Tym razem nie udało mi się uciec przed
Callanem, który dogonił mnie na korytarzu. Zagryzłam nerwowo wargę, bo czułam,
że znowu będzie mnie wkurzał tą całą gadką, że powinnam uważać, a najlepiej
zostawić sprawę Irmagardy, czego przecież nie zamierzałam uczynić. Bezsensownym
wydawało mi się ciągle i ciągle przerabiać to samo.
– Co jest? – zapytałam, gdy dłuższą chwilę
stał, wpatrując się we mnie w milczeniu. – Jakiś problem?
– Nadal pracujesz nad sprawą?
– Wiedziałam, że to powiesz… – westchnęłam i
wywróciłam oczami. – Tak, nadal. Niestety od rozmowy z Oddsteinem niewiele
zdziałałam, bo Irmagarda totalnie mnie olała. Od kilku dni jest w gościnie u
kogoś, a bez rozmowy z nią, nic nie zrobię – stwierdziłam, krzywiąc się z
niezadowolenia. – Co prawda Joshua proponował, że może mnie tam zabrać, ale…
– No chyba z nim nie pojedziesz – oburzył się
Callan.
– A to niby dlaczego? – warknęłam rozeźlona. –
Kiedy się tak zachowujesz, mam ogromną ochotę przystać na jego propozycję,
chociażby po to, żeby zrobić ci na złość.
– To zbyt niebezpieczne.
– Serio? No co ty… Nie wiedziałam. Odmówiłam
mu tak po prostu – syknęłam.
– Mówię poważnie – powiedział Callan.
– Przecież wiem – odparłam już spokojniej. – Odmówiłam
mu i czekam, aż Irmagarda raczy się tu pokazać i odpowiedzieć na moje
zaproszenie.
– A co z Oddsteinem? Powiedziałaś, że
rozmawialiście.
– Cóż… Wydaje się w porządku – stwierdziłam i
wzruszyłam ramionami. – Twierdził, że go szantażowali i że gdyby wiedział, że
wykorzystają jego pieniądze, by zaatakować Viviane, nigdy by na to nie
pozwolił. Wygląda na to, że był bliskim przyjacielem jej ojca.
– Ejvald też nim był…
– Nah, to nie to samo – mruknęłam. – Oddstein
wbrew pozorom jest naprawdę bardzo serdecznym człowiekiem, który martwi się o
Viviane i swojego syna, który, de facto, tak jak ty i Rey jest w Gwardii
Królewskiej.
– Spałaś dziś w ogóle? – zapytał nagle Callan,
zmieniając temat.
– A co to za głupie pytanie? Oczywiście, że tak.
– Wyglądasz na zmęczoną. Powinnaś się położyć.
– Martwisz się? – zaśmiałam się złośliwie. –
To urocze, ale zupełnie do ciebie nie pasuje.
– Nie o ciebie się martwię, tylko ludzi,
których będziesz straszyć takim wyglądem – padło w odpowiedzi. – Będziesz
jeszcze brzydsza, niż jesteś.
– Jakiś ty słodki – skwitowałam, mrużąc oczy.
– Doprawdy… No, ale to przynajmniej brzmi jak ty. Bo jak próbujesz być miły to
robi mi się niedobrze.
– Jesteś taka… Niedelikatna. Co z ciebie za
kobieta – prychnął, robiąc obrażoną minę.
– Akurat twoje zdanie w tej kwestii najmniej
mnie obchodzi.
– A czyje wtedy najbardziej? Reynalda? –
zapytał, robiąc poważną minę i nagle zwykłe przekomarzanie zmieniło się w coś
gorszego.
– A co ma do tego Rey? – zdziwiłam się,
marszcząc groźnie brwi.
– Nieważne. Mam dość – oznajmił
niespodziewanie Callan i odwrócił się do mnie plecami. – Skoro uważasz, że nie
potrzebujesz mojej pomocy, radź sobie sama, jak cię ktoś zaatakuje.
–
A żebyś wiedział! – krzyknęłam za nim i ruszyłam do swojego pokoju, gdzie
czekała już na mnie Orlaith z grobową miną.
– Sprawy nieco się skomplikowały – oznajmiła,
a ja czułam jak krew odpływa z mojej twarzy.
– Co się stało? – zapytałam.
– Znaleźli Tonnesa…
– Gdzie? – strapiłam się. – Przecież był w
lochach.
– No właśnie, podobno wczoraj wieczorem
uciekł. Dowódca nocnej straży zatuszował sprawę. Znaczy, szukali go – wyjaśniła
Orlaith. – Mieli nadzieję, że znajdą go, zanim to wyjdzie na jaw.
– I znaleźli, więc w czym problem?
– Martwego – dokończyła, a ja zdębiałam. – Ktoś
go zamordował, a najpierw ktoś pomógł mu uciec. Sam nie miał na to szans. Sprawdzałam.
– Prawda – przyznałam, marszcząc brwi. – Ktoś
musiał mu pomóc. Irmagarda?
– Nie, przecież jej nie ma. Na pewno opuściła
miasto. Jej mąż to samo.
– Gdzie go znaleźli? – zapytałam.
– Za miastem, nad brzegiem rzeki. Jakiś rybak
natknął się na zwłoki i przerażony poszedł zgłosić to straży, gdy zauważył
drogie ubrania trupa.
– Niezła jesteś – stwierdziłam z uznaniem. –
Miałam rację, że doskonale poradzisz sobie ze zbieraniem informacji. Dziękuję.
– Co tak nagle?
– Po prostu uświadomiłam sobie, jak niewiele
mogłabym zrobić bez pomocy twojej czy Eili, dlatego dziękuję. Naprawdę to
doceniam – wyjaśniłam, a Orlaith uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Teraz tylko…
Dlaczego ktoś uwolnił Tonnesa, a potem zabił?
– Uważasz, że to ta sama osoba? – zapytała
ruda.
– Myślę, że tak, bo gdyby próbowali go
ratować, zapewniliby mu chyba jakąś ochronę. Choćby po to, by zapobiec
ponownemu aresztowaniu.
– Czyli ktoś z kim Tonnes współpracował,
uwolnił go i zabił, żeby nie wydał pozostałych – podsumowała Orlaith, a ja
skinęłam głową. – I myślisz, że to jednak Irmagarda?
– Tak myślę. To ona kazała zaatakować Viviane
i szantażowała Oddsteina. W tej chwili jest główną podejrzaną, a mimo to, cały
czas mi się wymyka.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałyśmy
po sobie z Orlaith, nie wiedząc kto to. Eili po chwili sama by weszła. Nie mógł
to być też Callan, skoro nie tak dawno z nim rozmawiałam. Chyba, że coś się
stało.
– Któż to może być – powiedziała Orlaith i
otworzyła drzwi.
– Rey? – zdziwiłam się.
– Nigmet, możemy porozmawiać? – zapytał i
spojrzał na moją towarzyszkę. – A kim jest ta urocza dama? – Ukłonił się lekko
i ucałował grzbiet jej dłoni na powitanie. – Reynald jestem.
–
Orlaith – odpowiedziała. – Pomagam Nigmet… Może lepiej pójdę, chcieliście chyba
porozmawiać – dodała pospiesznie i rumieniąc się lekko, czmychnęła na korytarz.
–
No tak – zaśmiałam się. – Widać, że wróciłeś do normy.
– Właściwie to liczyłem, że ucieknie – wyznał zawstydzony
Reynald. – Nie chciałem jej wypraszać, ale mam coś, o czym chciałbym
porozmawiać z tobą.
– Coś się stało?
– Niezupełnie.
– Siadaj, Rey – mruknęłam. – Herbaty?
– Chętnie – odparł, rozsiadając się na
krześle.
–
Callan jest z Viviane? – zapytałam, nalewając herbaty do filiżanki i postawiłam
przed Reynaldem, po czym usiadłam obok. Rey skinął głową i wziął głęboki
oddech. – Mam się bać?
– Nie – powiedział i uśmiechnął się ciepło,
jak to miał w zwyczaju. – Przyszedłem zobaczyć, jak się miewasz.
– Ja? Dobrze. Czemu pytasz?
– Wyglądasz na zmęczoną. Odżywiasz się
odpowiednio i wysypiasz?
– Co się tak nagle wszyscy zaczęli przejmować
moim trybem życia? – udałam zdziwienie. – O czymś nie wiem?
– Dlatego, że prawie w ogóle cię nie widujemy
– oznajmił Reynald. – Zupełnie się od nas odcięłaś. I nie zrozum mnie źle –
dodał. – Wiem, że robisz to dla Viviane, co bardzo doceniam, ale ostatnio
widziałaś się z nią ponad tydzień temu, zaraz po ataku.
– Przecież ty i Callan czuwacie przy niej. A
ja chcę jak najszybciej zamknąć sprawę, nim znowu dojdzie do czegoś takiego.
– Wiem, Nigmet, ale w tym pośpiechu zapominasz
o tym, co najważniejsze. Zapominasz o ludziach. Są rzeczy, o których Viviane
może porozmawiać tylko z tobą. Poza tym martwi się, że przez nią narażasz się
na niebezpieczeństwo. I nie tylko ona. Ze mną też nie rozmawiasz, a
Callana unikasz.
– Wiem, Rey… Ale na razie nie chcę podawać
Viviane szczegółów, a gdy tylko się widzimy, ona o to pyta. To nie jest dobry
moment. Nie, kiedy jeszcze nie mam stuprocentowej pewności – wyjaśniłam
spokojnie. – Wiem, że was zaniedbuję przez to, obiecuję, że to się zmieni, gdy
się z tym uporam. A Callan mnie wkurza. Nie umiem stwierdzić czy się martwi,
czy przychodzi po to, żeby mnie denerwować.
– Nigmet, już ci mówiłem. Callan jest twoim
rycerzem. Zapewnienie ci bezpieczeństwa to jego obowiązek, a ty w ogóle nie
chcesz na nim polegać. Jest po prostu beznadziejny w komunikowaniu takich
rzeczy.
– Bo to Viviane jest w niebezpieczeństwie, a
nie ja.
– Widzę, że ci nie wytłumaczę… – westchnął
Reynald.
– Nie, Rey… To nie tak, że nie rozumiem.
Doskonale wiem, co masz na myśli – zapewniłam go, wpatrując się w podłogę, lecz
szybko przeniosłam wzrok na niego. – Ale ja w przeciwieństwie do ciebie nie mogę
kogoś ochronić fizycznie. Zajęcie się tą sprawą to jedyne, co potrafię. Ja też
chcę się na coś przydać.
–
Po prostu nie zapominaj, że nie jesteś sama. Siedzimy w tym razem.
–
Dobrze.
– A z Callanem co jest znowu za problem? –
zapytał Reynald, patrząc na mnie z politowaniem.
– Wiem, że jest zły, że nie dopuszczam go do
sprawy, ale wychodzę z założenia, że Viviane bardziej was teraz potrzebuje –
wyjaśniłam na tyle spokojnie, na ile umiałam. – Co jakiś czas przychodzi
dowiedzieć się, czy są postępy. I nawet wyglądało na to, że się martwi, a potem
się nagle oburzył, gdy mu powiedziałam, co i jak i w ogóle zrobił się jakiś
opryskliwy. Powiedział mi, że co ze mnie za kobieta, a jak stwierdziłam, że nie
obchodzi mnie jego zdanie to coś gadał o tobie, a na koniec oznajmił, że ma
dość i sobie poszedł. Nie rozumiem go. Zachowuje się jak kobieta z pms.
– Kobieta z czym?
– Z łasiczką – mruknęłam pod nosem i dodałam: – Zapomnij, że coś mówiłam…
– Co właściwie myślisz o Callanie? – padło nagle.
– Jak to co? Jest naszym przyjacielem, świetnie
włada bronią i jest bardzo inteligentny i godny zaufania. Nawet Viviane już się
do niego przekonała. Tylko czasem potrafi być bardzo wkurzający.
– Ty naprawdę jesteś głupiutka – stwierdził
Reynald, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Zupełnie nie spodziewałam się
takich słów z jego strony. – Przepraszam… Źle się wyraziłem. Powinienem
powiedzieć naiwna.
– A to niby dlaczego?
– Nic, to nie moja rola, żeby ci to wyjaśniać
– powiedział. – Pamiętaj tylko, że nie wszyscy potrafią być tak szczerzy. My
możemy porozmawiać i wyjaśnić pewne, rzeczy, ale nie każdy to umie.
– Racja…
***
– Callan? – zdziwiłam się, gdy ktoś nagle
wszedł do mojego pokoju. – Pukać to już nie łaska? Co tym razem? – nastroszyłam
się.
– Jest już późno i nie chciałem sterczeć pod
drzwiami.
– A co chciałeś? Mam jeszcze dużo pracy.
– Zobaczyłem światło.
– Zobaczyłem światło.
– A co ty, ćma jesteś? – prychnęłam, marszcząc
brwi.
– Powinnaś iść spać – powiedział Callan.
– Chcę to najpierw skończyć.
– Jesteś ostatnio przemęczona. Od dłuższego
czasu ciężko pracujesz i niewiele śpisz, co widać. Dla twojej wiadomości,
bardzo widać, tak gdybyś nie miała tu lustra – oznajmił, z powagą i o dziwo bez
ani krzty złośliwości. – To, że od dłuższego czasu uparcie mnie unikasz i
uciekasz, gdy tylko zobaczysz mnie na horyzoncie, nie znaczy, że nie wiem.
– Kilka zarwanych nocy jeszcze nikomu nie
zaszkodziło – mruknęłam, wywróciwszy oczami. – Przeglądam archiwa, uczę się
tutejszej kultury i tak dalej… Żeby jak najszybciej przywyknąć do tego świata. Poza
tym muszę się przygotować przed spotkaniem z Irmagardą, skoro już tak się to
odwleka.
–
Potrzebujesz odpoczynku, a odpowiedź przyjdzie sama – stwierdził Callan i
zbliżywszy się, wziął mnie na ręce. Pisnęłam zaskoczona, gdy straciłam grunt
pod nogami i chwilę później leżałam już na łóżku, przykryta kołdrą po sam nos.
– Śpij – rozkazał Callan. – Zostanę tu, dopóki nie zaśniesz. Przypilnuję, żebyś
porządnie wypoczęła, bo twój głupi i bezsensowny upór zaczyna mnie wkurzać.
Póki tu jestem, nikt ci nic nie zrobi.
– Nie jestem dzieckiem – zaprotestowałam,
próbując wydostać się spod kołdry.
Nie pozwolił mi na to.
– Nie jesteś, ale wbrew temu, co wszystkim
powtarzasz, boisz się. Jesteś przerażona, dlatego wolisz czuwać, a strach
spychasz gdzieś na bok, oddając się pracy.
– Co? – zdziwiłam się.
Callan miał rację. Bałam się. Cały czas. Mimo
wszystko w zamku nadal czułam się obca i niezbyt mile widziana. Przerażała mnie
każda rozmowa, każde wyjście na korytarz. Jednak najbardziej przestraszyłam się
po tym, jak Viviane została zaatakowana. W dodatku czułam się, jakby to była
moja wina.
Przyparłam Irmagardę do muru i ugryzła. Wtedy
pomyślałam, że mogę być następna. I o tyle, o ile raz szczęśliwie wyszliśmy z
tego wszyscy cało, drugi raz mogło się tak nie zdarzyć. Chociaż czuwanie na
niewiele się zdawało, skoro nie potrafiłam się bronić.
– Zaskoczona, że wiem? – Nie odpowiedziałam,
usta zaciskając w wąską linię. – Widzisz, mam swoje sposoby. Zresztą jesteś o
sto lat za młoda, żeby mnie oszukać.
– Dlaczego ty zawsze… – wymamrotałam, ale
otulona ciepłą kołdrą, nie mogłam już dłużej walczyć ze snem i zamknęłam oczy.
Tej
nocy spałam spokojnym i głębokim snem.
Super rozdział. Nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzyżby Callan zakochał się w Nigmet?
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następbego rozdziału. Pozdrawiam i weny życzę
No bez jaj, ten rozdział komentowałam. Nie wiem czemu przegapiłam następy, dopiero z najnowszym zobaczyłam, że jest Oo I tak dla przyzwoitości się cofnęłam i... Noż przecież pamiętam jka z tego brechtałam: co widać. Dla twojej wiadomości, bardzo widać, tak gdybyś nie miała tu lustra .
OdpowiedzUsuńxd xd xd
No nic.
No nic!
W każdym razie, Callan wreszcie zachował się jak Callan ;D Jebbutnoł ją do wyra i dobranoc ;D Ciekawe czy faktycznie jej pilnował, czy usnął ;D to był naprawdę fajny motyw.
Tonnes nie żyje.
Hm. Szkoda mi go nie jest ale... Kurwa, z tymi intrygami. Mózg mi paruje. :D