Przy
bramie zamkowego dziedzińca zrobiła się wrzawa. I podejrzewałam, że to
przyjaciel Heku przyjechał po niego. Wolałam udać się tam i sama to załatwić,
zanim on to zrobi. Po co przysparzać biednym strażnikom problemów.
–
Jakiś problem? – zapytałam, podchodząc do bramy.
– Ten
młody człowiek twierdzi, że ma zaproszenie – padło w odpowiedzi. – Nic mi o tym
nie wiadomo, więc kazaliśmy mu zawrócić. Nalega jednak.
Popatrzyłam
na wysokiego, szczupłego szatyna. Przydługa grzywka sterczała z powodu
obwiązanej wokół czoła chusty. Chłopak ubrany był dość specyficznie, więc nie
miałam wątpliwości, że to musi być ktoś zaznajomiony z Heku.
– Jak
masz na imię? – zwróciłam się do niego, przerywając jego rozmowę z innym
strażnikiem.
–
Lavritz.
–
Ach, więc to ty przyjechałeś po Heku – powiedziałam tak, by strażnicy to
słyszeli. – Przepraszam za te niedogodności. Zapraszam.
–
Nie, nie. Ja go miałem tylko odebrać.
–
Przyjaciel Heku jest tu zawsze mile widziany – stwierdziłam, uśmiechając się
łagodnie. – Chyba nie odmówisz herbaty. Zwłaszcza że chciałam z tobą o czymś
porozmawiać.
– A
gdzie Heku?
–
Miał się pożegnać ze wszystkimi. Trochę mu to zajmie.
– No
dobrze…
– Nie
ma potrzeby do obaw – wyjaśniłam, prowadząc go w stronę zamku. Odwróciłam się
do strażników i rzuciłam na odchodne: – wprowadźcie karetę pod zamek. I na
przyszłość informujcie mnie od razu o gościach.
– Tak
jest!
–
Musisz być tutaj kimś ważnym… Pani… – wybąkał Lavritz, który najwyraźniej nie
był przyzwyczajony do królewskiego dworu.
–
Nigmet.
–
Pani Nigmet.
– Po
prostu Nigmet – zaśmiałam się. – Strażnicy niech sobie mówią, jak chcą. Choć
dla mnie to zbędna błazenada. Nie jestem żadną szlachcianką…
– Ale
jednak kimś ważnym.
–
Cóż… Jestem urzędniczką.
–
Urzędniczką? – zdziwił się młodzieniec. – Ale jesteś kobietą. To znaczy… –
próbował się tłumaczyć, czerwieniąc się ze wstydu. – Jak ci się to udało?
–
Miałam sporo szczęścia i wspaniałych przyjaciół.
Wspięliśmy
się po schodach i zaprowadziłam go do pokoiku, w którym zdarzył się ostatni
zamach na nasze życia. Na myśl o tym skręcił mi się żołądek, ale wątpiłam, żeby
sytuacja miała się powtórzyć. Po drodze poprosiłam jedną ze służących, żeby
przyniosła nam herbatę. Choć i to budziło pewien niepokój w moim sercu.
–
Usiądź, Lavritz – powiedziałam, zapraszając go gestem dłoni i sama również
zajęłam miejsce w fotelu. – Heku opowiadał mi o tobie.
–
Tak?
–
Podobno jesteś uczniem alchemika.
– To
prawda – przytaknął szatyn. – Dziwi mnie jednak, że Heku o tym wspomniał.
–
Uważa cię za swojego dobrego przyjaciela.
–
Jestem jego JEDYNYM przyjacielem – roześmiał się Lavritz. – Większość ludzi
szybko się poddaje, nie mogąc znieść jego towarzystwa. Dlatego jestem tak
strasznie zaskoczony, że tyle wiesz.
– Nie
uważam Heku za złego człowieka – oznajmiłam z powagą. – Nie ukrywam, że
mieliśmy dzięki niemu kilka ciężkich chwil, ale też sporo nam pomógł.
–
Nam?
–
Zarówno mi, jak i Viviane.
–
Królowej?
–
Tak. W zamku miał miejsce kolejny zamach na jej życie. Na szczęście nieudany,
choć zawdzięczamy to między innymi właśnie Heku.
– To
straszne!
– Ale
to nie o tym chciałam z tobą rozmawiać. Niemniej jeśli jesteśmy już przy tym
temacie, słyszałeś kiedyś o Legionie Nowego Świata?
Lavritz
wyglądał na autentycznie zdziwionego, więc sądziłam, że zaprzeczy. On jednak
rozejrzał się dokoła konspiracyjnie, a potem skinął głową. Rozległo się pukanie
do drzwi i do środka weszła służąca z herbatą. Wstrzymaliśmy się na ten moment
i dopiero gdy wyszła, kontynuowaliśmy rozmowę.
– Nie
wiem zbyt wiele, ale mistrz wspominał o nich.
– Co
mówił?
–
Złożyli mu wizytę lub dwie, żeby go zwerbować. Sądzili, że jego wiedza może
pomóc w jakiś poszukiwaniach. Odmówił – oznajmił cicho Lavritz, marszcząc przy
tym brwi. – Jakiś czas później przenieśliśmy się na pustkowie bliżej granicy,
żeby nas nie nachodzili.
–
Rozumiem. W takim razie, czy mogłabym mieć do ciebie prośbę?
–
Jaką?
–
Prosiłam o to już Heku, więc pewnie i tak by ci powiedział. Miej, proszę, oczy
szeroko otwarte na wszelką działalność Legionu. Jeśli możesz, porozmawiaj też
ze swoim mistrzem.
– Po
co?
Westchnęłam
ciężko i przeczesałam palcami włosy.
–
Zbieram informację na temat Legionu. Śmiem twierdzić, że stali oni za
poczynaniami Ejvalda, a później także jego syna. Ich wpływy sięgają bardzo
głęboko. Legion przysporzył nam już sporo problemów.
–
Chcesz z nimi walczyć?
– Być
może. Ale do tego potrzebuję informacji i sprzymierzeńców. Heku ci ufa, więc
wierzę, że i ja mogę ci zaufać.
–
Skoro Heku się zgodził i tak by mnie w to wciągnął – roześmiał się Lavritz. –
Nie mam zatem wyboru – dodał.
–
Słyszałam też, że nie jesteś jedynym uczniem alchemika. Czy to prawda, że jest
tam także dziewczyna imieniem Qian? – zapytałam z nadzieją. – Drobna,
ciemnowłosa zielarka.
–
Tak! Znasz ją?
–
Jeśli to naprawdę ona… To spotkałyśmy się na początku mojej podróży przez
Silvaterrę – powiedziałam, uśmiechając się pod nosem na to wspomnienie. Jak
wiele się od tamtego czasu zmieniło. – Chciałabym, żebyś przekazał jej
pozdrowienia od Nigmet. Powiedz jej także to, co powiedziałam ci o Legionie.
Dobrze?
–
Możesz na mnie liczyć.
–
Dziękuję.
– Nie
ma za co.
–
Chciałam was też zaprosić tutaj do zamku. Ciebie, Heku i Qian, a także waszego
mentora. Bylibyśmy zaszczyceni, mogąc gościć u siebie taką osobistość, więc
gdyby zechciał się zjawić…
–
Przekażę im zaproszenie.
–
Jakie zaproszenie? – usłyszeliśmy, po tym jak drzwi do pokoju otworzyły się. Do
środka wszedł Heku. – Nigmet zaprosiła nas wszystkich do zamku.
– A
więc już się zapoznaliście. To wspaniale! – wykrzyknął Heku. – To teraz się
zbieramy.
–
Pożegnałeś się już ze wszystkimi? – zapytałam uprzejmie.
–
Nie. Jedynie ze służącymi.
– A
co z Reyem, Callanem i przede wszystkim Viviane?
–
Viviane… I tak za mną nie przepada, więc nie chciałem jej niepokoić. Nawet ja
mam tyle rozsądku – stwierdził Heku. – A twój rycerz mnie już nie bawi. Jest
strasznie ponury.
–
Może jednak powinieneś pójść do Viviane?
– Nie
ma potrzeby.
–
Pozwól przynajmniej swojemu przyjacielowi dopić herbatę – jęknęłam, zerkając na
Lavritza. – Może napijesz się z nami?
–
Nie.
– Ja
już wypiłem – wtrącił się Lavritz, wstając od stołu. – Miło się gawędziło, ale
na nas pora. Do zobaczenia.
–
Odpro… – zaczęłam, również się podnosząc, ale przerwał mi Heku:
– Nie
fatyguj się. Znam drogę.
–
Uważajcie na siebie – krzyknęłam za nimi.
Stałam
dłuższą chwilę oszołomiona tym dziwnym pożegnaniem. Szybko jednak otrząsnęłam
się z szoku i pobiegłam za nimi. Zdołałam dogonić ich na dziedzińcu. Nie myśląc
za dużo, rzuciłam się Heku na szyję, gdy tylko odwrócił się w moją stronę.
–
Dziękuję za wszystko – powiedziałam, uwieszona na nich jak jakaś fanka. –
Viviane wcale nie pała do ciebie niechęcią. Pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile
widziany.
Chyba
zaskoczyłam go tym wszystkim. Ale delikatnie objął mnie jedną ręką w talii.
–
Dziwna z ciebie kobieta.
–
Dziwny z ciebie mężczyzna – odgryzłam się, puszczając go. – Bądź ostrożny.
– Co
tu się działo przez te kilka dni? – jęknął Lavritz, patrząc to na Heku to na
mnie.
–
Idź. Twój rycerz nie wygląda na zadowolonego – rzucił na odchodne Heku.
Pomachałam
mu jeszcze i ruszyłam w stronę zamku. Tam natknęłam się na Callana, który
najwyraźniej widział całe zajście. O dziwo jednak nie poczynił żadnego
komentarza na ten temat.
–
Szukałem cię. Viviane zwołała naradę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz