Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



poniedziałek, 4 stycznia 2016

Świat: Rozdział 8


         W drodze do kolejnej wioski, zawitaliśmy do miasta portowego. To było największe, jakie do tej pory widziałam. Tętniące życiem, pełne murowanych budynków, a nie tylko drewnianych chatek. Położone w rozwidleniu dwóch głównych rzek, podobno będące największym ośrodkiem handlowym, zaraz obok stolicy królestwa. Reynald zatrudnił się tam do załadunku i rozładunku towarów w porcie, a ja w ten czas pomagałam w karczmie, w której mieszkaliśmy. Przynajmniej to mogłam zrobić.
         Lecz nie tyle sam pobyt wmieście był ważny, co wieści jakie usłyszeliśmy. Bowiem, tu, do miasta portowego informacja o śmierci dotychczasowych władców dotarła bardzo szybko. Krol Leontius i królowa Ronnahi zostali zabici przez swojego generała – Ejvalda. Nastąpił przewrót polityczny, który wstrząsnął całym królestwem. A najbardziej Reynaldem, który zdawał się bardzo przejmować obecnymi wydarzeniami i królestwem.
          Wiedziałam, że kryje się za tym jakaś dłuższa historia, nieprzyjemna i mroczna. Zapewne bardzo bolesna. Toteż nie pytałam, nie chcąc rozdrapywać starych ran. Widać było jednak, że Reynald od tego czasu chodził dość zmartwiony i w związku z tym przyspieszył naszą podróż do wioski, w której żył jego przyjaciel, a z którym nie widział się od lat.
Bardzo byłam ciekawa, co to za człowiek. Na twarzy Reynalda gościł naprawdę ciepły uśmiech, gdy o nim wspominał. Po cichu liczyłam też na to, że może ów przyjaciel przybliży mi nieco przyszłość Reya i powód jego nienawiści do Ejvalda. Wiem, powiedziałam przecież, że poczekam, aż sam mi powie. Byłam jednak ciekawskim stworzeniem. Po tym jak zobaczyłam ten mrok w oczach Reynalda, nie mogłam przestać się martwić.
  – Rey... – zaczęłam, gdy błądziliśmy po zatłoczonej uliczce. – Jesteś pewien, że wiesz, gdzie iść? To miała być mała wioska.
  – Ostatni raz byłem tu cztery lata temu. Trochę się rozbudowali tutaj...
  – Nie ma żadnego sposobu, żeby się skontaktować z twoim przyjacielem?
  – Nie bardzo.
  – Jak on właściwie ma na imię? – spytałam, marszcząc brwi. – Nigdy mi nie powiedziałeś.
  – Vichtor – padło w odpowiedzi.
  – Czyli to byłby odpowiednik imienia Wiktor – stwierdziłam. – A Reynald w moim świecie byłby... Rajmundem?  Romualdem może...
  – Mówiłaś coś?
–Nic, nic. Gadam do siebie. Wtedy Nigmet... Czy mamy jakieś imię na 'n"? – mamrotałam dalej. – Natalia, ale to nie brzmi podobnie. Ech...
  – Skup się, bo jeszcze się zgubisz – skarcił mnie Reynald.
  – Hej, ja tu dokonuje wiekopomnego odkrycia odnośnie imion – oburzyłam się i zmarszczyłam brwi, rozglądając się dokoła. – Zresztą na razie i tak jesteśmy zgubieni.
          I właśnie wtedy zobaczyłam Jaelle. Stała dosłownie kilka metrów ode mnie, uśmiechając się pobłażliwie. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to ona, więc mimowolnie ruszyłam w jej stronę. Chciałam dowiedzieć się, co to wszystko ma znaczyć i dlaczego przeniosła mnie do jakiegoś dziwnego świata. Oraz jak to w ogóle możliwe, że dała radę to zrobić. To fizycznie niemożliwe. Tak wiele miałam pytań, lecz Jaelle jakby nigdy nic ruszyła w swoją stronę.
          Zaczęłam ją gonić. Nie mogłam pozwolić jej uciec. Biegłam ile sił w nogach, by nie stracić jej z oczu, lecz ona wciąż i wciąż oddalała się ode mnie. Jakby nie szła, a sunęła kilka centymetrów nad ziemią. Niezrozumiałe było dla mnie to zjawisko, lecz w ferworze gonitwy nie miałam czasu myśleć nad takimi rzeczami. Trudno powiedzieć, czy w ogóle był w tym jakiś sens. Tak wiele już rzeczy wydarzyło się, nie mając dla mnie pokrycia praw fizyki.
  – Jaelle! – krzyknęłam rozpaczliwie, gdy zniknęła mi z oczu.
          Jeszcze chwilę biegłam dalej, łudząc się, że ją odnajdę, ale nie mogłam już złapać tchu. Uciekła, a ja stałam w tłumie ludzi, nie mając pojęcia, co dalej. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ani dokąd mam iść. Zupełnie zapomniałam o wszystkim i zostawiłam Reynalda, rzucając się w pogoń za Jaelle.
          Westchnęłam cicho i rozejrzałam się dokoła, próbując odgadnąć skąd przyszłam. Na darmo. Znajdowałam się w samym sercu miasteczka, które już dawno przestało być wsią. Ludzie tłoczyli się wszędzie wokół. Każdy dokądś śpieszył. Przeciskałam się pomiędzy nimi, by zaczerpnąć świeżego powietrza i ocenić sytuację.
          Nagle wpadłam na kogoś. Spojrzałam na zakapturzoną postać. Mniej więcej mojego wzrostu. Zastanawiałam się, jak musiało jej być w tym gorąco.
  – Wiesz może... – zaczęłam, ale pokiwała przecząco głową, po czym wybełkotała w pośpiechu "przepraszam" i uciekła. – No i co teraz? – spytałam sama siebie.
          Wzięłam głęboki oddech, starając się zapanować nad emocjami. Byleby nie spanikować, że się zgubiłam. Ale doprawdy... Gubienie się było dla mnie dość łatwą, a zarazem bardzo przykrą sprawą. Nienawidziłam, nie wiedzieć, gdzie iść, a jednak zdarzało mi się to już niejednokrotnie.
  – Tu jesteś – usłyszałam i ktoś złapał mnie za ramię.
  – Rey! – uradowałam się. – Jak mnie znalazłeś?
  – Mówiłem ci, żebyś się nie oddalała. A ty co? A ty nagle gdzieś odbiegasz.
  – Widziałam Jaelle – oznajmiłam.
  – Jaelle? Ach! Jaelle? I co?
  – Uciekła...
  – Może to nie była ona?
  – Nie przewidziało mi się – zaprotestowałam. – Widziałam ją, ale... Nie udało mi się jej dogonić.
  – Chodź. Wiem już, gdzie się udać.
  – To świetnie.
          I tak oto trafiliśmy do celu. Reynald wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi jednego z domków. Po dłuższej chwili drzwi otworzyła nam młoda, zmęczona życiem, kobieta. Zrobiła zdziwioną minę i wytarła ręce w fartuch.
  – Litzi, mam rację? – odezwał się Reynald, a gdy nieznajoma skinęła głową, ujął jej dłoń w swoją i ucałował. – Na imię mi Reynald. Jestem starym przyjacielem Vichtora.
  – Wejdźcie proszę – padło w odpowiedzi, a ja poczułam dziwny smutek. – Reynald... Ten Reynald?
  – Zapewne.
  – Słyszałam o tobie, bardzo wiele – stwierdziła kobieta. – Kim jest twoja… Towarzyszka?
  – To Nigmet. Podróżujemy razem.
  – Hej – mruknęłam, wciąż bacznie obserwując Litzi.
  – Jesteś tak piękna, jak sobie ciebie wyobrażałem – stwierdził Reynald. – Vichtor doskonale cię opisał w swoim liście. Pisał o twojej nietuzinkowej urodzie i wspaniałym charakterze.
  – Pisał o mnie?
  – Tak. To był jedyny list, który od niego otrzymałem, odkąd ruszyliśmy w dwie, różne strony. Informował mnie w nim o waszym ślubie, po tym jak już się rozdzieliliśmy. Niestety nie mogłem wtedy przybyć, chociaż bardzo żałuję.
  – Rozumiem. Nic się nie stało...
  – Gdzie Vichtor? – spytał Reynald, a ja przygryzłam wargę. Wiedziałam już.
  – Vichtor... odszedł.
  – Odszedł? Jak... to... – wyszeptał Reynald. – Dokąd…?
          Chwyciłam Reya za ramię, ściskając lekko.
  – Vichtor nie żyje – powiedziała wreszcie Litzi. – Zmarł półtora roku temu.
  – Przykro mi – powiedziałam cicho. – Przykro mi... Rey...
  – Możesz nam powiedzieć... Jak to się stało? – poprosił Reynald, a Litzi niechętnie, lecz skinęła głową na zgodę.
  – Dobrze wiem, jak oboje nienawidziliście Ejvalda – zaczęła. – Słyszałam o was i o waszej przyszłości – wyjaśniła spokojnie, ale jej dłonie trzęsły się, wiec zacisnęła je na fartuchu, który nosiła. – Rok po naszym ślubie, zjawił się tu Ejvald. Był w tym mieście. Co prawda zmierzał gdzieś dalej, maszerował wraz ze swoim wojskiem, gdzieś w stronę wschodniej granicy. Mówiłam Vichtorowi, żeby nie wychodził. Prosiłam, błagałam, żeby mnie nie zostawiał, ale ta nienawiść była zakorzeniona zbyt głęboko. Chwycił swój stary miecz i wybiegł. – Tu głos jej się zawiesił, a w oczach błysnęły łzy. – Rzucił się na Ejvalda. Chciał go zabić i położyć kres temu szaleństwu, ale przecież nie miał szans przeciwko całej armii... Zabili go, bez wahania, zabili... Zabili go na moich oczach.
          Reynald zacisnął dłonie w pięści, a jego oczy znów pociemniały. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Ten mrok... Był czymś, czego nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić.
  – Mieliście szczęście, że Ejvald nie spalił przy okazji całego miasta – powiedział z pozoru spokojnie, ledwo panując nad emocjami. – Naprawdę mi przykro, Litzi. Wiem, że go kochałaś i że był z tobą szczęśliwy.
  – Wiem, że mieliśmy szczęście. Ale co z tego, skoro wolałabym zginąć, niż żyć bez niego?
  – Jak sobie radzisz? – spytał Reynald.
          Jak zawsze troskliwy, chociaż w tym momencie to on cierpiał najbardziej. Litzi zdążyła się, chociaż jako tako pozbierać, bo czas przecież, podobno, leczy rany.
  – Dobrze... Jakoś...
  – Mieszkasz tu sama?
  – Z siostrą. Przeprowadziła się do mnie z mężem po śmierci Vichtora.
  – To musi być dla ciebie trudne – stwierdziłam. – Patrzeć na nich...
  – To dzięki nim wciąż mam siłę, by żyć – odparła Litzi. – Zaparzę herbaty.
  – Nie, nie kłopocz się. Będziemy się już zbierać. Przepraszam, że musiałaś sobie przypominać o tych wszystkich przykrych rzeczach – strapił się Reynald.
  – Nie, jako jego przyjaciel, zawsze jesteś tu mile widziany. Zostańcie, chociaż na obiad – zaproponowała Litzi i otarła łzy.
  – Nie... Ale dziękujemy za propozycję – stwierdziłam szybko, widząc, że Reynaldowi coraz ciężej jest odpowiadać. – Trzymaj się, Litzi – dodałam i wyprowadziłam Reya na zewnątrz.
          Szłam tak dłuższą chwilę, ciągnąć go za sobą. Przed siebie, byle jak najdalej od tego domu. Zatrzymałam się dopiero znaleźliśmy się w bardziej zacisznym miejscu. Spojrzałam na Reynalda. Miał tak straszliwie smutną minę, a ja nic nie mogłam zrobić. Tylko jedno przyszło mi do głowy, więc przytuliłam go, gładząc po głowie. Nie protestował. Został tak dłuższą chwilę, aż wreszcie powiedział:
  – Dziękuję, Nigmet.
  – Nie masz, za co mi dziękować – stwierdziłam. – Trzymasz się jakoś?
  – Tak. Jakoś... Vichtor był mi jak brat...
  – Wiem...
  – Mieszkaliśmy w tej samej wsi, odkąd tylko pamiętam. Często udawaliśmy rycerzy, wymykaliśmy się z wioski, na pobliskie wzgórza, udając, że ratujemy królestwo przed Ejvaldem. To było dziesięć lat temu, ale on już wtedy był znany ze swojego okrucieństwa. Nie jeden raz obrywało nam się za to znikanie – wyjaśnił Renald i uśmiechnął się smutno. – Wtedy było tak samo. Zwialiśmy, żeby bawić się w spokoju, z dala od zgiełku i narzekania naszych rodziców. Nie potrafiliśmy docenić tego, co mamy. Nienawidziłem rodziców za to, że żyjemy w biedzie. Vichtor był taki sam. Rozumieliśmy się bez słów. Ale tamtego dnia do wioski przybył Ejvald. Nie wiem dokładnie, co się stało. Nagle zobaczyliśmy, że cała wieś płonie, a niedługo później dostrzegliśmy armię. Skryliśmy się w zaroślach. Wtedy po raz pierwszy widziałem Ejvalda. Spalił całą wieś i zabił nasze rodziny. Zabrał nam wszystko, chociaż i tak już mieliśmy niewiele. Rzuciliśmy się do biegu, żeby zobaczyć co z ludźmi. Z nadzieją, że może ktoś ocalał. Nawet przez buchające płomienie, widać było krew i ciała. Nie oszczędzili nikogo. Wymordowali wioskę, a potem spalili. Nieposłuszeństwo wobec rodziców uratowało nas, a zarazem stało się przekleństwem. Przysięgliśmy sobie zemścić się na Ejvaldzie – oznajmił Reynald, dłonie zaciskając w pięści. – Ale byliśmy słabi, głupi... Gdy tułaliśmy się bez celu, przymierając głodem, przygarnął nas rycerz. Prawdziwy rycerz, który niegdyś służył w gwardii królewskiej. Nie miał domu. Był podróżnikiem, dorabiał tak, jak ja dziś, chroniąc kupców, wykonując różne zlecenia. Zajął się nami, nauczył nas władać mieczem, nauczył nas wszystkiego. To szczęście trwało jakieś pięć lat, ale zmarł. Ze starości oczywiście. I tak dobrze się trzymał. Przez jakiś czas jeszcze podróżowałem z Vichtorem. Potem nasze drogi się rozdzieliły. Ja wróciłem na stare śmieci w przerwie między podróżami, a on zamieszkał tutaj. Gdy poznał Litzi napisał do mnie list. Napisał, że jest szczęśliwy, że zamierza się oświadczyć i chyba porzuci chęć zemsty, że znów ma, po co żyć... A mimo to... Ten dureń tak po prostu... Po prostu dał się zabić.
          Chociaż bardzo chciałam poznać Vichtora, nie było mi to dane. Zamiast tego niespodziewanie dowiedziałam się prawdy na temat przeszłości Reynalda. Prawdopodobnie potrzebował się wygadać. Cieszyłam się, że uznał mnie na tyle godną zaufania, by jednak mi się zwierzyć. Być może w ten sposób chciał uczcić pamięć o zmarłym przyjacielu. Poznałam prawdę, która tak bardzo mnie ciekawiła. Okazała się jednak bardziej mroczna, niż myślałam. Teraz już wiem, że niewiedza może być błogosławieństwem, że czasem lepiej jest nie wiedzieć.

7 komentarzy:

  1. Smutny, krótki rozdział o Reyu w sumie. W sumie w tej chwili został sam na świecie, choć Nigmet pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie mu towarzyszyć. Ciekawe, po co pojawiła się Jaelle. Nie sądzę, żeby było to przypadkowe zdarzenie. A może?
    W pierwszym wersie masz zbędną spację przed przecinkiem. Widać to:P
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem starych przyjacielem Vichtora. <-- ch na m. No chyba że "jestem u starych przyjaciela Vichtora" tez by moglo byc :D żarrrrt ;D

    Ok, ok. Spoważniałam. Bardzo często zastanawiam się nad tym. Czy zawsze lepiej wiedzieć. Bo długi czas zakłądałam, ze tak, że wolę. Że to życie w błogosławionej niewiedzy jest w sumie ostatecznie, dla mnie, jakies takie, poniżające. i nie umiem tego usprawiedliwić. siebie. że np mogłam cos zrobic, ale nie wiedziełam przeciez o niczym. ale sama przeciez powinnam zauważyć. kogoś przycisnąć, coś zaobserwować. Jakoś tak zawsze kojarzy mi sie to negatywnie. i bywało ze te chwile beztroski wyrownywaly sie potem z tym obwinianiem, że moze gdyby sie było bardziej dociekliwym/spostrzegawczym/upartym albo wgl by sie bylo gdzies/przy kimś... I ostatnio stanęłam przed taką decyzją, wiedzieć czy nie. I wybrałam, że nie. I tez sie tym zadreczam, chociaz wiem, że gdybym wybrała wiedzę, prawdopodobnie rozpętałaby się jedna z tych małych ale zajadłych wojen. No i co? I nie wiem, co jest lepsze. Moze w tej konkretnej sytuacji lepiej jest nie wiedziec, ale na ogół, wole chyba raz dostac w twarz, ale, ze tak powiem, na czas. Poki jeszzce mozna cos zrobic, czemus zapobiec, bo potem konsekewncje mogą ciężarem przebic te chwile słodkiej niewiedzy.
    Ok, pokrecone te moje refleksje, jak zawsze. ale mnie natchnęło. natchnęłaś.
    Podobało mi sie, ze Nigmet przejela inicjatywe, podczas rozmowy z Litzi. Wczułam sie w nastrój Reya. Jego historia brzmi bardzo... no, że sie wkurzyłam! Yebac Ejvalda! I, aha. Nie wiem, ale zwróciłam szczególną uwage na ta postac w kapturze, która wpadła na Nigmet... Coś mi, hm. Te wzrost, no nie wiem. Mam swoja teorie ;P
    Krótko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Laurie - spacje już usuwam, nie wiem co tam robi. A co do Jaelle, zobaczymy.

    Wilczy- też błąd już naprawiam, dzięki za czujność. Ty to też masz refleksje :D Ale nikogo prosze nie przyciskaj może lepiej :D
    Generalnie nigdy się nie wie, co jest lepsze. Trzeba po prostu robić to, co się uważa za słuszne w danej chwili. Chyba nie ma lepszego wyjścia.
    Osobiście jednak też wolę wiedzieć - tak myślę...
    Jeśli Twoją teorią jest, że to kolejna Ivrel to mogę Cię od razu wyprowadzić z błędu. Ta historia jest wolna od postaci, które w Behind zamieściłam bez wahania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Długiego komentarza nie będzie bo przysypiam. Rozdział ciekawy, znaczący, ważny, ale poprzednie były bardziej ekscytujące.
    Błędów nie wyłapałam. Uwielbiam to opowiadanie, z niecierpliwością czekam na następny rozdział. <3
    Pozdrawiam, KatieKate

    OdpowiedzUsuń
  5. ! Nie! Nie myślałam o Ivce -.- wychodze na jakas megalomankę -.- Nie myślałam! Ja tu widze jakies petle czasowe, jak juz musisz wiedziec ;D nie jestem megalomanka, jestem po prostu zwyczajnie rąbnieta! ;D Mi sie wydaje, ze to byla druga wersja Nigmet. Cokolwiek to kurwa moze znaczyc ;D Takze fak ju! ;D Nie musze miec wszedzie Ivrel!
    Ale Grimmem nie pogardze.
    :D
    :P
    Albo Banem.
    ;P x500
    Albo Kakashim. W sumie nic nie mam z Kakashim, nic nie czytałam nic nie napisałam. A ja to bym kchiała byc panią Hatake. Nom. A jest jakis generator hotow na necie? w sumie nie szukałam. taki ze podstawiasz tylko imiona i Ci generuje, czaisz. Nie, nic nie piłam. JESTEM NA DIECIE. Więc odbija mi coraz bardziej. Ale podobno kwas chlebowy moze miec do 0,5% alko. wiec może jednak jestem pijana. wiedzialas ze w 50ml whisy jest az 110 kalori? I co ja mam biedna zrobic. Jacka dostalam na swieta i sie bedzie kisił teraz... To jak będzie? Z tym Kakashim? Bo moge jeszcze duzo takich komentarzy ujebać. Napisałam przed chwilą 'komentatarzy' ;D Takie kurwa komentatarzowie dementatorzy dementotory. :D Czaisz ta logike.Wyssaja z Cb rozum! Welcome to my worrrrrlod! LD :D i LSD jeszcze do tegu kuźwa. :P x 2 000 000 000
    /o/ *ucieka*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm, czasoprzestrzenie i inna Nigmet - teraz rozumiem - no zobaczymy.
      I... Jeszcze jedno. Wilczy. Cokolwiek bierzesz, bierz tego pół i najlepiej daj numer do dilera.

      Usuń