Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



niedziela, 4 października 2015

Świat: Rozdzial 1

            Miałam sen. Wydawało mi się, że spałam strasznie długo. Może nawet przez lata lub wieki. Śniło mi się, że spadam, ale nie bałam się. Bardzo często śniło mi się, że spadam. Najczęściej z klifów, schodów lub dachów. A tym razem spadałam w tunel, a może przestrzeń, która uformowała się w tunel? Tak czy inaczej: spadałam. Co do tego nie było wątpliwości. Ani szybko, ani wolno. Po prostu opadałam coraz niżej, niżej i niżej. Dryfowałam w odmętach niepamięci.
***
            Był ciepły, wiosenny dzień. Słońce było już wysoko na bezchmurnym niebie. Zboże po obu stronach drogi kołysało się lekko pod wpływem wiatru, a ptaki śpiewały cudnie, jak zwykle o tej porze roku. Młody mężczyzna przystanął na chwilę i wziął kilka głębokich oddechów, a powietrze przyjemnie łaskotało w nozdrzach. W oddali widział już cel swojej dotychczasowej podróży, ale wciąż czekał go jeszcze długi spacer.
            Był już zmęczony? Tylko trochę, lecz stanowczo znużony samotną wędrówką. Od kilku dni, bowiem, nie spotkał ani żywej duszy. Zazwyczaj udawało mu się natknąć, chociaż na innego podróżnika, z którym mógł zamienić kilka słów lub na kogoś jadącego powozem w tą samą stronę. Tym razem nie było nikogo, toteż zaczynała mu doskwierać samotność. Wyjątkowo nie lubił tego uczucia. To tylko potęgowało potrzebę dostania się do miasta, ale zmęczenie brało górę.
            Odgarnął z czoła niesforny kosmyk włosów, mrużąc oczy, po czym ruszył dalej. Nieopodal stał ogromny dąb, w którego cieniu można było odpocząć po kilkugodzinnym marszu. Tam też się skierował. Jak się jednak okazało, nie był jedyną osobą, która wpadła na taki pomysł. Gdyż na soczystej, zielonej trawie spała dziewczyna. Już na pierwszy rzut oka wyglądała dziwnie. Była z pewnością "nie tutejsza", bo podobne ubrania można było znaleźć jedynie w odległych krainach na zachodzie kontynentu. Mężczyzna przykucnął obok i przyglądał jej się przez chwilę.
            Wiedział, że spanie w takim miejscu może być dość niebezpieczne. Nie ze względów zdrowotnych, bo przy tak ciepłych dniach, można było godzinami bezkarnie wylegiwać się na łąkach. Gorzej jednak, jakby niewiastę znalazł ktoś, lekko mówiąc "niewłaściwy". W tym wypadku należało dziewczynę obudzić i uświadomić na temat grożącego jej niebezpieczeństwa. Z drugiej jednak strony spała tak spokojnie, że żal było przerywać jej odpoczynek.
            Wędrowiec dłuższą chwilę walczył sam ze sobą. W pewnym momencie był nawet gotowy usiąść obok i pilnować nieznajomej, ale coś kazało mu ją obudzić. Tak należało postąpić, więc odezwał się wreszcie:
            – Spanie tutaj nie jest dobrym pomysłem. Ktoś mógłby cię napaść, piękna pani.
            Otworzyła szaro-błękitne oczy i spojrzała na niego zamglonym wzrokiem, po czym podniosła się do pozycji siedzącej. Włosy powoli wysuwały się z klamry, która je upinała. Ale to widocznie nie miało dla niej większego znaczenia w tamtej chwili. Była przeciętnej urody, a niecodzienne ubranie stanowczo nie dodawało jej uroku, jednak w jej oczach natomiast było coś intrygującego. To "coś" szybko jednak zniknęło, gdy dziewczyna zaczynała się rozbudzać.
            – Ja śnię? – wymamrotała i przetarła oczy.
            – Widząc tak piękną istotę, również  mam wrażenie, że śnię – stwierdził nieznajomy – Na imię mi Reynald, a tobie, moja pani?
            – Gdzie ja jestem? – spytała dziewczyna. – Jeszcze chwilę temu rozmawiałam z Jaelle. Gdzie ona jest? Już wiem! – oznajmiła bardziej energicznie – Po spotkaniu wróciłam do domu, a teraz śnię. Właśnie! Muszę się obudzić – dodała i mocno uszczypnęła się w  ramię.
***
            Nagle się po prostu obudziłam. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ktoś się nade mną nachylał... Człowiek. Młody mężczyzna. Przystojny. I do tego całkowicie mi obcy. A ja nie leżałam w swoim łóżku, tylko na trawie, pod jakimś drzewem. I na tym polegał fenomen tej sytuacji. Naprawdę nie docierało do mnie, co się dzieje. A coś się przecież działo. Coś, co nie powinno mieć miejsca w moim nudnym życiu. Rozglądałam się dokoła zupełnie zdezorientowana i oszołomiona. Byłam pewna, że ciągle jeszcze śpię, a jednak szczypiąc się w policzek, czułam ból.
            – Ale skoro wiem, że śnię to musi być jeden z tych świadomych snów. Niesamowite! – ożywiłam się.
            Nie znalazłam innego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. W tamtej chwili, to zdawało się być nadzwyczaj logiczne, a może moje myślenie było wciąż zmącone jakimiś kadzidełkami. Tak, czy inaczej, zamierzałam wykorzystać okazję. W dzieciństwie dużo czytałam o świadomych snach. Podobno było w nich można nawet latać. Gotowa byłam zaryzykować zdrowiem, by się przekonać. Bez namysłu zaczęłam wspinać się na drzewo. W tym zawsze byłam dobra.
            – Nie chciałbym ostudzić twojego entuzjazmu, piękna pani, ale odradzałbym wspinanie się na to drzewo – odezwał się niepewnie Reynald, widząc moje poczynania. – Jeszcze zrobisz sobie krzywdę, a tego bym nie chciał.
            – W porządku. To tylko sen, więc mogę latać i robić masę odlotowych rzeczy – oznajmiłam radośnie.
            – Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale to naprawdę niebezpieczne.
            – To musi być sen! Chwilę temu byłam na targowisku, rozmawiając z Jaelle, a teraz jestem w szczerym polu. Bez torebki czy komórki.
            – Komórki?
            – W dodatku rozmawiam z facetem ubranym w legginsy i z atrapą miecza przy boku. To po prostu musi być sen!
            – Legginsy? Atrapa miecza? On jest prawdziwy – obruszył się Reynald dobywając broni. – Jeśli nie wierzysz, sama zobacz.
            Po chwili namysłu zeskoczyłam z gałęzi i przyglądając mu się uważnie, spojrzałam na ostrze, które połyskiwało w słońcu. Bez namysłu przejechałam palcem po ostrej krawędzi, ale Reynald w porę odsunął miecz.
            – Hej, hej. To było bardzo lekkomyślne – zauważył.
            Powoli zaczynałam rozumieć, że to, co się dzieje, nie jest snem, a rzeczywistością. Miejsce, w którym byłam, było prawdziwe, rozmawiałam z człowiekiem tak samo prawdziwym jak wszystko, co teraz czułam. Ta myśl napawała mnie przerażeniem. Sądziłam, że to niemożliwe, a jednak wszystkie te doznania były jak najbardziej realne i wykraczały poza możliwości świadomego śnienia. Przyjemne ciepło wiosennego słońca, zapach trawy i zboża oraz on. Wysoki blondyn przebrany za rycerza.
            – Gdzie ja jestem?– spytałam z paniką w głosie. – Albo nie. Po prostu pożycz mi swoją komórkę. Muszę szybko zadzwonić.
            – Komórkę?
            – Nie masz? Boże! Skąd ty się urwałeś? Z resztą… Czego ja się spodziewałam po gościu w legginsach. Gdzie znajdę najbliższą budkę telefoniczną w takim razie? Cokolwiek? Albo, chociaż postój taksówek? Zapłacę im jak już wrócę do domu. Jak ja to wyjaśnię? Za jakie grzechy? Dlaczego akurat ja? – rozpaczałam. – Dlaczego akurat mi musiało się przytrafić coś takiego?
            – To jakiś żart? – spytał z niezadowoleniem. – Nabierasz tak wszystkich podróżników, tak?
            – Ja tu kogoś nabieram? To ja się, do licha, pytam, co się tu dzieje! – zdenerwowałam się nie na żarty. – Dobra! Bez łaski! Sama sobie poradzę! – krzyknęłam rozeźlona i ruszyłam przed siebie.
            Nie zamierzałam słuchać takich oszczerstw. To ja tu byłam poszkodowana. Wywieźli mnie gdzieś i zostawili w szczerym polu bez niczego. Bóg raczy wiedzieć, ile tak spałam. Jak ja wrócę do domu? Jak to wszystko wyjaśnię? No i jeszcze ten typ z przedstawienia o średniowieczu. Dlaczego? Losie... Dlaczego wystawiasz mnie na taką próbę? To jest ponad moje siły. Byłam jednak w takim szoku, że ślepo parłam do przodu, gotowa szukać cywilizacji na własną rękę. Byle tylko wydostać się z tego miejsca. Może gdybym na chwilę się uspokoiła, dostrzegłabym urok miejsca, w którym się znajdowałam.
            – Najbliższa wioska jest w drugą stronę – krzyknął za mną Reynald.
            Odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu lodowate spojrzenie. Zawróciłam jednak, chociaż nieco wbrew własnej woli. Na prawdę nie chciałam być na łasce jakiegoś dziwaka. A jednak przerażała mnie cała ta sytuacja, przytłaczała i to było strasznie frustrujące. W obawie, że zostanę zupełnie sama, postanowiłam podążyć za przebierańcem, dopóki nie znajdę jakiś bardziej normalnych ludzi.
            – Nie do końca rozumiem sytuację, ale powiedz, jeśli tylko mogę jakoś pomóc, piękna pani. Niestety nie posiadam tej komórki, ani postoju… tych sówek? – wyjaśnił spokojnie. – Jeśli jednak wytłumaczysz mi sytuację, na pewno coś zaradzimy, a teraz zdradź mi przynajmniej swoje imię.
            – A ty mówiłeś, że jak się nazywasz? – spytałam, marszcząc brwi.
            – Reynald.
            – To jakiś twój nick, pseudonim artystyczny? Nazywasz się tak w tym przedstawieniu, czy na cokolwiek się wybierasz? – mruknęłam, wywracając oczami.
            – Przedstawieniu? Nie, nie, nie jestem aktorem. Jestem wędrownym rycerzem. Może raczej najemnikiem. Często zatrudniam się do ochrony handlarzy i ich towarów, na wypadek jakiegoś ataku. Naprawdę opłacalna robota.
            – Ach. Trzeba było od razu mówić, że jesteś ochroniarzem. Już odpuściłbyś sobie to całe udawanie rycerza. A teraz powiedz mi, jak naprawdę masz na imię.
            – Już mówiłem, jestem Reynald. Dlaczego miałbym podać ci fałszywe imię, moja pani?– zdziwił się.
            – Niesamowite, naprawdę wczułeś się w swoją rolę – powiedziałam, kiwając głową z uznaniem, po czym westchnęłam cicho.
            – A twoje imię, pani, jeśli można?
            – Dopóki nie powiesz mi jak masz naprawdę na imię, ja też ci nie powiem – zadeklarowałam stanowczym głosem.
             – Moja pani…
            – Nie powiem – uparłam się.
            Racja... To wszystko, cała ta sytuacja nie powinna nawet mieć miejsca. A wszystko zaczęło się od rozmowy z Jaelle. Wciąż zdawało się, że minęła zaledwie chwila odkąd stała przede mną, a zarazem czułam się jakby minęły wieki.
***
            Wracałam właśnie do domu, chociaż nieco inną drogą niż zwykle, bo przez targowisko. Potrzebowałam kupić parę pierdół, zresztą lubiłam ten jarmarczny klimat. Wtedy zaczepiła mnie starsza kobieta. Ubrana była w pstrokate ubrania oraz liczne świecidełka i roztaczała wokół siebie dziwną aurę. Pomimo widocznej nadwagi poruszała się nadzwyczaj zwinnie, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Długie włosy wciąż były czarne bez żadnego śladu siwizny, związane w gruby warkocz, a ciemne jak węgiel oczy obserwowały uważnie każdy mój ruch.
            – Jestem Jaelle – powiedziała. – Przepowiadam przyszłość, a twoja, moje dziecko, zapowiada się naprawdę interesująco. Już niedługo wydarzy się coś, co zmieni twoje życie i tylko od ciebie będzie zależało, jak sprawy się potoczą. Chodź ze mną, a wszystko ci opowiem.
            – Nie, dziękuję – odparłam, chociaż kusiło mnie na potęgę, by posłuchać, co ma do powiedzenia.  Rozsądek wygrał. – Nie jestem zainteresowana.
            – Nie mów tak! Jestem pewna, że chcesz wiedzieć, bo to, co cię czeka jest niesamowite. Mogą cię wychwalać przez wieki lub przeklinać po wszech czasy.
            – Dosyć tego – przerwałam jej. – Nie chcę tego słuchać. W moim życiu nic ciekawego się nie wydarzy.
            – Wydarzy się, niezależnie od tego, czy mnie wysłuchasz, czy nie.
            – Tak. Byłoby fajnie, ale nie chcę znać przyszłości. Jeśli faktycznie coś ma się wydarzyć to świetnie, a jeśli nie to przynajmniej nie będę rozczarowana.
            – To nie kwestia rozczarowania.
            – Poza tym, czy nie wiedząc, nie będzie ciekawiej? – spytałam, uśmiechając się pod nosem.
            – Skoro tak uważasz – zgodziła się Jaelle. – Pozwól w takim razie, że opowiem ci legendę z odległej krainy.
            – Legendę? – powtórzyłam zaskoczona.
            – Jest ona o dziewczynie z odległego królestwa. Bardzo mi ją przypominasz... Jest to Legenda Nigmet.
***
            – Nigmet – powtórzyłam na głos imię bohaterki legendy.
            – Nigmet? Ależ to bardzo piękne imię, moja pani. Zatem pozwól, że będę cię nazywał Nigmet – uradował się Reynald.
            – Co? Nie... Nie o to mi chodziło – protestowałam wyrwana z zamyślenia. Tak właśnie stałam się Nigmet.
            – Nazywasz się tak samo jak bohaterka słynnej legendy. Czyżby twoi rodzice interesowali się tą historią i dlatego tak cię nazwali?
            – Znasz to? Więc spotkałeś Jaelle? – ożywiłam się.
            – Jaelle? Nie znam – zamyślił się Reynald i potarł dłonią brodę – Jedyna Jaelle... To przecież niemożliwe, żeby o nią chodziło...
            – Co tam mamroczesz?
            – Spójrz, jesteśmy prawie na miejscu. Wreszcie dotarliśmy do wioski – oznajmił radośnie Reynald, zmieniając w ten sposób temat.
            Spojrzałam przed siebie i zamarłam. Spodziewałam się, że wreszcie spotkać normalnych ludzi, jednak wszyscy byli ubrani w stroje rodem ze średniowiecza, tak jak mój towarzysz. Spojrzałam na niego z wyrzutem i westchnęłam.
            – To ten wasz obóz, co? W sumie, kawał porządnej roboty, żeby namówić tyle ludzi do zabawy w średniowiecze. Ale może ktoś wreszcie będzie miał telefon – rzuciłam z nadzieją i odezwałam się do przechodzącej obok kobiety: – Przepraszam, chyba się zgubiłam. Czy mogłaby mi pani pożyczyć swój telefon? Muszę pilnie zadzwonić. – Kobieta spojrzała na mnie z niemałym zaskoczeniem. – Albo proszę mi, chociaż powiedzieć, skąd mogłabym zadzwonić?
            – Zadzwonić? – powtórzyła kobieta. – Zadzwonić to z ratusza.
            – Ach, z ratusza. Rozumiem.
            – A co, nie wie, że dzwon to w ratuszu? – dodała wskazując palcem w górę.
            – Co? Nie pytam o dzwon, tylko o telefon. Potrzebuję pilnie zadzwonić – powiedziałam raz jeszcze, a ludzie, którzy dotychczas z zaciekawieniem przyglądali się całej scenie zaczęli się odsuwać, uważnie obserwując całe zajście.
            – A niech mnie zostawi. Najpierw mówi, że chce dzwonić, potem, że nie chce. Niech się zdecyduje, a nie zamieszanie robi – oburzyła się kobieta.
            – Spytałam tylko o pożyczenie telefonu. Jeśli to taki problem, wystarczyło powiedzieć… – mruknęłam z niezadowoleniem. – A pani mi tu o dzwonie...
            – Nigmet, obiecuję, pomogę ci wrócić do domu, tylko na Boga, zamilcz już. Ludzi straszysz – wyszeptał Reynald i zakrył mi usta dłonią, po czym zwrócił się do kobiety – Zaczyna bredzić po wielu godzinach podróży. Gdzie znajdziemy jakieś nie za drogie lokum? – Ta, zapytana, wskazała tylko jeden z budynków i czym prędzej się oddaliła. – Chodź i nic, proszę, nie mów, dopóki nie zostaniemy sami. – Zaskoczona nagłą zmianą zachowania Reynalda skinęłam tylko głową na zgodę i bez słowa podążyłam za nim.  Obserwowałam, jak mój towarzysz rozmawia o czymś z właścicielem karczmy i bierze od niego klucze. – Chodź – powiedział i uśmiechnął się by dodać mi otuchy.  Odwzajemniłam gest i razem wspięliśmy się po schodach na piętro. Reynald otworzył jedne z drzwi i wpuścił mnie do środka. – Niestety to jedyne, na co mnie stać... Wiem, że nie godzi się, by mężczyzna i kobieta spali w jednym pokoju, ale najważniejsze, że mamy gdzie odpocząć.
            – Bez obaw, mam nadzieję, że jeszcze dziś uda mi się wrócić do domu. Skoro nie mogę nijak zadzwonić, pokaż mi przynajmniej na mapie gdzie jesteśmy. Pójdę na policję i poproszę ich o pomoc albo coś... Chyba od tego są, nie?
            Po chwili wahania Reynald wyciągnął z kieszeni pomięty kawałek papieru, a może raczej pergaminu i rozłożył go na jednym z łóżek, po czym wskazał palcem punkt na mapie, mówiąc:
            – Jesteśmy tu.
            – Co to ma być? – spytałam skonsternowana, patrząc na mapę. – Z którego stulecia jest ta mapa? Przecież nie tak to powinno wyglądać. Polska już dawno nie jest taka duża...
            – To jedna z najlepszych map, jaką można dostać – oznajmił z dumą Reynald. – Jest wiele warta – dodał. – Jesteśmy tutaj, niedaleko od głównej rzeki królestwa środkowego.
            – Człowieku, kto cię geografii uczył? W Polsce jesteśmy, w Polce. A przynajmniej tak sądzę, skoro rozumiesz, co mówię.
            – Może inaczej… Opowiedz mi dokładnie, co się stało zanim cię znalazłem – zaproponował Reynald i usiadł wygodnie, z rękami skrzyżowanymi na piersi.       Westchnęłam przeciągle i usiadłam naprzeciw niego, na sąsiednim łóżku.
            – Wracałam do domu, kiedy spotkałam Jaelle. Stara cyganka, chciała mi powróżyć – oznajmiłam z powagą. – Ale ja znam sztuczki tych wszystkich wróżbitek od siedmiu boleści. Chciała mnie zagadać, zająć i cichaczem ukraść mi portfel. Mówiłam jej, że nie muszę znać przyszłości. Wtedy powiedziała, że chce mi, chociaż opowiedzieć jakąś historię, a ja głupia się zgodziłam. Była strasznie namolna, więc nie miałam innego wyboru. Opowiedziała mi Legendę Nigmet – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się lekko. – Fajna historia, ale śpieszyłam się do domu. Gdy już miałam iść, zaczęłam się robić senna i urwał mi się film. Gdy się obudziłam, leżałam pod tamtym drzewem i zobaczyłam ciebie. Myślałam, że to sen, ale wygląda na to, że ta menda ukradła moją torbę i wywiozła mnie gdzieś daleko od domu.
            – Jakkolwiek o tym myślę, jedyna Jaelle, o jakiej w życiu słyszałem to słynna wiedźma wymiarów – stwierdził po chwili namysłu Reynald i potarł palcami brodę. – Czy ta historia, którą usłyszałaś… Czy było to o bohaterce, która zebrała przyjaciół i wyruszyła na wyprawę by pokonać czarnego smoka?
            – Tak. Właśnie!
            – To znana na całym świecie legenda. Wszystko to wydarzyło się, podobno, około 150 lat temu.
            – O czym ty bredzisz? Dotychczas nigdy nie słyszałam o takiej legendzie.
            – Czy to możliwe, że wiedźma z jakiegoś powodu…
            – Bardzo śmieszne – oburzyłam się. – Chyba nie zamierzasz mi zaraz powiedzieć czegoś bardzo, bardzo głupiego i bezsensownego, nie?
            – Nie umiem znaleźć innego wytłumaczenia – przyznał Reynald, uważnie mi się przyglądając – Jak inaczej wytłumaczyć twój dziwny strój? Nawet we Wschodniej Republice ludzie nie noszą czegoś takiego. Mówiłaś o dziwnych rzeczach, które nie istnieją i o wiedźmie Jaelle. Nie wyglądasz mi też na obłąkaną, chociaż większość ludzi za taką właśnie by cię wzięła.
            – Sugerujesz, że zwariowałam?
            – Przecież mówię, że nie. Nie śmiałbym cię o to posądzać. Rozważam tylko wszystkie możliwości, ale wciąż najbardziej sensowna jest pierwsza wersja. Chociaż wciąż niewiarygodna.
            – Niewiarygodna? Och. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jesteśmy na jakimś zadupiu w Polsce, w sztucznie zrobionej wiosce dla ludzi lubiących udawać, że żyją w średniowieczu. Nie wmówisz mi, że zostałam przeniesiona do innego świata. Chociaż jak na ciebie patrzę to... – warknęłam, jednak nie dokończyłam, widząc, że Reynald zaczyna tracić cierpliwość. Mimo wszystko pomagał mi z własnej woli. – Przepraszam... Ale to wciąż niedorzeczne.
            – Myślę, że powinnaś dzisiaj odpocząć. Poproszę właściciela o jakąś herbatę ziołową dla ciebie. Połóż się, a ja popytam później ludzi.
            – Zgoda – odpowiedziałam wreszcie i westchnęłam, po chwili jednak zmarszczyłam brwi i zagroziłam – Spróbuj się zbliżyć do mnie na mniej niż metr, gdy będę spała, a zginiesz. Mam czujny sen.
            – Bez obaw. Nie bawi mnie wykorzystywanie damy w opałach.
            – Oby.
            Reynald uśmiechnął się ciepło i wyszedł, zostawiając mnie samą w pokoju. Westchnęłam cicho po raz kolejny i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie ważne jak bardzo się łudziłam, wciąż wyglądał tak samo. Schludny, lecz utrzymany w tym samym stylu, co wszystkie budynki we wsi. Jednak, o dziwo, mimo prostoty miał swój urok, a za oknem rozpościerał się przepiękny widok.
            – O co w tym wszystkim chodzi? To się, po prostu, nie może dziać naprawdę. Chcę się wreszcie obudzić…
            Po tych słowach zaciągnęłam zasłony i położyłam się do łóżka. Nie trwało to długo nim zapadłam w błogi sen.
***
            Reynald zszedł na dół i poprosił o jakąś ziołową herbatę, która ukoi zszargane nerwy Nigmet. Nie umiał sobie wyobrazić, jak się czuła w zaistniałej sytuacji. Mógł się jedynie domyślać. I chociaż sam nie potrafił uwierzyć w swoją teorię, gdy tylko patrzył na tajemniczą dziewczynę, jedyne, co przychodziło mu do głowy to, to, że pochodzi ona z innego świata. Po prostu roztaczała wokół siebie zupełnie inną aurę, niż ludzie, których dotąd spotkał. Było w niej coś magicznego, czego nie potrafił wyjaśnić.
Gdy otrzymał już napar, udał się na górę. Po cichu wszedł do pokoju i zbliżył się do łóżka.
            – I to ma być czujny sen? – wyszeptał, przyglądając się śpiącej Nigmet, po czym postawił kubek ziołowego naparu na stoliku obok. Ostatni raz spojrzał na spokojną twarz dziewczyny i uśmiechnął się czule, po czym odgarnął włosy z jej czoła. – Kim ty jesteś? – spytał, ale nikt nie udzielił mu odpowiedzi.

8 komentarzy:

  1. Fajne to. Nigmet mnie rozwala. "To sen." "Nie, to jakaś wioska fantasy." "Komórki, taksówki, cokolwiek." Itd. Ciekawe, kiedy się zorientuje, co się naprawdę dzieje i jaka będzie jej reakcja.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co, wiesz cooo? Mialam wrazenie jakbym grałą w skyrima, czytajac legendy. Nie wiem dlaczego, przeciez nie bylo tu smokow, byc moze jeszcze, ale klimat... A ja uwielbiam skyrima! Moze chodzi o te czasy, o... Moze chcialabym byc taka Nigmet, chyba tak. Przenieść w rzeczywistosc, kiedy legginsy nosili prawdziwi mezczyzni, a nie jakies wymoczki z galerii :D
    Jestem oczarowana. Czekam na dalszy ciąg. Barrrrdzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skyrima nie znam... Smoków powiadasz, brakuje? Hum... Zobaczymy. Myślę, że wiele z nas chciałoby być taką Nigmet.
      Kolejny rozdział jest już w sumie gotowy, czeka aż zachce mi się go skorygować.

      Usuń
    2. skyrrrrrrima, zajebista grrra.

      wgl chodzi mi po głowie, wiesz? Ta legenda. chodzi.

      Usuń
  4. Ładne :) Wciągające i bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej. Obie postaci, i "Nigmet", i Reynald są spójne w swoich myślach i zachowaniach - współczesna dziewczyna i średniowieczny (?) rycerz. Ciekawa jestem, ile jeszcze niespodzianek czeka bohaterkę w tym nierzeczywistym świecie. Oraz: "postój tych suwek" jest śliczny :)

    Czytałam wcześniej trochę twoich mangowych historii, więc z góry wiedziałam, że pisać to Ty umiesz :) Mam parę uwag, ale to na zasadzie "co mogłoby być lepsze", bo i tak czyta się bardzo przyjemnie:
    * "bodajże" = "chyba" (więc nie za bardzo pasuje, w sumie można je wywalić).
    * Jak widzimy Reynolda po raz pierwszy, to pochłonięty jest rozmyślaniem, jaki to czuje się samotny oraz że chciałby być już w mieście. Potem on spotyka dziewczynę - zauważ, że z jednej strony wreszcie spotyka jakiegoś żywego człowieka, z drugiej - opóźnia to jego dotarcie do wioski. A on nic, zupełnie nie reaguje, nie myśli o tym. A na końcu okazuje się, że do tego miasta to już bardzo niedaleko było, tyle tylko, żeby "Nigmet" sobie mogła przypomnieć, co się wcześniej wydarzyło. => Na moje, to żeby to było spójne, to Reynald powinien mieć wcześniej świadomość, ze do wioski bardzo niedaleko i powinien wyraźniej te mieszane uczucia (koniec samotności + opóźnienie w drodze) okazywać.
    * Ból po przecięciu mieczem. Jedno z dwojga: albo się tylko lekko skaleczyła (naskórek) i wtedy to wcale mocno nie boli, żaden przeszywający ból (choć widok cieknącej krwi może być szokiem), albo rzeczywiście przecięła głębiej palec, i wtedy jakieś porządniejsze opatrzenie jest konieczne (szwy? zatamowanie rany? jakaś myśl wieczorem o chorym palcu?)
    * "Gorzej jednak, jakby niewiastę znalazł ktoś, lekko mówiąc, "niewłaściwy", posiadający niecne intencje. W tym wypadku należało dziewczynę obudzić i uświadomić na temat grożącego jej niebezpieczeństwa." => Oczyma duszy widzę, jak jakiś ciemny typ dobiera się do śpiącej, a "w tym wypadku" rycerz budzi ją, by uświadomić jej grożące jej niebezpieczeństwo. Ale nie o to Ci przecież chodziło, prawda?

    Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, jest mi niezmiernie miło, jeśli uważasz, że nie jest tak źle. A, że może być lepiej, cóż, lepiej może być zawsze. Cieszy mnie, że zawędrował tu także ktoś, kto już na starcie wytknął mi błędy. To również bardzo motywuje, by się poprawić.
      Bodajże już usuwam.
      Resztę już chyba zostawię jak jest, bo boje się wprowadzić zbyt duży chaos w tym, co już opublikowałam, ale w wolnym czasie na pewno na to spojrzę i chociaż spróbuję się tym zająć. Ale stanowczo muszę Ci przyznać rację, że kilka rzeczy się trochę nie zgadza.
      Widzę tu też, o matko, dogłębną analizę moich zamiarów. Jezu, nie czarujmy się, że musiał być punkt zaczepienia. Trochę chaosu wprowadziła mi też zmiana narracji, bo pierwotnie było to w 3 osobie, więc skupiłam się na zmianie narracji i nie zauważyłam ważniejszych niedociągnięć. Do błędu się przyznaję i okazuję skruchę. Na przyszłość postaram się pilnować bardziej i liczę, że zajrzysz tu ponownie.

      Usuń
  5. Uwielbiam fantastykę, czytam dalej :3
    Pozdrawiam Katie Kate

    OdpowiedzUsuń