Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



niedziela, 20 listopada 2016

Królestwo: Rozdział 4



            Od dłuższego czasu unikałam Callana, zresztą nie tylko jego. Viviane domagała się informacji na temat sprawy, a tego przekazywać jej jeszcze nie chciałam. Poza tym wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała wyjawić jej bolesną prawdę, ale jeszcze nie teraz. Na razie musiałam się skupić na swoim zadaniu.
            Siedziałam przy oknie w swoim pokoju, skąd miałam świetny widok na królewski ogród. Wyglądał wręcz baśniowo o tej porze roku. Ale spokój tego miejsca zakłóciła straż, która najwyraźniej właśnie kogoś aresztowała. Zaciekawiona tym, wyszłam, a wręcz pognałam im na spotkanie.
             – Kto to? – zapytałam, przyglądając się młodej dziewczynie o bujnych, rudych włosach i bystrych zielonych oczach, które patrzyły na mnie gniewnie. – Co zrobiła?
             – Wtargnęła do ogrodu przez dziurę w murze – padło w odpowiedzi.
             – Rozumiem – zaśmiałam się, po czym zwróciłam do dziewczyny: – Jak się nazywasz?
             – Orlaith.
             – Podejrzewam, że miałaś jakiś ważny powód, żeby się tu zjawić – stwierdziłam i uśmiechnęłam się. – Puśćcie ją.
              – Ale! – zaprotestował strażnik.
              – Ale już! Chyba nie chcecie, żebym zawracała głowę królowej Viviane, czymś takim – powiedziałam, marszcząc brwi. – Sama się tym zajmę. Jeśli będziecie potrzebni, na pewno was poinformuję.
              – Tak jest – mężczyźni posłusznie odmaszerowali.
              – A ty kim jesteś? – zapytała Orlaith, patrząc na mnie podejrzliwie.
              – Jestem Nigmet.
              – Kim jesteś? – powtórzyła rudowłosa. – Jesteś jedną z nich? Należysz do legionu?
             – Czy ja ci wyglądam na rycerza?
             – Dlaczego straż cię słucha?
              – Ach, jestem doradcą królowej Viviane – wyjaśniłam spokojnie. – Chodź, porozmawiamy u mnie na spokojnie – dodałam i poprowadziła dziewczynę przez zamkowe korytarze. W pokoju czekała Eili, która od razu zaproponowała, że zaparzy nam herbaty. Usiadłam, więc przy stoliku i zachęciłam Orlaith gestem dłoni, by zrobiła to samo. – Myślę, że domyślam się, po co tu jesteś, ale twoje informacje są chyba mocno przestarzałe. Władza Ejvalda została obalona, a na tron powróciła prawowita jego następczyni, królowa Viviane.
             – Słyszałam o tym. Ale to nie Ejvald mnie interesuje – burknęła Orlaith.
              – Och, więc kto?
              – Nie było tu dziewczyny imieniem Shayan? – zapytała z nadzieją w głosie. – Ma długie, czarne włosy i zielone oczy, takie jak moje.
              – A powinna tu być?
              – Pracowała dla Ejvalda – oznajmiła pospiesznie Orlaith, jakby dodatkowe informacje miały coś zmienić. – Znaczy… Nie do końca dla niego.
              – Czekaj, czekaj. Może od początku? – zaproponowałam. – Na spokojnie i od początku.
              – Shayan to moja starsza siostra – zaczęła rudowłosa, westchnąwszy ciężko. – Pochodzimy z jednej z nielicznych rodzin, które wciąż posiadają magiczny dar.
              – Magia? Ale, że taką z różdżkami i magicznymi zaklęciami? Wyczaruj coś.
              – Wykonywaliśmy wszystkie rytuały, które miały zapobiec katastrofom i przynieść urodzaj królestwu – wyjaśniła cierpliwie Orlaith. – Prosimy duchy żywiołów o współpracę i pomoc, ale nie wyczarowujemy czegoś z niczego.
              – Rozumiem. Mów dalej.
              – Pewnego dnia w naszej wiosce pojawił się mężczyzna. Agith uwiódł moją siostrę i nakłonił do zabicia naszych rodziców.
              – Ale dlaczego? I co to ma wspólnego z Ejvaldem?
              – Agith, jak się później okazało, należał do Legionu Nowego Świata, to jakieś bractwo lub sekta. Nie wiem dokładnie, czego chcą, ale nie brzmiało to dobrze. Najwyraźniej potrzebowali pomocy moich rodziców, ale oni odmówili. Wtedy Agith namówił Shayan, by zabiła rodziców, którzy mogli im przeszkodzić i zabrał ją ze sobą do bractwa. Od tego czasu próbuję ją odnaleźć. Nie mogę jej wybaczyć tego, co zrobiła – stwierdziła Orlaith, dłonie zaciskając w pięści, a w jej oczach płonął ogień. – Ostatnia informacja, jaką miałam na jej temat to fakt, że widziano ją u boku Ejvalda. Gwardia pociąga za sznurki we wszystkich państwach, więc pewnie wysłali ją tam, żeby pilnowała sytuacji.
              – Ciekawe rzeczy opowiadasz – mruknęłam, uśmiechając się od ucha do ucha. – Bardzo niebezpieczne – dodałam, odchylając się na krześle.
              – Pewnie też myślisz, że zwariowałam – nastroszyła się Orlaith.
              – Wierzę ci.
              – Naprawdę?
              – Naprawdę. I chciałabym przyjrzeć się sprawie bliżej, bo jeśli masz rację, to szykują się spooore kłopoty – stwierdziłam, opierając się łokciami o stolik, a palce splatając w „koszyczek”. – Problem tylko polega na tym, że na razie mam wystarczająco problemów tutaj. W zamku wciąż są sprzymierzeńcy Ejvalda i spiskują przeciwko Viviane. Nie mogę zająć się czymś innym, dopóki nie zrobię tu porządku.
              – Ale przecież Ejvalda już nie ma.
              – Ale jego sprzymierzeńcom się to nie podoba i najwyraźniej nie zamierzają odpuścić. Aresztowałam już Tonnesa, ale…  – urwałam i westchnęłam ciężko. – Wiesz? Chyba mam pomysł.
              – Jaki?
              – Pomożesz mi doprowadzić do końca tutejsze sprawy, a w zamian przymknę oko na to wtargnięcie do zamku i pomogę ci odnaleźć Shayan.
              – Co miałabym robić?
              – Byłabyś moim szpiegiem – powiedziałam. – Użyj magii, jakiś sztuczek. Cokolwiek. Eili załatwi ci jakiś strój, żebyś się nie wyróżniała, lokum oraz jedzenie. Twoim zadaniem będzie obserwować konkretne osoby i informować mnie.
              – I jeśli uporamy się z tym, pomożesz mi? – spytała Orlaith, wciąż patrząc na mnie podejrzliwie.
              – Nie masz nic do stracenia. A naprawdę chciałabym ci pomóc. Zwłaszcza, że mam bardzo złe przeczucie, jeśli chodzi o ten cały Legion…
              – Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać?
              – Nie możesz. Na tym to polega – zaśmiałam się. – Jak niby mam ci udowodnić? Mogłabym się rozwodzić nad tym, jakie szczere są moje intencje, ale czy to sprawi, że poczujesz się lepiej? – zapytałam z powagą. – Jedyne, co do czego mogę cię zapewnić to fakt, że robię to wszystko dla Viviane. Ale jeśli to, co mówisz jest prawdą, Legion może przysporzyć jej masę kłopotów i będę chciała się dowiedzieć więcej. Znalezienie twojej siostry, będzie mi po drodze.
              – Zgoda. Pomogę ci. Kto jest naszym celem?
              – Oddstein i Irmagarda – oznajmiłam. – Eili wszystko ci wyjaśni.

***

             Błądziłam po zamkowych korytarzach, wciąż oczekując jakiś wieści od Eili i Orlaith. Na razie byłam w martwym punkcie. Wiedziałam, że coś się dzieje, ale nie wiedziałam co. Potrzebowałam czegoś, co pozwoliłoby ruszyć nieco sprawę. W ten sposób niemal wpadłam na Callana, ale w porę udało mi się zawrócić, zanim mnie zauważył.
             Szybkim krokiem maszerowałam w przeciwną stronę, żeby go już nie spotkać. Uparcie nalegał, żebym wtajemniczyła go w sprawy śledztwa, ale nie chciałam. Ciągle tylko marudził, że to niebezpieczne. A ja przecież musiałam się tym zająć. Było mi przykro, że cała nasza czwórka oddala się od siebie z powodu obowiązków, ale łudziłam się, że to tymczasowy kryzys.
              – Cóż za spotkanie – usłyszałam i spojrzałam na Joshuę. – Spacer?
              – Nie. Jestem trochę zajęta…
              – Uciekaniem przed własnym rycerzem? – spytał rozbawiony. – Z przyjemnością użyczę pani schronienia. Przy okazji możemy napić się herbaty i porozmawiać. Bardzo martwię się o Viviane… Przepraszam. O królową – poprawił się i uśmiechnął pokrzepiająco.
              – Zgoda – odparłam bez namysłu. – Wiem, że przyjaźnicie się z Viviane.
             Joshua użyczył mi ramienia i niczym prawdziwy gentelman poprowadził mnie do jednej z komnat, gdzie od razu przyniesiono nam dzbaneczek z herbatą, filiżanki oraz jakiś poczęstunek. Musiałam przyznać, że zaserwowane nam słodycze wyglądały bosko.
              – Proszę wybaczyć moją ciekawość, ale dlaczego unika pani własnego obrońcy?
              – To skomplikowane – odpowiedziałam wymijająco. – Chciałeś porozmawiać o Viviane, prawda?
              – Prawda, moja pani.
              – Nigmet wystarczy – oznajmiłam. – Oboje przyjaźnimy się z Viviane. A przynajmniej taką mam nadzieję.
              – Nie rozumiem? – powiedział Joshua, przyglądając mi się z dozą niepewności.
              – Czy aby na pewno jesteś jej sprzymierzeńcem? – zapytałam, a on zaśmiał się wesoło, mówiąc:
              – Bezpośrednia i szczera do bólu. Chyba rozumiem, dlaczego Viviane ci ufa. Za nic masz tutejsze zasady, ale to może okazać się bardzo niebezpieczne w skutkach.
              – Za to ja nie rozumiem, czemu ufa tobie – odparłam równie wesołym tonem.
              – Czy coś sugerujesz? – zaniepokoił się. – Jesteś pierwszą osobą, która podchodzi do mnie z taką niechęcią. To dość deprymujące, jeśli mam być szczery.
              – Nie wiem, czy to niechęć. – Wzruszyłam ramionami i spojrzałam rozmówcy prosto w oczy. – Pomogłeś nam ukryć się przed strażą, gdy przybyliśmy do zamku. Wydajesz się miły, sympatyczny i troskliwy. Ludzie cię uwielbiają, a Viviane bardzo dobrze o tobie mówiła.
              – Jestem zaszczycony.
              – Jeszcze nie skończyłam – ciągnęłam dalej. – Po prostu ideał człowieka. Wyjaśnij mi, więc proszę, dlaczego nie potrafię w to uwierzyć? Dlaczego odczuwam w twoim towarzystwie niepokój? Może jestem już przewrażliwiona… Ale jesteś zbyt idealny, żebym miała uwierzyć, że to nie miraż.
              – Nie mam pojęcia – odparł ze smutną miną Joshua. – Ale dziękuję ci za szczerość. To bardzo rzadka cecha w takim środowisku jak to, a więc i bardzo cenna.
              – Co jest z tobą nie tak? – fuknęłam, mrużąc oczy. – Właśnie dałam ci do zrozumienia, że ci nie ufam, a ty mi dziękujesz?
              – Mam rozumieć, że podejrzewasz mnie o spiskowanie?
              – Tak, właśnie to usiłuję ci przekazać. Nie sądzę, żebym robiła to na tyle dyskretnie, żebyś nie dał rady dostrzec.
              – Nadal jednak doceniam szczerość i bezpośredniość – upierał się Joshua.
              – Co ukrywasz przed światem? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Poza tym, że jesteś nieślubnym synem Ejvalda? Cóż…  – dodałam.  – Co prawda nic dziwnego, że to ukrywasz. Zwłaszcza teraz, gdy generał został stracony. Gdyby nie my, Viviane nie zasiadłaby na tronie, a być może po śmierci Ejvalda, ty byś to zrobił – zauważyłam, a moje usta wygięły się w złowieszczym uśmiechu, gdy obserwowałam przerażenie malujące się na twarzy mojego rozmówcy.
              – Skąd wiesz o moim ojcu?
              – Ech. Wy naprawdę mnie nie doceniacie – stwierdziłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Wydaje wam się, że jak pojawiłam się znikąd i nie należę do wyższych sfer to, jestem jakaś ułomna? – warknęłam.  – Muszę cię rozczarować, ale szybko połączyłam fakty. Usłyszałam pewną plotkę, która potwierdziła mi się podczas wielu godzin spędzonych w archiwach z dokumentami. Co prawda to żaden dowód, więc w zasadzie blefowałam. I proszę! Jak śliwka w kompot – zaśmiałam się. – Zresztą myślcie sobie, co chcecie, ale ostrzegam… Zamienię w piekło życie każdego, kto spróbuje zaszkodzić Viviane. Każdego zdrajcę, każdą łachudrę, która ją skrzywdzi. Dorwę, a jak będzie trzeba to oskalpuję – wycedziłam, pochylając się nad stołem.
            Na moment zapadła cisza.
              – Z całą pewnością, jesteś bardzo kompetentną osobą i godną zaufania. Cieszy mnie to, że u boku Viviane jest ktoś taki jak ty, Nigmet – oznajmił Joshua i uśmiechnął się ciepło. Wyraźnie opanował już zdziwienie i wrócił jego zwyczajny, łagodny wyraz twarzy. – Viviane ma zadatki na wspaniałą królową, ale brak jej stanowczości. Jest zbyt ufna. Jednak jestem pewien, że tak długo jak będzie przy niej ktoś taki jak ty, nic jej nie grozi.
              – Pochlebstwa ci tutaj nie pomogą. I nie zmieniaj tematu.
              – To prawda, że znienawidzony przez wszystkich generał Ejvald jest moim ojcem – przyznał niechętnie Joshua. – Ale tylko z nazwy. Porzucił mnie już dawno temu, więc nie uważam go tak naprawdę za ojca. Wychował mnie król Leontius i królowa Ronnahi. Przyjęli mnie na prośbę mojej matki, która musiała zatuszować przed swoim mężem tą przygodę z Ejvaldem. Jej mężem był kto inny. W zamku mieszkam od najmłodszych lat i zapewniam cię, że Ejvald nigdy nie pomyślał o mnie, jak o własnym synu. Może narzędziu, które chciał wykorzystać. Ale mam wystarczająco dużo godności, żeby mu się sprzeciwić. Wszystko, czego pragnę to szczęście Viviane i dobro tego królestwa, więc proszę, byś dochowała tajemnicy.
             Widząc ogromny smutek w oczach Joshuy, poczułam ucisk w sercu. Nawet zaczęłam mu współczuć, więc w przypływie emocji skinęłam głową. Wtedy on uśmiechnął się do mnie promiennie, mówiąc:
              – Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
              – Na pewno…
              – Jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy, zwróć się do mnie. Będę czuł się zobligowany.
              – Nie ma takiej potrzeby.
              – Chcę pomóc i oczyścić się z wszelkich podejrzeń.

***

             Wreszcie po kilku dniach doczekałam się dobrych wieści. Znaczy… Niedobrych, ale takich, które mogły ruszyć sprawę do przodu. Orlaith doniosła mi o tajemnym spotkaniu Irmagardy i Oddsteina, podczas, którego grubiutki hrabia wręczył Irmagardzie sporą sumę pieniędzy. I kiedy miałam usłyszeć najlepszą część, do pomieszczenia wparował Callan:
              – Ktoś zaatakował Viviane! – obwieścił.
              – Co? – Czułam jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zamiera. – Co z nią?
              – W porę zjawił się Rey, wiec nic jej nie jest – padło w odpowiedzi. – Nic poza tym, że jest przerażona, ale uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć.
             Zacisnęłam dłonie w pięści i rzekłam z powagą:
              – Pewnie nie muszę tego mówić, ale przez najbliższe dni niech Reynald nie odstępuje jej na krok. Ideałem byłoby, gdyby czuwał nad nią podczas snu. Ty tak samo. Zmieniajcie się, cokolwiek. Viviane nie może zostać sama na wypadek, gdyby ponowili atak. Poza tym będzie się czuła przy was bezpieczniej. Ja też za chwilę do niej zajrzę – dodałam, powściągając gniew, który się we mnie kotłował.
              – Nigmet, ty też możesz być w niebezpieczeństwie – zaoponował Callan. – Powinienem…
              – Powinieneś strzec swojej królowej. Jesteś rycerzem z Gwardii Królewskiej, do cholery! – Tym razem już nie zaprotestował. Skinął głową i wyszedł. – Orlaith? – zwróciłam się do niej.
              – Działają bardzo szybko – powiedziała. Była chyba tak samo blada jak ja. – Właśnie miałam ci przekazać, że ta Irmagarda zatrudniła jakiś najemników… Tyle co… Ale byłam pewna, że to twoje imię padło. No i sądziłam, że zaczekają przynajmniej do zmroku…
              – Może się pomylili?
            Zmarszczyłam brwi, pogrążając się na chwilę we własnych myślach.
              – Nie jesteście podobne. Na pewno kierowali się opisem. Może ja coś źle zrozumiałam – zastanowiła się Orlaith. – Albo jesteś następna…
              – Najważniejsze, że Viviane nic nie jest – stwierdziłam, starając się zachować zdrowy rozsądek i nie działać pochopnie. – No i mam już punkt zaczepienia. Zaraz napiszę wiadomość. Chcę, żebyś podrzuciła ją cichaczem Oddsteinowi – wyjaśniłam i drżącą ręką napisałam coś na pergaminie, który z trudem złożyłam i przekazałam Orlaith.
             Zaraz po tym poszłam zobaczyć się z Viviane. Callan stał przed drzwiami, ale nic nie powiedział. Zapukałam i weszłam do środka. Viviane siedziała z Reynaldem na łóżku. Obejmował ją ramieniem, kołysząc lekko, żeby się uspokoiła. Chyba szło mu dobrze, bo już tylko pochlipywała cicho.
              – Viviane, jesteś cała? – zapytałam, przyklęknąwszy przy niej.
              – Zostawię was – powiedział Reynald. – Poczekam za drzwiami, gdybyście czegoś potrzebowały.
             Podniosłam się i zajęłam miejsce, na którym siedział Reynald, po czym przytuliłam Viviane. Tylko tyle przyszło mi do głowy. Chciałam jej jakoś pomóc, uspokoić ją i zapewnić, że jest bezpieczna. Ale sama nie byłam tego do końca pewna. Nie, dopóki nie wytropiłam wszystkich zwolenników Ejvalda.
              – Już dobrze – wyszeptałam. – Już po wszystkim. – Wtuliła się we mnie, zaciskając drobne dłonie na materiale mojej bluzki. – Jesteś już bezpieczna. Reynald i Callan będą przy tobie czuwać dzień i noc. Obronią cię. Zresztą nie będzie już takiej potrzeby, bo ja znajdę gnidę, która nasłała na ciebie najemników. Będzie błagać o wybaczenie – wycedziłam.
              – Przerażasz mnie – zaśmiała się przez łzy Viviane. – Ale wiem, że dotrzymasz słowa. Dziękuję.
              – Ja się dopiero rozkręcam – mruknęłam i też się uśmiechnęłam. – Ponadziewam ich głowy na pal.
              – Wiesz już, kto to?
              – Jeszcze nie zupełnie, ale mam podejrzenie.
              – Powiedz mi, Nigmet.
              – Nie Viviane, nie powiem ci – oznajmiłam łagodnym, lecz stanowczym tonem. – Ty powinnaś na razie odpocząć i nie zawracać sobie głowy złymi rzeczami. Gdy przyjdzie czas, wszystkiego się dowiesz. Obiecuję, że dotrzymam słowa i złapie te kanalie.
             – Wiem… Tylko uważaj na siebie Nigmet. Jeśli poczują się zagrożeni i ciebie mogą zaatakować. Nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie z mojej winy…
              – Tylko na to czekam. Niech przyjdą, jeśli mają odwagę – roześmiałam się.

6 komentarzy:

  1. Proszę, proszę. Jeszcze nie uporządkowałaś królestwa, a tu już zaznaczasz nowy wątek. Lubię to. Coraz ciekawiej to wygląda. Czekam na więcej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak powinno być. Życie nie jest proste i poukładane. Problemy nie czekają w kolejce, aż unormujesz jedną sprawę. Zanim to zrobisz, nawarstwia się już dziesięć kolejnych, a tu cały czas, powoli wprowadzam nowe wątki, chociaż z różnych rzeczy możesz sobie jeszcze nie zdawać sprawy. Bo to lekkie, subtelne, a o części wiem jeszcze tylko ja.

      Usuń
  2. Rany, znowu imię, które mi się podoba. Pierdolę, kupie se słownik nordycki, ja tez chce. Orlaith <3
    I jeszcze ją polubiłam. Już się bałam, ze ona tą siostrę chce znaleźć i ocalic z rak tego Agitha, ale na szczęście dziewczyna jest jak każdy normalny człowiek wkurwiona, ze siostrze odjebalo i zabiła ich starszych!
    Rany, Nigmet wydaje się coraz bardziej dojrzała. Sposób w jaki mówi i argumenty, których używa, bardzo to dorosłe. I wciąż wpada na jakiś gentelmanów ;D Raaany,aż zal, że ja to se zawsze wybiorę jekiegość grimmjowa. Trochę szarmanckości nikomu by od czasu do czasu nie zaszkodziło… chyba.

    – Co jest z tobą nie tak? – fuknęłam, mrużąc oczy. – Właśnie dałam ci do zrozumienia, że ci nie ufam, a ty mi dziękujesz?

    Pfffffffffff ;PP

    przerażenie malujące się – , ?

    sfer to, jestem – , przed to. I dobry tekst ;D

    a jak będzie trzeba to oskalpuję – – , przed to. I znowu niezle pojechała :D

    pewnością, jesteś – zbędny ,

    tą przygodę – cos czytałam ze jak biernik to „tę”

    o mnie, jak o – zbędny ,

    Nooo nie wiem. Co o nim myslec w sumie. Nigmet stawia sprawę jasno, nie ufa mu, rzuca mu w twarz oskarżeniami, a on nic, zero oburzenia… Ale niby chce się wykazac… No nie wiem. Jakis zbyt grzeczny faktycznie zbyt idealnie się prezentuje. No i no nie wiem, hm.

    Druga część rusza z kopyta i utrzymuje tempo do końca! Mam wrazenie ze Callan bardzo mocno zaciskał szczęki w tej części… Hm, wydaje się oczywiste, kto tu kombinuje cos niedobrego, ale przezcuwam ze podrzucasz nam fałszywy trop… To byłoby az zbyt oczy… O rany! A jak to ta Orlaith? Może nie ma zadnej siostry, może to ona ma sprobowac skrzywdzić Nigmet?? Pod latarnia niby najciemniej. O rany, nie chce! I czemu Nigmet tak ignoruje swoje bezpieczesntwo do choley to jej callan powinien powiedzieć! Tch! Łooo. Ło ło ło. Chce wiedzieć co dalej!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz kupować, mogę Ci podesłać link.
      Haha. No nie wiem do końca czy to tak. Staram się wbrew pozorom - choć nie wiem na ile wychodzi - żeby jednak pokazać, że ona ich tylko spotyka, ale nie koniecznie jest to coś więcej. Tonnes ją ten teges, ale był kobieciarzem, Reynald był miły, ale to wciąż przyjaciel i na razie wątpię, żeby się to zmieniło. A i kolejni... dobra bo się zagalopuję.
      A ja właśnie gdzies czytałam, że przecinek za 'to'...
      Do jakiego końca, jak to się dopiero rozkręca, a uwierz mi, że będzie tylko lepiej, a w trzeciej już w ogóle.
      Czekaj, bo teraz ja sie zgubiłam. Co mają zaciśnięte szczęki Callana do kombinowania? Że on kombinuje, czy kto kombinuje Twoim zdaniem. Bo jestem ciekawa, co myślisz. W przeciwieństwie do Szeptu Cieni, tu już mam wszystko rozpisane, więc nie zmienie fabuły, żeby zrobić Ci na złość.

      Usuń
    2. hm, bo po 'to' tez moze wystepowac np... powiem ci to, co mogę. ale tu : nie należę do wyższych sfer to, jestem jakaś ułomna? <-- no ja czuję że pierwsze zdanie składowe konczy sie na sfer, ze co, ze skoro nie naleze, to co jestem? Jakbys wymowila to na głos, to ja wlasie w tm miejscu robie pauze.

      Nieee, Callana o nic nie podejrzewam! Tylo ze Nig nim tak dyryguje, a on ma na nia tez miec baczenie i pewno sie czuje troche odsuniety, a mimo to nic nie mowi, ale jakos tak ... mam wrazenie, ze go troche kosztowalo, zeby sie nie odezwac. wiec zacisnal tylko szczeki i poszedl pod pokoj Viv. W tym kontekscie. Jakos tak, bo sama jakos tak sie gryzlam w jezyk czytajac jak go odsyla ;D

      Usuń
    3. Ja w sumie też tak czuję i tak zawsze robiłam, ale tępili no to robię inaczej, też źle. Nie lubię przecinków -.-
      Aaa no dobra, bo myślałam, że mi Callanka podejrzewasz :D A w tej kwestii to masz rację, że go dużo kosztowało.

      Usuń