Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



sobota, 2 kwietnia 2016

Świat: Rozdział 14

  – Co mu nagadałaś? – spytał Callan, przyglądając mi się podejrzliwie. Uśmiechnęłam się pod nosem i wzruszyłam ramionami. – Mężczyzna patrzył na ciebie, jakby zobaczył samego diabła.
  – Cóż – zaśmiałam się. – Szybka psychoanaliza połączona z paroma sztuczkami. I faktycznie, dałam mu do zrozumienia, że nie jestem istotą ludzką –przyznałam się niechętnie do swojej zbrodni. – Nie sądziłam, że to zadziała, a jednak ludzie w tym świecie naprawdę obawiają się wszystkiego, co nadprzyrodzone. Nastraszyłam go, że jeśli powiesi gdzieś jeszcze nasz portret to, zaciągnę go do najgłębszych czeluści otchłani wraz z całą rodziną.
  – A zabić go nie mogłem – westchnął Callan, kręcąc głową z niedowierzaniem.
  – Oczywiście, że nie – oburzyłam się. – Nie zrobiłam mu krzywdy. No, przynajmniej fizycznej – dodałam ciszej. – Facet przynajmniej żyje, a kłopotów też już sprawiać nie będzie.
  – Znasz naprawdę dziwne rzeczy – stwierdził Callan, marszcząc groźnie brwi. – Czasami sam się zastanawiam, czy nie jesteś wiedźmą.
  – Skąd wiedziałeś? – zażartowałam.
  – Taka z ciebie wiedźma, jak księżniczka.
  – Pamiętasz, jak spytałam, czy uwierzysz mi, jak ci powiem, że jestem z innego świata? – odezwałam się po chwili milczenia. – Powiedziałeś mi wtedy, że nie uwierzysz.
  – Pamiętam – odparł Callan z powagą w głosie.
  – A dziś byś uwierzył?
  – A jesteś z innego świata? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie, więc westchnęłam cicho.
  – Teraz sama już nie jestem pewna – odparłam spokojnie i wzięłam głęboki oddech. – Straciłam już rachubę, ile czasu tu spędziłam. Czasami mam wrażenie, że nigdy nie było innego świata, że żyłam tu od zawsze, a to wszystko, co pamiętam to jedynie zły sen... Ale wtedy przypominam sobie te wszystkie przeżycia. Dobre i złe rzeczy. I wiem, że to nie był sen. Ja naprawdę jestem z innego świata – oznajmiłam. – Znalazłam się tu za sprawą wiedźmy, Jaelle. Nie wiem, jak ani dlaczego mnie tu przeniosła, ale taka jest prawda. Wierzysz mi?
  – Wierzę.
  – Och, to jakiś postęp.
  – Reynald o wszystkim mi już powiedział – stwierdził Callan. – Jemu też najpierw nie chciałem wierzyć, ale nie miał powodu, by kłamać.
  – Ten Rey...
  – Wiem też, że to nie jest wcale takie niemożliwe.
  – Naprawdę? – zaciekawiłam się.
  – Jeśli ktokolwiek byłby zdolny otworzyć bramę pomiędzy światami to jedynie wiedźma wymiarów. Nie wiem, czy Jaelle, którą spotkałaś, nią jest, ale to bardzo prawdopodobne w tej sytuacji. Ostatnia wzmianka na temat wiedźmy wymiarów pochodzi mniej więcej z tych samych czasów, co Legenda Nigmet. Być może Jaelle jest spadkobierczynią tamtej wiedźmy.
  – Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? – spytałam z wyrzutem.
  – A co by to zmieniło? I tak nie wiadomo, gdzie jej szukać.
  – Tu nie chodzi nawet o szukanie Jaelle. Obiecałam Viviane, że jej pomogę, więc dopóki nie dotrzymam słowa, nie mogę wrócić do domu – stwierdziłam spokojnie. – Po prostu chcę poznać ten świat. Nie chcę całe życie być ignorantką.
  – I tak jesteś – rzucił beznamiętnie Callan. Zmarszczyłam brwi, patrząc mu w oczy i zapytałam:
  – Dlaczego tak uważasz?
  – Co wiesz o tym świecie? Znasz prawa, jakimi się rządzi? Znasz naszych bogów? Politykę? Ekonomię? Problemy?
  – Dlaczego ty musisz być takim bucem? – mruknęłam i przyspieszyłam kroku. – Wiesz jak ciężko było mi się przyzwyczaić do samego życia tutaj? Do tego, że na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo? Ale znam już z grubsza tutejszą walutę i warunki wymiany. Znam ludzi. Religia nigdy nie była dla mnie czymś interesującym.
  – A może to błąd – zauważył Callan. – Słyszałem, jak powiedziałaś Viviane, że potrzebujemy cudu, a tylko bogowie mogą się do niego przyczynić.
  – W takim razie opowiedz mi o waszych bogach – poprosiłam, odwracając się do Callana i przez dłuższą chwilę szłam tyłem.
  – Viisu, Nitha i Ansvarr... Mówi się, że są oni rodzeństwem zrodzonym z największej i najpotężniejszej gwiazdy, Sol. Viisu odpowiada za świat duchowy, za wszystkie wewnętrzne przemiany i zsyła nam światło, byśmy nie zboczyli ze swojej ścieżki. Można się do niego modlić w chwilach zwątpienia i próby. Nitha to bogini, która jest patronką wszystkiego, co istnieje tu, na ziemi. Modlimy się do niej o urodzajną glebę, udany handel, szczęście małżeńskie, zdrowie dla bliskich i tak dalej. Ansvarr natomiast jest bogiem podziemnego, mrocznego świata. Karze tych, którzy odrzucili światło Viisu. Niektórzy wierzą też, że wpiera wojny i sprowadza nieszczęście na wrogów.
  – Czyli śmiało można założyć, że Ansvarr jest patronem Ejvalda, co? – zaśmiałam się.
  – Nie wiem, ale to Ansvarra spotka Ejvald po swojej śmierci.
  – Hm. Ciekawe to nawet. Trzech bogów. To odrobinę przypomina mi mój świat, ale tam jest jeden Bóg, który ma po prostu trzy postacie. A podziemnym światem to w ogóle włada diabeł, ale to nie jedyna religia.
  – A znasz legendę o powstaniu królestw? – zapytał Callan, któremu wyraźnie spodobało się, że może mnie czegoś nauczyć. Zdawało mi się, że sprawia mu to frajdę.
  – A powinnam?
      Callan westchnął ciężko.
  – Ujmę to tak, żeby ktoś z innego świata zrozumiał – powiedział wreszcie i uśmiechnął się złośliwie.
  – Ej! Dlaczego użyłeś mojego pochodzenia, jakby to była obelga? – zawyłam. – Nie wybrałam sobie świata, w którym się urodziłam!
  – Nie gadaj, tylko słuchaj – mruknął Callan. – Legenda głosi, że, gdy na ziemi pojawili się już pierwsi ludzie i zaczęli podbijać ziemię, bogowie zasiedli pewnego dnia przy jednym stole – zaczął swoją opowieść. – Zdecydowali, że potrzebują wysłannika, który dla nich będzie sprawował władzę nad ludźmi, jednak tereny były zbyt rozległe dla jednej osoby. Właśnie, dlatego wybrali siedmiu władców, którzy mieli rządzić siedmioma krainami. To byli właśnie pierwsi władcy, a obecne rodziny królewskie mają być rzekomo potomkami boskich wybrańców.
  – Chwila, chwila – powiedziałam, marszcząc brwi. – Rey pokazywał mi kiedyś mapę i jestem pewna, że widziałam granice rozdzielające kontynent na dziewięć części.
  – A jednak coś tam wiesz – zaśmiał się Callan, po czym oberwał kuksańca w bok. – Nie pomyliłaś się. Na mapie jest dziewięć krain, ale tylko siedem z nich to królestwa.
  – A te pozostałe dwie?
  – Pierwsza to Święta Ziemia, nie jest zbytnio zamieszkiwana, ale nie jest też zupełnie opuszczona. W sercu tej ziemi znajduje się ogromna świątynia poświęcona naszym bogom. Są tam wszelkie stare zapiski, kroniki i legendy oraz oczywiście święte teksty, podobno napisane przez samych bogów. Przez stulecia wokół świątyni powstało ogromne miasto – wyjaśnił Callan – zbudowane przez ludzi, którzy przenieśli się tam poszukując spokoju ducha. Chociaż nie do końca im się udało. Do świątyni każdego roku przybywa wielu podróżników, zwłaszcza w święto stworzenia świata oraz wybrania władców.
  – Tak zwani turyści?
  – Co?
  – Nic, nic. Mów dalej.
  – Druga kraina, sąsiadująca ze Świętą Ziemią i naszym królestwem to Pustkowie. Jeszcze na granicy zamieszkuje je kilka plemion barbarzyńskich, lecz im dalej od środka kontynentu, tym jest ich mniej. To nieprzyjazna, niezamieszkana kraina. Podobno gdzieś tam znajdują się wrota do podziemnego świata Ansvarra, toteż ludzie boją się tam zapuszczać, by nie spotkać złych duchów i demonów.
  – Och, brzmi jak miejsce, które chciałbym odwiedzić – zaśmiałam się i spytałam: – A ty Callan? Byłeś tam kiedyś?
  – Na Pustkowiu?
  – Ach, nie. W Świętej Ziemi.
  – Nie, nie miałem okazji, ale kiedyś chciałbym się tam udać.
  – Jakoś mnie to nie dziwi – stwierdziłam. – Mówiłeś, że mają tam te wszystkie legendy i inne rzeczy. Wyglądasz na kogoś zaznajomionego z tematem, więc nic dziwnego, że chciałbyś tam kiedyś pojechać.
  – Legenda Nigmet, czy Władców to wiedza powszechna.
  – Powszechna, czy nie... Nadal jednak uważam, że znasz ją nad wyraz dobrze – upierałam się przy swoim.
  – Masz mnie – przyznał Callan. – Moja siostra była nauczycielką. Uczyła dzieciaki z naszej wioski i okolic. Oczywiście uczyła ich wszystkiego, czego mogła. Matematyki, zielarstwa, ale także historii. Zwłaszcza historii, więc jako jej młodszy brat dowiedziałem się od niej wszystkiego, co sama wiedziała. Siłą rzeczy zaczęło mnie to ciekawić, więc nawet po jej śmierci zagłębiałem się w historii, gdy tylko nadarzyła się okazja. Wizyta na Świętej Ziemi była pierwotnie jej marzeniem.
  – Nigdy nie powiedziałeś mi, jak miała na imię twoja siostra – zauważyłam.
  – Reila.
  – Ładne imię. Bardzo ładne.
          Koło południa udało mi się namówić Callana na postój. Byłam zmęczona. W końcu nie dał mi zbytnio w nocy pospać. Jeszcze na długo przed świtem wyruszyliśmy w podróż, zostawiając Reynalda i Viviane w tyle. Dla ich własnego dobra oczywiście. Pozbyliśmy się też listów gończych i człowieka, który je rozwieszał. To znaczy, nie pozbyliśmy się go, lecz upewniliśmy, że nie przysporzy im kłopotów. W porównaniu z tym, że Callan chciał go wrzucić do jeziora albo studni, małe pranie mózgu nie stanowiło dla jego zdrowia aż takiego zagrożenia.
          Jednak teraz byłam już zmęczona, bardzo zmęczona. Nogi mnie już nie bolały, po prostu ich nie czułam. Nie wiedziałam nawet, jakim cudem udało mi się zajść tak daleko, ale w końcu potrzebowałam przerwy. To zabawne jak bardzo już przywykłam do tego świata.
          Gdy tylko znaleźliśmy słoneczną polanę z odrobiną cienia, zatrzymaliśmy się, a ja wyciągnęłam się na soczystej trawie. Nie przejmowałam się mrówkami, ani świerszczami, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia. Wiele rzeczy byłoby nie do pomyślenia. Na przykład beztroskie podróżowanie bez stałej pracy, domu, czy przebywanie z Reynaldem i Callanem, a jednak. Tutaj wszystko było możliwe. Ale teraz zupełnie beztrosko zapadłam w sen ukołysana przez szum drzew i śpiew ptaków.
           Otworzyłam oczy, a mimo to zobaczyłam ciemność. Czyżbym spała aż tak długo? Podniosłam się nieco i rozejrzałam, próbując dojrzeć coś w mroku, jednak trochę to trwało, nim moje oczy przyzwyczaiły się do braku światła. Z moich ramion zsunął się jakiś materiał. Po bliższym zbadaniu zorientowałam się, że to płaszcz Callana. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale bardzo szybko zrozumiałam, że zostałam sama. Przez myśl przeszło mi, że mnie zostawił, ale dlaczego miałby to zrobić?
  – Callan? – powiedziałam niepewnie.
  – Tu jestem – mruknął i dopiero wtedy dostrzegłam zarys sylwetki na tle ogromnego drzewa. Odetchnęłam z ulgą.
  – Dlaczego mnie nie obudziłeś? – zapytałam, uśmiechając się w duchu na to, że Callan potrafi być jednak troskliwy.
  – Próbowałem. Zasnęłaś jak kłoda – padło w odpowiedzi.
  – Pozwoliłeś mi spać, bo byłam zmęczona? – zdziwiłam się.
  – Wygodnie to sobie tłumaczysz – powiedział. – Też byłem zmęczony, a i tak nie dotarlibyśmy do wioski przed zachodem, więc to bez znaczenia.
  – To nadzwyczaj miłe z twojej strony – stwierdziłam, wpatrując się w niego. – Czuwałeś, kiedy spałam?
  – Straszliwie chrapałaś i nie mogłem zasnąć.
  – Wredny rycerz – skwitowałam. – Ale nawet dałeś mi swój płaszcz.
  – Rey udusiłby mnie, gdybym pozwolił ci się rozchorować.
  – Och? Wbrew pozorom naprawdę świetnie się dogadujecie – zauważyłam i zbliżywszy się, usiadłam obok niego i okryłam nas oboje płaszczem. – Czasami to potrafisz być miły. Szkoda, że tylko od święta.
  – Szkoda, że tylko od święta nie jesteś denerwująca.
  – Gadaj zdrów – prychnęłam. – Jakbym się miała przejąć odzywkami wrednego rycerza.
  – Jeszcze będzie pyskować.
  – I kto to mówi? Mroczny rycerz od siedmiu boleści się znalazł.
  – Śpij – mruknął Callan i poczochrał mi włosy. – Jutro nie będzie ani jednej przerwy.
  – No chyba ci się w głowie poprzewracało – odparłam i zamknęłam oczy, opierając się o Callana. Ale nie mogłam już zasnąć.
          Postanowiłam, więc poćwiczyć nieco szermierkę. Cóż, to pewnie za dużo powiedziane. Próbowałam, chociaż przywyknąć do miecza i pomachać nim, nie odcinając sobie żadnej kończyny, ani nikomu innemu. W tym czasie zastanawiałam się nad tym, co powiedział Callan. Zastanawiałam się nad mitem o bogach, królestwach. Do kwestii wiary podchodziłam raczej sceptycznie. Bóg, którego znałam, nigdy mi nie pomógł. Może tutejsi bogowie byli inni? Gdybym chciała się modlić o bezpieczną podróż, zwróciłabym się do Nithi, gdybym chciała zrozumieć, dlaczego trafiłam do innego świata i pragnęła poznać sens swojego istnienia, modliłabym się do Viisu, zaś do Ansvarra mogłabym się modlić o pokonanie Ejvalda. Tak przynajmniej to rozumiałam, lecz modlitwa do Ansvarra wydawała mi się ryzykowna, jako, że karał grzeszników i był panem piekieł. Z drugiej jednak strony, czułam, że w tym jednym przypadku nie zawahałabym się prosić o pomoc nawet diabła.
  – Zostaw to, bo się uszkodzisz. Albo co gorsza mnie – głos Callana wyrwał mnie z zamyślenia. – Najpierw chciałem nie ingerować, ale nie mogę na to patrzeć.
  – To nie patrz. Śpij.
  – Nie mogę, bo tylko raz mi coś zrobisz przez "przypadek".
  – Aj tam, głupoty chrzanisz.
            I tak do rana ćwiczyliśmy szermierkę.
  – Nie powinieneś odpocząć? – spytałam z niepokojem.
  – Już ty się nie martw. Odpocząć zdążyłem, zanim zaczęłaś wymachiwać mieczem, gdy spałaś.
  – Wiesz, że Rey nas udusi, jak już spotkamy się ponownie?
  – Spróbować to sobie może.
  – Ale ja go rozumiem. To nie było fair – przyznałam. – Zostawiliśmy ich.
  – Ale dla ich dobra.
            Następnego dnia rano dotarliśmy do wioski. Narzuciliśmy na głowy kaptury, na wypadek, gdyby dotarły tam już nasze listy gończe i udaliśmy się do gospody na jakiś ciepły posiłek.
  – Chyba już tu byli – zauważył Callan, zerkając dyskretnie na tablicę koło lady. – Jak zjemy, trzeba będzie narobić zamieszania. Jesteś gotowa?
  – Na robienie zamieszania czy ucieczkę?
  – I to i to.
  – Cóż, wiesz jak mi idzie z uciekaniem – skwitowałam. – Ale na robienie zamieszania jestem zawsze gotowa.
  – Czemu mnie to nie dziwi – odparł Callan.
  – Bo ty to musisz zaraz być taki zgryźliwy. Lepiej mi powiedz, jaki mamy plan.
  – Sama coś wymyśl.
  – No przecież ty mówiłeś, że musimy odciągnąć uwagę od Reynalda i Viv.
  – No tak. To, czego ty w tym jeszcze nie rozumiesz?
  – Ty to jednak jesteś niereformowalny. 
  – Ech. Ściągniemy na siebie uwagę i ruszymy dalej. Jeszcze popołudniu będziemy w kolejnej wiosce. Spodziewam się tam ludzi Ejvalda. Pokażemy im się i ruszymy w stronę stolicy dla zmyłki. Potem zawrócimy lasem na odpowiednią drogę.
  – To wystarczy?
  – Musi.
  – Niech ci wasi bogowie mają nas w opiece – westchnęłam. – Inaczej czarno to widzę.

***

          Viviane obudziła się o świcie. Odruchowo spojrzała na Nigmet. Nie było jej. Dziwne. Viviane była pewna, że jej przyjaciółka będzie spała do południa po tak ciężkim dniu, a ona zdążyła już gdzieś przepaść. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, przyszło jej do głowy, że wszyscy pewnie poszli już na śniadanie. Ona też będzie mogła dzięki pomocy Callana.   Wtedy dostrzegła jakąś kartkę na sąsiednim łóżku. List? Zerwała się, żeby, czym prędzej zobaczyć, co tam jest napisane. Nie była zaskoczona tym, co wyczytała. Już w chwili, gdy zobaczyła list, gdzieś w głębi duszy wiedziała, co to oznacza. Nie zmartwiła się jednak. To znaczy… Tak. Martwiła się o Nigmet i Callana, ale nie obawiała się tym, że więcej się nie spotkają. Przyjaciółka obiecała jej, że niebawem zobaczą się ponownie i Viviane wierzyła w tą obietnicę całym sercem, toteż postanowiła, że nie będzie się smucić, tylko cierpliwie zaczeka.
         Rozległo się pukanie do drzwi i po chwili do środka wszedł Reynald. W dłoni trzymał jakiś list. Viviane podejrzewała, że ten jest akurat od Callana i uśmiechnęła się pokrzepiająco. W przeciwieństwie do niej, Reynald wyglądał na zdenerwowanego i zmartwionego. Miał tak strasznie poważny wyraz twarzy, że było to niemal zabawne. Usiadł na łóżku Nigmet i spojrzał na Viviane. Milczał. Zapewne zastanawiając się, co powiedzieć, ale wyraźnie miał dylemat, dlatego Viviane postanowiła odezwać się, jako pierwsza:
  – I zniknęli.
  – Więc już wiesz…
  – Tak. Nigmet zostawiła mi wiadomość – oznajmiła Viviane i pokazała kartkę znalezioną na łóżku przyjaciółki. – Mówi w nim, że na pewno spotkamy się ponownie.
  – Rozumiem. Callan zostawił mi współrzędne miejsca, w którym mamy się zebrać. Podał nawet przybliżony czas – wyjaśnił Reynald, ale jego wyraz twarzy wciąż się nie zmienił. Bynajmniej na lepsze.
  – Martwisz się – zauważyła Viviane i ujęła dużą dłoń Reynalda w swoje dłonie, uśmiechając się przy tym promiennie. – Naprawdę wspaniały z ciebie człowiek, Reynaldzie – stwierdziła.  – I jestem pewna, że oni tak samo martwią się o nas. Ufają nam jednak i wierzą, że uda nam się dotrzeć bezpiecznie do miejsca spotkania. Zrobili to, co uznali za słuszne. Nie ma powodu, by się na nich gniewać. Myślę też, że niepotrzebnie się martwisz. Powinniśmy im zaufać, tak, jak oni zaufali nam. Nigmet jest bystra i pomysłowa, a Callan posiada siłę, by ją ochronić. Poradzą sobie i my też musimy.
  – Wiem… Ale mogli nam powiedzieć. Nie musieli znikać w ten sposób.
  – Widocznie tak było im łatwiej. Myślę, że to nie była dla nich łatwa decyzja.
  – Masz rację Viviane. Nie ma sensu się denerwować. I tak nic nie poradzimy – westchnął Reynald i również się uśmiechnął.
  – Właśnie.
  – Musimy natomiast zdecydować, co dalej – stwierdził. – Do wyznaczonego miejsca są dwie drogi. Sądząc po wyznaczonym przez Callana czasie spotkania, zapewne obrali dłuższą drogę, by odciągnąć ludzi Ejvalda. W tym wypadku powinniśmy wybrać tą krótszą. Dotarcie tam zajmie nam kilka dni, ale spokojnie zdążymy, nawet, jeśli zostaniemy tu zgodnie z planem.
  – W takim razie postanowione. Przynajmniej będę mogła dokończyć moją pracę w tej knajpie. – Reynald skrzywił się na tę myśl. Czuł się lepiej, gdy Viviane była pod opieką Nigmet, a teraz… – Reynaldzie…
  – Tak? – zdziwił się, słysząc stanowczy głos Viviane.
  – Mam nadzieję, że nie pomyślałeś o tym, żeby odradzić mi dalszą pracę tylko, dlatego, że Nigmet i Callan zniknęli.
  – Pomyślałem – jęknął Reynald. – Ale nie będę odradzał. Proszę tylko, żebyś uważała na siebie. I zanim udasz się do pracy, pokażę ci, gdzie mnie szukać.

4 komentarze:

  1. Ja naprawdę lubię Callana. Jest o niego lepszy od Reya, którego ta ciągła troska o dziewczyny mnie wkurza. Holender, kobieta umie sobie poradzić, jeśli nie trzyma jej się ciągle w złotej klatce. Może najwyższy czas się tego nauczyć.
    Callan ma jeszcze jedną cechę, za którą go cenię - szczerość do bólu, która w połączeniu z Nigmet daje zabawne efekty. Z nimi ta opowieść jest przyjemniejsza.
    Dobrze, że poprzez Nigmet pokazujesz różne aspekty tego świata. Czasami autorzy o tym zapominają i zajmują się bohaterami i intrygą, a świat przecież też jest ważny.
    Ogólnie pierwsza część rozdziału, choć wymaga korekty - w dwóch miejscach zmieniłaś płeć, najpierw Nig, potem Callanowi, przecinki chyba Ci dzisiaj odpuszczę - bardzo mi się podobała. Druga szału nie robi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, no ja nie wiem, czy kiedykolwiek będzie dobrze. Jeszcze blogspot ostatnio mi skutecznie utrudnia korektę, bo tak się tnie, że... I tak już sprawdzam na kompie, ale jakbym chciała jeszcze przed publiką luknąć, czy czegoś nie spierdzieliłam to dupa.
      A druga część źle, bo:
      - bo źle
      -bo źle, bo ?

      Usuń
    2. Nie, druga część nie była zła. Po prostu taka zwyczajna, niewzbudzająca emocji. Nic w tym złego nie było.

      Usuń
  2. Czemu mu się wydaje, ze miedzy Callenem a Nigmet do czegoś w końcu... dojdzie? ^^
    Dobre masz opisy, wydają mi się coraz lepsze, ale nie przypominam sobie gorszych, a z tego wynika, że po prostu trzymasz dobrry poziom, ol de tajm. Gdzies tam mi w wypowiedzi Callena cos nie pasowało, ze tylko przypadkiem, jakmówił, zanim zaczął cwiczyc z Nig, ale pzt, jeśli styl ma taki poziom, jakies literowki, to co to je, pokaż mi tego, komu sie nie zdarzaja, jak nawet w publikacjach je spotykamy ;D Ostatio sobie zakreslilam w ksiazce co czytam wyrazenie, ze ktos tam kogos 'zabił na śmierć'. i powiem Ci, mam teraz temat do refleksji, pi pierwszym sobotnim piwku (a zaraz barcelona z realem grra!), jak to jest, zabic kogos nie na śmierć. Hm? Jak myslisz? Moze jednak sie da?
    Także Tris. Nie groź mi zemstami, bo Cie, dziewczyno, zabije i to na śmierć!
    :D

    OdpowiedzUsuń