Siedziałam zapatrzona w śpiącą twarz Callana. Minęło już kilka dni od
incydentu z Joshuą i chociaż lekarz mówił, że rokowania są niezłe, on wciąż się
nie budził. Rana nie była aż tak „poważna”, ale stracił wiele krwi. Zresztą też
był osłabiony. Ostatnie tygodnie nie były dla naszej grupy łaskawe. Wszyscy
byliśmy zmęczeni.
Ale to przeze mnie Callan leżał teraz nieprzytomny i nikt nie umiał powiedzieć
dlaczego. Nawet lekarz nie znał odpowiedzi. Ciężko było, więc stwierdzić czy i
kiedy się obudzi. A wszystko moja wina. Dlatego czuwałam przy nim dzień i noc,
uznając to za swój obowiązek. Poza tym był moim przyjacielem… Ochronił mnie.
Wszystko dlatego, że działałam nierozważnie. Poczułam się bezpiecznie,
wiedząc, że mam go po swojej stronie. Myślałam, że to swoim życiem ryzykuję, a
nie czyimś. Byłam głupia. Tak strasznie głupia… A teraz jedyne, co mogłam
zrobić to, czuwać przy nim. Przynajmniej dopóki się nie obudzi.
Odgarnęłam ostrożnie grzywkę z jego czoła i upewniłam się, że nie urosła
mu temperatura. Pierwsza noc była straszna. Miał gorączkę, majaczył, ale nie
obudził się. Zajmował się nim najlepszy lekarz w stolicy. Ja sama nic nie
mogłam zrobić. Nic poza zmienianiem okładów i trzymaniem go za rękę.
Ziewnęłam przeciągle i wstałam, żeby rozprostować kości. Odsłoniłam okno.
Nadszedł kolejny ranek. Na szczęście obyło się bez kłopotów, ale nie było też
widać poprawy. Wróciłam z powrotem na swoje miejsce koło łóżka i siedziałam
dalej, trzymając ciepłą dłoń Callana.
– Nigmet… Nigmet… – usłyszałam i otworzyłam oczy.
– Callan? – wymamrotałam, przecierając oczy. – Ach… Ray… Coś się stało?
– Nig, idź odpocząć. Siedzisz tu niemal bez przerwy od trzech dni.
Wykończysz się.
– Nie. Nic mi nie jest.
– Nigmet, martwimy się o siebie.
– To nie ja leżę nieprzytomna, tylko Callan – mruknęłam, marszcząc brwi.
– A wszystko przeze mnie.
– Ale nie pomożesz mu, jeśli zemdlejesz z przemęczenia.
– Nic mi nie będzie.
– Nigmet, ktoś będzie przy nim czuwał, idź odpocząć – upierał się
Reynald, lecz ja pokiwałam przecząco głową. – Viviane, proszę… Ty z nią
porozmawiaj – zwrócił się do dziewczyny, która właśnie stanęła w drzwiach.
– Reynaldzie, zostaw to mnie – odparła i zbliżywszy się, przykucnęła
obok. – Nigmet…
– To moja wina – powtórzyłam, ledwo powstrzymując się od płaczu.
– Skoro czujesz się winna to po prostu nie narażaj się więcej –
powiedziała łagodnym, ale stanowczym głosem. – I nie doprowadzaj się do takiego
stanu jak teraz. To nie ma sensu. Próbujesz się ukarać? Zamiast robić sobie
krzywdę, powinnaś wypocząć i cierpliwie czekać, aż Callan się obudzi. A gdy to
zrobi, po prostu go przeproś. Jestem pewna, że nie będzie się gniewał.
Odetchnie za to z ulgą, wiedząc, że jesteś bezpieczna.
– Ale…
– Nigmet, dobrze wiesz, że mam rację – ciągnęła dalej i położyła dłonie
na moich ramionach. – Wyglądasz jak duch. Jesteś tak zmęczona, że zasypiasz na
siedząco. Callan nie będzie zadowolony, jeśli zobaczy cię w takim stanie. Gdy
się obudzi powinnaś przywitać go wypoczęta i z uśmiechem na ustach, żeby nie
żałował, żeby wiedział, że jego poświęcenie nie poszło na marne.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Wiedziałam, że Viviane ma rację.
Wiedziałam, że tak nijak mu nie pomogę, ale nie potrafiłam odejść. Za bardzo
się martwiłam. W zasadzie sama już nie wiedziałam, dlaczego tam siedzę. Czy
bardziej z troski, czy poczucia winy.
– Przepraszam – wyszeptałam, pospiesznie ocierając łzy. – Już się
ogarniam.
– W porządku, Nigmet. Wiem, że się martwisz, ale Callan wyzdrowieje. Jego
życiu nic nie zagraża. A jeśli obudzi się pod twoją nieobecność, na pewno cię
poinformujemy.
***
Drzwi się otworzyły i Reynald obserwował jak Viviane odprowadza Nigmet do
jej pokoju. Upewnił się, że żadna z nich nie wróci i dopiero wtedy wszedł do
pomieszczenia, w którym spał Callan.
– Nie sądzisz, że już wystarczy? – zapytał, marszcząc groźnie brwi. –
Poniekąd cię rozumiem, więc nie wydałem cię przed nimi, ale powinieneś już
skończyć. Myślę, że dostała nauczkę.
– Jak się zorientowałeś?
Callan spojrzał na Reynalda, mrużąc oczy.
– Bo wydawało mi się, że widzę, jak się uśmiechasz.
– Zasłużyła sobie. Nie leżałbym tutaj, gdyby nie zgrywała odważnej –
mruknął Callan.
– Nie leżałbyś tutaj, gdybyś jak kretyn nie skoczył z balkonu i nie dał
sobie wbić sztyletu – zauważył Reynald, krzyżując ręce na piersi. – Nigmet ma
już nauczkę. Męczenie jej dłużej byłoby podłe.
– Też nie jesteś święty, skoro mnie nie wydałeś. Poza tym sam niedawno
się obudziłem.
– Domyślam się.
– Obudziłem się chyba chwilę po tym, jak ona przysnęła.
– I patrzyłeś jak śpi? – zapytał Reynald.
– Tak.
– I wpadłeś na jakże genialny plan gnębienia jej?
– Zadziwiające jak ty mnie rozumiesz – zakpił Callan.
– Wiesz, że czuwała przy tobie przez cały czas? Praktycznie nie spała. Do
siebie wracała tylko po to, żeby się wykąpać i przebrać. A potem znowu wracała
tutaj... Aż przykro było patrzeć.
– Kto by pomyślał, że potrafi być taka troskliwa – zaśmiał się Callan.
– Mam ochotę ci przywalić w tą ledwo zasklepioną ranę – wyznał po chwili
Reynald. – Oczywiście, że jest troskliwa. Może nawet bardziej, niż nam się
wydaje.
– Do czego pijesz?
– Nie wiemy, jaki jest jej świat. Nie wiemy, jakie panują tam zasady. Nie
wiemy, jakie wiodła życia – oznajmił z powagą Reynald i przysiadł na skraju
łóżka. – Na pewno jest tam bardzo inaczej, niż tutaj. To widać na pierwszy rzut
oka. Jestem pewien, że na wiele rzeczy patrzy zupełnie inaczej, niż my czy
nawet Viviane.
– To na pewno.
– Zauważyłeś, że nigdy specjalnie nie opowiadała o swoim świecie?
– Nie pytaliśmy.
– Daj spokój. Kiedyś próbowałem. Jedyne, co opowiedziała to, że wiewiórki
nie podchodzą do ludzi, bo żyją w jakiś parchach. Ale odniosłem wrażenie, że
wcale nie miała ochoty sobie przypominać.
– Myślisz… – Callan spojrzał pytająco na przyjaciela. – Myślisz, że ona
wcale nie chce tam wracać?
– Tak myślę. Nawet jeśli przyzwyczaiła się do tego świata i chciała nam
pomóc, zbyt łatwo zrezygnowała z szansy powrotu do domu. I za bardzo się
wściekła, gdy powiedziałeś, że źle zrobiła – stwierdził z powagą Reynald. –
Zazwyczaj nie reaguje tak emocjonalnie. Nie w twoim przypadku. Nigmet dobrze wie,
że masz niewyparzony jęzor.
– I po co mi to mówisz?
– Chcę, żebyś nie był dla niej taki szorstki. Tego nie widać, ale ona
jest naprawdę wrażliwa. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie i jak zabrałem ją do
wioski. Na dwa dni zamknęła się w pokoju i tylko spała. Myślę, że była naprawdę
przerażona…
– Nadal nie rozumiem, po co mi to mówisz – prychnął Callan.
– Żebyś mógł, chociaż odrobinę ją zrozumieć – odparł Reynald. – Chociaż
spróbuj.
– Rozumiem lepiej, niż myślisz.
– Niech się wyśpi, później powiem jej, że się obudziłeś.
***
– Obudził się? – wyszeptałam, patrząc z niedowierzaniem na Reynalda i
zerwałam się z łóżka, pędząc do drzwi.
– A ty dokąd? – zapytał, blokując mi wyjście. – Chcesz wyjść tak ubrana?
Spojrzałam
po sobie i westchnęłam.
– Zapomniałam… – westchnęłam. – Zaraz się przebiorę. Dzięki za
informację.
Gdy tylko Reynald wyszedł, pospiesznie założyłam codzienne ubrania,
przeczesałam włosy, nawet nie kłopocząc się spinaniem ich i pognałam do pokoju
Callana. Nie do końca wiedziałam, co zrobię, jak już tam dotrę, ale musiałam na
własne oczy zobaczyć, że się obudził.
– Callan! – krzyknęłam, wparowując do środka.
– Pukać to już nie łaska? – westchnął, kiwając głową z dezaprobatą.
Nie wyglądał jednak, jakby się gniewał. I chyba miał się dość dobrze.
Odetchnęłam z ulgą. A potem zamarłam, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
Chciałam go przeprosić, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Stałam, rozglądając się
nerwowo po pokoju.
On wpatrywał się we mnie wyczekująco. Najwyraźniej nie wiedział, o co mi
chodzi. Wzięłam głęboki oddech i przeniosłam wzrok na niego.
– Jak się czujesz? – zapytałam, a on wzruszył ramionami. – Przepraszam…
To wszystko moja wina. Przepraszam… Przepraszam. Gdyby nie ja, nie zostałbyś
ranny – ciągnęłam dalej.
– Chodź tu – powiedział nagle, przerywając mi tym samym.
Posłusznie spełniłam polecenie i podeszłam. Pokazał ręką, że mam usiąść.
To też zrobiłam. Przycupnęłam na samym brzegu, odwrócona tak, żeby widzieć jego
twarz, opierałam się na ręce. Wtedy zacisnął dłoń na moim nadgarstku i
pociągnął tak, że na moment straciłam równowagę. W ostatniej chwili udało mi
się podeprzeć drugą, ale i tak moja twarz była niebezpiecznie blisko jego. Cała
zesztywniałam. Roześmiał się tylko.
– Co? – jęknęłam.
– Sprawdzałem, czy jesteś cała.
– W taki sposób?! – fuknęłam wściekle i wstałam, odsuwając się jak
najdalej. – Chyba niepotrzebnie się martwiłam, skoro złośliwości się ciebie
trzymają.
– Byłaś tak zdenerwowana, że aż żal było tego nie wykorzystać. Sama jesteś
sobie winna.
– Jesteś okropny – mruknęłam. – Cieszę się, że nic ci nie jest – dodałam
już ciszej, niemal niedosłyszalnie.
– Czyli nic się nie zmieniło. Nie masz, za co przepraszać.
– Świetnie – skwitowałam. – W takim razie mogę spokojnie wracać do pracy
– rzuciłam na odchodne i wyszłam.
Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, oparłam się o nie i wzięłam kilka
głębszych oddechów. Zaskoczył mnie wtedy i wciąż jeszcze się nie uspokoiłam.
Najważniejsze jednak, że się obudził. I miał się dobrze, skoro był w stanie
sobie ze mnie żartować.
– Nigmet, wszystko w porządku? – wyrwało mnie z zamyślenia i
przestraszona spojrzałam na Orlaith.
– Tak, wszystko gra – odparłam i uśmiechnęłam się. – Właściwie masz
świetne wyczucie czasu. Wciąż nie przedstawiłam cię Viviane. Pora to naprawić.
– To na pewno dobry pomysł?
– A tam, nie gadaj głupot. Oczywiście, że dobry. Chodź – powiedziałam,
prowadząc ją przez zamkowe korytarze.
Dotarcie do zachodniego skrzydła zamku zajęło nam dobrych kilkanaście minut,
ale najważniejsze, że nie zgubiłam drogi. Zapukałam do drzwi. Otworzyła je
zaskoczona Viviane. W towarzystwie Reynalda.
Popatrzyłam na nich chwilę i zapytałam:
– To może ja przyjdę później?
– Nie, skąd! Wejdź, proszę – powiedziała pospiesznie Viviane.
– Właśnie wychodziłem – dodał Reynald i oddalił się pospiesznie, co było
co najmniej podejrzane.
– Kto to?
– Orlaith, poznaj królową Viviane – zaśmiałam się radośnie. – Viviane,
poznaj Orlaith. Pomagała mi przy zbieraniu informacji o spiskowcach –
wyjaśniłam spokojnie. – Przybyła tu w poszukiwaniu swojej siostry, Shayan,
która zdaje się być uwikłana w bardzo niepokojącą sprawę.
– Niepokojącą? – zdziwiła się Viviane.
– Shayan należy do Legionu Nowego Świata.
– Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
– Działają w cieniu, nie przykuwając uwagi – oznajmiła Orlaith. – Gdyby
nie to, że moja siostra do nich dołączyła, nie wiedziałabym o ich istnieniu.
– Nigmet?
– Na razie udało ci się ustabilizować sytuację w zamku i stolicy, więc w
królestwie powinien zapanować spokój – zaczęłam. – A na pewno będziemy pracować
w tym kierunku. Jednak to, co Orlaith opowiedziała mi o Legionie Nowego Świata
brzmi naprawdę niepokojąco i chciałabym się przyjrzeć tej sprawie bliżej. Mogą
stanowić realne zagrożenie dla nas i innych państw.
– To rzeczywiście bardzo niepokojące – przyznała Viviane.
– Przyprowadziłam tutaj Orlaith, żeby opowiedziała ci to samo, co
opowiedziała mi – ciągnęłam dalej. – Zaczniemy poszukiwania od zamkowej
biblioteki oraz plotek krążących po mieście. Zresztą na razie muszę być w
pobliżu. Wciąż mamy tu wiele do zrobienia, więc informacji będę szukać w wolnej
chwili, nie zaniedbując obowiązków. Gdy dowiemy się czegoś więcej na pewno cię
poinformuję. W zasadzie wtedy będziemy już się musieli naradzić w nieco
większym gronie.
– Dobrze, rozumiem – odparła Viviane. – Możecie też zapytać Nukkiego.
Przez długi czas nie było go w stolicy. Może słyszał jakieś pogłoski.
– Dobrze, będę pamiętać.
Nadrobione. Kurczę, ten Callan to jest kawał drania, ale w sumie to go lubię. Wkurza, ale wzbudza sympatię. No i dobrze, że już nic mu nie jest.
OdpowiedzUsuńNigmet uświadomiła sobie znów, że to nie jest zabawa. To dobrze. Nie zawsze będzie miała pod ręką Callana, poza tym musi być świadoma, że każde jej działanie pociąga za sobą konsekwencje, na które czasami może w ogóle nie wpaść.
Pozytywny rozdział. Zobaczymy, jak potoczy się to dalej.
Pozdrawiam
oczywiscie przeczytalam wczesniej, ale zabraklo mi czasu (wow) zeby od razu skomentowac.
OdpowiedzUsuńdziwne tak i podejrzane ze callan sie tak dlugo nie budzi. mysle sobie:wtf. w koncu nie odniosl powaznej rany (czemu w cudzyslowie powazna?), krwi stracił, no jasne, ale noz powinien sie zregererowac. zaczynam sie zastnawiac, co bylo nie tak z tym ostrzem. i zaczynam sie bac.
co mogłam zrobić to, <-- , przed to
– Nigmet… Nigmet… – usłyszałam i otworzyłam oczy.
noz kurwa, juz myslalm, ze sie budzi no. -.- nieładnie. grasz na emocjach.
Skoro czujesz się winna - ,
po prostu,po prostu, mam racje, ma racje - mignelo mi co pradwa nie az tak blisko siebie zebt zaraz powtorzenie, ale mimo wszystko - mozna by podmienic.
No rozumiem uczucia Nig, kuzwa, tez bym przy nim siedziala. Rozumiem tez Viv i wlasnie to, ze ma poniekad racje, ale mysle, ze dopiero gdybym sama byla wtakiej sytuacji przekonalabym sie czy dalabym sie odciagnac od wyra czy nie.
– Nie sądzisz, że już wystarczy? – zapytał, marszcząc groźnie brwi. – Poniekąd cię rozumiem, więc nie wydałem cię przed nimi, ale powinieneś już skończyć. Myślę, że dostała nauczkę.
ŁO KURRRRRRWA. ŁO KURWA!!!!!! a to CHUJ! xd xd xd a to chuj jebany!!!!! to ON sie bawi naszymi uczuciami, kutas jeden :D ALE ZYJE xd ło w chuj, wlazło w chuj aaaahahahahahah xd xdx d
– Bo wydawało mi się, że widzę, jak się uśmiechasz.
aaaaa! aaahahaha, no nie moge dalej. co za gnoj! :D
bardzo inaczej, zupelnie inaczej. wiem, mowi to bohater, wiec, nie mowie, ze masz poprwiac, mowie, ze widze, a jak widze, pewno ja bym se zmienila, ale ja to ja, ty to ty, wiadomo.
że wiewiórki nie podchodzą do ludzi, bo żyją w jakiś parchach.
:D:D dobre. to mi sie podoba. tu czaje :D
Eeeech, relacje nig- cal naprawde mi sie podobaja. chyba zaczynam ich shipowac. znaczy pewno to robie od dawna ale teraz oficjalnie. i wgl rey tlumaczacy calowi o tym swiecie nig itd. heh, cal nie psrawia wrazeia kogos kto by sie przeja takimi pogadaknami, ale coz, mysle, ze sie przeja, no.
mialam wrazenie, ze jak nig przedstawi or viv to ona ja edzie nagle skads znac. wgl nie ufam jakos dalej tej orlaith. najpierw ja polubilam, ae potem przestalam jej ufac. moze przez te intrygi juz wszystkich zaczelam podejrzewac.
zro wytchnienia! ciagle cos sie dzieje!
Nie, wypowiedzi bohaterów nie będę zmieniać. Są zamierzone. Ty myślisz, że w rozmowie ludzie się zastanawiają, czy jak coś powiedzą to będzie powtórzenie, czy nie? Nope. A zauważ jeszcze, że to raczej nie są bohaterowie o strasznie szerokim zasobie słownictwa. I tak nie używam tu specjalnych archaizmów ani niczego, ale wypowiedzi są przemyślane i jak najbardziej celowe.
UsuńTak, wiem. Callan = chuj. To wiemy nie od dziś właściwie, ale za to go kochamy.
I gut, jeśli nie wszystko jest jeszcze jasne i nie wiesz, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Bardzo dobrze. Na razie nie zaprzeczam, ani nie potwierdzam. Jestem ciekawa, czy się skapniesz dalej :D Bo nawet ja długo nie wiedziałam, kto będzie po czyjej stronie.