Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



poniedziałek, 12 grudnia 2016

Królestwo: Rozdział 6



             Tym razem nie udało mi się uciec przed Callanem, który dogonił mnie na korytarzu. Zagryzłam nerwowo wargę, bo czułam, że znowu będzie mnie wkurzał tą całą gadką, że powinnam uważać, a najlepiej zostawić sprawę Irmagardy, czego przecież nie zamierzałam uczynić. Bezsensownym wydawało mi się ciągle i ciągle przerabiać to samo.
             – Co jest? – zapytałam, gdy dłuższą chwilę stał, wpatrując się we mnie w milczeniu. – Jakiś problem?
             – Nadal pracujesz nad sprawą?
             – Wiedziałam, że to powiesz… – westchnęłam i wywróciłam oczami. – Tak, nadal. Niestety od rozmowy z Oddsteinem niewiele zdziałałam, bo Irmagarda totalnie mnie olała. Od kilku dni jest w gościnie u kogoś, a bez rozmowy z nią, nic nie zrobię – stwierdziłam, krzywiąc się z niezadowolenia. – Co prawda Joshua proponował, że może mnie tam zabrać, ale…
             – No chyba z nim nie pojedziesz – oburzył się Callan.
             – A to niby dlaczego? – warknęłam rozeźlona. – Kiedy się tak zachowujesz, mam ogromną ochotę przystać na jego propozycję, chociażby po to, żeby zrobić ci na złość.
             – To zbyt niebezpieczne.
             – Serio? No co ty… Nie wiedziałam. Odmówiłam mu tak po prostu – syknęłam.
             – Mówię poważnie – powiedział Callan.
             – Przecież wiem – odparłam już spokojniej. – Odmówiłam mu i czekam, aż Irmagarda raczy się tu pokazać i odpowiedzieć na moje zaproszenie.
             – A co z Oddsteinem? Powiedziałaś, że rozmawialiście.
             – Cóż… Wydaje się w porządku – stwierdziłam i wzruszyłam ramionami. – Twierdził, że go szantażowali i że gdyby wiedział, że wykorzystają jego pieniądze, by zaatakować Viviane, nigdy by na to nie pozwolił. Wygląda na to, że był bliskim przyjacielem jej ojca.
             – Ejvald też nim był…
             – Nah, to nie to samo – mruknęłam. – Oddstein wbrew pozorom jest naprawdę bardzo serdecznym człowiekiem, który martwi się o Viviane i swojego syna, który, de facto, tak jak ty i Rey jest w Gwardii Królewskiej.
             – Spałaś dziś w ogóle? – zapytał nagle Callan, zmieniając temat.
             – A co to za głupie pytanie? Oczywiście, że tak.
             – Wyglądasz na zmęczoną. Powinnaś się położyć.
             – Martwisz się? – zaśmiałam się złośliwie. – To urocze, ale zupełnie do ciebie nie pasuje.
             – Nie o ciebie się martwię, tylko ludzi, których będziesz straszyć takim wyglądem – padło w odpowiedzi. – Będziesz jeszcze brzydsza, niż jesteś.
             – Jakiś ty słodki – skwitowałam, mrużąc oczy. – Doprawdy… No, ale to przynajmniej brzmi jak ty. Bo jak próbujesz być miły to robi mi się niedobrze.
             – Jesteś taka… Niedelikatna. Co z ciebie za kobieta – prychnął, robiąc obrażoną minę.
             – Akurat twoje zdanie w tej kwestii najmniej mnie obchodzi.
             – A czyje wtedy najbardziej? Reynalda? – zapytał, robiąc poważną minę i nagle zwykłe przekomarzanie zmieniło się w coś gorszego.
             – A co ma do tego Rey? – zdziwiłam się, marszcząc groźnie brwi.
             – Nieważne. Mam dość – oznajmił niespodziewanie Callan i odwrócił się do mnie plecami. – Skoro uważasz, że nie potrzebujesz mojej pomocy, radź sobie sama, jak cię ktoś zaatakuje.
            – A żebyś wiedział! – krzyknęłam za nim i ruszyłam do swojego pokoju, gdzie czekała już na mnie Orlaith z grobową miną.
             – Sprawy nieco się skomplikowały – oznajmiła, a ja czułam jak krew odpływa z mojej twarzy.
             – Co się stało? – zapytałam.
             – Znaleźli Tonnesa…
             – Gdzie? – strapiłam się. – Przecież był w lochach.
             – No właśnie, podobno wczoraj wieczorem uciekł. Dowódca nocnej straży zatuszował sprawę. Znaczy, szukali go – wyjaśniła Orlaith. – Mieli nadzieję, że znajdą go, zanim to wyjdzie na jaw.
             – I znaleźli, więc w czym problem?
             – Martwego – dokończyła, a ja zdębiałam.  – Ktoś go zamordował, a najpierw ktoś pomógł mu uciec. Sam nie miał na to szans. Sprawdzałam.
             – Prawda – przyznałam, marszcząc brwi. – Ktoś musiał mu pomóc. Irmagarda?
             – Nie, przecież jej nie ma. Na pewno opuściła miasto. Jej mąż to samo.
             – Gdzie go znaleźli? – zapytałam.
             – Za miastem, nad brzegiem rzeki. Jakiś rybak natknął się na zwłoki i przerażony poszedł zgłosić to straży, gdy zauważył drogie ubrania trupa.
             – Niezła jesteś – stwierdziłam z uznaniem. – Miałam rację, że doskonale poradzisz sobie ze zbieraniem informacji. Dziękuję.
             – Co tak nagle?
             – Po prostu uświadomiłam sobie, jak niewiele mogłabym zrobić bez pomocy twojej czy Eili, dlatego dziękuję. Naprawdę to doceniam – wyjaśniłam, a Orlaith uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Teraz tylko… Dlaczego ktoś uwolnił Tonnesa, a potem zabił?
             – Uważasz, że to ta sama osoba? – zapytała ruda.
             – Myślę, że tak, bo gdyby próbowali go ratować, zapewniliby mu chyba jakąś ochronę. Choćby po to, by zapobiec ponownemu aresztowaniu.
             – Czyli ktoś z kim Tonnes współpracował, uwolnił go i zabił, żeby nie wydał pozostałych – podsumowała Orlaith, a ja skinęłam głową. – I myślisz, że to jednak Irmagarda?
             – Tak myślę. To ona kazała zaatakować Viviane i szantażowała Oddsteina. W tej chwili jest główną podejrzaną, a mimo to, cały czas mi się wymyka.
             Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałyśmy po sobie z Orlaith, nie wiedząc kto to. Eili po chwili sama by weszła. Nie mógł to być też Callan, skoro nie tak dawno z nim rozmawiałam. Chyba, że coś się stało.
             – Któż to może być – powiedziała Orlaith i otworzyła drzwi.
             – Rey? – zdziwiłam się.
             – Nigmet, możemy porozmawiać? – zapytał i spojrzał na moją towarzyszkę. – A kim jest ta urocza dama? – Ukłonił się lekko i ucałował grzbiet jej dłoni na powitanie. – Reynald jestem.
            – Orlaith – odpowiedziała. – Pomagam Nigmet… Może lepiej pójdę, chcieliście chyba porozmawiać – dodała pospiesznie i rumieniąc się lekko, czmychnęła na korytarz.
            – No tak – zaśmiałam się. – Widać, że wróciłeś do normy.
            – Właściwie to liczyłem, że ucieknie – wyznał zawstydzony Reynald. – Nie chciałem jej wypraszać, ale mam coś, o czym chciałbym porozmawiać z tobą.
             – Coś się stało?
             – Niezupełnie.
             – Siadaj, Rey – mruknęłam. – Herbaty?
             – Chętnie – odparł, rozsiadając się na krześle.
            – Callan jest z Viviane? – zapytałam, nalewając herbaty do filiżanki i postawiłam przed Reynaldem, po czym usiadłam obok. Rey skinął głową i wziął głęboki oddech. – Mam się bać?
             – Nie – powiedział i uśmiechnął się ciepło, jak to miał w zwyczaju. – Przyszedłem zobaczyć, jak się miewasz.
             – Ja? Dobrze. Czemu pytasz?
             – Wyglądasz na zmęczoną. Odżywiasz się odpowiednio i wysypiasz?
             – Co się tak nagle wszyscy zaczęli przejmować moim trybem życia? – udałam zdziwienie. – O czymś nie wiem?
             – Dlatego, że prawie w ogóle cię nie widujemy – oznajmił Reynald. – Zupełnie się od nas odcięłaś. I nie zrozum mnie źle – dodał. – Wiem, że robisz to dla Viviane, co bardzo doceniam, ale ostatnio widziałaś się z nią ponad tydzień temu, zaraz po ataku.
             – Przecież ty i Callan czuwacie przy niej. A ja chcę jak najszybciej zamknąć sprawę, nim znowu dojdzie do czegoś takiego.
             – Wiem, Nigmet, ale w tym pośpiechu zapominasz o tym, co najważniejsze. Zapominasz o ludziach. Są rzeczy, o których Viviane może porozmawiać tylko z tobą. Poza tym martwi się, że przez nią narażasz się na niebezpieczeństwo. I nie tylko ona. Ze mną też nie rozmawiasz, a Callana unikasz.
             – Wiem, Rey… Ale na razie nie chcę podawać Viviane szczegółów, a gdy tylko się widzimy, ona o to pyta. To nie jest dobry moment. Nie, kiedy jeszcze nie mam stuprocentowej pewności – wyjaśniłam spokojnie. – Wiem, że was zaniedbuję przez to, obiecuję, że to się zmieni, gdy się z tym uporam. A Callan mnie wkurza. Nie umiem stwierdzić czy się martwi, czy przychodzi po to, żeby mnie denerwować.
             – Nigmet, już ci mówiłem. Callan jest twoim rycerzem. Zapewnienie ci bezpieczeństwa to jego obowiązek, a ty w ogóle nie chcesz na nim polegać. Jest po prostu beznadziejny w komunikowaniu takich rzeczy.
             – Bo to Viviane jest w niebezpieczeństwie, a nie ja.
             – Widzę, że ci nie wytłumaczę… – westchnął Reynald.
             – Nie, Rey… To nie tak, że nie rozumiem. Doskonale wiem, co masz na myśli – zapewniłam go, wpatrując się w podłogę, lecz szybko przeniosłam wzrok na niego. – Ale ja w przeciwieństwie do ciebie nie mogę kogoś ochronić fizycznie. Zajęcie się tą sprawą to jedyne, co potrafię. Ja też chcę się na coś przydać.
            – Po prostu nie zapominaj, że nie jesteś sama. Siedzimy w tym razem.
            – Dobrze.
             – A z Callanem co jest znowu za problem? – zapytał Reynald, patrząc na mnie z politowaniem.
             – Wiem, że jest zły, że nie dopuszczam go do sprawy, ale wychodzę z założenia, że Viviane bardziej was teraz potrzebuje – wyjaśniłam na tyle spokojnie, na ile umiałam. – Co jakiś czas przychodzi dowiedzieć się, czy są postępy. I nawet wyglądało na to, że się martwi, a potem się nagle oburzył, gdy mu powiedziałam, co i jak i w ogóle zrobił się jakiś opryskliwy. Powiedział mi, że co ze mnie za kobieta, a jak stwierdziłam, że nie obchodzi mnie jego zdanie to coś gadał o tobie, a na koniec oznajmił, że ma dość i sobie poszedł. Nie rozumiem go. Zachowuje się jak kobieta z pms.
             Kobieta z czym?
             – Z łasiczką mruknęłam pod nosem i dodałam: Zapomnij, że coś mówiłam…
             – Co właściwie myślisz o Callanie? – padło nagle.
             – Jak to co? Jest naszym przyjacielem, świetnie włada bronią i jest bardzo inteligentny i godny zaufania. Nawet Viviane już się do niego przekonała. Tylko czasem potrafi być bardzo wkurzający.
             – Ty naprawdę jesteś głupiutka – stwierdził Reynald, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Zupełnie nie spodziewałam się takich słów z jego strony. – Przepraszam… Źle się wyraziłem. Powinienem powiedzieć naiwna.
             – A to niby dlaczego?
             – Nic, to nie moja rola, żeby ci to wyjaśniać – powiedział. – Pamiętaj tylko, że nie wszyscy potrafią być tak szczerzy. My możemy porozmawiać i wyjaśnić pewne, rzeczy, ale nie każdy to umie.
             – Racja…

***

             – Callan? – zdziwiłam się, gdy ktoś nagle wszedł do mojego pokoju. – Pukać to już nie łaska? Co tym razem? – nastroszyłam się.
             – Jest już późno i nie chciałem sterczeć pod drzwiami.
             A co chciałeś? Mam jeszcze dużo pracy.
             – Zobaczyłem światło.
             – A co ty, ćma jesteś? – prychnęłam, marszcząc brwi.
             – Powinnaś iść spać – powiedział Callan.
             – Chcę to najpierw skończyć.
             – Jesteś ostatnio przemęczona. Od dłuższego czasu ciężko pracujesz i niewiele śpisz, co widać. Dla twojej wiadomości, bardzo widać, tak gdybyś nie miała tu lustra – oznajmił, z powagą i o dziwo bez ani krzty złośliwości. – To, że od dłuższego czasu uparcie mnie unikasz i uciekasz, gdy tylko zobaczysz mnie na horyzoncie, nie znaczy, że nie wiem.
             – Kilka zarwanych nocy jeszcze nikomu nie zaszkodziło – mruknęłam, wywróciwszy oczami. – Przeglądam archiwa, uczę się tutejszej kultury i tak dalej… Żeby jak najszybciej przywyknąć do tego świata. Poza tym muszę się przygotować przed spotkaniem z Irmagardą, skoro już tak się to odwleka.
            – Potrzebujesz odpoczynku, a odpowiedź przyjdzie sama – stwierdził Callan i zbliżywszy się, wziął mnie na ręce. Pisnęłam zaskoczona, gdy straciłam grunt pod nogami i chwilę później leżałam już na łóżku, przykryta kołdrą po sam nos. – Śpij – rozkazał Callan. – Zostanę tu, dopóki nie zaśniesz. Przypilnuję, żebyś porządnie wypoczęła, bo twój głupi i bezsensowny upór zaczyna mnie wkurzać. Póki tu jestem, nikt ci nic nie zrobi.
             – Nie jestem dzieckiem – zaprotestowałam, próbując wydostać się spod kołdry.
             Nie pozwolił mi na to.
             – Nie jesteś, ale wbrew temu, co wszystkim powtarzasz, boisz się. Jesteś przerażona, dlatego wolisz czuwać, a strach spychasz gdzieś na bok, oddając się pracy.
             – Co? – zdziwiłam się.
             Callan miał rację. Bałam się. Cały czas. Mimo wszystko w zamku nadal czułam się obca i niezbyt mile widziana. Przerażała mnie każda rozmowa, każde wyjście na korytarz. Jednak najbardziej przestraszyłam się po tym, jak Viviane została zaatakowana. W dodatku czułam się, jakby to była moja wina.
             Przyparłam Irmagardę do muru i ugryzła. Wtedy pomyślałam, że mogę być następna. I o tyle, o ile raz szczęśliwie wyszliśmy z tego wszyscy cało, drugi raz mogło się tak nie zdarzyć. Chociaż czuwanie na niewiele się zdawało, skoro nie potrafiłam się bronić.
             – Zaskoczona, że wiem? – Nie odpowiedziałam, usta zaciskając w wąską linię. – Widzisz, mam swoje sposoby. Zresztą jesteś o sto lat za młoda, żeby mnie oszukać.
             – Dlaczego ty zawsze… – wymamrotałam, ale otulona ciepłą kołdrą, nie mogłam już dłużej walczyć ze snem i zamknęłam oczy.
            Tej nocy spałam spokojnym i głębokim snem.

4 komentarze:

  1. Super rozdział. Nie mogę doczekać się następnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby Callan zakochał się w Nigmet?
    Nie mogę doczekać się następbego rozdziału. Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. No bez jaj, ten rozdział komentowałam. Nie wiem czemu przegapiłam następy, dopiero z najnowszym zobaczyłam, że jest Oo I tak dla przyzwoitości się cofnęłam i... Noż przecież pamiętam jka z tego brechtałam: co widać. Dla twojej wiadomości, bardzo widać, tak gdybyś nie miała tu lustra .
    xd xd xd
    No nic.
    No nic!
    W każdym razie, Callan wreszcie zachował się jak Callan ;D Jebbutnoł ją do wyra i dobranoc ;D Ciekawe czy faktycznie jej pilnował, czy usnął ;D to był naprawdę fajny motyw.
    Tonnes nie żyje.
    Hm. Szkoda mi go nie jest ale... Kurwa, z tymi intrygami. Mózg mi paruje. :D

    OdpowiedzUsuń