Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



poniedziałek, 20 marca 2017

Królestwo: Rozdział 13



             Stał po środku różanego ogrodu, obserwując jak Nigmet zaciska usta w wąską linię, rzuca mu ostatnie pełne żalu spojrzenie i odwraca się do niego plecami. Wpatrywał się w jej sylwetkę, dopóki nie zniknęła w mroku. Nie zatrzymał jej, chociaż bardzo chciał. Nie wykrzyczał jej imienia, chociaż cisnęło mu się na usta.
            Wiedział, że postąpił właściwie. Nawet, jeśli teraz ją zranił, ta rana w końcu się zagoi. Nie dbał o to tak długo, jak była bezpieczna. Miał świadomość, jak samolubnie postępuje, ale przecież obiecał przyjaciołom, że będzie ją chronił, sobie również i słowa zamierzał dotrzymać. Nie mógł jej w to wszystko wplątywać. W to wszystko, co jej nie dotyczyło.
            Właśnie dlatego tak było dobrze. Właśnie dlatego nie udawał, że kocha inną. Zaprzeczył jej uczuciom, bo wiedział, że to ją zdenerwuje. A gniew zawsze pomagał się pozbierać. Była silna, więc pewnie poradziłaby sobie i bez tego, ale wolał ją do siebie zrazić. Wystarczyło, że będzie ją chronił z ukrycia.
             Tak naprawdę dopiero teraz odetchnął z ulgą. Teraz, gdy nie mogła już zobaczyć jego miny. Zaskoczyła go. Tak cholernie zaskoczyła. W życiu nie spodziewał się, że powie mu coś takiego. Naprawdę nie wyglądała na kogoś, kto pierwszy wyznaje swoje uczucia. Ani trochę się nie spodziewał. Nigdy nie potrafił przewidzieć jej działań…

***

             – Hej – powiedziałam z uśmiechem, wchodząc do biblioteki. – Ty już od rana tutaj, Orlaith?
            – Nigmet? – Spojrzała na mnie zaskoczona. – Nie powinnaś mieć lekcji z Callanem?
             – Wiesz, mam też inne rzeczy do zrobienia – zauważyłam spokojnie. – Chciałam sprawdzić, jak idą twoje poszukiwania. Poza tym nie mogę męczyć Callana codziennie. Musi wyzdrowieć.
             – Ale przecież sam zaoferował pomoc…
             – On też nie zna pojęcia „mierz siły na zamiary”. Uwielbia się zachowywać, jakby zwyczajne zasady tego świata w ogóle go nie dotyczyły – roześmiałam się radośnie. – Właśnie dlatego ktoś inny musi wykazać się rozwagą i go przypilnować.
             – Skoro tak mówisz…
             – Poza tym jesteśmy w bibliotece. Tutaj też mogę się wiele nauczyć, a dzięki Callanowi mam świetne podstawy.
             – Wszystko w porządku? – zapytała Orlaith, przyglądając mi się niepewnie.
            – Tak. Dlaczego?
             – Nie wiem… Wyglądasz jeszcze na zmęczoną. Masz podkrążone oczy…
             – Przyznaję, trochę się nie wyspałam – odparłam, uśmiechając się. – Przecież wczoraj byłam z Nukkim na balu i późno wróciliśmy.
             – Powinnaś jeszcze trochę pospać.
             – Nie mogę leniuchować – oznajmiłam, podchodząc bliżej i obejrzałam jedną z rozłożonych na stosie książek. – Masz coś?
            – Nie. Poszperałam trochę w legendach i takich tam. Pomyślałam, że przecież Legion Nowego Świata musiał wziąć skądś swoją ideologię, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
             – Rozumiem. Teraz jak tak o tym myślę… Założę się, że jesteś dobrze obeznana w historii tego świata. Może mogłabyś mi trochę pomóc?
             – Tak, to prawda – przytaknęła Orlaith. – Ale nie wiem, czy jestem w stanie zastąpić Callan.
            – Nie bądź taka skromna.
             – Znasz legendę o tym, jak wybrano pierwszych władców?
             – Tak. Callan mi ją kiedyś opowiedział…
             – Potrafisz wymienić królestwa?
             – Silvaterra, Flosterra, Ingaria, Wschodnia Republika Salitudine, Glaciem Infrostem? – wymieniłam po chwili zastanowienia. – Oprócz tego jest jeszcze Święta Ziemia i Pustkowie.
            – Dokładnie. W legendzie o pierwszych władcach, którą wszyscy znają, Święta Ziemia i Pustkowie są niejako niczyje, ale mnie nauczono trochę innej wersji. Pustkowie było niegdyś kolejnym królestwem, jednak jeden z władców dopuścił się jakiejś straszliwej zbrodni, podobno chciał sobie podporządkować Świętą Ziemię. Nie spodobało się to bogom i rzucili na niego klątwę. Król zmarł w strasznych męczarniach, a jego królestwo popadło w ruinę. Ci, którzy dali radę, uciekli do innych królestw, porzucając swoje dziedzictwo, a ci, którzy tam zostali z czasem zdziczeli, zmieniając się w barbarzyńców.
             – O tym nikt mi nie powiedział.
             – W końcu to tylko legenda…
             – W każdej legendzie jest ziarnko prawdy – mruknęłam, uśmiechając się.
             – To mi przypomina… Twoja imię.
             – Co z nim?
             – Nazywasz się tak samo, jak bohaterka jednej z legend.
             – Wiem – odparłam. – Chociaż można raczej powiedzieć, że pożyczyłam sobie jej imię.
             – Jak się naprawdę nazywasz?
             – Czy to ważne? – zapytałam, marszcząc brwi. - Liczy się tylko tu i teraz. A tutaj nazywam się Nigmet.
             – Przepraszam, nie chciałam cię urazić.
             – Nie czuję się urażona. Po prostu powiedziałam ci, jak ja to widzę.
             – No dobrze, wracając do historii. Nie ma specjalnie żadnych konfliktów. Silvaterra na przykład zawsze czuła się zagrożona ze strony Flosterry. Z Ingarią mamy neutralne stosunki. Może dlatego, że chociaż jest to duży kraj to niezbyt zaludniony, a znaczna część poddanych żyje zupełnie na zachodzie. Dobre stosunki mamy za to z Republiką, to z nią mamy najbardziej rozwinięty handel. Z Glaciem i Infrostem nie mamy w zasadzie żadnej styczności.
            – A jakiś inny kontynent? Mniejsze kraje?
             – Kontynent? Ten jest jedyny z tego, co wiadomo.
             – No dobrze, mniejsza z tym – mruknęłam, nie chcąc się wdawać w niepotrzebną dyskusję. – Czyli nie ma zbytnio wojen.
             – Nie, myślę, że władcy boją się atakować inne kraje, w obawie przed karą boską za naruszenie granic.
             – To dość ciekawe rozwiązanie – przyznałam z uznaniem.
             – Właściwie głównie historia tego świata opiera się na legendach. Legenda Pierwszych Władców, Legenda Nigmet, Legenda Czarnego Smoka…
            – O, o Czarnym Smoku też mi Callan opowiadał… Śnił mi się nawet.
             – Callan czy smok? – podchwyciła Orlaith.
            – Smok – odpowiedziałam, marszcząc brwi. – Nie rozumiem, dlaczego miałabym śnić o Callanie.
             – Wydawało mi się, że jesteście ze sobą dość blisko…
             – To źle ci się wydawało – mruknęłam rozeźlona.
             – Coś się stało?
             – Nie, nic się nie stało.
             – Ech, naprawdę wydaje mi się, że Callan lepiej by ci to wytłumaczył – westchnęła Orlaith. – Naprawdę nie umiem przekazywać wiedzy. W przeciwieństwie do Shayan… Ona wszystko umiała lepiej. Zawsze była tą lepszą, mądrzejszą i ładniejszą.
             – Byłaś o nią zazdrosna, co?
            – Oczywiście. Zawsze miałam świadomość, że nigdy jej nie dorównam.
             – „Nigdy” i „zawsze” to bardzo toksyczne słowa – stwierdziłam, krzywiąc się. – Niszczą człowieka od środka.
             I tak przez kilka kolejnych dni przychodziłam do zamkowej biblioteki. Rozmawiałam wtedy z Orlaith o różnych rzeczach, no i czytałam. Bardzo dużo czytałam, zagłębiając się w historię i ekonomię Silvaterry. Byleby tylko odciągnąć swoje myśli od ostatnich wydarzeń…
            Starałam się zachowywać naturalnie, nie unikać rozmowy o Callanie, ale wiedziałam, że jeśli dalej będę przed nim uciekać, przyjaciele w końcu się zorientują. Z drugiej strony, nie umiałam się zmusić do spotkania z nim. Nie potrafiłam pójść do niego na lekcję, a i on nie wydawał się dłużej zainteresowany uczeniem mnie.
             Normalnie już dawno przyszedłby do mnie z pretensjami, że się obijam. Tym razem się tak nie stało. To pokazywało tylko, że on też nie ma ochoty mnie widzieć. Nie można go było winić. Przynajmniej w tej jednej kwestii. I prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw.
 Całe dnie przesiadywałam w bibliotece czytając, a wieczorami spotykałam się z Nukkim, ucząc się szermierki. Całkowicie oddałam się tym dwóm zajęciom, byleby tylko nie myśleć. Do swojego pokoju wracałam tak zmęczona, że niemal od razu zasypiałam.
             Bywały noce, że budziłam się i nie mogłam już zasnąć, więc rozmyślałam. O różnych rzeczach. O swoim życiu, o swojej głupocie… A potem przez długie godziny płakałam, dopóki nie zasypiałam ponownie ze znużenia. I tak znowu. I tak w kółko.
             Nasi przyjaciele nie od razu zorientowali się, że coś jest nie tak. Każde z nas pochłonięte było swoimi obowiązkami. Jednak po jakimś tygodniu widziałam, że Reynald i Viviane zaczynają się nad czymś zastanawiać. Przyglądali mi się dużo bardziej, niż zwykle, ale nie miałam wątpliwości, co do tego, że nie wiedzą, co się stało.
             O to jedno nie musiałam się martwić. Callan nie zamierzał im mówić o tamtej nocy. Ja również, więc w tej kwestii mogłam czuć się bezpiecznie. Niemniej powoli przyzwyczajałam się do tego, że w ogóle go nie widuję. I dobrze, bo chyba nie wiedziałabym jak się zachować.
            Aż w końcu stało się. Do mojego pokoju zawitała Viviane. Niby się uśmiechała, niby było jak zawsze, a jednak bez problemu mogłam wyczuć, że coś jest na rzeczy. Zaprosiłam ją gestem dłoni i nalałam herbaty do filiżanek. Podejrzewałam, że Eili coś jej podszepnęła. Spędzała ze mną najwięcej czasu, musiała zauważyć, że coś jest nie tak.
             – Jak ci idzie nauka?
            – Dobrze, dziękuję – powiedziałam i upiłam łyk herbaty.
            – Nie było z Callanem żadnych problemów? Byłam pewna, że nie wytrzyma długo w roli nauczyciela.
             – Nie – mruknęłam z uśmiechem. – Zadziwiająco dobrze spisał się w swojej roli.
             – I cały czas cię uczy?
             – Tak.
            – I nic się nie stało? – dopytywała Viviane.
             Jakież to było „nieoczywiste”…
             – A co miałoby się stać? – udałam zdziwienie.
             – Wyglądałaś ostatnio na zmartwioną, więc zaczęłam się martwić, że to może…
             – Nadal nie rozumiem, dlaczego moje zmartwienia miałyby dotyczyć Callana.
             – Ale powiesz mi, gdyby coś się działo, prawda? – zapytała z troską Viviane. – Przyjdziesz do mnie, gdybyś miała problem i potrzebowała porozmawiać?
             – Oczywiście – odparłam spokojnie. – Dobrze wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć i na Reynalda i Eili i Orlaith także, więc nie musisz się martwić. Doceniam troskę, ale nic się nie dzieje.

***

             Rozległo się pukanie do drzwi. Niepewnie podeszłam do nich i otworzyłam je. Na widok Reynalda rozluźniłam się nieco. Przez chwilę przyszło mi do głowy, że to Callan. Czasami sama nie wiem, skąd biorę takie głupie pomysły.
            – Co jest? – zapytałam, wpuszczając go do środka. – Stało się coś, że masz taką minę?
             – Przyszedłem porozmawiać.
             – Mam się bać?
             – To zależy – westchnął Reynald. – Może usiądziemy?
             – Siadaj, no przecież. Czuj się jak u siebie – zaśmiałam się, chociaż przeczuwałam, do czego to zmierza. – To co się stało?
            – Ty mi powiedz, Nigmet.
             – Teraz ty? – jęknęłam, przeciągnąwszy dłonią po twarzy. – Dlaczego próbujecie mi wmówić, że coś mi jest?
             – Nigmet, trochę za długo się już znamy, żebym miał uwierzyć, że wszystko jest w porządku… Bez wytchnienia pracujesz, wolny czas poświęcasz nauce w bibliotece, nie z Callanem, a potem do późnej godziny nocnej trenujesz z Nukkim. Starasz się o czymś nie myśleć…
             – Skoro staram się o czymś nie myśleć, to dlaczego mi to utrudniacie? – zapytałam z wyrzutem.
             – Martwimy się o ciebie. Zwłaszcza Viviane. Ostatnio zupełnie ją zbyłaś. Przecież to widać, że coś się stało.
             – A nie przyszło wam do głowy, że może nie mam ochoty o tym rozmawiać? Nie możecie po prostu dać mi czasu?
             – To źle, że martwimy się o ciebie?
             – To źle, że na siłę chcecie mi pomóc. Nie możecie mi pomóc. Nie tym razem – warknęłam rozeźlona. – A te wasze podchody, owijanie w bawełnę… To wkurza. I ani trochę nie pomaga.
             – Więc powiedz nam, co możemy dla ciebie zrobić.
            – Dać mi święty spokój.
            – Unikasz Callana, prawda? – zapytał wprost Reynald. – Coś ci zrobił?
             – Nic mi nie zrobił. To ja zrobiłam coś głupiego – wyszeptałam. – Naprawdę… Proszę, nie martwcie się. Doceniam waszą troskę, ale poradzę sobie. A mój konflikt z Callanem nie zakłóci naszej współpracy, obiecuję… Więc dajcie spokój.
            – Boli nas patrzenie, jak cierpisz. To naprawdę widać.
             – Przesadzasz.
             – Z twoich oczu zniknęła cała radość. Nawet ich kolor zdaje się być wyblakły, bardziej szary.
             – Zawsze były szare.
             – Ale nie były bez życia.
            – Rey, proszę cię…
             – Ja ciebie też. Zrób to dla Viviane – powiedział Reynald.
             – Za dużo ode mnie wymagasz, Rey… Nie będę jej się zwierzać z czegoś, o czym wolałabym zapomnieć, tylko po to, żeby poczuła się lepiej – warknęłam.
             – Przepraszam, jeśli tak to odebrałaś. Nie proszę o to. Chciałbym tylko, żebyś w ogóle z nią porozmawiała, nie odsuwała się od niej. Tobie ufa najbardziej.
            – Nie, to tobie ufa najbardziej – stwierdziłam. – I to na tobie zależy jej najbardziej. Zresztą jak widzę to działa w obie strony. Tylko, że ty za bardzo się boisz.
             – Nie o tym teraz mówimy – westchnął, marszcząc brwi.
             – A czemu nie? Nie uciekniesz od tego. Rey, ja widzę, co się dzieję.
             – Nie zmieniaj tematu.
            – Nie zmieniam. To ty próbujesz się wymigać.

3 komentarze:

  1. Callan to dupek. Nie żeby moi bohaterowie się tak nie zachowywali, ale dupek dupkiem pozostaje. Co jemu się znowu w tej główce ubzdurało? No chyba nie powiesz mi, że Legion Nowego Świata będzie chciał coś od Nig, skoro ma imię bohaterki legendy, a Callan już o tym wie.
    Współczuję Nig, ale długo tak nie pociągnie. W końcu pęknie i będzie jeszcze gorzej, a do tego kłóci się z przyjaciółmi. Wiem, oni też za mocno naciskają, ale się martwią. Odsuwanie ich od siebie może jej tylko zaszkodzić. Martwię się.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. pośrodku, tugeder.

    Aha, aha, ale po tym wstepie dalej nie czaje Cala i tego przed czym on próbuje Nigmet chronic i w co ja nie wplatac.

    Uwielbia się zachowywać, jakby zwyczajne zasady tego świata w ogóle go nie dotyczyły
    ...
    Nooo. "Mam tak samo jak ty", callan xd

    Booyah, Nig nie proznowala. Naprawde zakuła wiedze.

    Nie rozumiem, dlaczego miałabym śnić o Callanie.
    tch

    o, Czarny Smok. Ostatnio pisze o jednym :> i pilam takie piwo z zaby! wlasnie dlatego za nie przeplacilam... -.-

    – „Nigdy” i „zawsze” to bardzo toksyczne słowa – stwierdziłam, krzywiąc się. – Niszczą człowieka od środka.
    u, jest i czas na grubsze przemyslenia xd no madrze, madrze.

    Całe dnie przesiadywałam w bibliotece (przecinek) czytając,

    martwia mnie teraz te relacje callana z nigmet. jestem ciekawa czy zamierzasz to wyprostowac a jesli tak to w jaki sposob.

    Przyglądali mi się dużo bardziej, <-- oponowalabym troche przeciwko przygladaniu sie duzo bardziej... bo mam przed oczyma obrazek jakiegos nachalnego stalkera ktory na chama probuje zajrzec komus twarz xd moze przygladali dluzej niz zwykle?

    bo chyba nie wiedziałabym (przecinek) jak się zachować.

    – Nadal nie rozumiem, dlaczego moje zmartwienia miałyby dotyczyć Callana.
    Widac rozumieja to wszyscy oprocz niej xd

    – I cały czas cię uczy?
    – Tak.
    a to juz jest zwyczajne klamstwo.

    – Z twoich oczu zniknęła cała radość. Nawet ich kolor zdaje się być wyblakły, bardziej szary.
    Bosz, jakiż spostrzegawczy MĘŻCZYZNA. Wypoycz mi go chociaz na jeden dzien! Skopiuje se taki fenomen dla potomnosci ;D

    Nie będę jej się zwierzać z czegoś, o czym wolałabym zapomnieć, tylko po to, żeby poczuła się lepiej
    No i gut for ju, Nig! Grasz w mojej druzynie!

    No ostatecznie załatwila go jego wlsna bronia xd
    Smutny rozdzial. Cal dał dupy. Czekam jak to sie rozwinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co ja się, proszę ja Cb, poŚrodku, wysilam xd

      Usuń