Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



sobota, 24 czerwca 2017

Legion Nowego Świata: Rozdział 3



            Stałam u boku Viviane, jak przystało na jej doradcę. Tym razem nie było to spotkanie z ministrami, a audiencje. Dużo, dużo audiencji i powoli zaczynałam czuć się zmęczona. Od dobrych trzech godzin stałam sztywno, bo przecież nie wypadało mi w tej sytuacji siedzieć gdzieś na kamiennych schodach.
            Westchnęłam ciężko i zaczęłam się rozciągać, gdy strażnik poszedł po kolejną osobę. Bolały mnie plecy, a nóg już nie czułam. Stanie to nie to samo, co chodzenie. Chodzić mogłam godzinami, ale stać na baczność… O nie.
            ˜— Przepraszam cię, Nigmet — usłyszałam i spojrzałam zaskoczona na Viviane. — Powinnam była pomyśleć o czymś do siedzenia dla ciebie. Następnym razem…
            ˜— W porządku — odparłam pospiesznie. — Nic mi nie jest. Nie przejmuj się.
            Strażnik wrócił do sali tronowej, a my zamilkłyśmy. Obserwowałam, jak para młodych ludzi zbliża się do schodów, na których szczycie stałam, doradzając Viviane. Warto wspomnieć, że nie były to sprawy, w których potrzebowała mojej rady.
            Teraz jednak otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Przede mną stała piękna blondynka o alabastrowej cerze. Wyglądała jak prawdziwa arystokratka. Taka, jak to sobie zawsze wyobrażałam. Obok niej stał wysoki, śniady mężczyzna o ciemnych oczach.
            Oboje wyglądali na tak samo zaskoczonych i przez dłuższą chwilę przypatrywaliśmy się sobie. Viviane spojrzała na mnie pytająco, a ja skinęłam głową, na znak, by kontynuować.
            ˜— Wasza wysokość — odezwała się blondynka. — Nazywam się Shanon, a to Veeru, mój małżonek. Przybyliśmy tutaj, reprezentując mojego ojca, hrabię zachodnich ziem. Mój ojciec jest już stary i podroż byłaby dla niego zbyt ciężka. Jednak, proszę, wasza wysokość, przyjmij jego pozdrowienia — padło i oboje ukłonili się nisko.
            ˜— W jakiej sprawie do mnie przybyliście? — zapytała Viviane.
            ˜— Wioska, w której żyjemy jest bardzo biedna, chodź żyjemy przy rzece. Ludzie nie mają, co jeść. Wioska jednak posiada wiele unikatowych wyrobów, które moglibyśmy transportować między innymi tutaj do stolicy, ale nie posiadamy portu, ani łodzi ładunkowych, a te płynące z południa rzadko się u nas zatrzymują. Przyszłam, więc prosić o pomoc. Wioski nie stać na wybudowanie portu i łodzi, które mogłyby zapewnić rozwój handlu. Tutaj mam szczegółowy plan — dodała pospiesznie Shanon i pokazała jakiś pergamin.
            Viviane dała znak ręką, że nie ma takiej potrzeby i spojrzała na mnie po raz kolejny.
            ˜— Co uważasz, Nigmet?
            ˜— Cóż… ˜— zawahałam się. — A jakie to wyroby możecie zaoferować stolicy, by królewski skarbiec pokrył budowę portu i zakup łodzi?
            ˜— Odmiana zboża, której nie sieje się tutaj na północy — usłyszałam głos Veeru. — Do tego owcze skóry, piękne, kolorowe tkaniny i wiele innych rzeczy. Niestety wioska oddalona jest od pozostałych.
            ˜— Macie zboże, więc nie wydaje mi się, by panował głód — stwierdziłam beznamiętnie.
            ˜— Nie samym zbożem człowiek żyje.
            ˜— A ryby? W końcu żyjecie przy rzece — zauważyłam z powagą i wzruszyłam lekko ramionami, gdy Viviane popatrzyła na mnie zdziwiona moimi dociekaniami.
            ˜— W tym problem, pani, że ryb w rzece jest coraz mniej. Nie wiemy, co jest tego powodem.
            ˜— I twierdzicie, że port i kilka łodzi umożliwiłoby handel, spowodowało rozwój wioski i zniwelowało głód?
            ˜— Tak uważamy — zadeklarowała Shanon. — Śmiem nawet powiedzieć, że sami się o to postaramy. Potrzebujemy jedynie drobnej pomocy. Sam port jest już w trakcie budowy, którą nadzoruje mój ojciec, ale sami nie zdołamy go ukończyć, dlatego pokornie zwracam się z prośbą o pomoc.
            ˜— Cóż, o ile mi wiadomo, ten region jest bardzo urodzajny. Myślę, że to inwestycja warta rozważenia — rzekłam wreszcie, patrząc znacząco na Viviane.
            ˜— Zgadzam się. Zwłaszcza, jeśli zaczęliście już budowę. Chciałabym wam pomóc, dlatego zgadzam się spełnić tą prośbę. Wasza wioska dostanie pieniądze potrzebne na rozwój.
            ˜— Dziękujemy bardzo, wasza wysokość — oznajmiła Shanon i ukłoniła się wraz z Veeru, po czym opuścili salę.
            ˜— Jest ktoś jeszcze? — zapytała Viviane, ale strażnik pokręcił przecząco głową. ˜— Doskonale. Możesz odejść.
            Mężczyzna ukłonił się i w pośpiechu wyszedł.
            ˜— Nigmet, czy to nie… ˜— zaczęła niepewnie .
            ˜— Shanon i Veeru… Spotkałam ich podczas mojej podróży z Reynaldem, jeszcze na długo, nim spotkaliśmy ciebie. Nie sądziłam, że jeszcze ich zobaczę.
            ˜— Miałam okazję ich poznać, gdy wraz z Callanem udałaś się inną drogą, by zmylić ludzi Ejvalda. Pomogli mi, gdy zaczepiał mnie jakiś pijany mężczyzna.
            ˜— A więc ich poznałaś. Pewnie się bardzo zdziwili, widząc nas tutaj.
            ˜— Zapewne.
            ˜— Chcę się z nimi później spotkać i dowiedzieć więcej na temat sytuacji wioski.
            ˜— Coś podejrzewasz? — zapytała Viviane, a ja wzruszyłam ramionami.
            ˜— Warto to sprawdzić.

***

            Nie byłam do końca pewna, czy uda mi się jeszcze dogonić Shanon i Veeru. Niemniej pospiesznie wymknęłam się z zamku, nie wspominając o niczym Callanowi. Nie potrzebowałam jeszcze jego narzekania.
            Zobaczyłam ich kawałek za bramą zamku i przyspieszyłam kroku.
            ˜— Shanon! Veeru!
            Odwrócili się, słysząc moje nawoływanie.
            ˜— Nigmet, więc to jednak byłaś ty — uradowała się Shanon.
            ˜— Tak — pokiwałam głową — ale nie mogłam, no wiecie…
            ˜— Doskonale cię rozumiem, nie mam żalu. Zresztą ostatecznie uzyskaliśmy aprobatę królowej. Ale czy to nie ta dziewczyna, która była z Reynaldem?
            ˜— Tak, to ona. Viviane.
            ˜— Jak to możliwe?
            ˜— To dłuuuuga historia — roześmiałam się. — Spotkaliśmy ją jakiś czas po opuszczeniu waszej wioski. No i tak jakoś wyszło, że jej pomagamy. Teraz, gdy udało nam się pokonać Ejvalda, staliśmy się częścią dworu. Reynald jest teraz rycerzem Gwardii Królewskiej i chroni samą królową.
            ˜— To wspaniale. Jak on się miewa?
            ˜— Myślę, że całkiem nieźle.
            ˜— A ty? Zostałaś królewskim doradcą?
            ˜— Cóż… Tak jakby.
            ˜— Dlaczego nie usiądziemy gdzieś i nie porozmawiamy przy herbacie? — wtrącił się Veeru.
            ˜— Doskonały pomysł — przytaknęła entuzjastycznie Shanon. — Co ty na to, Nigmet?
            ˜— Ale tylko na chwilę. Potem muszę wracać do pracy.
            Ruszyliśmy z wolna do pobliskiej karczmy, gdzie zamówiliśmy coś do picia.
            ˜— Opowiesz nam więcej o sprawie Ejvalda? Oczywiście doszły nas słuchy, że został pokonany, a prawowita następczyni zasiadła na tronie. W życiu bym jednak nie pomyślała, że to ta dziewczyna, która pracowała w barze.
            ˜— Viviane jest bardzo uparta. Jak już coś sobie postanowi, nie ma bata. Chciała pracować, na coś się przydać i nawet charyzma Reynalda zdała się na nic.
            ˜— A czemu nie było cię z nimi?
            ˜— Ja wtedy poszłam razem z Callanem. Musieliśmy się rozdzielić, żeby odciągnąć od Viviane ludzi Ejvalda.
            ˜— Callan? — podchwyciła Shanon.
            ˜— Nasz przyjaciel, który dołączył do nas w podróży.
            ˜— Rozumiem.
            ˜— Ale właściwie, chciałam porozmawiać o czymś konkretnym. Nie o naszej podróży — oznajmiłam z powagą. — Chciałabym, żebyście powiedzieli mi więcej na temat sytuacji w wiosce. Na audiencji powiedziałaś, że w rzece jest coraz mniej ryb.
            ˜— To prawda. Rybacy od dłuższego czasu narzekają na słabe połowy. A była to podstawa w jadłospisie większości mieszkańców. Zborze i mięso z hodowli zwierząt tylko to uzupełniało. Teraz jednak zmuszeni jesteśmy zmienić to. Zboża mamy dużo, ale ludzie potrzebują nie tylko chleba. Musielibyśmy poszerzyć hodowlę zwierząt, ale ludzi na to nie stać. Dlatego chcieliśmy sprzedać część zboża. Bez porządnego portu jest to niemożliwe. Statki rzadko cumują do naszej wioski.
            ˜— To rozumiem. Przestawiłaś z grubsza sytuację na audiencji i dlatego otrzymacie pomoc od królowej. Niemniej zastanawia mnie ta sprawa z rybami. To dość niepokojące.
            ˜— Urządziliśmy już kilka wypraw w stronę rzeki, żeby zobaczyć czy nie dzieje się nic złego, ale nie znaleźliśmy żadnego wyjaśnienia — oznajmił Veeru. — Podejrzewam, że problem sięga dużo dalej, do Pustkowia. Tam jednak nikt się nie zapuszcza.
            ˜— Z powodu barbarzyńców — stwierdziłam, a on skinął głową.
            ˜— No dobrze. Niemniej, jeśli uda wam się czegoś dowiedzieć, chciałabym, żebyście niezwłocznie mnie poinformowali.
            ˜— Oczywiście.
            ˜— Uważajcie też, jeśli obije wam się o uszy nazwa Legion Nowego Świata — wyszeptałam, pochylając się nad stołem. — Bądźcie czujni i jeśli o czymś usłyszycie…
            ˜— Poinformujemy cię. Na pewno — przytaknął Veeru.
            ˜— Świetnie. Dziękuję wam.
            ˜— To my dziękujemy tobie za zainteresowanie i pomoc — powiedziała Shanon, zamykając moje dłonie w swoich.
            ˜— Ja nic nie zrobiłam — mruknęłam, wywracając oczami.

1 komentarz:

  1. Powiedziałabym, że to taki przejściowy rozdział. Fajnie, że pojawiają się postacie, które już wcześniej użyłaś. Niech żyją własnym życiem, nawet jeśli są tylko epizodyczne.
    Nie wiem, co zrobiłaś, a może to tylko u mnie się tak wyświetla, ale przy dialogach masz dodatkowy znaczek, o taki ~. Czy to specjalnie?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń