
wasze rzeczy. Odpocznijcie, a jeśli czegoś wam trzeba,
służba jest do waszej
dyspozycji. Ja zresztą również.
– Nie,
nie. Pragniemy od razu zobaczyć się z królową Viviane – oznajmił
Rongvald. – Jestem bardzo ciekawy jej osoby.
– Dobrze
więc.
Jestem w paskudnym nastroju, naprawdę. A Callan podniósł mi ciśnienie szybciej niż jakakolwiek kawa. Na wszystkie Arrancary Heuco Mundo on się zachowuje gorzej niż Kanda za czasów CJzN! Warczy na Nigmet, łazi za nią, krzywdzi słowami i myśli, że durny pocałunek wszystko naprawi? Ja naprawdę wiele rozumiem, bo coś, co ma zrobić i uczucie do Nig nie idą ze sobą w parze, ale wkurza mnie to niemiłosiernie. Aż mam ochotę trzepnąć go w ten zakuty łeb. I jeszcze bezczelnie kręci, zamiast powiedzieć jej o Legionie i swojej roli w tym wszystkim! No co za... Wkurzyłam się.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Rongvald i Laurette przyjechali tak szybko, czekałam na nich. O, mają ciekawe wieści. Gdzie kazał ich zamknąć, że nie uciekną? Czyżby nasz wesoły król miał swoją mroczną stronę? Hihi. Wyobraźnia mi działa, choć chyba idzie to w złą stronę.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
Pozdrawiam