Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



sobota, 4 marca 2017

Królestwo: Rozdział 12



             Słońce powoli zachodziło za horyzontem, gdy dotarliśmy do rezydencji hrabi Areza. Wysiedliśmy z powozu, karety, karocy – jakkolwiek – i skierowaliśmy się z wolna w stronę głównego wejścia. Nie my jedyni. Wszyscy goście powoli się zjeżdżali, a zaraz w holu witał ich właśnie hrabia Arez.
             Okazał się być bardzo sympatycznym, starszym panem o serdecznym uśmiechu spod gęstych, siwych wąsów i bystrym spojrzeniu przerażająco niebieskich oczu. Ubrany w odświętny strój, oparty o ręcznie rzeźbioną laskę. Zapewne wiele wartą, jak na szlachcica przystało.
              – Nukki! – uradował się, rozpościerając ramiona. – Mój drogi, cieszę się, że znów cię widzę. Och? – zatrzymał się w pół kroku, gdy tylko mnie dostrzegł. – A cóż to za urocza dama zaszczyciła nas dzisiaj swoją obecnością?
             – Nigmet, poznaj hrabiego Areza, naszego dzisiejszego gospodarza – odezwał się Nukki. – Wuju, oto Nigmet, moja dzisiejsza towarzyszka.
              – Moje uszanowanie – ukłonił się mężczyzna, całując grzbiet mojej dłoni. – Życzę udanej zabawy.
              – Bardzo dziękuję, hrabio. To zaszczyt pana poznać – zaświergotałam, a Nukki rzucił mi znaczące spojrzenie.
             Od swojego powrotu do zamku, zdążył poznać mnie już na tyle, by wiedzieć, że to zachowanie nie jest dla mnie naturalne. A jednak coraz lepiej dawałam sobie radę podczas takich okazji. Zaprezentowałam obu panom słodki uśmiech i wraz z Nukkim skierowaliśmy się do głównej sali, gdzie gromadzili się wszyscy goście.
              – Kogo moje oczy widzą – usłyszałam, rozpoznając głos Oddsteina. – Królewski doradca u boku mojego syna?
              – Witam, hrabio – odparłam radośnie. – Zdrowie dopisuje?
              – Tak, jak najbardziej…
              – Nie brzmisz przekonująco – mruknęłam, lustrując swojego rozmówcę. – Czyżby moja obecność tutaj była ci nie w smak, hrabio?
              – Skąd... Stwierdziłem, że pora oddać sprawy królestwa młodym i usunąłem się w cień – padło w odpowiedzi. W końcu Viviane jest w dobrych rękach.
              – Rozumiem.
              – Niemniej jestem zaskoczony widząc cię w towarzystwie mojego syna.
              – Cóż… To…
              – Chociaż z drugiej strony, pozbył się dzięki tobie problemów, a ty możesz się przyjrzeć nowym osobom – zaśmiał się Oddstein.
              – Więc zorientowałeś się, hrabio?
              – Oczywiście. Jeszcze nie zgłupiałem na tyle, by pomyśleć w tej sytuacji cokolwiek innego.
              – Wygląda na to, że cię nie doceniłam, hrabio – przyznałam z uśmiechem. – Znasz swojego syna o wiele lepiej, niż sądziłam.
              – Oczywiście, zresztą nie wyglądasz na osobę zainteresowaną statusem społecznym czy tytułem – rzekł spokojnie Oddstein. – Gdyby było inaczej, podejrzewam, że królowa już dawno by ci je przyznała. Ma do ciebie ogromne zaufanie.
              – Cóż, uznam to za komplement – skwitowałam. – To prawda, tytuł mnie nie interesuje.
              – Podejrzewam nawet, że byłby ci bardzo nie na rękę.
              – Och, tak uważasz, hrabio? – udałam zdziwienie.
              – Doskonale orientujesz się, jakie konsekwencje pociąga za sobą tytuł. Nie wydajesz się także zainteresowana małżeństwem, więc starasz się bronić przed tym jak możesz – teraz to Oddstein się zaśmiał. – Odmówienie tytułu może jednak nie pomóc za bardzo – ostrzegł mnie konspiracyjnym szeptem. – Jako królewski doradca i tak jesteś już celem wielu rodzin. Zostanie królewskim urzędnikiem tylko pogorszy sprawę. Tak naprawdę nieważne, co zrobisz, prędzej czy później będziesz musiała się z tym zmierzyć.
              – Widzę, że jesteś zorientowany w sytuacji, hrabio – powiedziałam, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. – Nukki wspominał o moim egzaminie?
              – Nie. Uznałem po prostu, że to najbardziej prawdopodobna opcja, biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe działania. Jak widać, miałem rację.
              – Nie podoba mi się ta rozmowa – oznajmiłam, krzywiąc się. – Szkoda, że nie był taki domyślny, podczas sprawy ze spiskowcami, hrabio - dodałam złośliwie.
              – W takim razie może zaszczycisz mnie tańcem?
              – Z przyjemnością – odparłam, uśmiechając się serdecznie. – Zwłaszcza, że Nukki gdzieś zniknął.
              – Arez chciał z nim porozmawiać. Niebawem wróci.
             Mężczyzna poprowadził mnie w głąb sali i chwilę później dołączyliśmy już do tańczących na parkiecie par. Kolorowe suknie wirowały w rytm muzyki, a ja nie mogłam wyjść z podziwu, że żadna z „dam”, jeszcze przysłowiowo nie zaliczyła gleby. Sama musiałam bardzo uważać na kroki, żeby nie wywinąć orła. Na szczęście Oddstein tańczył nadzwyczaj dobrze.
              – Muszę przyznać, że jest wyśmienitym tancerzem, hrabio.
              – W czasach młodości, byłem rozchwytywany na wszystkich balach – odparł z dumą, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
              – Dlaczego, więc nie założyłeś rodziny? – zaciekawiłam się.
              – Mam rodzinę – padło w odpowiedzi.
              – Nie o tym mówię…
              – To długa historia, niewarta wspominania – stwierdził Oddstein i uśmiechnął się gorzko.
              – Chyba rozumiem – mruknęłam pod nosem. – Czy to możliwe, że kochałeś królową Ronnahi?
              – Bezpośrednia jak zawsze – roześmiał się, a ja obserwowałam grę emocji na jego twarzy. – To prawda. Kochałem matkę Viviane, ale wybrała mojego przyjaciela. Wycofałem się, pragnąc jedynie ich szczęścia, a Viviane traktowałem jak własną córkę. Niestety nie potrafiłem jej pomóc… Nie potrafiłem uratować ani przyjaciela, ani kobiety, którą kochałem przez całe życie.
              – Przykro mi – wyszeptałam, wyczuwając w jego słowach ogromny ból.
              – Nie ma ku temu powodu. Stare dzieje…
              – Swoją drogą…  – zaczęłam, przypominając sobie o czymś. – Słyszałeś może o Legionie Nowego Świata, hrabio?
              – Nie, nic mi to nie mówi. Co to jest?
              – W takim razie nieważne, ale gdybyś natknął się na jakąś informację, proszę poinformować mnie albo Nukkiego.
              – Dobrze – zgodził się Oddstein i w tej samej chwili muzyka ucichła na moment. – Dziękuję, że zaszczyciłaś mnie tańcem – dodał, kłaniając się.
              – Ja również dziękuję – odparłam i wróciliśmy w pobliże ściany, gdzie czekał już na nas Nukki.
             Obok niego stał hrabia Arez.
              – Widzę, że udało ci się jeszcze rozruszać tego starca – zażartował, na co Oddstein westchnął ciężko, a ja dygnęłam, uśmiechając się od ucha do ucha.  – Przepraszam, że nie mogłem od razu poświęcić wam więcej czasu, ale musiałem powitać pozostałych gości.
              – Ależ nic się nie stało.
              – Jest pani dokładnie taka, jak to sobie wyobrażałem – usłyszałam i spojrzałam na niego zaskoczona. – Doradca naszej młodej królowej jest w istocie bardzo ciekawą, młodą damą. Dokładnie tak, jak to słyszałem.
              – Widzę, że moja sława mnie wyprzedza – skwitowałam rozbawiona.
              – Dziękuję pani bardzo za uratowanie tego starego głupca  – oznajmił Arez i uśmiechnął się ciepło.
              – Cóż… Zrobiłam tylko, co do mnie należy…
              – Ale ja właściwie w innej sprawie. Pewna młoda pannica, chciałaby panią poznać, ale nie ma odwagi. Czy zechciałaby pani…?
              – Oczywiście – odparłam i wraz z Nukkim podążyliśmy za Arezem. – Pani, poznaj proszę Ruri.
              – To córka hrabiny Irmagardy – szepnął mi do ucha Nukki.
              – Ruri, poznaj proszę panią Nigmet.
             Czułam się trochę niezręcznie, poznając córkę ludzi, których sama wsadziłam do lochu. Mimo to uśmiechnęłam się ciepło, nie pokazując po sobie niczego.
              – Miło mi cię poznać, Ruri – powiedziałam.
              – To zaszczyt – odparła, dygnąwszy z gracją.
             Miała blond włosy, skręcające się w przepiękne loki. Ich kolor zapewne odziedziczyła po ojcu, gdyż Irmagarda miała raczej ciemne włosy. Oczy. Oczy za to miała po niej na pewno. Takie same, szarobłękitne, chociaż nie przepełnione zawiścią, mimo tego, co się wydarzyło.
              – Jak się miewasz, moja droga? – zapytałam z troską.
              – Dobrze, dziękuję – odpowiedziała pospiesznie. – Wszystko to zawdzięczam hrabiemu Arezowi, który przygarnął mnie po pojmaniu rodziców.
              – Przepraszam – wyszeptałam. – To musiało być dla ciebie trudne.
              – Nie… Doskonale rozumiem, że moi rodzice dopuścili się karygodnych zbrodni. To naturalna kolej rzeczy, że zostali…
              – Jesteś bardzo dojrzała, ile masz lat?
              – W tym roku kończę piętnaście.
              – Taka młoda, a taka dojrzała – roześmiałam się i westchnęłam w duchu, myśląc o tym, że dopiero kończyłaby teraz gimnazjum. Ale ten świat był inny.  – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, co zrobiłam. Chociaż nie zdziwiłabym się… To musi być naprawdę trudne. Chciałabym wynagrodzić ci to jakoś.
              – W takim razie…  – zaczęła nieśmiało Ruri. – Byłaby możliwość, bym odwiedziła moich rodziców?
              – Oczywiście! – wykrzyknęłam. – To nie będzie problem. Masz do tego prawo.
              – Dziękuję bardzo.
              – Nie ma za co, gdy przyjedziesz do zamku, zapewniam, że będziesz mogła spotkać się z rodzicami.

***

             Wróciliśmy do pałacu sporo po północy, a może powinnam powiedzieć, że nad ranem. Wokół panowała absolutna cisza. Zakłócił ją jedynie nasz przyjazd. Stukot podbitych podkowami kopyt odbijał się echem na dziedzińcu, dopóki powóz się nie zatrzymał. Rozległo się rżenie koni i woźnica otworzył nam drzwi. Wreszcie wydostałam się na zewnątrz i przeciągnęłam.
              – Dziękuję Nigmet, że zgodziłaś się mi towarzyszyć – powiedział Nukki i ucałował grzbiet mojej dłoni, kłaniając się przy tym.
              – Ja również dziękuję. Świetnie się bawiłam, a cała eskapada była z obopólną korzyścią – stwierdziłam radośnie. – Dobranoc.
              – Odprowadzę cię – zaproponował Nukki, ale pokręciłam przecząco głową.
              – Dziękuję, ale chciałabym się jeszcze przez moment przewietrzyć – rzuciłam na odchodne. – Dobranoc.
              – Dobranoc, Nigmet.
             Przytrzymując przednią część sukni, by się nie przewrócić, powoli ruszyłam w stronę ogrodu. Wydawało mi się, że widziałam tam kogoś.  I miałam rację. Stał na środku ogrodu, wpatrując się we mnie.
              – Dlaczego tutaj jesteś? – zapytałam, łapiąc się pod boki. – Powinieneś odpoczywać. Zresztą jest środek nocy, wszyscy o tej porze śpią.
              – Nie wszyscy z tego, co widzę – skwitował. – Dlaczego nic nie powiedziałaś, że wybierasz się z Nukkim na bal.
              – Myślałam, że wiesz. To nie była żadna tajemnica.
              – Nie dałaś też znać, że nie przyjdziesz jutro na lekcję.
             – Bo nie miałam zamiaru jej odwoływać – wyjaśniłam spokojnie i uśmiechnęłam się blado.  – Do naszej lekcji wciąż zostało jeszcze kilka godzin. Nie mogę od tak rezygnować z nauki, nawet jeśli postanowiłam przyjąć zaproszenie.
              – Wyglądasz…
              – Pięknie. Tak wiem – zaśmiałam się, ale Callana nie rozbawił mój żart.
              – Wyglądasz na zadowoloną. Chyba doskonale się bawiłaś – stwierdził, krzywiąc się.
              – Nie byłam tam dla zabawy. Nie w tym celu też zostałam zaproszona.
              – Oczywiście…
              – Nie wierzysz mi? – zdziwiłam się.
              – Nikomu nic nie mówiąc poszłaś na bal z szarmanckim, czarującym rycerzem Gwardii Królewskiej. Tak wystrojona nie byłaś nawet na balu koronacyjnym Viviane.
              – Zazdrosny? – spytałam z powątpiewaniem.
              – Chciałabyś…
              – Masz rację – wyszeptałam, westchnąwszy ciężko. – Masz całkowitą rację. Chciałam, żebyś był choć odrobinę zazdrosny. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że udało mi się osiągnąć cel, ale widocznie się myliłam.
              – Dlaczego?
             Brzmiał na zdziwionego, ale nie potrafiłam rozszyfrować wyrazu jego twarzy. Święcący jasno księżyc znajdował się za nim, przez co w ogóle nie mogłam dostrzec, czy się uśmiecha, czy gniewa.
              – Dlaczego tutaj sterczysz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
              – Pytałem o coś – zauważył.
              – Bo ja… Boże, chyba za dużo dziś wypiłam – westchnęłam, kręcąc głową z dezaprobatą do samej siebie. – Ale dzięki temu dużo łatwiej przychodzi mi szczerość… Callan… Ja chyba coś do ciebie czuję – wyznałam i podniosłam wzrok, by zobaczyć jego reakcję.
             Nie żartowałam. Byłam jak najbardziej poważna. I normalnie pewnie przez myśl nie przeszłoby mi, żeby mu to powiedzieć, gdyby nie alkohol, po którym przyjemnie szumiało mi w głowie. Tak… Gdyby nie alkohol, w życiu nie odważyłabym się wymówić tych słów na głos. Oszukiwałabym go do końca świata, starając się nie dać po sobie znać. I próbowałabym też oszukać siebie, ale tego dnia odruchy obronne zawiodły.
             Uświadomiłam sobie ten straszliwy fakt już jakiś czas temu. Dokładniej w dniu aresztowania Joshuy. Gdy Callan stracił przytomność i całą noc, gdy walczył o życie, modliłam się, by bogowie mi go nie zabierali. Wtedy dotarło do mnie, że nie wiedzieć kiedy, zakochałam się w nim.
            Nigdy jednak nie pragnęłam być z nim. Nie ośmieliłabym się prosić o nic więcej, niż nasza dalsza przyjaźń. Kolejne dni docinania sobie i zaufanie, którym się darzyliśmy. Tylko że… Serce nie sługa. A Callan… Zdawało mi się, że też coś do mnie czuje. Niekoniecznie obrzydzenie.
             Był niezwykle troskliwy. Już od dawna. Ostatnimi czasy zdawało mi się nawet, że bywa zazdrosny o to, że dobrze dogaduję się z Reynaldem. Potem te nasze wspólne lekcje. Głębokie spojrzenia w oczy i dziwny magnetyzm. Coś przyciągało mnie do niego i miałam wrażenie, że to działa w obie strony.
             Wyciągnął w moją stronę dłoń, jakby chciał pogładzić mnie po policzku, ale zanim cokolwiek zrobił, cofnął ją.
              – Wydaje ci się – w trzech słowach złamał mi serce. Momentalnie zrozumiałam, jak głupio postąpiłam. – Nic do mnie nie czujesz. Po prostu za dużo wypiłaś i masz jakieś urojenia. Albo się ze mnie nabijasz. Mam nadzieje, że to to drugie.
              – Callan – wyszeptałam, zaciskając dłonie w pięści i wbijając sobie paznokcie w skórę niemal do krwi. – Ja mówię poważnie… Ja cię… Kocham.
             Chciałam zachować spokój, ale nie sądziłam, że tak bardzo zabolą mnie jego słowa. Czułam, jak po moich policzkach spływają łzy, a serce kruszy się, jak rozbita na podłodze szklanka. Na najdrobniejsze kawałeczki. Zagryzłam wargę, ale to nic nie pomogło.
              – Zrozum, nie czujesz nic do mnie. Nie jesteś zakochana – ciągnął dalej, zupełnie niewzruszony. – Wmówiłaś sobie to, bo się boisz, bo czujesz się samotna i chcesz na siłę wypełnić pustkę.
             W jednej chwili cały smutek przerodził się w gniew.
              – Masz rację – przytaknęłam, ocierając łzy. – Masz cholerną rację. Nic do ciebie nie czuję – wycedziłam, skupiając się na nowym odczuciu.
             Zrozumiałabym, gdyby mnie po prostu odrzucił, gdyby powiedział, że nic do mnie nie czuje lub że woli Viviane. Kogokolwiek innego. Zrozumiałabym… Ale nie to, że na siłę próbował mi wmówić, że jest inaczej niż w rzeczywistości. Przecież niczego sobie nie uroiłam. A on tak po prostu zaprzeczył moim uczuciom, w żaden sposób nie chciał ich zaakceptować. To bolało…
              – Wiesz co? Zapomnij o tym, co powiedziałam – poprosiłam, siląc się na uśmiech. – Udajmy, że tego w ogóle nie było. A teraz dobranoc. Chyba muszę odpocząć – stwierdziłam, udając, że ziewam, po czym dodałam:  – I chyba faktycznie odpuszczę sobie jutrzejszą lekcję.
             I kolejną… I jeszcze następną. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię i już nigdy więcej go nie spotkała.

2 komentarze:

  1. Callan, ty bucu! Mam ochotę go udusić. Nie można powiedzieć "a ja ciebie nie"? Takie to trudne? Co mu znowu chodzi po tym durnym łbie, to ja nie wiem. A żeby go trzasnęło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro tak Ci źle, że nie mam żadnych podejrzeń, to kieruje teraz swoje wilcze oczy na Nukkiego. Jest jedyną osobą, która występuje w tekśie już i może miec powiazania z Legionem, oczywiście wg mnie, bo znając Cb pewno okaze sie ze to Callan -- albo reinald -.- albo ktos jeszcze mnie prawdopodobny xd

    że żadna z „dam”, jeszcze <-- zbedny ,

    chociaż nie przepełnione zawiścią, <-- braklo mi tu czasownika, że były przepełnione

    Dlaczego nic nie powiedziałaś, że wybierasz się z Nukkim na bal. - a nie ?

    No wiedziałam, że tym kim będzie Cal. Po smokach on naprawde przypomina mi Haka. Jest moze mniej zboczony, to fakt, ale jest w stosunku do Nigmet tak samo opiekunczy.

    dezaprobatą do samej siebie. <-- do siebie mozna czuc niesmak na przyklad, ale krecac z dezaprobata glowa to chyba NA siebie

    – Masz rację – wyszeptałam, westchnąwszy ciężko. – Masz całkowitą rację. <-- cos bardzo czesto Nig ostatnie rozdzialy przyznaje racje Callanowi xd

    Zdawało mi się, że też coś do mnie czuje. Niekoniecznie obrzydzenie.
    xd xd nie ma jak optymizm

    – Wydaje ci się
    ooooo, ale cham burak i prostak. mowilam ze go lubie? WYDAWALO MI SIE.


    a serce kruszy się, jak rozbita na podłodze szklanka <--- bez ,

    – Masz rację – przytaknęłam, ocierając łzy. – Masz cholerną rację
    xd
    ale callan, masz rację. masz zupełną rację. jestes palantem xd

    idiota z niego.
    torturujesz. bo moglby tez wyznac swoje uczucia zamiast robic cyrk, no ale tak to nie bylby on. ja tam obstawiam ze mimo wszystko prawidlowa odpowiedz brzmi 'ja cb tez', tylko on sie zachowuje jak kretyn, chyba nie mogac uwierzyc w fakt, ze ktos takiego palanta pokochal. ciekawe czego mu trzeba zeby sie na to zdobyl, co sie musi stac? czeka az legion si na nia pokusi i wtedy jej bedzie wyznawal milosc, jak Nigmet cięzko ranna... ok poplynelam. ale to nie sa calkowice bezpodstawne spekulacje, bo tego osla nie ma kto w dupe kopnac! osobiscie bym to zrobila, tylko najpierw ubralabym glany.

    OdpowiedzUsuń