– Czyli sprawa zakończona? – uradowała się Viviane, a jej oczy aż lśniły.
– I nie podejrzewasz już Joshuy?
– Nie… Bardzo mi pomógł.
– A słyszałam, że zaprosił cię na kolację – powiedziała Viviane,
klasnąwszy w dłonie. – Chyba cię polubił.
– Nie sądzę – mruknęłam, wywracając oczami. Spojrzałam błagalnie na
Callana i Reynalda, którzy cały czas przyglądali się wymianie zdań. – Jestem
pewna, że to nie to.
– Daj spokój. Rozmawiałam z nim dzisiaj – upierała się Viviane. – Chyba
nie odrzucisz zaproszenia?
– Nie wiem. Myślałam o tym – przyznałam. – Nie mam powodu, żeby się z nim
spotkać.
– No oczywiście. W końcu zaprosił cię tylko przez grzeczność – prychnął
Callan.
– Zazdrosny? – zakpił Reynald, za co oberwał od przyjaciela sójkę w bok.
– Chyba ty.
– Oj, chłopaki – wtrąciłam się, patrząc na nich z ukosa. – Jak chcecie,
to możecie iść zamiast mnie na tą kolację.
– Czyli idziesz – podchwyciła Viviane.
– Zlituj się – jęknęłam. – Rey, zrób coś…
– No poddaj się Nigmet, nie wygrasz tym razem – roześmiał się Reynald.
– Wybierzemy ci jakąś piękną suknie – rozmarzyła się Viviane. – Joshua
będzie oczarowany.
– W nic się nie będę przebierać!
– Nigmet, nie daj się prosić.
– Nie! Nie! I nie! – krzyknęłam. – Nie ma mowy! Zresztą to dopiero jutro
– dodałam.
– Ale przyznaj, Nigmet, trochę się cieszysz, nie? – powiedział Reynald, a
ja poczułam, że się rumienię.
– On jeszcze nie wie, z kim ma do czynienia. Daję mu maks tydzień i mu
się odechce – mruknął Callan.
– Po prostu jesteś zazdrosny – odparła Viviane.
– Niby o co?
– Bo nie miałeś odwagi zaprosić Nigmet na kolację – wtórował Reynald.
– Pfff! Za to jadłem z nią śniadanie – padło w odpowiedzi i widziałam
zdziwienie malujące się na twarzy naszych przyjaciół. – Po tym jak spędziliśmy
razem noc.
– To nie było tak! – zaprotestowałam. – Nie prowadzaj ich w błąd!
– No jak nie – ciągnął dalej. – Spaliśmy razem, a rano przywitałaś mnie
prawie naga ze śniadaniem.
– Callan! Nie gadaj im głupot! – fuknęłam, czując na sobie spojrzenia
przyjaciół. – A najlepiej w ogóle się zamknij!
– Widzę, że radzicie sobie lepiej, niż myślałem – powiedział Reynald,
wciąż lekko oszołomiony.
– No przecież on wam kity wciska – jęknęłam zrozpaczona. – Nic się nie
wydarzyło. Nie wierzcie mu. Śniadanie dostał z litości, bo Eili je przyniosła.
– To też niedobrze. Młody mężczyzna i kobieta całą noc w jednym pokoju i
nic – zaśmiał się Reynald, a ja zmarszczyłam brwi. – Coś tu jest nie tak..
Pytanie tylko kto zawinił.
– Bo Nigmet jest pyskata i nieatrakcyjna.
– Albo ty nie umiesz zadowolić kobiety – odgryzłam się, gromiąc go
spojrzeniem.
– Uuuu, to ci dogadała – zaśmiał się Reynald.
– Koniec tego dobrego – rzekłam, przerywając zabawę. – Viviane, za chwilę
jest posiedzenie rady.
– To prawda. I chciałabym, żebyś poszła ze mną.
– I tak miałam zamiar się podhaczyć, jako twój doradca – skwitowałam. –
To ważne, żebym była na bieżąco z takimi rzeczami.
Cała nasza czwórka ruszyła do sali tronowej, gdzie różni ministrze i urzędnicy
mieli przedstawić sprawozdania z ostatniego miesiąca. Po drodze jednak ktoś nas
zatrzymał. Był to młody mężczyzna, ubrany tak samo jak rycerze Gwardii
Królewskiej.
– Nukki! – uradowała się Viviane i praktycznie rzuciła mu się na szyję. –
Jak ja cię dawno nie widziałam.
– A to ci niespodzianka – mruknęłam pod nosem i szturchnęłam Raynalda
lekko w bok. – Wiesz coś o tym?
– Nie…
– Pozwólcie, że przedstawię wam Nukkiego – powiedziała Viviane, zwracając
się do nas. – Jesteśmy przyjaciółmi z czasów dzieciństwa. Nukki jest z Gwardii
Królewskiej i jest...
– Synem Oddsteina – dokończyłam za nią. – Nie?
– Tak. To prawda.
– Nukki, to jest Nigmet – wyjaśniła Viviane. – A obok to Reynald i
Callan.
– Wiem – padło w odpowiedzi. – Słyszałem o nowych członkach Gwardii. Tak
samo jak i królewskim doradcy – dodał, kłaniając się.
– To dobre czy złe rzeczy? – zaśmiałam się.
– Uratowałaś mojego ojca i oczyściłaś z podejrzeń. Chciałem ci za to
podziękować.
– Uratowałam… To trochę za duże słowo – stwierdziłam z powagą. – Nie
zrobił, niczego złego, więc to naturalne. Zresztą to ja go podejrzewałam…
– Podejrzewałaś hrabię Oddsteina? – jęknęła Viviane. – Wujek jest
najukochańszym człowiekiem, jakiego znam.
– Jeszcze raz, dziękuję Nigmet – powiedział Nukki, przyklęknąwszy na
jedno kolano, chwycił moją dłoń i ucałował. – Jeśli mogę się jakoś odwdzięczyć…
– Już powiedziała, że nie ma takiej potrzeby – wtrącił się Callan, stając
między nami. – Tak ciężko to zrozumieć?
– Oto prawdziwy rycerz – zaśmiał się Reynald. – Ale Nukki chciał tylko
podziękować, nie ma się, o co wściekać, Call.
– Wybacz, Nukki – powiedziałam spokojnie. – Callan nie miał na myśli nic
złego. On tylko tak wygląda, jakby nienawidził całego świata.
– Kto nienawidzi cały świat? – prychnął.
– No dobra, tak się też zachowuje, ale w duszy to prawdziwy kłębuszek
miłości – dodałam z uśmiechem i poklepałam Callana po plecach.
– Kłębuszek czego?
– Wygląda na to, że znalazłaś sobie bardzo specyficznych przyjaciół,
Viviane – powiedział Nukki.
– Sami mnie znaleźli – odparła radośnie.
***
Udało mi się przeforsować swoją wersję i na kolację z Joshuą poszłam ubrana
normalnie, a nie w jakąś różową sukienkę, do której próbowała mnie przekonać
Viviane. Joshua był naprawdę czarujący i kolację spędziliśmy bardzo miło.
Zjedliśmy przepyszny posiłek okraszony lampką czerwonego, wytrawnego wina.
Nawet ja umiałam stwierdzić, że musiało być wiele warte.
– Dasz się namówić jeszcze na mały spacer po ogrodzie? – zapytał Joshua,
gdy chciałam się już zbierać do siebie. – Bardzo proszę.
– Cóż… Chyba nie zaboli – zaśmiałam się i ramię w ramię ruszyliśmy do
królewskiego ogrodu.
Słońce powoli zachodziło, a wrzawa w zamku już ucichła. Wszystko powoli
szło spać. Kwiaty skąpane w złocistym świetle wyglądały przepięknie. Była to
naprawdę romantyczna sceneria na spacer we dwoje. Nawet mi zaczynało się to
powoli podobać.
– Cieszę się, że przyjęłaś moje zaproszenie – stwierdził Joshua i
uśmiechnął się szarmancko.
– Viviane nie pozwoliłaby mi się wykręcić – przyznałam rozbawiona. – Ale
nie dlatego się zgodziłam.
– W takim razie muszę jej podziękować, bo wspaniale spędziłem ten czas w
twoim towarzystwie.
– Ja też świetnie się bawiłam.
– Ale tobie również chciałem podziękować – oznajmił Joshua.
– Mi? Za co? – zdziwiłam się.
– Za to, że dałaś mi szansę oczyścić się z zarzutów, że nie wydałaś
mojego sekretu oraz za uratowanie Viviane i królestwa.
– W takim razie zatrzymaj te podziękowania na później – powiedziałam z
powagą. – Sprawa jeszcze nie została zamknięta.
– Nie? Czy podejrzewasz kogoś jeszcze?
– Irmagarda nie była pomysłodawcą całej sprawy. Współpracowała z
Ejvaldem, ale gdy wyczuła, że jego sława nie potrwa zbyt długo, przyłączyła się
do kogoś innego. Tak samo jak Tonnes.
– Wiesz już, kto to? – zapytał zatroskany Joshua.
– Tak. Myślę, że tak – odparłam spokojnie. – Wpadłam na pewien trop i nie
spocznę, dopóki nie doprowadzę tego do końca.
– Jesteś naprawdę odważna. I niezwykle bystra.
– Dziękuję.
– Szkoda tylko, że taka uparta – westchnął Joshua, a jego normalny wyraz
twarzy ustąpił miejsca okrutnemu uśmiechowi. – Naprawdę nie chciałem cię
zabijać, ale…
– Dobrze wiesz, że musiało dojść do tej konfrontacji – prychnęłam
odsuwając się. – Oboje doskonale stwarzaliśmy pozory. Nawet nasi przyjaciele
się nie zorientowali, że walka wciąż trwa – dodałam i sięgnęłam po sztylet od
Reynalda. – Przez długi czas sama nie byłam pewna…
– Tego szukasz? – zaśmiał się Joshua, pokazując mi mój sztylet.
– Kiedy ty? – jęknęłam, czując jak krew odpływa mi z twarzy. – Kiedy
zdążyłeś go zabrać?
– To naprawdę nie było trudne. Jesteś bardzo nieostrożna – padło w
odpowiedzi i Joshua zamachnął się ostrzem.
Byłam pewna, że już po mnie. Nie miałam się jak bronić, więc zamknęłam
oczy, zasłaniając się rękami. Usłyszałam głuche tąpnięcie i dźwięk metalu.
Dopiero wtedy odważyłam się otworzyć oczy. Zobaczyłam przed sobą Callana.
Walczył z Joshuą i na szczęście wygrywał.
– Straże! – krzyknęłam i gdy Reynald zjawił się wraz z kilkoma rycerzami,
rozkazałam: – Aresztować Joshuę! Za zdradę królowej i morderstwo hrabi Tonnesa.
– Jasna sprawa, Nigmet. Zajmiemy się tym – powiedział Rey, choć
niewątpliwie wyglądał na zdziwionego całym zajściem. – Callan, zabierz stąd
Nigmet.
– Chodź, idziemy – usłyszałam i zamarłam.
– Callan, ty…
– Nic mi nie jest – mruknął, ciągnąc mnie za sobą.
– Ty krwawisz – jęknęłam. – Sztylet…
– Ten twój sztylecik muchy by nie zabił – syknął Callan, ale wbrew temu,
co powiedział, osunął się po chwili na ziemię.
– Callan! – krzyknęłam. – Lekarza! Wezwijcie lekarza!
Proszę, proszę, przypuszczenia się sprawdziły, a my mamy Nukkiego. Callan coś się zazdrosny zrobił. I tak pogawędka, jakoby coś się wydarzyło. Milutko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
– Pfff! Za to jadłem z nią śniadanie – padło w odpowiedzi i widziałam zdziwienie malujące się na twarzy naszych przyjaciół. – Po tym jak spędziliśmy razem noc.
OdpowiedzUsuńserio... xd troll stulecia.
westchnął Joshua, a jego normalny wyraz twarzy ustąpił miejsca okrutnemu uśmiechowi
no przeciez wiedzialam ze cos z nim jest nie tak.
– Ten twój sztylecik muchy by nie zabił – syknął Callan, ale wbrew temu, co powiedział, osunął się po chwili na ziemię.
o kurwa.
o kurwa...
...
zniszczę cię, jeśli to się nie skonczy tak jak chce. wiesz o tym?
kurwa callana mi zabijajo.
Musi być napięcie, cicho. Jesteśmy w połowie tej części dopiero. Druga połowa jest jeszcze lepsza <3 Nie mogę się doczekać reakcji :D
Usuń