Słońce powoli zachodziło za horyzontem, gdy
dotarliśmy do rezydencji hrabi Areza. Wysiedliśmy z powozu, karety, karocy –
jakkolwiek – i skierowaliśmy się z wolna w stronę głównego wejścia. Nie my
jedyni. Wszyscy goście powoli się zjeżdżali, a zaraz w holu witał ich właśnie
hrabia Arez.
Okazał się być bardzo sympatycznym, starszym
panem o serdecznym uśmiechu spod gęstych, siwych wąsów i bystrym spojrzeniu
przerażająco niebieskich oczu. Ubrany w odświętny strój, oparty o ręcznie
rzeźbioną laskę. Zapewne wiele wartą, jak na szlachcica przystało.
–
Nukki! – uradował się, rozpościerając ramiona. – Mój drogi, cieszę się, że znów
cię widzę. Och? – zatrzymał się w pół kroku, gdy tylko mnie dostrzegł. – A cóż
to za urocza dama zaszczyciła nas dzisiaj swoją obecnością?
– Nigmet, poznaj hrabiego Areza, naszego
dzisiejszego gospodarza – odezwał się Nukki. – Wuju, oto Nigmet, moja
dzisiejsza towarzyszka.
– Moje
uszanowanie – ukłonił się mężczyzna, całując grzbiet mojej dłoni. – Życzę
udanej zabawy.
–
Bardzo dziękuję, hrabio. To zaszczyt pana poznać – zaświergotałam, a Nukki rzucił
mi znaczące spojrzenie.
Od swojego powrotu do zamku, zdążył poznać
mnie już na tyle, by wiedzieć, że to zachowanie nie jest dla mnie naturalne. A
jednak coraz lepiej dawałam sobie radę podczas takich okazji. Zaprezentowałam
obu panom słodki uśmiech i wraz z Nukkim skierowaliśmy się do głównej sali,
gdzie gromadzili się wszyscy goście.
– Kogo
moje oczy widzą – usłyszałam, rozpoznając głos Oddsteina. – Królewski doradca u
boku mojego syna?
–
Witam, hrabio – odparłam radośnie. – Zdrowie dopisuje?
– Tak,
jak najbardziej…
– Nie
brzmisz przekonująco – mruknęłam, lustrując swojego rozmówcę. – Czyżby moja
obecność tutaj była ci nie w smak, hrabio?
– Skąd...
Stwierdziłem, że pora oddać sprawy królestwa młodym i usunąłem się w cień –
padło w odpowiedzi. – W końcu Viviane jest w dobrych rękach.
–
Rozumiem.
– Niemniej
jestem zaskoczony widząc cię w towarzystwie mojego syna.
– Cóż…
To…
–
Chociaż z drugiej strony, pozbył się dzięki tobie problemów, a ty możesz się
przyjrzeć nowym osobom – zaśmiał się Oddstein.
– Więc
zorientowałeś się, hrabio?
–
Oczywiście. Jeszcze nie zgłupiałem na tyle, by pomyśleć w tej sytuacji
cokolwiek innego.
–
Wygląda na to, że cię nie doceniłam, hrabio – przyznałam z uśmiechem. – Znasz
swojego syna o wiele lepiej, niż sądziłam.
–
Oczywiście, zresztą nie wyglądasz na osobę zainteresowaną statusem społecznym
czy tytułem – rzekł spokojnie Oddstein. – Gdyby było inaczej, podejrzewam, że
królowa już dawno by ci je przyznała. Ma do ciebie ogromne zaufanie.
– Cóż,
uznam to za komplement – skwitowałam. – To prawda, tytuł mnie nie interesuje.
–
Podejrzewam nawet, że byłby ci bardzo nie na rękę.
– Och,
tak uważasz, hrabio? – udałam zdziwienie.
–
Doskonale orientujesz się, jakie konsekwencje pociąga za sobą tytuł. Nie
wydajesz się także zainteresowana małżeństwem, więc starasz się bronić przed
tym jak możesz – teraz to Oddstein się zaśmiał. – Odmówienie tytułu może jednak
nie pomóc za bardzo – ostrzegł mnie konspiracyjnym szeptem. – Jako królewski
doradca i tak jesteś już celem wielu rodzin. Zostanie królewskim urzędnikiem
tylko pogorszy sprawę. Tak naprawdę nieważne, co zrobisz, prędzej czy później
będziesz musiała się z tym zmierzyć.
–
Widzę, że jesteś zorientowany w sytuacji, hrabio – powiedziałam, patrząc na niego
spod przymrużonych powiek. – Nukki wspominał o moim egzaminie?
– Nie.
Uznałem po prostu, że to najbardziej prawdopodobna opcja, biorąc pod uwagę
twoje dotychczasowe działania. Jak widać, miałem rację.
– Nie
podoba mi się ta rozmowa – oznajmiłam, krzywiąc się. – Szkoda, że nie byłeś
taki domyślny, podczas sprawy ze spiskowcami, hrabio - dodałam złośliwie.
– W
takim razie może zaszczycisz mnie tańcem?
– Z
przyjemnością – odparłam, uśmiechając się serdecznie. – Zwłaszcza, że Nukki
gdzieś zniknął.
– Arez
chciał z nim porozmawiać. Niebawem wróci.
Mężczyzna poprowadził mnie w głąb sali i
chwilę później dołączyliśmy już do tańczących na parkiecie par. Kolorowe suknie
wirowały w rytm muzyki, a ja nie mogłam wyjść z podziwu, że żadna z „dam”,
jeszcze przysłowiowo nie zaliczyła gleby. Sama musiałam bardzo uważać na kroki,
żeby nie wywinąć orła. Na szczęście Oddstein tańczył nadzwyczaj dobrze.
– Muszę
przyznać, że jesteś wyśmienitym tancerzem, hrabio.
– W
czasach młodości, byłem rozchwytywany na wszystkich balach – odparł z dumą, a
ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
–
Dlaczego, więc nie założyłeś rodziny? – zaciekawiłam się.
– Mam rodzinę
– padło w odpowiedzi.
– Nie o
tym mówię…
– To
długa historia, niewarta wspominania – stwierdził Oddstein i uśmiechnął się
gorzko.
– Chyba
rozumiem – mruknęłam pod nosem. – Czy to możliwe, że kochałeś królową
Ronnahi?
–
Bezpośrednia jak zawsze – roześmiał się, a ja obserwowałam grę emocji na jego
twarzy. – To prawda. Kochałem matkę Viviane, ale wybrała mojego przyjaciela.
Wycofałem się, pragnąc jedynie ich szczęścia, a Viviane traktowałem jak własną
córkę. Niestety nie potrafiłem jej pomóc… Nie potrafiłem uratować ani
przyjaciela, ani kobiety, którą kochałem przez całe życie.
–
Przykro mi – wyszeptałam, wyczuwając w jego słowach ogromny ból.
– Nie
ma ku temu powodu. Stare dzieje…
– Swoją
drogą… – zaczęłam, przypominając sobie o
czymś. – Słyszałeś może o Legionie Nowego Świata, hrabio?
– Nie,
nic mi to nie mówi. Co to jest?
– W
takim razie nieważne, ale gdybyś natknął się na jakąś informację, proszę
poinformować mnie albo Nukkiego.
–
Dobrze – zgodził się Oddstein i w tej samej chwili muzyka ucichła na moment. –
Dziękuję, że zaszczyciłaś mnie tańcem – dodał, kłaniając się.
– Ja
również dziękuję – odparłam i wróciliśmy w pobliże ściany, gdzie czekał już na
nas Nukki.
Obok niego stał hrabia Arez.
– Widzę,
że udało ci się jeszcze rozruszać tego starca – zażartował, na co Oddstein
westchnął ciężko, a ja dygnęłam, uśmiechając się od ucha do ucha. – Przepraszam, że nie mogłem od razu poświęcić
wam więcej czasu, ale musiałem powitać pozostałych gości.
– Ależ
nic się nie stało.
– Jest
pani dokładnie taka, jak to sobie wyobrażałem – usłyszałam i spojrzałam na
niego zaskoczona. – Doradca naszej młodej królowej jest w istocie bardzo
ciekawą, młodą damą. Dokładnie tak, jak to słyszałem.
–
Widzę, że moja sława mnie wyprzedza – skwitowałam rozbawiona.
–
Dziękuję pani bardzo za uratowanie tego starego głupca – oznajmił Arez i uśmiechnął się ciepło.
– Cóż…
Zrobiłam tylko, co do mnie należy…
– Ale
ja właściwie w innej sprawie. Pewna młoda pannica, chciałaby panią poznać, ale
nie ma odwagi. Czy zechciałaby pani…?
–
Oczywiście – odparłam i wraz z Nukkim podążyliśmy za Arezem. – Pani, poznaj
proszę Ruri.
– To
córka hrabiny Irmagardy – szepnął mi do ucha Nukki.
– Ruri,
poznaj proszę panią Nigmet.
Czułam się trochę niezręcznie, poznając córkę
ludzi, których sama wsadziłam do lochu. Mimo to uśmiechnęłam się ciepło, nie
pokazując po sobie niczego.
– Miło
mi cię poznać, Ruri – powiedziałam.
– To
zaszczyt – odparła, dygnąwszy z gracją.
Miała blond włosy, skręcające się w przepiękne
loki. Ich kolor zapewne odziedziczyła po ojcu, gdyż Irmagarda miała raczej ciemne
włosy. Oczy. Oczy za to miała po niej na pewno. Takie same, szarobłękitne,
chociaż nie przepełnione zawiścią, mimo tego, co się wydarzyło.
– Jak
się miewasz, moja droga? – zapytałam z troską.
–
Dobrze, dziękuję – odpowiedziała pospiesznie. – Wszystko to zawdzięczam
hrabiemu Arezowi, który przygarnął mnie po pojmaniu rodziców.
–
Przepraszam – wyszeptałam. – To musiało być dla ciebie trudne.
– Nie…
Doskonale rozumiem, że moi rodzice dopuścili się karygodnych zbrodni. To
naturalna kolej rzeczy, że zostali…
–
Jesteś bardzo dojrzała, ile masz lat?
– W tym
roku kończę piętnaście.
– Taka
młoda, a taka dojrzała – roześmiałam się i westchnęłam w duchu, myśląc o tym,
że dopiero kończyłaby teraz gimnazjum. Ale ten świat był inny. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, co
zrobiłam. Chociaż nie zdziwiłabym się… To musi być naprawdę trudne. Chciałabym
wynagrodzić ci to jakoś.
– W
takim razie… – zaczęła nieśmiało Ruri. –
Byłaby możliwość, bym odwiedziła moich rodziców?
–
Oczywiście! – wykrzyknęłam. – To nie będzie problem. Masz do tego prawo.
–
Dziękuję bardzo.
– Nie
ma za co, gdy przyjedziesz do zamku, zapewniam, że będziesz mogła spotkać się z
rodzicami.
***
Wróciliśmy do pałacu sporo po północy, a może
powinnam powiedzieć, że nad ranem. Wokół panowała absolutna cisza. Zakłócił ją
jedynie nasz przyjazd. Stukot podbitych podkowami kopyt odbijał się echem na
dziedzińcu, dopóki powóz się nie zatrzymał. Rozległo się rżenie koni i
woźnica otworzył nam drzwi. Wreszcie wydostałam się na zewnątrz i
przeciągnęłam.
– Dziękuję
Nigmet, że zgodziłaś się mi towarzyszyć – powiedział Nukki i ucałował grzbiet
mojej dłoni, kłaniając się przy tym.
– Ja
również dziękuję. Świetnie się bawiłam, a cała eskapada była z obopólną
korzyścią – stwierdziłam radośnie. – Dobranoc.
–
Odprowadzę cię – zaproponował Nukki, ale pokręciłam przecząco głową.
– Dziękuję,
ale chciałabym się jeszcze przez moment przewietrzyć – rzuciłam na odchodne. –
Dobranoc.
–
Dobranoc, Nigmet.
Przytrzymując przednią część sukni, by się nie
przewrócić, powoli ruszyłam w stronę ogrodu. Wydawało mi się, że widziałam tam kogoś. I
miałam rację. Stał na środku ogrodu, wpatrując się we mnie.
–
Dlaczego tutaj jesteś? – zapytałam, łapiąc się pod boki. – Powinieneś
odpoczywać. Zresztą jest środek nocy, wszyscy o tej porze śpią.
– Nie
wszyscy z tego, co widzę – skwitował. – Dlaczego nic nie powiedziałaś, że
wybierasz się z Nukkim na bal.
–
Myślałam, że wiesz. To nie była żadna tajemnica.
– Nie
dałaś też znać, że nie przyjdziesz jutro na lekcję.
– Bo nie miałam zamiaru jej odwoływać –
wyjaśniłam spokojnie i uśmiechnęłam się blado. – Do naszej lekcji wciąż zostało jeszcze kilka
godzin. Nie mogę od tak rezygnować z nauki, nawet jeśli postanowiłam przyjąć
zaproszenie.
– Wyglądasz…
–
Pięknie. Tak wiem – zaśmiałam się, ale Callana nie rozbawił mój żart.
–
Wyglądasz na zadowoloną. Chyba doskonale się bawiłaś – stwierdził, krzywiąc
się.
– Nie
byłam tam dla zabawy. Nie w tym celu też zostałam zaproszona.
–
Oczywiście…
– Nie
wierzysz mi? – zdziwiłam się.
–
Nikomu nic nie mówiąc poszłaś na bal z szarmanckim, czarującym rycerzem Gwardii
Królewskiej. Tak wystrojona nie byłaś nawet na balu koronacyjnym Viviane.
–
Zazdrosny? – spytałam z powątpiewaniem.
–
Chciałabyś…
– Masz
rację – wyszeptałam, westchnąwszy ciężko. – Masz całkowitą rację. Chciałam,
żebyś był choć odrobinę zazdrosny. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że udało mi
się osiągnąć cel, ale widocznie się myliłam.
–
Dlaczego?
Brzmiał na zdziwionego, ale nie potrafiłam
rozszyfrować wyrazu jego twarzy. Święcący jasno księżyc znajdował się za nim,
przez co w ogóle nie mogłam dostrzec, czy się uśmiecha, czy gniewa.
–
Dlaczego tutaj sterczysz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– Pytałem
o coś – zauważył.
– Bo
ja… Boże, chyba za dużo dziś wypiłam – westchnęłam, kręcąc głową z dezaprobatą
do samej siebie. – Ale dzięki temu dużo łatwiej przychodzi mi szczerość…
Callan… Ja chyba coś do ciebie czuję – wyznałam i podniosłam wzrok, by zobaczyć
jego reakcję.
Nie żartowałam. Byłam jak najbardziej poważna.
I normalnie pewnie przez myśl nie przeszłoby mi, żeby mu to powiedzieć, gdyby
nie alkohol, po którym przyjemnie szumiało mi w głowie. Tak… Gdyby nie alkohol, w
życiu nie odważyłabym się wymówić tych słów na głos. Oszukiwałabym go do końca
świata, starając się nie dać po sobie znać. I próbowałabym też oszukać siebie,
ale tego dnia odruchy obronne zawiodły.
Uświadomiłam sobie ten straszliwy fakt już
jakiś czas temu. Dokładniej w dniu aresztowania Joshuy. Gdy Callan stracił
przytomność i całą noc, gdy walczył o życie, modliłam się, by bogowie mi go nie
zabierali. Wtedy dotarło do mnie, że nie wiedzieć kiedy, zakochałam się w nim.
Nigdy
jednak nie pragnęłam być z nim. Nie ośmieliłabym się prosić o nic więcej, niż nasza
dalsza przyjaźń. Kolejne dni docinania sobie i zaufanie, którym się darzyliśmy.
Tylko że… Serce nie sługa. A Callan… Zdawało mi się, że też coś do mnie czuje. Niekoniecznie
obrzydzenie.
Był niezwykle troskliwy. Już od dawna. Ostatnimi
czasy zdawało mi się nawet, że bywa zazdrosny o to, że dobrze dogaduję się z
Reynaldem. Potem te nasze wspólne lekcje. Głębokie spojrzenia w oczy i dziwny
magnetyzm. Coś przyciągało mnie do niego i miałam wrażenie, że to działa w obie
strony.
Wyciągnął w moją stronę dłoń, jakby chciał
pogładzić mnie po policzku, ale zanim cokolwiek zrobił, cofnął ją.
–
Wydaje ci się – w trzech słowach złamał mi serce. Momentalnie zrozumiałam, jak
głupio postąpiłam. – Nic do mnie nie czujesz. Po prostu za dużo wypiłaś i masz
jakieś urojenia. Albo się ze mnie nabijasz. Mam nadzieje, że to to drugie.
–
Callan – wyszeptałam, zaciskając dłonie w pięści i wbijając sobie paznokcie w skórę niemal
do krwi. – Ja mówię poważnie… Ja cię… Kocham.
Chciałam zachować spokój, ale nie sądziłam, że
tak bardzo zabolą mnie jego słowa. Czułam, jak po moich policzkach spływają
łzy, a serce kruszy się, jak rozbita na podłodze szklanka. Na najdrobniejsze
kawałeczki. Zagryzłam wargę, ale to nic nie pomogło.
–
Zrozum, nie czujesz nic do mnie. Nie jesteś zakochana – ciągnął dalej, zupełnie
niewzruszony. – Wmówiłaś sobie to, bo się boisz, bo czujesz się samotna i
chcesz na siłę wypełnić pustkę.
W jednej chwili cały smutek przerodził się w
gniew.
– Masz
rację – przytaknęłam, ocierając łzy. – Masz cholerną rację. Nic do ciebie nie
czuję – wycedziłam, skupiając się na nowym odczuciu.
Zrozumiałabym, gdyby mnie po prostu odrzucił,
gdyby powiedział, że nic do mnie nie czuje lub że woli Viviane. Kogokolwiek
innego. Zrozumiałabym… Ale nie to, że na siłę próbował mi wmówić, że jest
inaczej niż w rzeczywistości. Przecież niczego sobie nie uroiłam. A on tak po
prostu zaprzeczył moim uczuciom, w żaden sposób nie chciał ich zaakceptować. To
bolało…
– Wiesz
co? Zapomnij o tym, co powiedziałam – poprosiłam, siląc się na uśmiech. –
Udajmy, że tego w ogóle nie było. A teraz dobranoc. Chyba muszę odpocząć –
stwierdziłam, udając, że ziewam, po czym dodałam: – I chyba faktycznie odpuszczę sobie
jutrzejszą lekcję.
I kolejną… I jeszcze następną. Najchętniej
zapadłabym się pod ziemię i już nigdy więcej go nie spotkała.
Callan, ty bucu! Mam ochotę go udusić. Nie można powiedzieć "a ja ciebie nie"? Takie to trudne? Co mu znowu chodzi po tym durnym łbie, to ja nie wiem. A żeby go trzasnęło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Skoro tak Ci źle, że nie mam żadnych podejrzeń, to kieruje teraz swoje wilcze oczy na Nukkiego. Jest jedyną osobą, która występuje w tekśie już i może miec powiazania z Legionem, oczywiście wg mnie, bo znając Cb pewno okaze sie ze to Callan -- albo reinald -.- albo ktos jeszcze mnie prawdopodobny xd
OdpowiedzUsuńże żadna z „dam”, jeszcze <-- zbedny ,
chociaż nie przepełnione zawiścią, <-- braklo mi tu czasownika, że były przepełnione
Dlaczego nic nie powiedziałaś, że wybierasz się z Nukkim na bal. - a nie ?
No wiedziałam, że tym kim będzie Cal. Po smokach on naprawde przypomina mi Haka. Jest moze mniej zboczony, to fakt, ale jest w stosunku do Nigmet tak samo opiekunczy.
dezaprobatą do samej siebie. <-- do siebie mozna czuc niesmak na przyklad, ale krecac z dezaprobata glowa to chyba NA siebie
– Masz rację – wyszeptałam, westchnąwszy ciężko. – Masz całkowitą rację. <-- cos bardzo czesto Nig ostatnie rozdzialy przyznaje racje Callanowi xd
Zdawało mi się, że też coś do mnie czuje. Niekoniecznie obrzydzenie.
xd xd nie ma jak optymizm
– Wydaje ci się
ooooo, ale cham burak i prostak. mowilam ze go lubie? WYDAWALO MI SIE.
a serce kruszy się, jak rozbita na podłodze szklanka <--- bez ,
– Masz rację – przytaknęłam, ocierając łzy. – Masz cholerną rację
xd
ale callan, masz rację. masz zupełną rację. jestes palantem xd
idiota z niego.
torturujesz. bo moglby tez wyznac swoje uczucia zamiast robic cyrk, no ale tak to nie bylby on. ja tam obstawiam ze mimo wszystko prawidlowa odpowiedz brzmi 'ja cb tez', tylko on sie zachowuje jak kretyn, chyba nie mogac uwierzyc w fakt, ze ktos takiego palanta pokochal. ciekawe czego mu trzeba zeby sie na to zdobyl, co sie musi stac? czeka az legion si na nia pokusi i wtedy jej bedzie wyznawal milosc, jak Nigmet cięzko ranna... ok poplynelam. ale to nie sa calkowice bezpodstawne spekulacje, bo tego osla nie ma kto w dupe kopnac! osobiscie bym to zrobila, tylko najpierw ubralabym glany.