Informacje

Premiera 2 części już 4 października!


Polub Tenebris na fejsbukach i bądź na bieżąco z nowościami!

Wywiad ze mną by Kaori


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!



poniedziałek, 4 września 2017

Legion Nowego Świata: Rozdział 8



            Kilka dni później odbyć się miał uroczysty bal, który miał zapoczątkować sojusz obu królestw. My mieliśmy mieć okazję poznać szlachtę Flosterry oraz urzędników sprawujących najważniejsze funkcje, a oni dowiedzieć się od nas czegoś na temat Silvaterry. Najzabawniejsze jednak w tym sojuszu było to, że właściwie nic nie zostało uzgodnione.
            I to nie tak, że Rongvald unikał z nami jakiś rozmów. Po prostu nie zostały ustalone żadne warunki. Ilekroć próbowałam poruszyć temat handlu lub otwartych granic, gładko zmieniał temat. Uwielbiał słuchać różnych opowieści Callana, zmusił nas by opowiedzieć o naszej walce z Ejvaldem, ale nic poza tym.
            Co prawda wątpiłam, że jest się czym martwić. Nie czułam z jego strony żadnego zagrożenia i podejrzewałam, że zwyczajnie taki już jest. A dziwny był faktycznie. Być może też korzystał z naszego przybycia, był bardzo ciekawy świata, a dokończenie negocjacji zaowocowałoby naszym powrotem.
            Nie chciałam go poganiać, gdyż zaskarbienie sobie jego sympatii było w interesie królestwa, ale obiecałam sobie, że po balu upomnę się o dopracowanie sojuszu. Mimo wszystko nie mogłam, ani nie chciałam pozostawać za długo poza granicami Silvaterry, martwiąc się o przyjaciół, którzy tam zostali.
            Gorszym problemem na tą chwilę był fakt, że nie miałam ochoty iść na bal. Choć tu przyjęci zostaliśmy z Callanem bardzo ciepło, bez zawoalowanej wrogości, wciąż jednak uroczystość była nam obojgu trochę nie na rękę. Tym bardziej, że nie byłam przygotowana na taką okazję.
            Rongvald zobowiązał się jednak zapewnić nam uroczyste stroje. Nie miałam innego wyjścia, jak wdziać się w przygotowaną dla mnie suknię. Była piękna i bardzo różniła się od tych, które już widziałam. Była jakby lniana, co sprawiało, że była lżejsza i przyjemniejsza w noszeniu, ale nie mniej piękna niż inne.
            Czerwony kolor z drobnym wzorem kwiatowym i luźnymi, długimi rękawami. Do tego służące zaplotły moje włosy w warkocz, do którego doczepiły kilka uroczych kwiatuszków. I nawet odrobinę się cieszyłam, bo strój naprawdę mi się podobał, a mimo to był wyjątkowo wygodny.
            Rozległo się pukanie do drzwi i na moje skinienie jedna ze służących otworzyła je. Do środka wkroczyła Laurette ubrana jak zawsze w zieloną suknie, lecz tym razem bardziej odświętną ze wzorem błękitnych motyli. Wyglądała cudownie, a coś w jej zachowaniu sprawiało, że motyle świetnie do niej pasowały. Nie umiałam stwierdzić, na czym to polega.
            – Witaj, Nigmet – powiedziała, uśmiechając się łagodnie. – Widzę, że jesteś już gotowa. Mam nadzieję, że suknia ci się podoba.
            – Bardzo – przyznałam radośnie. – Jest wspaniała. Może gdyby u nas też były takie, chętniej bym je nosiła. Ta jest bardzo lekka i wygodna i nie musiałam wciskać się w gorset…
            Laurette roześmiała się na to.
            – W takim razie musisz wspomnieć o tym mojemu bratu. Jestem pewna, że sojusz umożliwi transport naszych strojów do Silvaterry.
            – Tak, gdybyśmy tylko mogli wreszcie dopracować warunki – westchnęłam, tracąc entuzjazm. – Jesteśmy tu od ponad tygodnia i w zasadzie nic jeszcze nie zostało ustalone…
            – Przepraszam za mojego brata. Jest po prostu rad, mając tak interesujących gości z sąsiedniego królestwa. Zresztą ja również. Wspomnę mu jednak, że nie powinien przetrzymywać was tu na siłę. Na pewno macie wiele obowiązków do wypełnienia po tej podróży.
            – Dziękuję za twoją wyrozumiałość. Naprawdę chciałabym zostać tu dłużej. Flosterra jest wspaniałym królestwem i skłamałabym mówiąc, że mi się tu nie podoba. Niemniej, tak jak powiedziałaś, mamy wciąż wiele do zrobienia.
            – Nie martw się, jestem pewna, że mój brat jutro sam wspomni o kwestii sojuszu. Znam go.
            – Teraz jednak nie psujmy zabawy – zaśmiałam się. – Nie ubrałyśmy się tak ładnie, żeby rozmawiać dzisiaj o poważnych rzeczach.
            – To prawda.
            – A wyglądasz dzisiaj naprawdę pięknie, Laurette.
            – Chyba powinnyśmy już iść – padło i wymieniwszy uśmiech, ruszyłyśmy do sali balowej.
            – Laurette, Nigmet, obie wyglądacie olśniewająco – usłyszałyśmy, gdy Rongvald podszedł przywitać się z nami. – Miałem dobre przeczucie, że czerwień pasuje do ciebie najbardziej – dodał, nie kryjąc zadowolenia.
            – Nie wiem, na ile mi pasuje – zaśmiałam się. – Ale z całą pewnością jest to mój ulubiony kolor, a suknia jest cudowna. Bardzo dziękuję – powiedziałam i dygnęłam z gracją.
            – Callanie, podejdź no tu – zawołał go Rongvald, gdy ten rozmawiał z jakimś mężczyzną. Spojrzał w naszą stronę i uniósł brwi, powoli kierując się do nas. – Czyż damy nie wyglądają pięknie?
            – Bardzo pięknie.
            – Laurette, chodź, moja droga. Musimy przywitać jeszcze kilku gości.
            – Już idę – odparła dziewczyna i uśmiechnąwszy się lekko, ruszyła za swoim bratem.
            – On wybrał ci tą suknię?
            – Muszę przyznać, że ma dobry gust – stwierdziłam, kiwając głową z uznaniem. – Trochę obawiałam się tego, co będę miała ubrać, ale to jest naprawdę wygodne. Viviane byłaby zachwycona. – Callan westchnął. – No co?
            – Nic… Nieważne. Widzę, że spodobało ci się tutaj.
            – Nie zapomniałam, po co tu jestem, jeśli o to ci chodzi – oznajmiłam, marszcząc brwi. – Rozmawiałam już dziś z Laurette, obiecała, że jeśli Rongvald sam nie zaprosi nas jutro na poważną rozmowę, wspomni mu o tym. A teraz zamierzam wykorzystać ostatnie chwilę na to, by poznać Flosterrę jak najlepiej, bo tak jak zauważyłeś, podoba mi się tu.
            – Mam wrażenie, że aż za bardzo – zauważył z niezadowoleniem i pokręcił głową.
            – Ty za to jesteś zgorzkniały jak zawsze, a nawet za nas oboje.
            – Tak, bo…
            – Bo? – spytałam, unosząc brwi w oczekiwaniu.
            – Nieważne…
            – Weź się lepiej w garść, Call. Jesteśmy tu dla Viviane – warknęłam rozeźlona. – Nie spartacz tego z powodu swoich humorków.
            – Masz rację, przepraszam – odpowiedział cicho i ucałował grzbiet mojej dłoni. – Obiecaj mi swój pierwszy taniec.
            Zawahałam się tylko na moment, ale skinęłam głową. Nie musieliśmy nawet długo czekać, bo już chwilę później rozbrzmiała muzyka i Callan poprowadził mnie na parkiet. Byliśmy pierwszą parą i na początku nie było tam nikogo poza nami. Wszyscy obserwowali z zaciekawieniem zagranicznych gości.
            Prawą ręką objął mnie w talii, a lewą chwycił moją dłoń. Nie musieliśmy długo czekać, aż dołączyły do nas kolejne pary. Potem Rongvald i Laurette uczyli nas ludowego tańca Flosterry i nawet Callan trochę się rozluźnił.

***

            Bal skończył się już jakiś czas temu, lecz pomimo tego nie wróciłam do swojej komnaty. Było już bardzo późno i podejrzewałam, iż niebawem wzejdzie słońce. Postanowiłam jeszcze nie iść spać. Musiałam pomyśleć, chociaż nie wiedziałam do końca o czym. Potrzebowałam uporządkować sobie to wszystko.
            Podczas balu poznałam wielu ludzi, usłyszałam wiele ciekawych historii z terenów Flosterry. Chciałam utrwalić je w pamięci, by przynajmniej część powtórzyć Viviane. Poza tym dobrze się bawiłam i nawet Callan przestał chodzić taki nadąsany.
            Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc przez okno zamkowego korytarza. Usłyszałam kroki i spojrzałam w tamtą stronę, by zobaczyć idącego w moim kierunku Rongvalda. Wyglądał na zadowolonego.
            – Nigmet, jeszcze nie śpisz? – zapytał. – Czyżby wrażenia z balu nie pozwalały ci odpocząć?
            – Tak, chyba tak – przytaknęłam, uśmiechnąwszy się lekko.
            – Mam nadzieje, że będzie to miłym wspomnieniem.
            – Bardzo. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
            – Cieszy mnie to niezmiernie. Nawet twój towarzysz zdawał się nie być już taki spięty – stwierdził Rongvald. – Chociaż chyba domyślam się, co było powodem jego złego nastroju.
            – Cóż takiego?
            – Powiedzmy, że to męska tajemnica.
            – Pierwsze słyszę, o czymś takim – skwitowałam, wywracając oczami. – Ale nie będę naciskać.
            – Właściwie dobrze się składa, że cię tu zastałem. Nie sądziłem, że nadarzy nam się tak szybko okazja, by na spokojnie porozmawiać.
            – Nie masz jeszcze dość rozmawiania ze mną? – zdziwiłam się i dodałam: – Ale przyznam szczerze, że i ja chciałam omówić kilka spraw.
            – Noc zaraz po balu jest najlepsza na takie okazje – oznajmił radośnie Rongvald. – Ludzie są zbyt zmęczeni zabawą, by podsłuchiwać nocnych rozmów. Zazwyczaj nawet tu ściany mają uszy, ale nie dziś.
            – Żebyś się nie zdziwił, Rongvaldzie. Niczego już chyba nie możemy być pewni.
            – To brzmi niepokojąco – padło w odpowiedzi.
            Król dłuższą chwilę przyglądał mi się z uwagą, porzucając swój zazwyczaj pogodny wyraz twarzy, przyjmując ten o wiele bardziej poważny. Czekał, aż powiem coś więcej. Nie ponaglał mnie, dając mi czas, żebym mogła spokojnie wyjaśnić, o co chodzi.
            – Chciałam o tym porozmawiać, jeszcze zanim wyjadę, ale dotychczas nie składało się, by poruszyć ten temat – zaczęłam spokojnie. – A wolałam porozmawiać o tym w cztery oczy, jako że sprawa jest poważna.
            – Cóż to takiego, że nie chciałaś wspominać nawet przy swoim towarzyszu.
            – To nie tak, że on nie wie o sytuacji, ale... Cóż, to długa historia. Pozwól, że przejdę do sedna. Czy słyszałeś o Legionie Nowego Świata? – Pokręcił przecząco głową. – Zatem wyjaśnię to na tyle jasno, na ile to możliwe. Wiesz o sytuacji Silvaterry i historii z generałem Ejvaldem. Opowiedziałam ci o porządkach, jakie poczyniliśmy  w zamku, aresztując część zdrajców. Wierzę jednak, że nie byli to jeszcze wszyscy. Nie jestem aż tak naiwna.
            – Zapewne część dobrze ukryła swoje niecne zamiary, ufam twojej intuicji Nigmet. Zresztą to naturalne, podejrzewać ludzi, gdy w grę wchodzi władza i bogactwo.
            – Ale widzisz, opowiadając o tym, pominęłam kilka kwestii, pragnąc zostawić to na okazję taką jak ta. Z wiarygodnych źródeł wiem, że za wieloma konfliktami wewnętrzni królestw stoi właśnie Legion Nowego Świata. Znam kogoś, kto miał z nimi bezpośrednią styczność i nie zwiastuje to nic dobrego.
            – Mów dalej – porosił Rongvald, marszcząc brwi.
            – Wiemy, że u boku Ejvalda podczas jego podbojów Silvaterry, towarzyszyła mu osoba należąca do Legionu. Sądziliśmy z początku, że organizacja wspierała jego władzę, ale sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana – zaczęłam swoje wyjaśnienia i westchnęłam ciężko, starając się zebrać myśli. – Shayan, bo tak się nazywała, najprawdopodobniej współpracowała z Lordem Joshuą, który był głównym pomysłodawcą zdrady pozostałej szlachty. Ejvald mimo licznych zbrodni był raczej tylko pionkiem w o wiele większej grze.
            – Chcesz powiedzieć, że generał Ejvald został zmanipulowany przez kogoś jeszcze innego.
            – Tak, przez swojego syna, Joshuę w porozumieniu z Legionem Nowego Świata. Choć możliwe, że i jego tylko wykorzystują. Nie umiem w tym momencie stwierdzić. Ale na pewno zarówno Joshua jak i Legion stanowią ogromne zagrożenie, jako że z ich pomocą zdołał uciec zbiec z lochu.
            – Jeśli chcesz, możemy rozesłać listy gończe do każdego zakątka Flosterry.
            – Nie sądzę, żeby wydostał się poza granice Silvaterry, ale z całą pewnością będę wdzięczna. Zresztą może być zagrożeniem i dla was. Jest bardzo inteligentny.
            – Więc współpracuje z Legionem Nowego Świata?
            – Przynajmniej do pewnego stopnia otrzymuje ich wsparcie. Nie określiliśmy jeszcze, co dokładnie jest ich celem. Wiemy jednak, że stoją za wieloma konfliktami i są wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Nie zdziwiłabym się, gdyby byli i tutaj w zamku. Nie powinieneś ufać nikomu.
            – Rozumiem.
            – Na razie wciąż zbieramy informacje, ale wierzę, że szykują coś wielkiego. Werbują w swoje szeregi nawet ostatnie rody zajmujące się magią, powiązane z wiedźmą wymiarów, Jaelle.
            – Z wiedźmą wymiarów? W takim razie to bardzo poważna sprawa, tak jak mówiłaś.
            – Dlatego tym bardziej ważny jest ten sojusz, bo jeśli nasze przypuszczenia się potwierdzą, osobno możemy nie poradzić sobie z tym problem.
            – Wierzę ci, Nigmet. Jutro omówimy szczegóły sojuszu i nie będę was tu dłużej trzymał.
            – Dziękuje Rongvaldzie, twoje zaufanie wiele dla nas znaczy. Mimo burzliwej historii, uważam, że Flosterra i Silvaterrą mają szansę na silny sojusz.
            – Oczywiście. Jeśli wasza królowa jest, chociaż w połowie tak wspaniała, jak mówiłaś, z całą pewnością oba królestwa czeka świetlana przyszłość, dzięki tej współpracy. A tymczasem… – urwał na moment i spojrzał w mrok korytarza. – Chyba nie tylko tobie przyszło do głowy obejrzeć wschód słońca. Pole kwiatowe wygląda wtedy wyjątkowo cudownie – rzucił na odchodne. – Dobranoc.
            I zniknął. Ja zaś popatrzyłam w kierunku, który przed chwilą wskazał i zobaczyłam znajomą sylwetkę. Callan najwyraźniej w ogóle nas nie zauważył. Mimowolnie skierowałam kroki w jego stronę. Zdziwił się na mój widok, ale nic nie powiedział, gdy przystanęłam obok.
            – Nie możesz spać?
            – Tak…
            – Masz ochotę się przejść? Założę się, że nie zwiedziłeś zbyt wiele, jak zawsze skupiony na obowiązkach. Tyle czasu spędziłeś na sparingach z tutejszymi dowódcami, że zabrakło czasu na to, by chociaż chwilę się zrelaksować.
            – Może masz rację. Oboje chcieliśmy jak najlepiej skorzystać z pobytu tutaj.
            – To skorzystajmy – zaśmiałam się cicho. – Chodź.
            – Chcesz się napić? – zapytał, pokazując butelkę w drugiej ręce.
            Skinęłam głową i upiłam kilka łyków wina. Oddałam butelkę i chwyciłam wolną dłoń Callana, ciągnąc go do wyjścia. Celowo wybrałam taką drogę, by ominąć ogród. Jakoś nie miałam ochoty tam iść z Callanem. Wystarczająco ryzykowna wydawała mi się wycieczka za miasto, ale… No cóż.
            Szliśmy powoli uliczkami miasta podając sobie butelkę trunku z ręki do ręki. Połowa tarczy księżyca świeciła wysoko na niebie. Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało. Rozkoszowaliśmy się ciszą i winem kwiatowym. Nie wiedziałam, skąd je w ogóle miał. Było po prostu miło i żadne z nas nie chciało tego psuć. Dopiero, gdy z pewnym trudem wtoczyliśmy się na wzgórze, Callan popatrzył na pole kwiatowe, a potem na mnie i powiedział:
            – Pięknie.
            – Prawda, że to cudowne miejsce?
            Callan chwycił moją dłoń i okręcił mną, jak wtedy, gdy wcześniej tańczyliśmy. Nie protestowałam.
            – Mówiłem o tobie – wyznał cicho. – Pięknie wyglądasz.
            – Tak, wiem – zaśmiałam się, dygnąwszy z gracją i odsunęłam się od niego.
            Wolałam trzymać dystans. Wciąż nie zapomniałam tego, co wydarzyło się jeszcze nie tak dawno, nawet jeśli zdawało się być to wieki temu.
            – Wszystko się pochrzaniło.
            – Masz na myśli to, że nasza grupa oddala się od siebie? Czy to, że zagraża nam Legion? A może to, że nadal nie wiemy gdzie jest Joshua? – zapytałam z uśmiechem patrząc w niebo. – Nic się nie pochrzaniło. Na pewno nie samo. Część rzeczy sami schrzaniliśmy, a reszta to tylko mniejsze i większe przeszkody, z którymi przyszło nam się zmierzyć.
            – Obyś miała rację, ale chyba niedoceniasz Legionu. Są wszędzie, być może bliżej, niż sądzisz.
            – Call… Ja wiem. Stoję tu i wiem, że jestem tylko zwykłym człowiekiem. Niewiele mogę. Nie umiem walczyć jak ty i Rey. Nie jestem tak odważna i dumna jak Viviane. Nie znam się na magii, jak Orlaith. Ale wierzę, że razem możemy wygrać. Wygramy.
            – Masz rację – odparł Callan.
            Powoli wracaliśmy do zamku, ale wolałam odstawić Callana do jego pokoju. Całą drogę gadał od rzeczy, a jego kroki były niepewne. Alkohol zadziałam z opóźnieniem. Ja na szczęście w porę odmówiłam wina i teraz zastanawiałam się, ile musiał wypić wcześniej. Pewnie dużo, bo pod koniec balu gdzieś przepadł, a z tego, co mi było wiadomo, miał mocną głowę. Skoro sama miałam się dobrze, wolałam przytrzymać Callana.
            Staraliśmy się cicho wejść do zamku i jakoś wtoczyliśmy się po schodach. Właściwie trochę nam było wesoło, więc tłumiliśmy śmiech. Dotarliśmy wreszcie do komnat, weszłam wraz z Callenem, żeby upewnić się, że pójdzie spać. Zamknęłam drzwi i podstawiłam mu koło łóżka szklankę z wodą. Podejrzewałam, że może mu się to przydać.
            Chciałam wyjść, ale wziął mnie w ramiona. Nie mógł zobaczyć mojej miny. Może to lepiej. Wzięłam głęboki oddech i odepchnęłam go, dając mu do zrozumienia, żeby przestał. Doprowadziłam go i usadziłam na łóżku, mówiąc:
            – A teraz idź spać i bez dyskusji.
            – Mogę cię przytulić? – zapytał z miną smutnego psiaka.
            Zagryzłam wargę.
            – Nie.
            – Proszę… Ten jeden raz. Tylko na chwilę.
            Westchnęłam ciężko, ale nie zaprotestowałam już, gdy jego ręce oplotły się wokół mojej talii. Stałam tak obejmując jego szyję, a on z twarzą wtuloną w mój brzuch. Nagle przez moment ucieszyło mnie, że nie jestem aż tak niska, bo wtedy przytulałby mi się do cycków. Szybko jednak stłumiłam tą głupią myśl, czując, że coś jest mocno nie tak. Callan nigdy się tak nie zachowywał.
            – Call, co się dzieje?
            – Ja tak naprawdę… – zamilkł na moment, lecz gdy zaczął mówić dalej, odniosłam wrażenie, że nie powiedział tego, co pierwotnie miał zamiar. – Pamiętasz jak opowiadałem ci o mojej siostrze.
            – Reili? Uczyła w szkole, jeśli się nie mylę i… Zginęła z rąk Ejvalda.
            – Tak, właśnie… Nikomu o tym nie mówiłem, ale… Myślę, że ona nie była moją siostrą, tylko matką. Była ode mnie szesnaście lat starsza. I nigdy nie miałem odwagi o to zapytać, skoro zawsze mówiła, że rodzice zginęli, ale nigdzie nie znalazłem potwierdzenia tej wersji. Do miasta, w którym żyliśmy, przyjechaliśmy, gdy miałem roczek, więc nikt nas nie znał – wyjaśnił, wciąż nie chcąc uwolnić mnie z uścisku. – Wydaje mi się, że była szlachcianką, bo w jej zachowaniu było coś, co budziło respekt. Nie wiem, nie umiem tego wyjaśnić. Może popełniła mezalians, zaszła w ciążę i wyrzucono ją z domu. To miałoby sens, dlaczego nie opowiadała o rodzicach zbyt wiele, nie chciała ich pamiętać. Może łatwiej jej było żyć, udając, że jestem jej młodszym bratem. Nigdy się już nie dowiem.
            – Już dobrze – wyszeptałam. – Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś.
            – To nie wszystko – przyznał Callan. – Okłamałem cię wcześniej. Reila wcale nie zginęła z rąk Ejvalda. Zabił ją jeden z członków Legionu… Moja siostra wiedziała coś, ale nie chciała im tej wiedzy przekazać. Zabili ją, żeby nie przeszkodziła im w realizacji ich planu.
            – Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz? – jęknęłam zaskoczona. – Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej?
            – Wtedy nic nie wiedziałaś o Legionie… Nie było takiej potrzeby. A teraz… Nigmet, zrozum, że Legion jest zbyt potężny. Odpuść. Nie dasz rady z nimi wygrać. Nie narażaj się bezsensu.
            – Nie mogę Call. Wiesz o tym – oznajmiłam spokojnie, lecz pewnym tonem. – Obiecałam Viviane, oboje obiecywaliśmy jej pomóc i chronić Silvaterrę. Nie poddam się. Nie chcę.
            – Ja tylko nie chcę, żeby coś ci się…
            – Śpij – powiedziałam, wyślizgując się z objęć i ucałowałam go w czoło. – Niczym się nie martw. Dobranoc.

2 komentarze:

  1. Fajny ten rozdział. Call jest strasznym zazdrośnikiem, gdyby nie to, że to król, pewnie by przyłożyć Rongvaldowi za to kręcenie się wokół Nigmet. Kurczę, narobiłaś mi nadziei, że ten alkohol pchnie ich ku sobie, a tu tylko uroczy Callan. Coś mi się zdaje, że to nie wszystko, co chciał powiedzieć. Ja mam wciąż wrażenie, że Call jest związany z tym całym Legionem. Dużo tajemnic, trochę za dużo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet Call miewa swoje lepsze momenty. Jednak wydaje mi się, że zanim na dobre się pogodzą to trochę potrwa. Mimo wszystko Nigmet była naprawdę zraniona :)

      Usuń