Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



niedziela, 20 marca 2016

Świat: Rozdział 13


  – Nie ma jakiegoś sposobu, żeby Viv też mogła wyjść? – spytałam, marszcząc brwi. – Naprawdę nie uśmiecha mi się siedzieć tu w zamknięciu, ale przecież jej nie zostawię.
  – Nie możemy ryzykować, że ktoś ją rozpozna – odparł Reynald. – A tobie nic nie będzie, jak trochę posiedzisz w domu.
  – A co jeśli? – udałam zaniepokojoną. – Nie możemy przefarbować jej włosów albo coś? – podsunęłam, patrząc błagalnie na Reya.
  – Właściwie to, jest sposób. Widziałem, gdzieś barwnik na straganach – powiedział Callan.     – Efekt nie będzie długotrwały, ale na kilka dni wystarczy przy tak jasnych włosach.
  – I oto chodzi. Call, zajmiesz się tym? – poprosiłam i dodałam: – Zostawiamy Viviane w twoich rękach.
  – To wciąż zbyt ryzykowne – upierał się Rey. – Jestem przeciwny.
  – Pozwól mi, Reynaldzie. Obiecuję nie sprawiać kłopotów – odezwała się Viviane.
          Reynald w końcu skapitulował i gdy tylko Callan wrócił z potrzebnymi mu rzeczami, wyszliśmy na korytarz. Dokładniej mówiąc, musiałam Reynalda wyciągnąć siłą. Nie żeby była potrzeba wychodzić, ale wolałam, żeby nie patrzył na cały proces.
  – Ale chyba nie musieliśmy wychodzić. To tylko farbowanie włosów – zauważył Reynald, przyglądając mi się badawczo.
  – Masz rację, Rey – przyznałam spokojnie i uśmiechnęłam się lekko. – Wyciągnęłam cię z zupełnie innego powodu: chciałam porozmawiać.
  – O czym?
  – Może zejdziemy na dół i napijemy się czegoś? – zaproponowałam, lecz nie czekając na odpowiedź ruszyłam, jako pierwsza. Karczma o tej porze była jeszcze pusta. Zamówiliśmy dwa kufle piwa i rozsiedliśmy się wygodnie. Reynald spojrzał na mnie zaskoczony, a ja wzruszyłam ramionami. – No co? Zasłużyliśmy – mruknęłam.
  – O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał Rey.
  – O Viviane oczywiście – zaśmiałam się.
  – Co z nią? – zaniepokoił się.
  – Raczej, co z tobą? – powiedziałam, marszcząc brwi. – Rozumiem, że się martwisz, ale trochę przesadzasz. Ona jest księżniczką i ma jakby prawo decydować o całej wyprawie, skoro to jej pomagamy, a tym bardziej o sobie samej. Nawet, gdyby nie była księżniczką to, jako człowiek, też ma to prawo. Mimo to, jednak, słucha cię, jesteś dla niej jakimś autorytetem. Myślę, że Viv nie chce sprawiać ci kłopotów i bardzo szanuje twoje zdanie – stwierdziłam z powagą. – Ale czy nie zauważyłeś, że ona nie chce się ukrywać?
  – Nawet, jeśli, to zbyt niebezpieczne.
  – Rey, nie możemy jej zamknąć tylko, dlatego, że to niebezpieczne – zdenerwowałam się. – Cała ta sprawa jest już niebezpieczna. I tak, będzie musiała się z tym zmierzyć. Są rzeczy, których za nią nie załatwimy.
  – Przecież wiem – powiedział Reynald.
  – Viviane jest prawdopodobnie z nas wszystkich najsilniejsza na swój własny sposób.
  – Przecież wiem – powtórzył.
  – Powiedz mi... Kiedy rozmawiacie to, o czym? Tak z grubsza? – spytałam nagle.
  – Nie mieliśmy zbyt wiele okazji, żeby porozmawiać sam na sam, ale wtedy zanim zjawiłaś się z Callanem, trochę rozmawialiśmy. Viviane pytała nieco o moje podróże. Sama niewiele mówiła.
  – Widzisz? – skwitowałam. – Ona jest ciekawa. Jest ciekawa świata, który ją otacza. Wciąż była w zamknięciu, ukrywała się. Nie rozumiesz, że ona chce na własne oczy zobaczyć królestwo i ludzi, którymi ma rządzić? I dla dobra zarówno jej, jak i tychże ludzi, powinniśmy jej na to pozwolić.
  – Masz rację – westchnął Reynald. – Ale co, jeśli coś wam się stanie?
  – Stąd to wszystko. Farbowanie włosów i tak dalej. Będę przecież przy niej. Oswoiłam się już nieco z tym światem –  powiedziałam, uśmiechając się łagodnie. – Viviane też nieźle sobie dotychczas radziła, nie sądzisz?
  – Faktycznie.
          Dopiłam swoje piwo i uśmiechnęłam się szeroko, mówiąc:
  – Callan miał rację. Nie dasz rady wszystkich zbawić – zaśmiałam się. – Nawet nie próbuj. Po to jesteśmy tu wszyscy razem.
  – Przepraszam, wiem, zagalopowałem się z tym wszystkim – przyznał Reynald, zwieszając głowę.
  – Nie przepraszaj – powiedziałam. – Po prostu zaufaj nam, tak jak zrobiła to Viviane.
          Callan wybrał dla niej brązowy kolor. Jako, że jej włosy były naturalnie jasne, bez problemu wchłonęły barwnik. Reynald śmiał się, że przez najbliższe kilka dni będziemy wyglądały jak siostry. Niechętnie, lecz zgodził się, żebyśmy wyszły z budynku. Sam zaś, wraz z Callanem, udał się znaleźć na kilka dni jakąś robotę.
  – My też nie powinnyśmy próżnować – oznajmiła Viviane głosem pełnym entuzjazmu. – Nie wiem, czy będę mogła się do czegoś przydać, ale...
  – Wiem, Viv – mruknęłam, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Doskonale wiem, co w tej chwili czujesz. Na początek rozejrzyjmy się po okolicy. Upewnimy się, czy żołnierze faktycznie się ulotnili i zorientujemy w ogólnej sytuacji.
  – Jesteś bardzo ostrożna, prawda? – zauważyła Viviane i uśmiechnęła się. – Czy to ze względu na Reynalda?
  – W ogóle – odpowiedziałam. – To prawda. Jestem ostrożna, bo cenie sobie swoje życie. Mam świadomość, że czyha na nas wiele zagrożeń, zwłaszcza na ciebie, więc muszę być o wiele bardziej czujna, niż wcześniej – wyjaśniłam spokojnie. – Może, gdybym była sama, pewnie działałabym bardziej beztrosko, ale teraz jeden głupi błąd narazi nas obie. Reynald, by mnie chyba zabił, gdyby coś nam się stało – zaśmiałam się. – Strasznie się martwi. Ciągle mu się wydaje, że może zbawić cały świat.
  – Słyszałam, że od dłuższego czasu podróżował sam, zanim cię spotkał. Myślę, że mógł już zapomnieć, jak to jest polegać na kimś. Stara się wszystko zrobić sam i pomóc wszystkim dokoła – oznajmiła Viviane, a na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech. – Jeszcze nie dotarło do niego, że teraz nie musi walczyć sam, że teraz jesteśmy wszyscy razem.
  – To prawda. Nieważne, co nas czeka. Każde z nas ma własny sposób działania – przyznałam.
  – Myślisz, że możemy pokonać Ejvalda?
  – Szczerze? – zapytałam, marszcząc brwi, a Viviane skinęła głową, mówiąc:
  – Zawsze, tylko i wyłącznie: szczerze.
  – Myślę, że nie możemy – odparłam, po czym wyszczerzyłam zęby. – Nie możemy. My to po prostu zrobimy.
  – Uwielbiam twój sposób myślenia – zaśmiała się Viviane. – Zawsze wiesz, co powiedzieć, żeby podnieść innych na duchu.
  – Czy ja wiem? Mówię, co myślę. Teraz, kiedy wszyscy już jesteśmy w to zamieszani, jeśli chcemy przeżyć, musimy wygrać.
  – Przepraszam, gdyby nie moja samolubna prośba, nie musielibyście się teraz obawiać – strapiła się Viviane.
  – A w łeb chcesz? – mruknęłam. – Przestań przepraszać. Mamy świadomość i wolną wolę. Zdecydowaliśmy się pomóc i na tym temat się kończy.
  – Dobrze – zgodziła się. – Ale powiedz mi, Nigmet... Masz jakiś plan? – spytała z powagą
  – Cóż... I tak i nie.
  – Nie rozumiem? – Viviane zmarszczyła brwi.
  – Powiedzmy, że jestem w trakcie obmyślania planu – oznajmiłam, marszcząc brwi. – Wciąż potrzebuję czasu, dlatego uciekamy. Mam pewien pomysł, ale zbyt wiele rzeczy jest niedopracowanych, tak wiele niewiadomych.
  – Mhm. Jeśli mogę cokolwiek zrobić, powiedz.
  – Nie martw się. Twoja rola i tak będzie kluczowa – skwitowałam. – Prawda jest jednak taka, że nawet, jeśli uda mi się dopracować ten pomysł i będzie w miarę sensowny, nic nie zmieni faktu, że niesie za sobą ogromne ryzyko. To mogę już śmiało powiedzieć, że plan jest bardzo ryzykowny i niebezpieczny. Wystarczy, że jeden mały drobiazg pójdzie nie po naszej myśli, a wtedy koniec. Jesteś na to gotowa?
  – Tak – zadeklarowała Viviane, a w jej oczach dostrzegłam determinację i pewność. – Jestem na to gotowa, bo wiem, że ty, Reynald i Callan zrobicie wszystko, by ten plan się powiódł, więc i ja nie mogę zawieść.
  – Tak naprawdę – zaczęłam, ale urwałam. Postanowiłam się jednak wstrzymać. Na razie wystarczyło, że Viviane była świadoma ryzyka. Reszta szczegółów mogła zostać na później, jednak ona zorientowała się, że jest coś jeszcze:
  – Tak? Jeśli coś jest nie tak, powiedz mi, proszę.
  – Nie, że nie tak... Tylko, prawda jest taka, że Reynald nie może się dowiedzieć o moim planie, inaczej się nie zgodzi – oznajmiłam poważnym tonem. – I oczywiście nie można go za to winić – dodałam. – Prawdopodobnie miałby rację. Jednak nie ma się, co oszukiwać. W obecnym składzie nic nie zdziałamy. Nawet, jeśli znajdziemy więcej sprzymierzeńców, to nadal nie zmieni to naszej sytuacji. To jedyny plan, jaki mam. Jeśli tylko byłabym w stanie opracować coś lepszego... Niestety obawiam się, że to niemożliwe. Gdy nadejdzie pora na jego realizację, o wszystkim cię poinformuję, ale musisz obiecać, że nie piśniesz Reynaldowi ani słowa.
  – To, dlatego mu się nie sprzeciwiasz? Nie chcesz go już bardziej martwić? – zorientowała się Viviane.
  – Czuję się winna. Zupełnie jakbym go oszukiwała, a może właśnie to robię, ale ja naprawdę nie widzę innej opcji. Moglibyśmy spróbować znaleźć sprzymierzeńców, ale przeciwko całej armii... Musielibyśmy szukać pomocy innego królestwa, a z tego, co mnie uczono, rzadko wynika z tego coś dobrego. Uzależnienie się od innego kraju to jak z deszczu pod rynnę.
  – Wierzę ci Nigmet – stwierdziła Viviane i ujęła moją dłoń w swoją. – Wierzę ci i ufam, dlatego obiecuję, że nic mu nie powiem.
  – Viv...
          Pracę dostałyśmy w jakimś barze. Typowa speluna, ale za to z pianinem. I tu Viviane wypatrzyła swoją szansę, jako, że prace domowe nie były jej mocną stroną. Założyła się z właścicielem, że jeśli swoim występem przyciągnie tyle ludzi, by zapełnić salę, to przez najbliższe dni pozwolą jej tam występować i zapłacą. Sposób nie był zły, bo tylko pierwszy dzień pracy miał być darmowy w ramach zakładu, a w miasteczku zostać planowaliśmy przynajmniej na pięć, a może nawet cały tydzień. Ja natomiast zostałam na te dni kelnerką. Pracowałam popołudniu, aż do północy, gdy bar był już zamykany, a potem wraz z Viviane pomagałyśmy w sprzątaniu, bo chyba nie trzeba wspominać, że zakład wygrała.
           Gdy skończyłyśmy pracę, myślałam, że nogi mi odpadną, a jeśli tego nie zrobią to, sama je sobie wyrwę. Bolało mnie po prostu wszystko. Niesamowite pieśni w wykonaniu Viviane przyciągnęły tyle ludzi, że sala nie tylko była pełna, a wręcz tak zatłoczona, że nie szło przejść. Alkohol lał się hektolitrami, a zabawa trwała do samego końca. Nabiegałam się z tacą przez kilkanaście godzin i teraz, gdy wracałyśmy do pokoju, miałam wrażenie, że za chwilę po prostu zasnę na stojąco.
           Zebrałam jeszcze resztki sił, żeby się wykąpać i na głodnego poszłam spać. Byłam zbyt zmęczona, żeby przejmować się pustym żołądkiem. Zasnęłam niemal od razu, gdy tylko moja głowa zetknęła się z poduszką, ale nie było mi dane spać długo. Ktoś potrząsnął mną za ramię, próbując mnie obudzić. Spojrzałam na swojego oprawcę i zmarszczyłam brwi.
  – Callan?
  – Cicho – wyszeptał. – Chodź.
  – Co się dzieje? – spytałam na wpół przytomna.
  – Chodź, to ważne. Ubierz się po cichu i wyjdź na korytarz – rozkazał.
  – Pogięło cię? Do licha, jest środek nocy – jęknęłam.
  – Wstawaj. To twoja ostatnia szansa, żeby się ubrać – usłyszałam i nie miałam innego wyboru jak zwlec się z łóżka. Wiedziałam, że Callan jest zdolny do tego, żeby wyciągnąć mnie stamtąd na siłę, a jednak przydałoby się nie paradować po korytarzu w samej bieliźnie.
          Wstając, miałam wrażenie, że słyszę jak trzeszczą mi kości. Westchnęłam ciężko i ubrałam się. Nie zawracałam sobie nawet głowy czymś takim, jak czesanie włosów. I tak większość ludzi spała. No właśnie, normalni ludzie w nocy śpią. Ale nie, ktoś musiał mnie obudzić. Callan chyba naprawdę uwielbiał się nade mną znęcać.
  – Co chciałeś? – zawarczałam, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. – Jestem zmęczona.
  – Też jestem zmęczony. W przeciwieństwie do ciebie, ja pracowałem, przenosząc skrzynki pełne towarów, a nie bawiłem się w kelnerkę, uśmiechając się słodko i zbierając napiwki.
  – Skąd wiesz, że dostałam napiwki? – zdziwiłam się. – Byłeś tam?
  – Ray nalegał, żeby sprawdzić jak sobie radzicie.
  – Świetnie sobie radzimy. Doskonale wręcz – prychnęłam.
  – No. Było widać. Popatrz, jaka potrafisz być miła – mruknął Callan. – Za pieniądze.
  – Odezwał się milusiński.
  – Nie pyskuj.
  – Lepiej powiedz, co chciałeś – przypomniałam, marszcząc brwi. – Chyba nie obudziłeś mnie, żeby pogadać o mojej pracy i napiwkach.
  – Chodź – padło w odpowiedzi. – To nie jest miejsce na takie rozmowy.
  – Ale gdzie idziemy?
  – Pomożesz mi w czymś.
  – W środku nocy? W główkę się uderzyłeś? – zawarczałam.
  – Zobaczymy, czy za chwilę też ci tak będzie do śmiechu – odpowiedział Callan i poprowadził mnie wzdłuż pustej uliczki do najbliższej tablicy z ogłoszeniami, gdzie widniało kilka świeżo naklejonych kart z naszymi podobiznami i hasłem "poszukiwani".
  – Ouuu – jęknęłam i zabrałam się za zdzieranie kartek. – Viviane nie znajdą, ten portret w ogóle jej teraz nie przypomina. Zwłaszcza jak ma inny kolor włosów, ale my...
  – No właśnie.
  – Kto to nakleił?
  – Przed chwilą widziałem jak ktoś się tu kręci, to nie jedyna tablica, na pewno obklei wszystkie, więc jeszcze go dogonimy – oznajmił Callan. – Pytanie tylko, co zamierzamy z tym zrobić?
  – Nie możemy go? No wiesz, postraszyć? – spytałam, szczerząc zęby w złowieszczym uśmiechu.
  – Możemy. Właściwie mam linę. Chciałem go złapać i gdzieś zamknąć – padło w odpowiedzi. – Najlepiej byłoby go w sumie utopić – dodał, uśmiechając się diabolicznie.
  – Nie będziemy nikogo topić – skwitowałam. – Ale to faktycznie spory problem.
  – Wiesz już, co musimy zrobić?
  – Wiem, ale... – powiedziałam cicho. – Nie możemy ich tak zostawić.
  – Viviane będzie z Reynaldem bezpieczna – stwierdził Callan. – Nikt jej nie pozna. Na razie najwięcej uwagi przyciągniemy my. Wygląda na to, że ludziom Ejvalda nie spodobała się twoja zmyłka. Chociaż obraz nadal nie jest zbyt dokładny to, jeśli zostaniemy z Viviane zbyt długo, będzie źle.
  – Ale, co potem? – spytałam smutno.
  – Rozdzielimy się tymczasowo. Zostawimy im wiadomość i wyznaczymy miejsce ponownego spotkania. Do tego czasu spróbujemy znów zmylić ludzi Ejvalda. W końcu i tak się zorientują, że wcale nie udaliśmy się do stolicy i tu wrócą. Musimy temu zapobiec i opracować dalszy plan działania, zanim spotkamy się ponownie.
  – W porządku – zgodziłam się po chwili namysłu. Nie podobało mi się to, ale wiedziałam, że Callan ma rację. – Zostaw Reynaldowi wytyczne. Pójdę po swoje rzeczy i spotkamy się tutaj.
  – Spotkamy się tu za pół godziny.
  – Tak długo?
  – Zabierz rzeczy i przejdź po miasteczku. Zerwij wszystkie listy gończe i spal. Ja znajdę człowieka, który je rozwiesza.
  – Ale nie zabijesz go? – spytałam, patrząc na Callana. – Nie możesz go zabić, rozumiesz? Razem pomyślimy, co z nim zrobić, żeby nie sprawił kłopotów.
  – Kiedyś cię ta dobroduszność zgubi.
  – Nie zgubi – zaśmiałam się. – Bo to wcale nie dobroduszność.
           Pospiesznie wróciłam do pokoju. Spojrzałam na śpiącą słodko Viviane i uśmiechnęłam się gorzko. Czułam się źle z myślą, że ją zostawiam, chociaż to było tylko tymczasowo. Wciąż jednak czułam się, jakbym uciekała. Nie chciałam zawieść jej zaufania, toteż znalazłam szybko jakaś kartkę papieru i coś do pisania, żeby i dla niej zostawić wiadomość.

Droga Viv
Przepraszam, ale musimy was zostawić na trochę, ale tylko na trochę. Obiecuję, że niebawem spotkamy się ponownie. Robimy to, bowiem, w dobrej wierze. Dla twojego bezpieczeństwa i naszego spokoju ducha. Żadne z nas nie chce cię narażać, a niestety poszły już za nami listy gończe. Stąd to wszystko. Ale nie obawiaj się. Reynald będzie nad tobą czuwał. Jesteś w dobrych rękach. On też. Wiem, że razem sobie poradzicie i spotkamy się ponownie. Rey będzie wiedział, gdzie się udać. Do tego czasu uważaj na siebie. Do zobaczenia niebawem. 

Nigmet

        Zaścieliłam swoje łóżko i zostawiłam na nim swoją wiadomość. Spakowałam swoje rzeczy do torby i po raz ostatni spojrzałam na Viviane. Uśmiechałam się i wyszeptałam:
-Do zobaczenia. – I wyszłam.

4 komentarze:

  1. Widzę, że jakieś poprawki techniczne robisz. Dobrze. Trzeba się rozwijać.
    Rey jak zwykle swoje, Call i Nig knują. Dobrze, że Nigmet zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja. Coś wymyśli. Jak Setsu :D:D Nadchodzą kłopoty i jestem jeszcze bardziej ciekawa, jak to się potoczy dalej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano trzeba. Wypadałoby przynajmniej, więc tak. Robię poprawki. Najpierw tu, potem na pozostałych.
      Haha, możliwe, że trochę jak Setsu, ale zobaczymy ^^

      Usuń
  2. Hm, hm, czy mi sie zdaje, czy jest jakos przejrzysciej? Widze male wciecia przed dialogami, szkoda ze tylko przed dialogami, bo jakos tak, nabralo lekkosci ;D Nie czepaim sie juz tych zasranych akapitow, blogger to utrudnia jak moze. Ale Cal, no, coraz bardziej go lubie. Zaraz potopić ;D Dobre. Nigmet jakaś taka dojrzalsza się robi, no. Ejvald mnie mierzwi. Barrrdzo. Ych!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu nadrobiłam te dwa rozdziały, jak zawsze super. :3
    Rey mnie irytuje tą swoją nadopiekuńczością, a Nigmet dobrodusznością, w tamtych czasach samo postraszenie by nie przeszło.
    Ogł rozdziały bardzo dobre, ale zabrakło mi kilku opisów, np. jak księżniczka daje te popisowe koncerty w knajpie i jakiegoś przedstawienia tego jak Nigmet pracuje jako kelnerka. W sumie nie znam jej od tej strony więc ciekawie byłoby ją taką zobaczyć, jak rozmawia z ludźmi, jak radzi sobie z zaczepkami pijanych facetów, biorąc pod uwagę, że to była speluna, że raczej bywają tam opryszki, zboczeńcy i chłopi, to można by wtrącić jakąś ciekawą akcję. c:
    Ale ogólnie historia Nigmet jest bardzo ciekawa, wciąga. ;)
    Pozdrawiam, KatieKate

    OdpowiedzUsuń