Stałam u boku Viviane, jak przystało
na jej doradcę. Tym razem nie było to spotkanie z ministrami, a audiencje.
Dużo, dużo audiencji i powoli zaczynałam czuć się zmęczona. Od dobrych trzech
godzin stałam sztywno, bo przecież nie wypadało mi w tej sytuacji siedzieć
gdzieś na kamiennych schodach.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam się
rozciągać, gdy strażnik poszedł po kolejną osobę. Bolały mnie plecy, a nóg już
nie czułam. Stanie to nie to samo, co chodzenie. Chodzić mogłam godzinami, ale
stać na baczność… O nie.
— Przepraszam cię, Nigmet —
usłyszałam i spojrzałam zaskoczona na Viviane. — Powinnam była pomyśleć o czymś
do siedzenia dla ciebie. Następnym razem…
— W porządku — odparłam
pospiesznie. — Nic mi nie jest. Nie przejmuj się.
Strażnik wrócił do sali tronowej, a
my zamilkłyśmy. Obserwowałam, jak para młodych ludzi zbliża się do schodów, na których
szczycie stałam, doradzając Viviane. Warto wspomnieć, że nie były to sprawy, w
których potrzebowała mojej rady.
Teraz jednak otworzyłam szerzej oczy
ze zdziwienia. Przede mną stała piękna blondynka o alabastrowej cerze.
Wyglądała jak prawdziwa arystokratka. Taka, jak to sobie zawsze wyobrażałam.
Obok niej stał wysoki, śniady mężczyzna o ciemnych oczach.
Oboje wyglądali na tak samo
zaskoczonych i przez dłuższą chwilę przypatrywaliśmy się sobie. Viviane
spojrzała na mnie pytająco, a ja skinęłam głową, na znak, by kontynuować.
— Wasza wysokość — odezwała się
blondynka. — Nazywam się Shanon, a to Veeru, mój małżonek. Przybyliśmy tutaj,
reprezentując mojego ojca, hrabię zachodnich ziem. Mój ojciec jest już stary i
podroż byłaby dla niego zbyt ciężka. Jednak, proszę, wasza wysokość, przyjmij jego
pozdrowienia — padło i oboje ukłonili się nisko.
— W jakiej sprawie do mnie
przybyliście? — zapytała Viviane.
— Wioska, w której żyjemy jest
bardzo biedna, chodź żyjemy przy rzece. Ludzie nie mają, co jeść. Wioska jednak
posiada wiele unikatowych wyrobów, które moglibyśmy transportować między innymi
tutaj do stolicy, ale nie posiadamy portu, ani łodzi ładunkowych, a te płynące z
południa rzadko się u nas zatrzymują. Przyszłam, więc prosić o pomoc. Wioski
nie stać na wybudowanie portu i łodzi, które mogłyby zapewnić rozwój handlu. Tutaj
mam szczegółowy plan — dodała pospiesznie Shanon i pokazała jakiś pergamin.
Viviane dała znak ręką, że nie ma
takiej potrzeby i spojrzała na mnie po raz kolejny.
— Co uważasz, Nigmet?
— Cóż… — zawahałam się. — A jakie
to wyroby możecie zaoferować stolicy, by królewski skarbiec pokrył budowę portu
i zakup łodzi?
— Odmiana zboża, której nie sieje
się tutaj na północy — usłyszałam głos Veeru. — Do tego owcze skóry, piękne,
kolorowe tkaniny i wiele innych rzeczy. Niestety wioska oddalona jest od
pozostałych.
— Macie zboże, więc nie wydaje mi
się, by panował głód — stwierdziłam beznamiętnie.
— Nie samym zbożem człowiek żyje.
— A ryby? W końcu żyjecie przy
rzece — zauważyłam z powagą i wzruszyłam lekko ramionami, gdy Viviane
popatrzyła na mnie zdziwiona moimi dociekaniami.
— W tym problem, pani, że ryb w
rzece jest coraz mniej. Nie wiemy, co jest tego powodem.
— I twierdzicie, że port i kilka
łodzi umożliwiłoby handel, spowodowało rozwój wioski i zniwelowało głód?
— Tak uważamy — zadeklarowała
Shanon. — Śmiem nawet powiedzieć, że sami się o to postaramy. Potrzebujemy
jedynie drobnej pomocy. Sam port jest już w trakcie budowy, którą nadzoruje mój
ojciec, ale sami nie zdołamy go ukończyć, dlatego pokornie zwracam się z prośbą
o pomoc.
— Cóż, o ile mi wiadomo, ten region
jest bardzo urodzajny. Myślę, że to inwestycja warta rozważenia — rzekłam
wreszcie, patrząc znacząco na Viviane.
— Zgadzam się. Zwłaszcza, jeśli
zaczęliście już budowę. Chciałabym wam pomóc, dlatego zgadzam się spełnić tą prośbę.
Wasza wioska dostanie pieniądze potrzebne na rozwój.
— Dziękujemy bardzo, wasza wysokość
— oznajmiła Shanon i ukłoniła się wraz z Veeru, po czym opuścili salę.
— Jest ktoś jeszcze? — zapytała
Viviane, ale strażnik pokręcił przecząco głową. — Doskonale. Możesz odejść.
Mężczyzna ukłonił się i w pośpiechu
wyszedł.
— Nigmet, czy to nie… — zaczęła
niepewnie .
— Shanon i Veeru… Spotkałam ich
podczas mojej podróży z Reynaldem, jeszcze na długo, nim spotkaliśmy ciebie.
Nie sądziłam, że jeszcze ich zobaczę.
— Miałam okazję ich poznać, gdy
wraz z Callanem udałaś się inną drogą, by zmylić ludzi Ejvalda. Pomogli mi, gdy
zaczepiał mnie jakiś pijany mężczyzna.
— A więc ich poznałaś. Pewnie się
bardzo zdziwili, widząc nas tutaj.
— Zapewne.
— Chcę się z nimi później spotkać i
dowiedzieć więcej na temat sytuacji wioski.
— Coś podejrzewasz? — zapytała
Viviane, a ja wzruszyłam ramionami.
— Warto to sprawdzić.
***
Nie byłam do końca pewna, czy uda mi
się jeszcze dogonić Shanon i Veeru. Niemniej pospiesznie wymknęłam się z zamku,
nie wspominając o niczym Callanowi. Nie potrzebowałam jeszcze jego narzekania.
Zobaczyłam ich kawałek za bramą
zamku i przyspieszyłam kroku.
— Shanon! Veeru!
Odwrócili się, słysząc moje
nawoływanie.
— Nigmet, więc to jednak byłaś ty —
uradowała się Shanon.
— Tak — pokiwałam głową — ale nie
mogłam, no wiecie…
— Doskonale cię rozumiem, nie mam
żalu. Zresztą ostatecznie uzyskaliśmy aprobatę królowej. Ale czy to nie ta
dziewczyna, która była z Reynaldem?
— Tak, to ona. Viviane.
— Jak to możliwe?
— To dłuuuuga historia —
roześmiałam się. — Spotkaliśmy ją jakiś czas po opuszczeniu waszej wioski. No i
tak jakoś wyszło, że jej pomagamy. Teraz, gdy udało nam się pokonać Ejvalda,
staliśmy się częścią dworu. Reynald jest teraz rycerzem Gwardii Królewskiej i
chroni samą królową.
— To wspaniale. Jak on się miewa?
— Myślę, że całkiem nieźle.
— A ty? Zostałaś królewskim doradcą?
— Cóż… Tak jakby.
— Dlaczego nie usiądziemy gdzieś i
nie porozmawiamy przy herbacie? — wtrącił się Veeru.
— Doskonały pomysł — przytaknęła entuzjastycznie
Shanon. — Co ty na to, Nigmet?
— Ale tylko na chwilę. Potem muszę
wracać do pracy.
Ruszyliśmy z wolna do pobliskiej
karczmy, gdzie zamówiliśmy coś do picia.
— Opowiesz nam więcej o sprawie
Ejvalda? Oczywiście doszły nas słuchy, że został pokonany, a prawowita
następczyni zasiadła na tronie. W życiu bym jednak nie pomyślała, że to ta
dziewczyna, która pracowała w barze.
— Viviane jest bardzo uparta. Jak już coś sobie postanowi, nie ma bata. Chciała pracować, na coś się przydać i nawet charyzma Reynalda zdała się na nic.
— Viviane jest bardzo uparta. Jak już coś sobie postanowi, nie ma bata. Chciała pracować, na coś się przydać i nawet charyzma Reynalda zdała się na nic.
— A czemu nie było cię z nimi?
— Ja wtedy poszłam razem z
Callanem. Musieliśmy się rozdzielić, żeby odciągnąć od Viviane ludzi Ejvalda.
— Callan? — podchwyciła Shanon.
— Nasz przyjaciel, który dołączył
do nas w podróży.
— Rozumiem.
— Ale właściwie, chciałam
porozmawiać o czymś konkretnym. Nie o naszej podróży — oznajmiłam z powagą. —
Chciałabym, żebyście powiedzieli mi więcej na temat sytuacji w wiosce. Na
audiencji powiedziałaś, że w rzece jest coraz mniej ryb.
— To prawda. Rybacy od dłuższego
czasu narzekają na słabe połowy. A była to podstawa w jadłospisie większości
mieszkańców. Zborze i mięso z hodowli zwierząt tylko to uzupełniało. Teraz
jednak zmuszeni jesteśmy zmienić to. Zboża mamy dużo, ale ludzie potrzebują nie
tylko chleba. Musielibyśmy poszerzyć hodowlę zwierząt, ale ludzi na to nie
stać. Dlatego chcieliśmy sprzedać część zboża. Bez porządnego portu jest to
niemożliwe. Statki rzadko cumują do naszej wioski.
— To rozumiem. Przestawiłaś z
grubsza sytuację na audiencji i dlatego otrzymacie pomoc od królowej. Niemniej
zastanawia mnie ta sprawa z rybami. To dość niepokojące.
— Urządziliśmy już kilka wypraw w
stronę rzeki, żeby zobaczyć czy nie dzieje się nic złego, ale nie znaleźliśmy
żadnego wyjaśnienia — oznajmił Veeru. — Podejrzewam, że problem sięga dużo
dalej, do Pustkowia. Tam jednak nikt się nie zapuszcza.
— Z powodu barbarzyńców —
stwierdziłam, a on skinął głową.
— No dobrze. Niemniej, jeśli uda
wam się czegoś dowiedzieć, chciałabym, żebyście niezwłocznie mnie
poinformowali.
— Oczywiście.
— Uważajcie też, jeśli obije wam
się o uszy nazwa Legion Nowego Świata — wyszeptałam, pochylając się nad stołem.
— Bądźcie czujni i jeśli o czymś usłyszycie…
— Poinformujemy cię. Na pewno — przytaknął
Veeru.
— Świetnie. Dziękuję wam.
— To my dziękujemy tobie za
zainteresowanie i pomoc — powiedziała Shanon, zamykając moje dłonie w swoich.
— Ja nic nie zrobiłam — mruknęłam,
wywracając oczami.
Powiedziałabym, że to taki przejściowy rozdział. Fajnie, że pojawiają się postacie, które już wcześniej użyłaś. Niech żyją własnym życiem, nawet jeśli są tylko epizodyczne.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co zrobiłaś, a może to tylko u mnie się tak wyświetla, ale przy dialogach masz dodatkowy znaczek, o taki ~. Czy to specjalnie?
Pozdrawiam