Wszyscy zebraliśmy się w komnacie
Viviane. Cała nasza paczka. Ja stałam na środku, obok Callana. Oboje
trzymaliśmy koperty ze swoimi wynikami. Wciąż nieotworzone. I nie miałam odwagi
otworzyć swojego. Callan natomiast zrobił to bez wahania. Po prostu złamał
pieczęć i wyciągnął dokument.
Nikt nie wątpił, że zda, a jednak
mimowolnie wstrzymaliśmy oddech.
– Jak miło – mruknął, uśmiechając
się pod nosem. – Wygląda na to, że pobiłem konkurencję na głowę. Oczywiście mam
najlepszy wynik – dodał tryumfalnie.
– Gratuluję, Callanie – oznajmiła
radośnie Viviane. – To wspaniale.
– Dobra robota – stwierdził Reynald
i poklepał go po plecach.
– Gratuluję – powiedziałam cicho.
Na samą myśl o moim wyniku, miałam
serce w gardle. Toteż niespecjalnie upominałam się o uwagę, gdy wszyscy po
kolei gratulowali Callanowi, na co bez wątpienia zasłużył. Zdobył najwyższy
wynik, co było godne podziwu, chociaż niezbyt zaskakujące.
Nawet Nukki kiwał głową z uznaniem.
Może też odrobiną zazdrości, bo pamiętałam, jak wspominał, że nie widzi dla
siebie szans na zdanie takiego egzaminu. A też był przecież rycerzem Gwardii.
Z radosnym uśmiechem gratulowała mu
także Orlaith oraz Meeri, choć z większym dystansem. To nie pierwszy raz, gdy
miałam wrażenie, że się go boi. Była też jedna osoba, która chociaż wyraziła
swoje uznanie, traktowała to raczej jako obowiązek. Znałam Eili już trochę i
widziałam, że nie darzy Callana zbytnią sympatią.
– No, a ty Nig? – zapytał nagle
Reynald.
– Ja… Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
– No weź, nie peniaj.
– Ale…
– Ciężko pracowałaś. Jestem pewna,
że świetnie sobie poradziłaś – zapewniła mnie Viviane. – Więcej wiary w siebie.
– No nie wiem…
– Pokaż to – usłyszałam i w tej
samej chwili Callan zabrał mi kopertę, po czym po prostu sprawdził zawartość. –
Mhm… Zawiadamia się… Mhm. Mhm…
– I? – spytałam niepewnie.
– Niestety… – odparł z powagą,
kiwając przecząco głową.
– Och… Tak jak myślałam –
stwierdziłam, starając się nie pokazać po sobie rozczarowania. – No nic. Spodziewałam
się takiego wyniku. Dobrze, że przynajmniej tobie się udało, chociaż to w sumie
nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Wiedzieliśmy, że zdasz. Niemniej to wciąż
jest spore osiągnięcie – mówiłam, jakbym dostała słowotoku.
– Głupia... Niestety, ale zdałaś.
Jesteś urzędniczką z krwi i kości – obwieścił Callan, szczypiąc mnie w
policzek. – Zajęłaś siódme miejsce.
– Chyba na siedem – burknęłam, ale
czułam jakby ktoś zdjął ze mnie naprawdę ogromny ciężar i nagle zrobiło mi się
słabo.
Usiadłam na brzegu łóżka Viviane, a
do oczu napłynęły mi łzy.
– Nigmet? – przeraził się Callan.
– Niech to… Jasna cholera. Moje
życie właśnie skróciło się o dobrych kilka lat – skwitowałam i parsknęłam
nerwowym śmiechem.
– Moje gratulacje! – krzyknął
Raynald, a Viviane rzuciła mi się na szyję, mówiąc:
– To cudownie, Nigmet. Udało ci się!
– Dzięki bogom – jęknęłam. – Kamień
spadł mi z serca.
– Nie dziwię się – stwierdziła Eili,
piorunując Callana wzrokiem. – To było zabawne. Za to bardzo nie na miejscu.
– Call to dupek – przytaknęłam i
wzruszyłam ramionami. – Ale to wiemy nie od dziś.
– Gratuluję Nigmet – powiedział
Nukki i ukłonił mi się z uśmiechem. – Przyjmij również gratulację w imieniu
mojego ojca.
– Dziękuję.
– Widzisz, Nigmet, a tak się
martwiłaś – roześmiała się Orlaith. – A tu popatrz. Podwójne zwycięstwo.
– Mogę spać spokojnie – przyznałam z
dumą.
Zdziwiłam się, gdy Meeri na znak od
Viviane przyniosła nam jakiś trunek. Wznieśliśmy symboliczny toast za małe
zwycięstwo. Małe, bo wciąż czekało nas wiele pracy, bardzo wiele, jeśli
chcieliśmy pomóc Viviane ochronić Silvaterrę. Nie mieliśmy jednak pojęcia, ile
czeka nas jeszcze kłopotów. A one zbliżały się do nas nieuchronnie. Gdybym
tylko wtedy wiedziała…
– Nadal nie wiadomo, kto próbował
cię otruć, prawda? – zapytała z niepokojem Eili, gdy już wróciłyśmy do mojej
komnaty.
– Nie. Nukki wciąż bada sprawę, ale
ślad podobno się urwał.
– To niedobrze. Co jeśli sytuacja
się powtórzy? Drugi raz możesz nie mieć tyle szczęścia.
– Nie wiem. Nie myślę o tym –
skwitowałam, wzruszywszy ramionami.
– A powinnaś! – oburzyła się Eili. –
Fakt, że wdrożono środki ostrożności, ale… Martwię się o ciebie, Nigmet.
– Niepotrzebnie.
– Mogłaś umrzeć, do licha ciężkiego.
– Ale żyję i to się liczy.
– Gdybyś miała, chociaż godnego
zaufania rycerza, który by cię chronił… Ale na Callanie nie można polegać –
westchnęła Eili, kręcąc głową z dezaprobatą.
– Nie lubisz go prawda? – zapytałam,
przyglądając jej się badawczo.
– Tu nie chodzi o moją sympatię, czy
jej brak – odpowiedziała i westchnęła. – Nie wiem, co się wami wydarzyło. Wiem
natomiast, że przez niego cierpiałaś. Ktoś kto cię zranił, nie zasługuje na
miano twojego rycerza.
– Ale ile razy mam tłumaczyć, że to
nie jego wina? Tylko moja – zaprotestowałam i dodałam: – Liczyć akurat mogłam
na niego zawsze. Nie masz pojęcia, ile razy uratował mi życie i ile razy mi
pomógł. Nawet teraz zawierzyłabym mu swoje życie. Poza tym nauczyliśmy się
znowu ze sobą normalnie rozmawiać. Jest dobrze.
– Kochasz go – stwierdziła Eili.
– Co? – jęknęłam. – Nieee! To nie
prawda. Ja naprawdę nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy.
– Nigmet, kogo ty próbujesz oszukać?
– zaśmiała się Eili, patrząc na mnie pobłażliwie.
– Nie… To nie tak… Kto by tam się
zakochiwał w takim dupku.
– Nigmet, Nigmet, Nigmet…
– No co? Przecież mówię, że to nie
tak.
– To nie wstyd kochać kogoś –
powiedziała Eili i uśmiechnęła się łagodnie. – Kobiety są silne, potrafią
wskoczyć za ukochanym w ogień. Będą wspierać mężczyznę swojego życia aż do
końca świata. To godne podziwu. Ale ty jesteś młoda, znajdziesz kogoś, kogo
pokochasz jeszcze bardziej, niż jego.
– Eili, ja to wiem – westchnęła
Nigmet. – Nie chciałam nic mówić, żeby uniknąć takich rozmów. Źle postąpiłam
mówiąc mu o tym, jak wszystko inne w swoim życiu, powinnam była po prostu
przemilczeć.
– Nie można cię winić za szczerość.
Przynajmniej wiesz, że nic z tego nie będzie i…
– Wiem. Naprawdę. Rozumiem. Zła
byłam o to, co powiedział. Zamiast po prostu powiedzieć mi, że nigdy nie
odwzajemni moich uczuć… Po prostu im zaprzeczył. Powiedział, że mi się wydaje –
wyjaśniłam. – Dlatego tak się wściekłam… Ale już mi przeszło – dodałam,
odetchnąwszy głęboko. – To już bez znaczenia. Nie zależy mi.
– Teraz pozostało ci jedynie pokazać
mu, co stracił.
– Właśnie. Jest tak jak mówisz. Taki
mam zamiar.
***
– I ty chcesz iść tam sama?
– Nie sama, tylko z Orlaith i
Nukkim. Idziemy tylko trochę rozejrzeć się po mieście – odpowiedziałam
z powagą. – Poza tym zasłużyłam na mały odpoczynek, skoro zdałam egzamin.
– Po co?
– Bo od dawna nie wyściubiłam nosa
poza mury tego zamku? – warknęłam. – Po to.
– Sama nie pójdziesz – orzekł
wreszcie Callan.
– No przecież ci tłumaczę, że będzie
Orlaith i Nukki.
– To mnie nie interesuje.
– Co ty masz za problem, co? – zapytałam
poważnie rozeźlona. – Chcesz mnie zamknąć w tym zamku, do licha?
– Nie, ale nie pójdziesz sama.
– Trzeci raz ci, kurde, tłumaczę, że
będzie ze mną Orlaith i jeszcze Nukki idzie dla bezpieczeństwa. Zna stolicę.
– On mnie nie obchodzi.
– Aaach! Tu jest pies pogrzebany.
– I co? Myślisz, że wszystko wiesz? –
prychnął Callan, a ja uśmiechnęłam się szatańsko.
– Myślę, że tak. Co? Czyżbyś się
bał, że Nukki zwinie ci z przed nosa robotę? Może ktoś inny będzie chronił
królewskiego doradcę?
– A niech sobie chroni. Jeden
problem mniej dla mnie.
– No i git. Czyli wszystko ustalone
i skoro nie masz nic przeciwko, ja już sobie pójdę.
– Nie – mruknął Callan.
– Hyhy! No i świetnie –
zatryumfowałam. – Nie wiem, co masz za problem, ale się ogarnij.
– Nigmet, czekaj!
– Przecież zajmowanie się mną to
tylko kolejny problem, to co się przejmujesz?
– rzuciłam, kierując się na dziedziniec, gdzie czekała na mnie już
Orlaith wraz z Nukkim.
– Co tak długo?
– A bo Callan marudził.
– Skaranie boskie z nim masz –
westchnął Nukki, kręcąc głową z dezaprobatą.
– Ale dziś wpadł we własne sidła –
roześmiałam się radośnie. – To co? Idziemy.
– Idziemy – przytaknęła Orlaith.
Na nowo mogłam stać się nikim.
Ubrałam zwykłe ubrania, podobne do tych, które miałam na sobie, podróżując,
odkąd przybyłam do tego świata. Nie byłam królewskim doradcą, a jedynie
mieszczanką. Nawet Nukki nie wyglądał tego dnia na gwardzistę. Nie chcieliśmy
przykuwać uwagi, by nie wzbudzić podejrzeń. Ludzie nie wdaliby się z nami w
rozmowę, a tylko tak mogliśmy zebrać jakieś informacje. A było coś co chciałam
sprawdzić. Cokolwiek to było, nie spodobałoby się Callanowi.
Wolałam trzymać go z dala od takich rzeczy. Wolałam trzymać go z dala od siebie. Zresztą nie było potrzeby mu o tym wspominać. No, bo co miałam mu powiedzieć? Że tęsknie za tymi podróżami i przygodami, które przeżyliśmy, ale bez niego, Reya i Viviane to już nie to samo? Oczywiście, że nie to samo. Sytuacja się zmieniła i my najwyraźniej też. Taka była kolej rzeczy i musieliśmy przywyknąć do nowej rzeczywistości. I oczywiście, że tęskniłam za tym, co było. Ciężka podróż i uciekanie przed ludźmi Ejvalda były wspaniałym czasem. Tak ich wszystkich poznałam.
Wolałam trzymać go z dala od takich rzeczy. Wolałam trzymać go z dala od siebie. Zresztą nie było potrzeby mu o tym wspominać. No, bo co miałam mu powiedzieć? Że tęsknie za tymi podróżami i przygodami, które przeżyliśmy, ale bez niego, Reya i Viviane to już nie to samo? Oczywiście, że nie to samo. Sytuacja się zmieniła i my najwyraźniej też. Taka była kolej rzeczy i musieliśmy przywyknąć do nowej rzeczywistości. I oczywiście, że tęskniłam za tym, co było. Ciężka podróż i uciekanie przed ludźmi Ejvalda były wspaniałym czasem. Tak ich wszystkich poznałam.
Teraz jednak miałam robotę. Nie było
czasu na wspominki. Musiałam dowiedzieć się więcej na temat pogłosek, krążących
po mieście. Od Eili i Meeri słyszałam parę niepokojących rzeczy i
należało je zweryfikować. I niestety wynik naszego śledztwa mi się nie podobał.
Pogłoski faktycznie krążyły i to coraz większym kołem, rozbrzmiewając coraz
głośniej i głośniej. Trzeba była działać. Toteż już następnego dnia zebraliśmy
się ponownie na małej naradzie. Musieliśmy objaśnić sytuację i zdecydować, co zrobimy
w z tym wszystkim.
– Ale jakie plotki? – zapytał
Reynald. – O czym wy mówicie?
– Nigmet, może ty wyjaśnisz? –
poprosił zrezygnowany Nukki.
– A co? Sam nie umiesz? – prychnął
Callan. – Przerasta to możliwości gwardzisty?
– Oczywiście, że wyjaśnię, Nukki –
odpowiedziałam, ignorując zrzędzenie Callana. – Eili i Meeri dały mi znać o
bardzo niepokojącej opinii, rozprzestrzeniającej się po stolicy.
– Co? Możesz jaśniej?
– Ludzie gadają złe rzeczy –
skwitowałam, marszcząc brwi. – Plotki. Złe, złe plotki są!
– Dobra, nie musisz być złośliwa.
Udziela ci się zachowanie Callana – skwitował Reynald, marszcząc brwi.
– Skupmy się – powiedziała stanowczo
Viviane. – Nigmet, mów proszę dalej.
– Ktoś rozsiewa plotki, że obecna
królowa Silvaterry jest jedynie marionetką w rękach jakiegoś sąsiedniego
królestwa. Oczywiście to nie prawda, ale wiecie, że takie nowinki zawsze są w
cenie i najciężej je wyplenić.
– Ale kto chciałby coś takiego
robić? Przecież ja nie…
– Wiem, Viv, ale ludzie tego nie
wiedzą. Wierzą w to, co ktoś im powie.
– Ja myślę, że to Legion Nowego
Świata. Chcą, żeby zapanował chaos. Jeśli ludzie zwątpią we władzę Viviane,
łatwiej będzie im przejąć tron – oznajmiła z powagą Orlaith. – Wierzę, że
wszyscy słyszeliście już o Legionie Nowego Świata, który wspierał Ejvalda i
najprawdopodobniej również Joshuę, a może zwłaszcza jego.
– Tak, wspominałaś o tym – przyznał
Callan. – I co? Uważacie, że to ich sprawka?
– Tak właśnie uważam.
– O Legionie wiem tylko tyle, co
powiedziała mi Orlaith, ale coś mi mówi, że to może być to – przytaknęłam.
– Świetnie, ale nie do końca
rozumiem, dlaczego mamy wierzyć w jakąś organizację, której w zasadzie nie
widać – zaprotestowała Eili. – Nie sądzicie, że wyjaśnienie jest łatwiejsze?
Przecież coś takiego zaraz by się wydało.
– Masz rację, Eili – przyznałam. –
Ale Orlaith miała z nimi styczność. Zna kogoś, kto jest w Legionie i jej
siostra również tam dołączyła. Poza tym myślę, że właśnie fakt, że są jakby
niewidzialni w tłumie, sprawia, że czują się bezkarni. Nie boją się ryzykownych
posunięć, skoro wciąż nikt ich nie zdemaskował.
– Callan, co o tym myślisz? –
zapytał Reynald.
– Ja… – zawahał się i spojrzał w
stronę Eili, a potem na mnie. – Ja myślę, że to logiczne wyjaśnienie.
– Poważnie? – przeraziła się
Viviane. – Znaczy… To nie tak, że nie wierzę Nigmet i Orlaith, ale… Nie sądziłam,
że tak łatwo poprzesz tą teorię.
– Pytanie tylko, co z tym zrobimy. A
coś musimy. Trzeba przekonać ludzi, że Viviane nie jest żadną marionetką i że
zapewni bezpieczeństwo ludziom – stwierdziłam, krzyżując ręce na piersi.
– Nigmet, zajmę się tym sama –
zadeklarowała stanowczo Viviane. – Jestem królową, wiem, co powinnam zrobić w
tej sytuacji, bo jeśli nie zdołam załagodzić sytuacji teraz, kiedy nie jest ona
jeszcze poważna to później tym bardziej nie mam na to szans.
– Dobrze – zgodziłam się, a na mojej
twarzy zagościł uśmiech. – Skoro chcesz sama się tym zająć, pozostało nam
jedynie czekać na rezultaty.
Kurwa jak ja nienawidze zagran typu 'niestety, ale jest dobrze' -.- kopłabym go w jajca za takie cos, serio. -.-
OdpowiedzUsuńAle czemuz jej sie slabo zrobila na wiesc o dobrych wynikach? Oo znaczy kondycje pewno jeszcze dobrej nie ma plus rey tego nie ulatwil -.-
Nukki. Nie wiem, biere go teraz na celownik xd
Kogos sie trzeba przyczepic.
z ta herbata nie wiem. no niby ta co wgl znikla by bylo ze oczywiste, ale ja nie wiem. mam inny typ.
wgl serio o ten egzamin im chodzilo? co za maciradła.
cos krotki ten rozdzial. nic sie nie wyjasnilo, procz egzaminow xd ale czego ja sie spodziewalam, ze na tacy cos ktos mi poda...