Obudziłam
się niezwykle wypoczęta i pełna energii. Spojrzałam w stronę odsłoniętego okna
i uśmiechnęłam się, widząc cudowny, słoneczny dzień. Przy łóżku coś się
poruszyło i zaniepokojona przeniosłam wzrok na śpiącego Callana. Siedział na
krześle tuż obok, ale jego ręce i głowa spoczywały na jednej z poduszek.
Po
cichu wstałam, żeby go nie zbudzić i okryłam kocem. Przez chwilę przyglądałam
mu się, jak spał. Nawet wtedy marszczył brwi, kiedy kosmyk czarnych włosów
połaskotał go po nosie. Delikatnie odgarnęłam włosy z jego twarzy i
uśmiechnąwszy się, wyszłam z pokoju.
Ruszyłam do pokoju Viviane, żeby z nią
porozmawiać. Byłam pewna, że już wstała, bo słońce było już wysoko na niebie, a
nasza królowa raczej należała do rannych ptaszków. Po drodze jednak spotkałam
Joshue.
– Dzień
dobry, Nigmet – powiedział. – Wyglądasz dziś na niezwykle wypoczętą.
– I tak
jest – przyznałam, po czym dodałam: –
Dzień dobry, Joshua.
– To
doskonale, bo właśnie dowiedziałem się, że hrabina Irmagarda dzisiaj wraca –
oznajmił. – Będzie tutaj wczesnym popołudniem. Czy przygotować spotkanie?
– Tak,
bardzo proszę. Tymczasem idę się zobaczyć z Viviane.
–
Oczywiście.
–
Dziękuję za pomoc, Joshua – rzuciłam na odchodne i ruszyłam na spotkanie z Viviane.
Zapukałam do drzwi i weszłam do środka.
Uśmiechnęłam się, widząc Reynalda, czuwającego nad Viviane. Siedział zapatrzony
w nią, kiedy przeglądała kolejne raporty na jej biurku. Tak uroczo razem wyglądali,
ale żadne jakoś do końca nie wiedziało, jak się za to zabrać.
– Hej,
gołąbeczki – zaśmiałam się. – Widzę, że tak samo zakochani, jak zawsze.
– Co? –
spytała zaskoczona Viviane. Było widać, że nie zrozumiała, o co mi chodzi. – O
czym ty mówisz, Nigmet?
– O
niczym – westchnęłam, zerkając na Reynalda, który dla odmiany nie odezwał się
ani słowem na moje powitanie, tylko zmrużył oczy. – No cóż… Widać niektórzy nie
są zbyt domyślni…
– Tak,
jakbyś była na odpowiednim miejscu do gadania – skwitował Reynald.
– Mi
tam obojętnie, czy mówię stojąc tu, czy tam – prychnęłam, nie wiedząc, o czym
mówi.
–
Wyglądasz dziś dużo lepiej – powiedziała Viviane. – Nie jesteś już taka blada.
To dobrze.
– Tak.
Wyspałam się dziś za wszystkie czasy. Przepraszam, że musieliście się martwić.
–
Widziałaś dziś Callana? – strapił się Reynald. – Od rana nie mogę go znaleźć.
– Nie…
Nie widziałam człowieka. Kto to w ogóle jest?
– Wiesz
coś?
– Nie.
Poważnie, nie mam pojęcia gdzie się podział – skłamałam, bo jakoś ciężko było
mi się przyznać, że całą noc pilnował mojego pokoju. – Ray, zostawisz nas na
chwilę?
–
Pewnie.
–
Dzięki – powiedziałam jeszcze nim zniknął za drzwiami. – Jak się masz Viviane?
–
Dobrze, już nie musisz się martwić – padło w odpowiedzi. – Odkąd Reynald i
Callan są przy mnie, nie boję się już.
– A
zwłaszcza odkąd Reynald tu jest – zauważyłam, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Strasznie się przyjacielscy zrobiliście.
– Co?
Nie! – zaprzeczyła pospiesznie Viviane. – Nie zrobiłabym ci czegoś takiego.
– Mi? –
zdziwiłam się. – A co ja mam do tego.
– No bo
ty i Reynald…
– Bo ja
i Reynald, co?
– Bo
wy… Nie? – Viviane spojrzała na mnie z nadzieją. – Bo ja myślałam…
– A
skąd taki pomysł? – zapytałam rozbawiona. – Przecież wiesz, że Reynald
właściwie przygarnął mnie z ulicy.
–
Zawsze się tak o ciebie troszczył, dużo o tobie mówił. Jeszcze podczas naszej
podróży. Tak się denerwował, kiedy ty i Callan się od nas oddzieliliście, więc
myślałam...
– Nie
Viviane – powiedziałam, uśmiechając się łagodnie. – My nie. Ze wszystkich
rzeczy na tym świecie, jakich jestem pewna, to tego akurat najbardziej. Reynald
jest z natury troskliwy i jestem mu bardzo wdzięczna, bo gdyby wtedy się mną
nie zainteresował, być może nie byłoby mnie już na tym świecie – stwierdziłam.
– Jest wspaniałym przyjacielem i nie zawahałabym się powierzyć mu swojego
życia, ale zapewniam cię, że nie ma tutaj nic ponad to. Ani z mojej ani z jego
strony.
–
Rozumiem.
– No,
bo żeby pomyśleć, że ja i on… że my… –
parsknęłam śmiechem. – Jesteś taka urocza. Zupełnie niepotrzebnie zamartwiałaś
się, kiedy nawet nie było czym.
– Wcale
nie – zaprotestowała Viviane, czerwieniąc się lekko. – To nie tak.
– „Nie
tak” – prychnęłam. – Kilka dni temu ktoś targnął się na twoje życie, ale twoim
największym zmartwieniem okazuje się być to, co łączy mnie z Reynaldem. To
faktycznie bardzo nie tak. Z tobą jest coś nie tak – śmiałam się. – No, ale
przynajmniej jesteś bardzo szczera w swoich słowach i czynach. Także ze sobą.
– Rany,
Nigmet – naburmuszyła się Viviane i również się uśmiechnęła. – Jesteś czasami
naprawdę wredna.
– Tylko
czasami? Chyba muszę się bardziej postarać
– A
właśnie, miałaś do mnie jakąś sprawę? – zapytała.
– Ach,
cóż… Tak, w pewnym sensie – przyznałam. – Chciałam po raz ostatni…
– Daje
ci wolną rękę, Nigmet – oznajmiła Viviane, jakby domyślając się, co chciałam
powiedzieć. – Już to mówiłam, ufam tobie i twoim osądom. Obiecaj mi tylko, że
będziesz ostrożna.
–
Obiecuję, że będę ostrożna i że doprowadzę to do końca. Już wszystko wiem.
– W
takim razie czekam na wynik.
– Pewnie – rzuciłam na odchodne i wyszłam.
Reynald stał nieopodal na korytarzu, teraz spoglądał na mnie z zaciekawieniem.
– Już masz ją całą dla siebie.
– Co
tam tak wesoło było? – zapytał, ignorując moją zaczepkę.
–
Obgadywałyśmy cię.
–
Naprawdę?
– Kto
wie? – zaśmiałam się, wzruszywszy ramionami. – Później jeśli znajdziesz chwilę
to chciałabym z tobą jeszcze porozmawiać. Ale to później – dodałam i ruszyłam
do swojego pokoju. Zajęło mi to dłuższą chwilę, jako, że zamkowe korytarze były
raczej długie i czasem zdawały się ciągnąć nieskończoność. – Eili?
–
Przyniosłam śniadanie – usłyszałam i szatynka uśmiechnęła się do mnie ciepło. –
Chociaż w pierwszej chwili muszę przyznać, że byłam zaskoczona.
– Wciąż
tam jest?
– Przed
chwilą jeszcze był, więc raczej tak, więc przygotowałam śniadanie dla was
obojga.
–
Dziękuję, Eili. Jesteś niezawodna – stwierdziłam.
– Nigmet,
nie wiem czy słyszałaś, że złapano najemników, którzy zaatakowali królową –
oznajmiła nagle, widząc moją reakcję, dodała: – Czyli nie słyszałaś…
–
Złapali ich? Jak? Gdzie?
– Nocna
straż znalazła ich dzisiaj poturbowanych i związanych nieopodal twojego pokoju.
–
Gdzieś tutaj?
– Tak.
Prawdopodobnie byłaś ich kolejnym celem, odkąd nie udało im się zabić królowej
– stwierdziła Eili, robiąc zmartwioną minę. – Tym razem wszystko dobrze się
skończyło, ale musisz uważać…
– To
wiele wyjaśnia – stwierdziłam, marszcząc brwi. – Dziękuję za informację, Eili –
dodałam i odebrałam od niej tacę ze śniadaniem.
– Dasz
radę?
–
Jasne. Jeszcze raz dzięki – mruknęłam i weszłam do pokoju. W tej samej chwili
Callan podniósł się i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. – Co powiesz na
wspólne śniadanie?
– Nah… Widziałem już o poranku lepsze rzeczy –
skwitował. – Wolałbym jakąś ładną, skąpo ubraną kobietę, a nie…
– Co
jak co, ale w to ci akurat nie uwierzę. Nie jesteś taki, choć wciąż wredny –
prychnęłam. – Poza tym jestem twoją przyjaciółką. Nie muszę ci się podobać.
– Zero
zabawy.
–
Siadaj albo sama wszystko zjem.
–
Będziesz wtedy gruba i brzydka – skwitował Callan, ale dołączył do mnie.
–
Wszystkie nie mogą być piękne i skąpo ubrane. – mruknęłam. – Callan – powiedziałam po chwili. – Będę
potrzebować dzisiaj twojej pomocy.
– A
kiedy mnie nie potrzebowałaś niby?
Westchnęłam
tylko.
– Będę
się dzisiaj widziała z Irmagardą. Chciałbym, żebyś w tym czasie aresztował jej
męża, a potem i ją.
– Czyli
sprawa skończona?
– To
zależy jak pójdzie rozmowa.
–
Nigmet?
– Nie
wiem – mruknęłam, wzruszywszy ramionami – Jedz. Nie zostało nam dużo czasu.
***
–
Dziękuję za zaproszenie – powiedziała Irmagarda, wchodząc do pomieszczenia, ale
jej uśmiech był tak sztuczny, jak tylko sztuczny mógł być. Przez chwilę miałam
nawet ochotę spytać, czy nie pęknie jej twarz, ale powstrzymałam się od
komentarza. – Chociaż jest to dość
niespodziewane.
–
Niespodziewane? – powiedziałam, unosząc brwi. – Od dobrych kilku dni miałam
wrażenie, że próbuje pani tego spotkania uniknąć, więc raczej nie ma w tym nic
niespodziewanego.
– Skąd
ten pomysł? – strapiła się kobieta. – Byłam tylko odwiedzić starego przyjaciela.
–
Oczywiście – mruknęłam. – Herbaty?
– Nie,
dziękuję. Nie zabawię tu długo.
–
Śpieszy się gdzieś pani, hrabino? – zapytałam.
–
Jeszcze nie widziałam się z córką od mojego powrotu – padło w odpowiedzi. –
Przyszłam tu dowiedzieć się tylko, jaką królewski doradca może mieć do mnie
sprawę.
– Cóż…
Wiele się ostatnio wydarzyło. Zapewne słyszała pani o ataku na królową Viviane
– zaczęłam.
–
Słyszałam. Teraz już strach przebywać w zamku, jeśli obcy ludzie mogą tu od tak
wejść i kogoś zaatakować.
– To
nie byli jacyś tam obcy ludzie – odparłam, marszcząc brwi. – To była dobrze
zorganizowana grupa najemników. Znali rozkład zamku, wszystko.
– To
bardzo niepokojące. Mam nadzieję, że ich złapali.
–
Oczywiście – powiedziałam i popiłam herbaty. – Zostali złapani, kiedy
najprawdopodobniej próbowali dla odmiany targnąć się na moje życie. Czyli ktoś
kazał im zmienić cel.
– No
dobrze, ale mogłybyśmy już przejść do rzeczy? – zniecierpliwiła się Irmagarda.
– Śpieszy mi się.
– Do
rzeczy. No dobrze, więc tak jak mówiłam, złapano tych ludzi. Wiadomym jest, że
ktoś im zapłacił. Ktoś, kto miał sporą kwotę z szantażu hrabi Oddsteina –
powiedziałam. – I z moich źródeł wynika, że ty za tym stoisz.
– To
kpina!
–
Doprawdy? – zaśmiałam się, gdy Irmagarda oburzona wstała od stołu. – Hrabia
Oddstein potwierdził szantaż, mam też świadka, który widział, jak komunikujesz
się z przywódcą wynajętej grupy, a hrabia Tonnes potwierdziłby waszą
współpracę. Gdyby żył, ale kazałaś go zabić, czyż nie?
–
Słucham? – mruknęła Irmagarda. – Tonnes nie żyje?
– Czy
ja mówię niewyraźnie? – syknęłam rozeźlona. – Ktoś pomógł mu uciec i zabił go.
Ciało znaleziono nad rzeką.
– Ja nie…
– W tym
momencie to bez znaczenia. Mamy dowody twojej zdrady, hrabino Irmagardo.
Zostajesz oskarżona o zdradę stanu – oznajmiłam tryumfalnie. – Są dowody,
świadkowie i motyw. Wszystko to przedstawię dzisiaj królowej Viviane. To ona
zdecyduje o twoim losie, hrabino.
– Nie!
To nie ja!
– Jednak
możemy pójść na ugodę. Powiesz mi wszystko, co wiesz, a może się uratujesz –
powiedziałam. – Do tego czasu możesz rozważyć, czy chcesz współpracować –
dodałam.
Ale Irmagarda nie wyglądała na zadowoloną z
tej propozycji. Wyciągnęła z rękawa sztylet i zaatakowała mnie. Nie drgnęłam.
Ostrze i tak nie zdołałoby mnie dosięgnąć, bo Callan w porę chwycił kobietę za
ramię i odebrał jej broń, po czym oddał strażom.
Odetchnęłam z ulgą.
–
Nigmet – odezwał się Callan, gdy straż zabrała już szamoczącą się hrabinę. –
Wiesz…
– Tak,
tak. Wiem – ucięłam. – To było ryzykowne.
– Co,
gdybym nie zdążył?
– Jakoś
tak… Miałam przeczucie, że zdążysz – stwierdziłam, uśmiechając się radośnie. –
Zawsze jesteś na czas, żeby mi pomóc – dodałam i podeszłam do Callana, by
pocałować go w policzek. – Dziękuję. Za wszystko.
– Skąd
wiedziałaś?
– Kto
wie – skwitowałam. – No, to została do zrobienia ostatnia rzecz.
– Jaka?
–
Złapać pomysłodawcę – wyszeptałam. – Tego, który skrywa się w cieniu.
– To
nie była Irmagarda?
– Była
raczej podwykonawcą. Jej mina na wieść o śmierci Tonnesa… Ona naprawdę nie
miała pojęcia.
– Mogła
udawać.
– Nie
udawała. Była przerażona. Jak gdyby uświadomiła sobie, że ona będzie następna –
rzuciłam na odchodne. – Liczę na ciebie, Callan.
Przy łóżku coś się poruszyło i zaniepokojona przeniosłam wzrok na śpiącego Callana. Siedział na krześle tuż obok, ale jego ręce i głowa spoczywały na jednej z poduszek.
OdpowiedzUsuńpffff, wiedzialam! Ale kurwa nie umiem sobie wyobrazic tej pozycji, w ktorej zasnal. jak na krzesle i jednoczesnie na poduszce... Oo nie umiem!
Nawet wtedy marszczył brwi, <-- toż to domena Grimmjow ;D akurat odswiezalam sobie rozdzialy po szatni to od razu mi sie kojarzy xd
– Tak, jakbyś była na odpowiednim miejscu do gadania – skwitował Reynald. <-- Hmm. Nie bardziej, tak jakbyś była odpowiednim człowiekiem? Który się powinien/może wypowiadać na dany (miłości!) temat?
– Widziałaś dziś Callana? – strapił się Reynald. – Od rana nie mogę go znaleźć.
– Nie… Nie widziałam człowieka. Kto to w ogóle jest?
xdxdxd ahahahaha!! :D to tak jak striker i nie znam czlowieka! pacz, a nie przeczytalam rozdzialu przed tym, zanim to napisalam ;D kradniemy sobie mysli!
cos duzo skojarzen mam dzisiaj. chyba mi sie mozg zawiesil po tej grze -.-
– Nie Viviane – powiedziałam, uśmiechając się łagodnie. – My nie.
hahahaha xd zajebiscie to brzmi
Później jeśli znajdziesz chwilę to chciałabym z tobą jeszcze porozmawiać <--- Później, jeśli znajdziesz chwilę, to chciałabym z tobą jeszcze porozmawiać
Sniadanie z Callanem. Ale omg, robi sie gorąco. I nie mam na myśli skąpo ubranuch kobiet, żadnych xd
O kurwa. Ta koncowka z Irmagardą wbiła by mnie w fotel, gdybym akurat jakis miala do siedzenia... Chce powiedziec, ze to była dobrze rozpisana i przeprowadzona akcja. Niby oczywista, ze Irmagarda cos knuje, ze ona za tym stoi, jej zachowanie, pospiech ja zdradzalo, a jednak do samego konca nie bylam pewna. No i pojawilo sie koniec koncow cos zagadkowego.Cien i to kto w nim sie czai.
No, że krzesło obok łóżka i se tak sie oparł i zasnął? Czy coś?
UsuńMoże to jacyś bardzo dalecy krewni.
Ej, dialogów mi się nie czepiaj. Rey nie jest profesorem polskiego. Niektóre rzeczy są celowo.
Za dużo ze sobą przebywamy, stąd to.
*roll eyes* nie trzeba byc profesorem zeby sklecic porzadnie zdanie! :D
Usuń