Nie miał innego wyjścia, skoro nikogo nie
obchodziło jego zdanie. Nie było sensu się kłócić. I tak nie mógł im powiedzieć
o swoich przypuszczeniach. Nie pozostawało mu nic innego, jak załatwić to po
swojemu, gdy stracą już zainteresowanie sprawą. Miał kilku podejrzanych i w
przeciwieństwie do Reynalda, wątpił, że to sprawka Joshuy.
Teraz
jednak siedział, najdalej od łóżka jak mógł i wpatrywał się w twarz śpiącej
Nigmet. Teraz wyglądała tak spokojnie w przeciwieństwie do dnia, gdy rozmawiali
ostatni raz. Potem nie mógł nawet zobaczyć jej rozgniewanej twarzy, bo cały
czas go unikała.
Zacisnął
dłonie w pięści i uderzył nimi o kolana. Był wściekły, tak strasznie wściekły.
Udało mu się jakoś powściągnąć emocje i zachować zimną krew w obliczu
przyjaciół, teraz jednak jego twarz wykrzywiał gniew. Wiedział, że przez własną
głupotę, dopuścił do obecnej sytuacji.
Gdyby Nigmet go nie unikała, dalej czuwałby
nad nią jak zawsze i wtedy nikt nie ośmieliłby się zbliżyć do niej nawet na
krok. Ale doskonale pamiętał jej pełne bólu spojrzenie, więc sam również
wycofał się w cień, chcąc dać jej trochę przestrzeni.
Ale lekarz powiedział, że Nigmet z tego
wyjdzie. To było w tej chwili najważniejsze. Przyjdzie jeszcze czas, że będzie
mógł ich dorwać. Ale nie teraz. Teraz musiał nad nią czuwać. Tylko dlaczego on?
Dlaczego musiał patrzeć jak leży nieprzytomna, bo nie umiał jej ochronić? Przecież
to nie tak, że nie chciał.
I ona o tym wiedziała. Nawet jeśli nie lubiła,
gdy się jej pomagało. Nawet jeśli czasami obrażała się za jego docinki,
wiedziała… Wiedziała, że jego słabe zdolności komunikacji międzyludzkiej nie
oznaczają braku chęci do pomocy. Dlaczego to wszystko musiało być takie
skomplikowane, a może sam sobie to komplikował?
Podszedł do łóżka i pogładził ją po włosach.
Skrzywiła się lekko, ale nadal nie obudziła. To nic. Teraz przynajmniej
spokojnie spała. Pierwsze godziny były dużo gorsze. Gdy Viviane zawołała pomoc,
Nigmet leżała nieprzytomna na podłodze i dławiła się własną krwią. To był
naprawdę straszny widok.
Na
szczęście lekarz przebywał niedaleko i w porę dostała antidotum stworzone na
podstawie występujących objawów. Przez jakiś czas jeszcze miała gorączkę i
majaczyła, ale jej stan powoli się poprawiał. Nie wiadomo było tylko, kiedy się
obudzi.
Przysunął
sobie krzesło koło łóżka i usiadł. Chwycił drobną dłoń Nigmet w swoją i
obserwował. Czas mijał, a ona wciąż się nie budziła. Nie miał pojęcia, ile tak
siedział. Z otępienia wyrwało go dopiero pukanie do drzwi. Nie odezwał się
tylko podszedł do nich i ostrożnie wyjrzał.
– Ty… – zawarczał, mrużąc oczy. – Jesteś tą
służącą, która…
–
Wiem – jęknęła dziewczyna. – To moja wina… Nie mam pojęcia, kiedy ktoś dolał
tam trucizny. Po kuchni oprócz mnie kręciła się tylko Eili i na chwilę zajrzała
Catti. Ale wszystkie pracujemy tu od lat, więc wątpię, że to któraś z nich.
Boże, naprawdę nie wiem jak to się mogło stać. Może coś było już w fusach…
Naprawdę nie wiem, ale wszystko teraz dokładnie sprawdzamy – tłumaczyła
rozpaczliwie. – Chciałam tylko zobaczyć, co z Nigmet…
– Nic jej nie będzie – odparł Callan, wciąż
piorunując dziewczynę wzrokiem. – Ja stawiam, że to twoja sprawka.
– Na litość boską… Nie… Przysięgam…
– Więc kto?
– Nie wiem, jak już mówiłam…
– Pamiętam, co mówiłaś – mruknął Callan.
– Potrzebujesz czegoś? Może przynieść wody do
okładów? – zaproponowała Meeri.
–
Już niosę – rozległo się i w zasięgu wzroku pojawiła się Eili.
W rękach niosła drewnianą miskę pełną zimnej
wody. Ale gdy chciała wejść do pokoju, Callan zagrodził jej drogę. Spojrzała na
niego zaskoczona.
– Wezmę to – powiedział stanowczo.
– A proszę bardzo – odparła spokojnie Eili
oddając mu miskę. – Niemniej, chciałabym sprawdzić stan Nigmet.
– Nie.
– A to niby dlaczego? – zapytała Eili, łapiąc
się pod boki.
– Nie ufam ci. Żadnej z was.
– Nie musisz – odparła, marszcząc brwi. – Ale
przypominam, że opiekuję się Nigmet odkąd pojawiła się w zamku i znam się na
swojej pracy. Poza tym to nie mnie unikała. Jeśli ktokolwiek jest tutaj niemile
widziany to raczej ty – zadeklarowała z powagą. – Naprawdę nie rozumiem, co ty
tu jeszcze robisz, po tym jak ją skrzywdziłeś.
– Nie wiesz, o co chodzi, więc się nie
wtrącaj.
– Ale wiem, że płakała po nocach przez ciebie.
Tyle mi wystarczy – oznajmiła Eili i bez wahania wyminęła Callana.
Zatrzasnął drzwi całkowicie zapominając już o
Meeri, która z duszą na ramieniu wciąż czekała na jakieś wieści o stanie
Nigmet. Domyślała się jednak, że może o tym zapomnieć, dopóki Eili nie wróci.
– Dzięki bogu nabiera już kolorów – odetchnęła
z ulgą, widząc spokojnie śpiącą Nigmet. Podeszła bliżej i dotknęła dłonią jej
czoła. Wiedziała, że Callan bacznie ją obserwuje. – Gorączki też nie ma. To
dobry znak.
– Jak myślisz, czyja to sprawka?
– Sama chciałabym to wiedzieć. Ktokolwiek to
jest chętnie bym go trochę uszkodziła.
– Meeri mówiła, że tylko ty tam byłaś poza
nią.
– To prawda, że przygotowywałam wszystko wraz
z nią. Na chwilę jeszcze wpadła Catti, ale nie sądzę, żeby to ona była winna –
powiedziała Eili i uśmiechnęła się łagodnie. – Czyżbyś mnie podejrzewał?
– Skoro to nie Catti, ani nie Meeri, zostałaś
tylko ty – zauważył Callan.
– Chcę wierzyć, że martwisz się o Nigmet i
dlatego mówisz takie rzeczy, niemniej zważaj na słowa – ostrzegła go Eili. –
Nie pozwolę sobie na takie oszczerstwa pod moim adresem.
– A co może zrobić służąca.
– Tu nie chodzi o to czy jestem służącą, czy
hrabiną. Mam swoją godność i nie pozwolę się obrażać. Nawet rycerzowi Nigmet,
bo nie zrobiłam nic, co mogłoby jej zaszkodzić.
***
Reynald zapukał do drzwi i zajrzał do środka.
Spojrzał wymownie na Viviane i uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym
przepuścił ją przodem. Oboje weszli po cichu do pokoju. Widok, który tam
zastali nieco ich rozczulił. Popatrzyli po sobie, a Viviane jako pierwsza
zerwała kontakt wzrokowy.
Westchnęła cicho na widok wciąż nieprzytomnej
Nigmet i śpiącego przy jej łóżku Callana. Nic dziwnego, czuwał nad nią już
drugi dzień bez przerwy. Nie okazywał tego, ale się martwił. Wiedziała. Właśnie
z tego powodu kazała mu czuwać tutaj. Miała nadzieję, że to pomoże im się
pogodzić, skoro nic nie dawały namowy i prośby. Musieli to rozwiązać sami.
– Miałam nosa – wyszeptała z dumą Viviane. –
Martwił się…
– Gdyby tylko Nigmet mogła to teraz zobaczyć…
– Tak. To naprawdę urocze z ich strony. Cały
czas się unikali, ale wciąż o sobie myślą.
– Ale to niestety nie jest nasz jedyny problem
– westchnął Reynald. – Nigmet miała podejść do egzaminu, ciężko pracowała, a
teraz wszystko pójdzie na marne.
***
Przez
moją dłoń przenikało przyjemne ciepło. Gdzieś w tle słyszałam głosy, a
przynajmniej tak mi się zdawało. Dziwny sen już dawno się skończył, a ciemność
zaczynała się rozrzedzać. Wreszcie otworzyłam oczy.
Przeraziłam się, widząc przy swoim łóżku
Callana. Na szczęście spał. Za nim stała Viviane w towarzystwie Reynalda.
Rozmawiali o mnie i nawet nie zauważyli, że zdążyłam się obudzić. Toteż przez
dłuższą chwilę słuchałam, o czym mówią. W końcu nie wytrzymałam:
– Nie mówcie o mnie w czasie przeszłym.
Jeszcze nie umarłam. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.
– Nigmet! – uradowała się Viviane, a ja
przyłożyłam palec wskazujący do ust.
– Ciszej – skarciłam ją, ale uśmiechnęłam się
szeroko. – Nie mam ochoty słuchać jego biadolenia.
– Nigmet, jak się czujesz? – zapytał Reynald.
– Dobrze, dziękuję. Trochę tylko kręci mi się
w głowie.
– Nic dziwnego. Jesteś jeszcze bardzo
osłabiona – stwierdził.
– Do wesela się zagoi – zaśmiałam się cicho,
żeby nie obudzić Callana. – Ej, weźcie go stąd zabierzcie, co? Dlaczego w ogóle
kazaliście mu tutaj siedzieć?
– Może jest tu z własnej woli…
– Jasne, a świstaki zawijają w sreberka –
warknęłam rozeźlona. – Dobrze wiem, że nie przyszedłby tu z własnej woli.
– Bez obaw. Już wychodzę – padło i Callan
momentalnie podniósł się z krzesła i skierował do wyjścia. Nawet na mnie nie
spojrzał. – Dobrze, że czujesz się już lepiej.
– Chyba się pogniewał – mruknął cicho Raynald.
Zgromiłam go wzrokiem.
–
Co ważniejsze… Jak długo spałam?
– Dwa dni.
–
Czyli do egzaminu zostały jeszcze dwa – zamyśliłam się, marszcząc brwi.
– Zapomnij o tym – skarcił mnie Reynald,
siadając na krześle, które wcześniej zajmował Callan. – Jesteś zbyt osłabiona,
żeby tam iść. Zresztą to zbyt niebezpieczne.
– Nie po to poświęcałam tyle czasu na naukę,
żeby się teraz poddać! – krzyknęłam i zaczęłam kaszleć.
Skrzywiłam się lekko.
– Widzisz?
– Jeszcze nie oślepłam – warknęłam, nie kryjąc
niezadowolenia. – Idę na egzamin.
– O tym porozmawiamy później –
zainterweniowała Viviane. – Na dzień przed egzaminem. Na razie wypoczywaj.
– Co się tak właściwie stało? – zapytałam z
rezygnacją w głosie. Przez chwilę patrzyłam po pokoju, próbując sobie coś
przypomnieć. – Siedziałyśmy u ciebie i… Coś było w tej herbacie…
– Tak. Bardzo szybko ją wypiłaś. Potem
zaczęłaś się dziwnie zachowywać, zabrałaś moja filiżankę i powiedziałaś, ze coś
jest nie tak. A potem po prostu osunęłaś się na podłogę – wyjaśniła Viviane, a
na jej twarzy malował się smutek. – Zwijałaś się z bólu i kaszlałaś krwią. Na
szczęście w porę zjawił się lekarz i przygotował odtrutkę. Miałaś dużo
szczęścia, ale twój organizm jest bardzo osłabiony.
– Czyli to była trucizna…
– Tak.
– Nukki już zajmuje się tą sprawą – oznajmił
Reynald. – Ale nie mamy zbyt wiele poszlak.
– Herbatę przyniosła nam Meeri – zauważyłam.
– To nie ona! – zaprzeczyła pospiesznie
Viviane, a ja zaśmiałam się, choć słabo, w obawie przez atakiem kaszlu. – Ręczę
za nią…
– Wiem, Viv… Wiem, że to nie Meeri.
– Skąd wiesz?
– Jest zbyt oddana swojej pracy i królestwu.
To dobra, prosta dziewczyna – stwierdziłam. – Co jeszcze wiemy?
– Oprócz niej w pobliżu była tylko Eili. No i
jakaś Catti, ale podobno nie miała dostępu.
– Eili też tego nie zrobiła – mruknęłam. – Mam
do niej pełne zaufanie. W takim razie zostaje tylko ta Catti… Chyba, że ktoś
zewnątrz.
– Braliśmy pod uwagę, że coś było już w
pudełku z herbatą, ale nie wygląda na to – powiedziała Viviane. – Przynajmniej
tak twierdzi Nukki.
– Czyli Catti.
– Prawdopodobnie, zwłaszcza, że wszelki ślad
po niej zaginął od tego czasu nikt jej nie widział – przytaknął Reynald, kiwnąwszy
głową.
– Nigmet, nie sądzisz chyba, że to ma coś
wspólnego z Joshuą, prawda?
–
Viviane… Naprawdę ciężko mi stwierdzić – przyznałam niechętnie. – Musiałabym
mieć więcej informacji, chociaż nie sądzę, żeby to był on.
– Przepraszam, nie męczę cię już – strapiła
się.
– Nie męczysz – zaśmiałam się, próbując
rozluźnić sztywną atmosferę. – Wiem, że się martwiliście, ale nic mi nie jest.
Faktycznie jestem trochę osłabiona, ale nawet nie zauważycie, kiedy nabiorę
sił.
–
Fizycznie – powiedział Reynald. – A psychicznie?
– No właśnie. Mimo wszystko ktoś targnął się
na twoje życie – wtórowała mu Viviane.
– Akurat coś innego miałem namyśli, ale
Viviane ma rację.
– Mam się świetnie.
– To widać – mruknął Reynald i dałabym sobie
rękę uciąć, że widziałam, jak wywraca oczami.
***
Wczesnym rankiem zebrałam się w sobie, by
wstać z łóżka. Egzamin miał być już za kilka godzin, więc chciałam jeszcze
pójść do biblioteki i sprawdzić kilka rzeczy. Lub może powinnam powiedzieć, że
chciałam się tam zakraść. Reynald ani Viviane w życiu by mnie nie puścili.
Wątpiłam jednak, by Eili postąpiła dużo inaczej.
Zatem byłam zdana na siebie. Musiałam się
wymknąć, ale to nie było takie proste. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale ja
naprawdę byłam osłabiona. Ostatnie dwa dni prawie całe przespałam i teraz też
chciało mi się jeszcze spać. Mój organizm potrzebował sił, żeby się
zregenerować.
Miałam tego pełną świadomość. Nie mogłam też
praktycznie jeść, a jeśli już to niedużo i lekkie rzeczy, bo najwyraźniej trucizna
mocno uszkodziła mój układ trawienny i zapewne nie tylko. W ogóle nie miałam
siły wstać, ale nie mogłam się też poddać. Co to, to nie!
Opierając się najpierw o łóżko, potem o
krzesło, a następnie o stolik, doszłam do szafy i pospiesznie wyciągnęłam z
niej ubrana. Właściwie to po prostu usiadłam na krześle, próbując dosięgnąć
czegoś. Udało się. Przerzuciłam kołtun ubrań na łóżko i powróciłam na nie tą
samą drogą, którą dotarłam do szafy.
Na siedząco udało mi się jakoś ubrać, chociaż
musiałam przyznać, że straciłam na to sporo czasu i energii. I wciąż nie
wymyśliłam, jak w takim stanie dojdę aż do biblioteki. Chyba będę się czołgać.
Toteż wzięłam kilka głębszych oddechów, w myślach prosząc bogów o wsparcie tego
dnia i chwiejnym krokiem ruszyłam do drzwi.
Zrobiłam może kilka kroków za drzwi i runęłam
jak długa. To byłoby na tyle w temacie mojej wycieczki do biblioteki. Nie
miałam całkowicie siły. Zaklęłam soczyście, miotając się po ziemi i próbując
wstać.
–
Cholera jasna! – wrzasnęłam wkurzona na własną bezsilność.
Usłyszałam pisk i pospieszne kroki. Na pewno
nie jednej osoby. I zanim zdążyłam się za siebie spojrzeć, ktoś postawił mnie
do pionu, wspomagając bym nie upadła ponownie.
– Nigmet, na litość boską, czyś ty oszalała? –
głos Reynalda był pełen dezaprobaty. – Chyba nie chciałaś iść w tym stanie na
egzamin.
– Chciałaś – mruknęłam, spoglądając na niego
niezadowoleniem. Kątem oka dostrzegłam również Callana. – Nie zamierzam się tak
łatwo poddać.
– Nigmet, twoje zdrowie jest ważniejsze… –
powiedziała Viviane. – Później zajmiemy się takimi rzeczami, najpierw powinnaś
nabrać sił.
– Nie mogę teraz zrezygnować – zaprotestowałam
stanowczo i spróbowałam wyrwać się Reynaldowi. Zapomniałam jednak, że nie mam
na to siły. – Tu już nawet nie chodzi o czas, który poświęciłam na naukę, ale o
samą zasadę… Jeśli ktoś faktycznie chciał uniemożliwić mi podejście do
egzaminu, to ja za wszelką cenę, chce go napisać.
– Nigmet, zrozum… – westchnął Reynald.
– Nie. To wy zrozumcie.
– Zgadzam się z Nigmet – powiedział Callan,
nawet na mnie nie patrząc. – Ciężko pracowała, przygotowując się do egzaminu.
Powinniśmy jej pomóc, a nie utrudniać.
– Jak? Mamy ją tam zanieść? Nikt poza
nadzorującymi i kandydatami na urzędników nie ma prawa tam wejść – zauważył
Reynald. – Przecież gdyby był jakiś sposób z przyjemnością bym pomógł.
– Cóż… Moglibyśmy poprosić któregoś z
kandydatów o pomoc – zamyśliła się Viviane. – Nikt przecież nie odmówi pomocy
królewskiemu doradcy ani rycerzom.
– Ale nie znamy żadnego kandydata –
przypomniał Reynald, marszcząc brwi.
–
Tak się składa, że… – zaczął Callan. – Też podchodzę do egzaminu.
– Co? Dlaczego wcześniej nam o tym nie
powiedziałeś?
– To był dość spontaniczny pomysł. Skoro już
miałem pomagać Nigmet w nauce…
– Rycerz urzędnik to bardzo rzadkie połączenie
– zamyśliła się Viviane. – Jestem pełna podziwu.
– Tak, myślę, że to bardzo dobry pomysł –
przyznałam po chwili milczenia i spojrzałam na Callana. Doskonale wiedziałam,
co mu chodzi po głowie. I chociaż jego pomoc była mi nie w smak, niemądrze
byłoby jej odmówić. – Callan był w stanie przygotowywać mnie do tego egzaminu,
więc sam na pewno świetnie sobie z nim poradzi. Poza tym to faktycznie daje nam
pole do popisu. Call, pomożesz mi się dostać na egzamin?
Wyglądał
na bardzo zaskoczonego. Co prawda sam pewnie zamierzał to zaproponować, ale
chyba nie spodziewał się, że poruszę tą kwestię pierwsza. Patrzyłam prosto na
niego, nie unikając już jego spojrzenia. Byłam zbyt zdeterminowana, żeby
uciekać przed nim.
– Oczywiście – odparł bez wahania. – A do tego
czasu jeszcze odpocznij. Test jest dopiero popołudniu. Przyjdę po ciebie
odpowiednio wcześniej.
– Trzymam cię za słowo. Nie zawiedź mnie.
Po
tych słowach oddalił się, a Reynald z Viviane pomogli mi się wtoczyć do pokoju.
Żadne z nich nie skomentowało tego, co się przed chwilą wydarzyło, ale patrzyli
na mnie jakoś dziwnie.
–
A to co za miny? – warknęłam, marszcząc brwi.
– Czy ty nie pogodziłaś się właśnie z
Callanem? – zaświergotała Viviane.
– Nie.
–
Jak to nie? Przecież widzieliśmy – oburzył się Reynald.
– No właśnie, widzieliście – przytaknęłam,
zachowując spokój. – Powinniście zatem wiedzieć, że się nie pogodziliśmy. Nie
padło przepraszam, nie padło „między nami zgoda”. My po prostu znaleźliśmy
sposób na to, żeby wciąż się tolerować. Dla dobra tego królestwa i dla was.
Poprosiłam go o pomoc nie dlatego, że się nie gniewam i że jest już ok.
Poprosiłam go o pomoc, bo ten egzamin jest ważniejszy, niż nasze problemy. I
Callan też to wie.
–
Dobra, poddaję się – skapitulował Reynald, unosząc ręce. – Jesteście
niereformowalni.
– To po prostu zaszło za daleko – westchnęłam
ze smutkiem.
– Nadal nie powiesz nam, co się wydarzyło?
– Nie. Teraz muszę się skupić i zdać egzamin.
Callan
dotrzymał słowa. Chociaż z początku stawił się w towarzystwie Reynalda. Być
może obawiał się czegoś. Tego nie wiem. Niezgłębiony pozostanie dla mnie jego
tok myślenia w tej sprawie. A może potajemnie dawał mi do zrozumienia, że
jestem zbyt ciężka, by miał mnie taszczyć całą drogę sam.
W
pobliże sali, gdzie miał odbywać się egzamin zaprowadzili mnie wspólnie. Dalej
poszłam już tylko z Callanem. Nie odzywał się, ale mocno obejmował mnie w
pasie, bym nie runęła na ziemię. Nawet mimo tego, że między nami wszystko się
popsuło… Że ja to posułam… Wciąż mogłam na nim polegać. Wciąż czułam się w jego
ramionach bezpiecznie. To była dość bolesna myśl. Zwłaszcza w chwili, gdy sama
nie mogłam sobie poradzić z niczym.
Kandydatów nie było dużo. Ale uwaga wszystkich
skupiona była na nas. Nie wiem czy dlatego, że byłam królewskim doradca, a
Callan królewskim gwardzistą, czy może dlatego, że wyglądaliśmy, jakbyśmy się
obejmowali.
Na szczęście nikt nie robił nam problemu przy
wejściu. Zostaliśmy oczywiście sprawdzeni i wylegitymowani. Dopuszczono nas do
egzaminu bez jakichkolwiek uwag. Dalej było już łatwiej, bo siedzieć miałam
siłę.
Toteż, gdy Callan posadził mnie na krześle
zdana byłam tylko na siebie. Musiałam teraz pokazać efekty swojej ciężkiej
pracy i napisać egzamin jak najlepiej. Byłam naprawdę skupiona i
zdeterminowana. Kiedy tylko dostałam swój zestaw pytań i pióro.
Gdzieś w połowie pisania zaczęło mi cieknąć z
nosa. Myślałam, że to katar, ale byłam i na to przygotowana. Miałam ze sobą
chusteczkę. Ręcznie wyszywaną, bo przecież zwykłych higienicznych tu nie mieli…
Z niepokojem spostrzegłam jednak, że to nie katar, lecz krew. Westchnęłam
ciężko i wróciłam do pisania. Nic nie mogło mnie powstrzymać…
Nigmet jak zwykle uparta, choć ledwo żywa. A Callan jej jeszcze w tym pomaga. Myśli, że tym jakoś poprawi sytuację? Oni rzeczywiście niereformowalni, a Nigmet chyba jeszcze bardziej sobie zaszkodziła. Ech...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam spomiędzy kolejnych porcji piekących się ciastek.
Troche chaotyczny zdaje mi sie poczatek. Drugi akapit na moje do lekkiej przebudowy.
OdpowiedzUsuńWiedział, że przez własną głupotę, dopuścił do obecnej sytuacji.
po głupocie bez ,
4, 5 akapit dwa zdania pod rzad od 'ale' (prawie 3 xd). Albo ja mam dzisiaj czepialski dzien, albo dokads sie spieszylas.
Dlaczego musiał patrWiedziała, że jego słabe zdolności komunikacji międzyludzkiej nie oznaczają braku chęci do pomocy,
No właśnie , Cal, powiedz mi, jak to jest xd <3
Dużo powtrzen, widze, ze celowe, ale i tak jakos ich po prostu duzo.
No tzw psychpieprzenie z perspektywy Calla gut gut gut, chociaz ja to wszystko wiem xd on mi nic nie musi tlumaczyc! ;D
Ojej, ze as sie krwia dlawila? Matko.
Hah, Callan obronca... Do twarzy mu z ta rolą <3
Fajnie, widzę to bardzo, jak nie pozwala nikomu wejsc do pokoju.
Haha, uparta bestia. Ale dala radę. No, jakimś kosztem, bo koniec niepokojacy. No i Callan ktory tez na ten egzamin, no tak, no tak... Hm. Mam wrazenie, ze zrobil to glownie po to, zeby miec Nig na oku. No i niepokoja mnie te ich relacje teraz. Ale, mysle swoje ;)