Miałam
sen. Wydawało mi się, że spałam strasznie długo. Może nawet przez lata lub
wieki. Śniło mi się, że spadam, ale nie bałam się. Bardzo często śniło mi się,
że spadam. Najczęściej z klifów, schodów lub dachów. A tym razem spadałam w
tunel, a może przestrzeń, która uformowała się w tunel? Tak czy inaczej:
spadałam. Co do tego nie było wątpliwości. Ani szybko, ani wolno. Po prostu
opadałam coraz niżej, niżej i niżej. Dryfowałam w odmętach niepamięci.
***
Był
ciepły, wiosenny dzień. Słońce było już wysoko na bezchmurnym niebie. Zboże po
obu stronach drogi kołysało się lekko pod wpływem wiatru, a ptaki śpiewały
cudnie, jak zwykle o tej porze roku. Młody mężczyzna przystanął na chwilę i
wziął kilka głębokich oddechów, a powietrze przyjemnie łaskotało w nozdrzach. W
oddali widział już cel swojej dotychczasowej podróży, ale wciąż czekał go
jeszcze długi spacer.
Był
już zmęczony? Tylko trochę, lecz stanowczo znużony samotną wędrówką. Od kilku
dni, bowiem, nie spotkał ani żywej duszy. Zazwyczaj udawało mu się natknąć,
chociaż na innego podróżnika, z którym mógł zamienić kilka słów lub na kogoś
jadącego powozem w tą samą stronę. Tym razem nie było nikogo, toteż zaczynała
mu doskwierać samotność. Wyjątkowo nie lubił tego uczucia. To tylko potęgowało
potrzebę dostania się do miasta, ale zmęczenie brało górę.
Odgarnął
z czoła niesforny kosmyk włosów, mrużąc oczy, po czym ruszył dalej. Nieopodal
stał ogromny dąb, w którego cieniu można było odpocząć po kilkugodzinnym
marszu. Tam też się skierował. Jak się jednak okazało, nie był jedyną osobą,
która wpadła na taki pomysł. Gdyż na soczystej, zielonej trawie spała
dziewczyna. Już na pierwszy rzut oka wyglądała dziwnie. Była z pewnością
"nie tutejsza", bo podobne ubrania można było znaleźć jedynie w
odległych krainach na zachodzie kontynentu. Mężczyzna przykucnął obok i przyglądał
jej się przez chwilę.
Wiedział,
że spanie w takim miejscu może być dość niebezpieczne. Nie ze względów
zdrowotnych, bo przy tak ciepłych dniach, można było godzinami bezkarnie
wylegiwać się na łąkach. Gorzej jednak, jakby niewiastę znalazł ktoś, lekko
mówiąc "niewłaściwy". W tym wypadku należało dziewczynę obudzić i
uświadomić na temat grożącego jej niebezpieczeństwa. Z drugiej jednak strony
spała tak spokojnie, że żal było przerywać jej odpoczynek.
Wędrowiec
dłuższą chwilę walczył sam ze sobą. W pewnym momencie był nawet gotowy usiąść
obok i pilnować nieznajomej, ale coś kazało mu ją obudzić. Tak należało
postąpić, więc odezwał się wreszcie:
–
Spanie tutaj nie jest dobrym pomysłem. Ktoś mógłby cię napaść, piękna pani.
Otworzyła
szaro-błękitne oczy i spojrzała na niego zamglonym wzrokiem, po czym podniosła
się do pozycji siedzącej. Włosy powoli wysuwały się z klamry, która je upinała.
Ale to widocznie nie miało dla niej większego znaczenia w tamtej chwili. Była
przeciętnej urody, a niecodzienne ubranie stanowczo nie dodawało jej uroku,
jednak w jej oczach natomiast było coś intrygującego. To "coś" szybko
jednak zniknęło, gdy dziewczyna zaczynała się rozbudzać.
–
Ja śnię? – wymamrotała i przetarła oczy.
–
Widząc tak piękną istotę, również mam wrażenie, że śnię – stwierdził
nieznajomy – Na imię mi Reynald, a tobie, moja pani?
–
Gdzie ja jestem? – spytała dziewczyna. – Jeszcze chwilę temu rozmawiałam z
Jaelle. Gdzie ona jest? Już wiem! – oznajmiła bardziej energicznie – Po
spotkaniu wróciłam do domu, a teraz śnię. Właśnie! Muszę się obudzić – dodała i
mocno uszczypnęła się w ramię.
***
Nagle
się po prostu obudziłam. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt,
że ktoś się nade mną nachylał... Człowiek. Młody mężczyzna. Przystojny. I do
tego całkowicie mi obcy. A ja nie leżałam w swoim łóżku, tylko na trawie, pod
jakimś drzewem. I na tym polegał fenomen tej sytuacji. Naprawdę nie docierało
do mnie, co się dzieje. A coś się przecież działo. Coś, co nie powinno mieć
miejsca w moim nudnym życiu. Rozglądałam się dokoła zupełnie zdezorientowana i
oszołomiona. Byłam pewna, że ciągle jeszcze śpię, a jednak szczypiąc się w
policzek, czułam ból.
–
Ale skoro wiem, że śnię to musi być jeden z tych świadomych snów. Niesamowite!
– ożywiłam się.
Nie
znalazłam innego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. W tamtej chwili, to zdawało
się być nadzwyczaj logiczne, a może moje myślenie było wciąż zmącone jakimiś
kadzidełkami. Tak, czy inaczej, zamierzałam wykorzystać okazję. W dzieciństwie
dużo czytałam o świadomych snach. Podobno było w nich można nawet latać. Gotowa
byłam zaryzykować zdrowiem, by się przekonać. Bez namysłu zaczęłam wspinać się
na drzewo. W tym zawsze byłam dobra.
–
Nie chciałbym ostudzić twojego entuzjazmu, piękna pani, ale odradzałbym
wspinanie się na to drzewo – odezwał się niepewnie Reynald, widząc moje
poczynania. – Jeszcze zrobisz sobie krzywdę, a tego bym nie chciał.
–
W porządku. To tylko sen, więc mogę latać i robić masę odlotowych rzeczy –
oznajmiłam radośnie.
–
Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale to naprawdę niebezpieczne.
–
To musi być sen! Chwilę temu byłam na targowisku, rozmawiając z Jaelle, a teraz
jestem w szczerym polu. Bez torebki czy komórki.
–
Komórki?
–
W dodatku rozmawiam z facetem ubranym w legginsy i z atrapą miecza przy boku.
To po prostu musi być sen!
–
Legginsy? Atrapa miecza? On jest prawdziwy – obruszył się Reynald dobywając
broni. – Jeśli nie wierzysz, sama zobacz.
Po
chwili namysłu zeskoczyłam z gałęzi i przyglądając mu się uważnie, spojrzałam
na ostrze, które połyskiwało w słońcu. Bez namysłu przejechałam palcem po
ostrej krawędzi, ale Reynald w porę odsunął miecz.
–
Hej, hej. To było bardzo lekkomyślne – zauważył.
Powoli
zaczynałam rozumieć, że to, co się dzieje, nie jest snem, a rzeczywistością.
Miejsce, w którym byłam, było prawdziwe, rozmawiałam z człowiekiem tak samo
prawdziwym jak wszystko, co teraz czułam. Ta myśl napawała mnie przerażeniem.
Sądziłam, że to niemożliwe, a jednak wszystkie te doznania były jak najbardziej
realne i wykraczały poza możliwości świadomego śnienia. Przyjemne ciepło
wiosennego słońca, zapach trawy i zboża oraz on. Wysoki blondyn przebrany za
rycerza.
–
Gdzie ja jestem?– spytałam z paniką w głosie. – Albo nie. Po prostu pożycz mi swoją
komórkę. Muszę szybko zadzwonić.
–
Komórkę?
–
Nie masz? Boże! Skąd ty się urwałeś? Z resztą… Czego ja się spodziewałam po
gościu w legginsach. Gdzie znajdę najbliższą budkę telefoniczną w takim razie?
Cokolwiek? Albo, chociaż postój taksówek? Zapłacę im jak już wrócę do domu. Jak
ja to wyjaśnię? Za jakie grzechy? Dlaczego akurat ja? – rozpaczałam. – Dlaczego
akurat mi musiało się przytrafić coś takiego?
–
To jakiś żart? – spytał z niezadowoleniem. – Nabierasz tak wszystkich
podróżników, tak?
–
Ja tu kogoś nabieram? To ja się, do licha, pytam, co się tu dzieje! –
zdenerwowałam się nie na żarty. – Dobra! Bez łaski! Sama sobie poradzę! –
krzyknęłam rozeźlona i ruszyłam przed siebie.
Nie
zamierzałam słuchać takich oszczerstw. To ja tu byłam poszkodowana. Wywieźli
mnie gdzieś i zostawili w szczerym polu bez niczego. Bóg raczy wiedzieć, ile
tak spałam. Jak ja wrócę do domu? Jak to wszystko wyjaśnię? No i jeszcze ten
typ z przedstawienia o średniowieczu. Dlaczego? Losie... Dlaczego wystawiasz
mnie na taką próbę? To jest ponad moje siły. Byłam jednak w takim szoku, że
ślepo parłam do przodu, gotowa szukać cywilizacji na własną rękę. Byle tylko
wydostać się z tego miejsca. Może gdybym na chwilę się uspokoiła, dostrzegłabym
urok miejsca, w którym się znajdowałam.
–
Najbliższa wioska jest w drugą stronę – krzyknął za mną Reynald.
Odwróciłam
się w jego stronę i posłałam mu lodowate spojrzenie. Zawróciłam jednak, chociaż
nieco wbrew własnej woli. Na prawdę nie chciałam być na łasce jakiegoś dziwaka.
A jednak przerażała mnie cała ta sytuacja, przytłaczała i to było strasznie
frustrujące. W obawie, że zostanę zupełnie sama, postanowiłam podążyć za
przebierańcem, dopóki nie znajdę jakiś bardziej normalnych ludzi.
–
Nie do końca rozumiem sytuację, ale powiedz, jeśli tylko mogę jakoś pomóc,
piękna pani. Niestety nie posiadam tej komórki, ani postoju… tych sówek? –
wyjaśnił spokojnie. – Jeśli jednak wytłumaczysz mi sytuację, na pewno coś
zaradzimy, a teraz zdradź mi przynajmniej swoje imię.
–
A ty mówiłeś, że jak się nazywasz? – spytałam, marszcząc brwi.
–
Reynald.
–
To jakiś twój nick, pseudonim artystyczny? Nazywasz się tak w tym
przedstawieniu, czy na cokolwiek się wybierasz? – mruknęłam, wywracając oczami.
–
Przedstawieniu? Nie, nie, nie jestem aktorem. Jestem wędrownym rycerzem. Może
raczej najemnikiem. Często zatrudniam się do ochrony handlarzy i ich towarów,
na wypadek jakiegoś ataku. Naprawdę opłacalna robota.
–
Ach. Trzeba było od razu mówić, że jesteś ochroniarzem. Już odpuściłbyś sobie
to całe udawanie rycerza. A teraz powiedz mi, jak naprawdę masz na imię.
–
Już mówiłem, jestem Reynald. Dlaczego miałbym podać ci fałszywe imię, moja
pani?– zdziwił się.
–
Niesamowite, naprawdę wczułeś się w swoją rolę – powiedziałam, kiwając głową z
uznaniem, po czym westchnęłam cicho.
–
A twoje imię, pani, jeśli można?
–
Dopóki nie powiesz mi jak masz naprawdę na imię, ja też ci nie powiem –
zadeklarowałam stanowczym głosem.
– Moja pani…
–
Nie powiem – uparłam się.
Racja...
To wszystko, cała ta sytuacja nie powinna nawet mieć miejsca. A wszystko
zaczęło się od rozmowy z Jaelle. Wciąż zdawało się, że minęła zaledwie chwila
odkąd stała przede mną, a zarazem czułam się jakby minęły wieki.
***
Wracałam
właśnie do domu, chociaż nieco inną drogą niż zwykle, bo przez targowisko.
Potrzebowałam kupić parę pierdół, zresztą lubiłam ten jarmarczny klimat. Wtedy
zaczepiła mnie starsza kobieta. Ubrana była w pstrokate ubrania oraz liczne
świecidełka i roztaczała wokół siebie dziwną aurę. Pomimo widocznej nadwagi
poruszała się nadzwyczaj zwinnie, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Długie
włosy wciąż były czarne bez żadnego śladu siwizny, związane w gruby warkocz, a
ciemne jak węgiel oczy obserwowały uważnie każdy mój ruch.
–
Jestem Jaelle – powiedziała. – Przepowiadam przyszłość, a twoja, moje dziecko,
zapowiada się naprawdę interesująco. Już niedługo wydarzy się coś, co zmieni
twoje życie i tylko od ciebie będzie zależało, jak sprawy się potoczą. Chodź ze
mną, a wszystko ci opowiem.
–
Nie, dziękuję – odparłam, chociaż kusiło mnie na potęgę, by posłuchać, co ma do
powiedzenia. Rozsądek wygrał. – Nie jestem zainteresowana.
–
Nie mów tak! Jestem pewna, że chcesz wiedzieć, bo to, co cię czeka jest
niesamowite. Mogą cię wychwalać przez wieki lub przeklinać po wszech czasy.
–
Dosyć tego – przerwałam jej. – Nie chcę tego słuchać. W moim życiu nic
ciekawego się nie wydarzy.
–
Wydarzy się, niezależnie od tego, czy mnie wysłuchasz, czy nie.
–
Tak. Byłoby fajnie, ale nie chcę znać przyszłości. Jeśli faktycznie coś ma się
wydarzyć to świetnie, a jeśli nie to przynajmniej nie będę rozczarowana.
–
To nie kwestia rozczarowania.
–
Poza tym, czy nie wiedząc, nie będzie ciekawiej? – spytałam, uśmiechając się
pod nosem.
–
Skoro tak uważasz – zgodziła się Jaelle. – Pozwól w takim razie, że opowiem ci
legendę z odległej krainy.
–
Legendę? – powtórzyłam zaskoczona.
–
Jest ona o dziewczynie z odległego królestwa. Bardzo mi ją przypominasz... Jest
to Legenda Nigmet.
***
–
Nigmet – powtórzyłam na głos imię bohaterki legendy.
–
Nigmet? Ależ to bardzo piękne imię, moja pani. Zatem pozwól, że będę cię
nazywał Nigmet – uradował się Reynald.
–
Co? Nie... Nie o to mi chodziło – protestowałam wyrwana z zamyślenia. Tak właśnie
stałam się Nigmet.
–
Nazywasz się tak samo jak bohaterka słynnej legendy. Czyżby twoi rodzice
interesowali się tą historią i dlatego tak cię nazwali?
–
Znasz to? Więc spotkałeś Jaelle? – ożywiłam się.
–
Jaelle? Nie znam – zamyślił się Reynald i potarł dłonią brodę – Jedyna
Jaelle... To przecież niemożliwe, żeby o nią chodziło...
–
Co tam mamroczesz?
–
Spójrz, jesteśmy prawie na miejscu. Wreszcie dotarliśmy do wioski – oznajmił
radośnie Reynald, zmieniając w ten sposób temat.
Spojrzałam
przed siebie i zamarłam. Spodziewałam się, że wreszcie spotkać normalnych
ludzi, jednak wszyscy byli ubrani w stroje rodem ze średniowiecza, tak jak mój
towarzysz. Spojrzałam na niego z wyrzutem i westchnęłam.
–
To ten wasz obóz, co? W sumie, kawał porządnej roboty, żeby namówić tyle ludzi
do zabawy w średniowiecze. Ale może ktoś wreszcie będzie miał telefon –
rzuciłam z nadzieją i odezwałam się do przechodzącej obok kobiety: –
Przepraszam, chyba się zgubiłam. Czy mogłaby mi pani pożyczyć swój telefon?
Muszę pilnie zadzwonić. – Kobieta spojrzała na mnie z niemałym zaskoczeniem. –
Albo proszę mi, chociaż powiedzieć, skąd mogłabym zadzwonić?
–
Zadzwonić? – powtórzyła kobieta. – Zadzwonić to z ratusza.
–
Ach, z ratusza. Rozumiem.
–
A co, nie wie, że dzwon to w ratuszu? – dodała wskazując palcem w górę.
–
Co? Nie pytam o dzwon, tylko o telefon. Potrzebuję pilnie zadzwonić –
powiedziałam raz jeszcze, a ludzie, którzy dotychczas z zaciekawieniem
przyglądali się całej scenie zaczęli się odsuwać, uważnie obserwując całe
zajście.
–
A niech mnie zostawi. Najpierw mówi, że chce dzwonić, potem, że nie chce. Niech
się zdecyduje, a nie zamieszanie robi – oburzyła się kobieta.
–
Spytałam tylko o pożyczenie telefonu. Jeśli to taki problem, wystarczyło
powiedzieć… – mruknęłam z niezadowoleniem. – A pani mi tu o dzwonie...
–
Nigmet, obiecuję, pomogę ci wrócić do domu, tylko na Boga, zamilcz już. Ludzi
straszysz – wyszeptał Reynald i zakrył mi usta dłonią, po czym zwrócił się do
kobiety – Zaczyna bredzić po wielu godzinach podróży. Gdzie znajdziemy jakieś
nie za drogie lokum? – Ta, zapytana, wskazała tylko jeden z budynków i czym
prędzej się oddaliła. – Chodź i nic, proszę, nie mów, dopóki nie zostaniemy
sami. – Zaskoczona nagłą zmianą zachowania Reynalda skinęłam tylko głową na
zgodę i bez słowa podążyłam za nim. Obserwowałam, jak mój towarzysz
rozmawia o czymś z właścicielem karczmy i bierze od niego klucze. – Chodź –
powiedział i uśmiechnął się by dodać mi otuchy. Odwzajemniłam gest i
razem wspięliśmy się po schodach na piętro. Reynald otworzył jedne z drzwi i
wpuścił mnie do środka. – Niestety to jedyne, na co mnie stać... Wiem, że nie
godzi się, by mężczyzna i kobieta spali w jednym pokoju, ale najważniejsze, że
mamy gdzie odpocząć.
–
Bez obaw, mam nadzieję, że jeszcze dziś uda mi się wrócić do domu. Skoro nie
mogę nijak zadzwonić, pokaż mi przynajmniej na mapie gdzie jesteśmy. Pójdę na
policję i poproszę ich o pomoc albo coś... Chyba od tego są, nie?
Po
chwili wahania Reynald wyciągnął z kieszeni pomięty kawałek papieru, a może
raczej pergaminu i rozłożył go na jednym z łóżek, po czym wskazał palcem punkt
na mapie, mówiąc:
–
Jesteśmy tu.
–
Co to ma być? – spytałam skonsternowana, patrząc na mapę. – Z którego stulecia
jest ta mapa? Przecież nie tak to powinno wyglądać. Polska już dawno nie jest
taka duża...
–
To jedna z najlepszych map, jaką można dostać – oznajmił z dumą Reynald. – Jest
wiele warta – dodał. – Jesteśmy tutaj, niedaleko od głównej rzeki królestwa
środkowego.
–
Człowieku, kto cię geografii uczył? W Polsce jesteśmy, w Polce. A przynajmniej
tak sądzę, skoro rozumiesz, co mówię.
–
Może inaczej… Opowiedz mi dokładnie, co się stało zanim cię znalazłem –
zaproponował Reynald i usiadł wygodnie, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Westchnęłam przeciągle i usiadłam
naprzeciw niego, na sąsiednim łóżku.
–
Wracałam do domu, kiedy spotkałam Jaelle. Stara cyganka, chciała mi powróżyć –
oznajmiłam z powagą. – Ale ja znam sztuczki tych wszystkich wróżbitek od
siedmiu boleści. Chciała mnie zagadać, zająć i cichaczem ukraść mi portfel.
Mówiłam jej, że nie muszę znać przyszłości. Wtedy powiedziała, że chce mi,
chociaż opowiedzieć jakąś historię, a ja głupia się zgodziłam. Była strasznie
namolna, więc nie miałam innego wyboru. Opowiedziała mi Legendę Nigmet –
wyjaśniłam i uśmiechnęłam się lekko. – Fajna historia, ale śpieszyłam się do
domu. Gdy już miałam iść, zaczęłam się robić senna i urwał mi się film. Gdy się
obudziłam, leżałam pod tamtym drzewem i zobaczyłam ciebie. Myślałam, że to sen,
ale wygląda na to, że ta menda ukradła moją torbę i wywiozła mnie gdzieś daleko
od domu.
–
Jakkolwiek o tym myślę, jedyna Jaelle, o jakiej w życiu słyszałem to słynna
wiedźma wymiarów – stwierdził po chwili namysłu Reynald i potarł palcami brodę.
– Czy ta historia, którą usłyszałaś… Czy było to o bohaterce, która zebrała
przyjaciół i wyruszyła na wyprawę by pokonać czarnego smoka?
–
Tak. Właśnie!
–
To znana na całym świecie legenda. Wszystko to wydarzyło się, podobno, około
150 lat temu.
–
O czym ty bredzisz? Dotychczas nigdy nie słyszałam o takiej legendzie.
–
Czy to możliwe, że wiedźma z jakiegoś powodu…
–
Bardzo śmieszne – oburzyłam się. – Chyba nie zamierzasz mi zaraz powiedzieć
czegoś bardzo, bardzo głupiego i bezsensownego, nie?
–
Nie umiem znaleźć innego wytłumaczenia – przyznał Reynald, uważnie mi się
przyglądając – Jak inaczej wytłumaczyć twój dziwny strój? Nawet we Wschodniej
Republice ludzie nie noszą czegoś takiego. Mówiłaś o dziwnych rzeczach, które
nie istnieją i o wiedźmie Jaelle. Nie wyglądasz mi też na obłąkaną, chociaż
większość ludzi za taką właśnie by cię wzięła.
–
Sugerujesz, że zwariowałam?
–
Przecież mówię, że nie. Nie śmiałbym cię o to posądzać. Rozważam tylko
wszystkie możliwości, ale wciąż najbardziej sensowna jest pierwsza wersja.
Chociaż wciąż niewiarygodna.
–
Niewiarygodna? Och. Nawet nie wiesz jak bardzo. Jesteśmy na jakimś zadupiu w
Polsce, w sztucznie zrobionej wiosce dla ludzi lubiących udawać, że żyją w
średniowieczu. Nie wmówisz mi, że zostałam przeniesiona do innego świata.
Chociaż jak na ciebie patrzę to... – warknęłam, jednak nie dokończyłam, widząc,
że Reynald zaczyna tracić cierpliwość. Mimo wszystko pomagał mi z własnej woli.
– Przepraszam... Ale to wciąż niedorzeczne.
–
Myślę, że powinnaś dzisiaj odpocząć. Poproszę właściciela o jakąś herbatę
ziołową dla ciebie. Połóż się, a ja popytam później ludzi.
–
Zgoda – odpowiedziałam wreszcie i westchnęłam, po chwili jednak zmarszczyłam
brwi i zagroziłam – Spróbuj się zbliżyć do mnie na mniej niż metr, gdy będę
spała, a zginiesz. Mam czujny sen.
–
Bez obaw. Nie bawi mnie wykorzystywanie damy w opałach.
–
Oby.
Reynald
uśmiechnął się ciepło i wyszedł, zostawiając mnie samą w pokoju. Westchnęłam
cicho po raz kolejny i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie ważne jak bardzo
się łudziłam, wciąż wyglądał tak samo. Schludny, lecz utrzymany w tym samym
stylu, co wszystkie budynki we wsi. Jednak, o dziwo, mimo prostoty miał swój
urok, a za oknem rozpościerał się przepiękny widok.
–
O co w tym wszystkim chodzi? To się, po prostu, nie może dziać naprawdę. Chcę
się wreszcie obudzić…
Po
tych słowach zaciągnęłam zasłony i położyłam się do łóżka. Nie trwało to długo
nim zapadłam w błogi sen.
***
Reynald
zszedł na dół i poprosił o jakąś ziołową herbatę, która ukoi zszargane nerwy
Nigmet. Nie umiał sobie wyobrazić, jak się czuła w zaistniałej sytuacji. Mógł
się jedynie domyślać. I chociaż sam nie potrafił uwierzyć w swoją teorię, gdy
tylko patrzył na tajemniczą dziewczynę, jedyne, co przychodziło mu do głowy to,
to, że pochodzi ona z innego świata. Po prostu roztaczała wokół siebie zupełnie
inną aurę, niż ludzie, których dotąd spotkał. Było w niej coś magicznego, czego
nie potrafił wyjaśnić.
Gdy otrzymał już napar, udał się na
górę. Po cichu wszedł do pokoju i zbliżył się do łóżka.
–
I to ma być czujny sen? – wyszeptał, przyglądając się śpiącej Nigmet, po czym
postawił kubek ziołowego naparu na stoliku obok. Ostatni raz spojrzał na
spokojną twarz dziewczyny i uśmiechnął się czule, po czym odgarnął włosy z jej
czoła. – Kim ty jesteś? – spytał, ale nikt nie udzielił mu odpowiedzi.
Fajne to. Nigmet mnie rozwala. "To sen." "Nie, to jakaś wioska fantasy." "Komórki, taksówki, cokolwiek." Itd. Ciekawe, kiedy się zorientuje, co się naprawdę dzieje i jaka będzie jej reakcja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Laurie
Blog został dodany do Katalogu Euforia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, taasteful. ♥
Wiesz co, wiesz cooo? Mialam wrazenie jakbym grałą w skyrima, czytajac legendy. Nie wiem dlaczego, przeciez nie bylo tu smokow, byc moze jeszcze, ale klimat... A ja uwielbiam skyrima! Moze chodzi o te czasy, o... Moze chcialabym byc taka Nigmet, chyba tak. Przenieść w rzeczywistosc, kiedy legginsy nosili prawdziwi mezczyzni, a nie jakies wymoczki z galerii :D
OdpowiedzUsuńJestem oczarowana. Czekam na dalszy ciąg. Barrrrdzo.
skyrima nie znam... Smoków powiadasz, brakuje? Hum... Zobaczymy. Myślę, że wiele z nas chciałoby być taką Nigmet.
UsuńKolejny rozdział jest już w sumie gotowy, czeka aż zachce mi się go skorygować.
skyrrrrrrima, zajebista grrra.
Usuńwgl chodzi mi po głowie, wiesz? Ta legenda. chodzi.
Ładne :) Wciągające i bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej. Obie postaci, i "Nigmet", i Reynald są spójne w swoich myślach i zachowaniach - współczesna dziewczyna i średniowieczny (?) rycerz. Ciekawa jestem, ile jeszcze niespodzianek czeka bohaterkę w tym nierzeczywistym świecie. Oraz: "postój tych suwek" jest śliczny :)
OdpowiedzUsuńCzytałam wcześniej trochę twoich mangowych historii, więc z góry wiedziałam, że pisać to Ty umiesz :) Mam parę uwag, ale to na zasadzie "co mogłoby być lepsze", bo i tak czyta się bardzo przyjemnie:
* "bodajże" = "chyba" (więc nie za bardzo pasuje, w sumie można je wywalić).
* Jak widzimy Reynolda po raz pierwszy, to pochłonięty jest rozmyślaniem, jaki to czuje się samotny oraz że chciałby być już w mieście. Potem on spotyka dziewczynę - zauważ, że z jednej strony wreszcie spotyka jakiegoś żywego człowieka, z drugiej - opóźnia to jego dotarcie do wioski. A on nic, zupełnie nie reaguje, nie myśli o tym. A na końcu okazuje się, że do tego miasta to już bardzo niedaleko było, tyle tylko, żeby "Nigmet" sobie mogła przypomnieć, co się wcześniej wydarzyło. => Na moje, to żeby to było spójne, to Reynald powinien mieć wcześniej świadomość, ze do wioski bardzo niedaleko i powinien wyraźniej te mieszane uczucia (koniec samotności + opóźnienie w drodze) okazywać.
* Ból po przecięciu mieczem. Jedno z dwojga: albo się tylko lekko skaleczyła (naskórek) i wtedy to wcale mocno nie boli, żaden przeszywający ból (choć widok cieknącej krwi może być szokiem), albo rzeczywiście przecięła głębiej palec, i wtedy jakieś porządniejsze opatrzenie jest konieczne (szwy? zatamowanie rany? jakaś myśl wieczorem o chorym palcu?)
* "Gorzej jednak, jakby niewiastę znalazł ktoś, lekko mówiąc, "niewłaściwy", posiadający niecne intencje. W tym wypadku należało dziewczynę obudzić i uświadomić na temat grożącego jej niebezpieczeństwa." => Oczyma duszy widzę, jak jakiś ciemny typ dobiera się do śpiącej, a "w tym wypadku" rycerz budzi ją, by uświadomić jej grożące jej niebezpieczeństwo. Ale nie o to Ci przecież chodziło, prawda?
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Oh, jest mi niezmiernie miło, jeśli uważasz, że nie jest tak źle. A, że może być lepiej, cóż, lepiej może być zawsze. Cieszy mnie, że zawędrował tu także ktoś, kto już na starcie wytknął mi błędy. To również bardzo motywuje, by się poprawić.
UsuńBodajże już usuwam.
Resztę już chyba zostawię jak jest, bo boje się wprowadzić zbyt duży chaos w tym, co już opublikowałam, ale w wolnym czasie na pewno na to spojrzę i chociaż spróbuję się tym zająć. Ale stanowczo muszę Ci przyznać rację, że kilka rzeczy się trochę nie zgadza.
Widzę tu też, o matko, dogłębną analizę moich zamiarów. Jezu, nie czarujmy się, że musiał być punkt zaczepienia. Trochę chaosu wprowadziła mi też zmiana narracji, bo pierwotnie było to w 3 osobie, więc skupiłam się na zmianie narracji i nie zauważyłam ważniejszych niedociągnięć. Do błędu się przyznaję i okazuję skruchę. Na przyszłość postaram się pilnować bardziej i liczę, że zajrzysz tu ponownie.
Uwielbiam fantastykę, czytam dalej :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Katie Kate